wtorek, 7 sierpnia 2012

Rozdział VIII

 







Długo nie mogłam otrząsnąć się po tym, co się stało. Te niespodziewane napady bólu połączone z atakami paniki wyczerpywały mnie fizycznie i psychicznie. I jeszcze te cyklicznie powtarzające się sny na jawie. Miałam tego dosyć. Tylko tęsknota za Alexem trzymała mnie przy zdrowych zmysłach. Jednak kolejne dni i noce mijały mi na pełnym obaw oczekiwaniu na następny sztylet. Brak jakiegokolwiek przeczucia na temat nieuchronnie zbliżającego się uderzenia potęgował strach przed nim.
Zmęczona po nieprzespanej nocy leniwie wygramoliłam się z łóżka. Biała pościel bezszelestnie zsunęła się na podłogę. Zaczepiwszy o nią bezwładnie upadłam na podłogę. W moim pokoju natychmiast pojawił się Jake.
- Co się stało?
Bezzwłocznie rzucił się, aby pomóc mi wstać. Pościel plącząca się pod moimi stopami od razu znalazła się tam, gdzie było jej miejsce. Wciąż opierając się na jego ramieniu, przeczesałam włosy wilgotną od potu dłonią.
- Nie, chyba nie – mimowolnie wyciągnęłam rękę ku nieco obitej nodze.
- Ok, nic – odparł z irytacją w głosie.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- I ty jeszcze śmiesz o to pytać? Przez kogo Alex wyjechał? Chciał zostawić ciebie, ale oczywiście nie przewidział, że pozostawiając ciebie z nami naraża cię na nasz ogromny gniew, jesteś więc na naszej łasce i niełasce i wierz mi, że nie tylko mi nie pasuje twoja obecnośćtutaj. Powinniśmy zabić cię już wtedy, kiedy mieliśmy ku temu okazję, ale nie…Justin musiał nas powstrzymać. Chciał, żebyś trwała razem z nami.
- Trwała? – przerwałam. Justin mówił mi kiedyś, że demony nie żyją, tylko trwają, trwają… – Przecież to niemożliwe, ja jestem tylko człowiekiem a nie jednym z was.
- A myślisz, że niby dlaczego byśmy cię tu trzymali? Chyba nie z miłości do ciebie – jego lodowate słowa poczęły delikatnie wbijaćsię w moje ciało. Poczułam ból porównywalny do tego, przez który znalazłam sięw szpitalu, ale nie był na tyle silny, żeby być w stanie mnie zatrzymać.
- Jestem demonem… – załamał mi się głos.
- Nie, Królową Elżbietą. Jaka ty jesteś naiwna.
Usiadłam na łóżku, Jake wciąż stał nade mną, ale jużnic nie mówił. Spostrzegł jak ogromny ból zadaje mi poprzez wypowiadane słowa. Zakryłam twarz drżącymi dłońmi, ale nie płakałam, nie miałam takiego zamiaru. Byłam silna, silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
- To stąd te dziwne sny, tak? – podniosłam nań wzrok.
- Wreszcie się domyśliłaś. Nie wiem dlaczego Justin nie pozwolił nam wyjawić ci prawdy o sobie, ale jako nasz przełożony zawsze ma rację.
- Alex też wiedział?
- Tak, to znaczy nie – zaczął zawile – nie wiedziałwszystkiego.
- Gdyby wiedział… nie zostawiłby mnie, prawda? –zapytałam z nieuzasadnioną nadzieją w głosie.
- Jeśli chodzi ci o to czy założyłby z tobą rodzinę i tym podobne sprawy, to nawet się nie łudź, demony to wolne ptaki.
Moja nadzieja pod wieloma względami podobna była do bańki mydlanej. Piękna acz delikatna i krucha, w której ktoś zamknął tęczę,która przy najmniejszym dotyku pękała zmieniając się w nic nieznaczące krople wody.
- Ale jakim cudem ja mogę być demonem? – wstałam czując jak targa mną nagła gorączka.
- Wcześniej uważaliśmy, że Alex jest ostatnim demonem-mieszańcem, ale myliliśmy się, bo narodziłaś się ty. Trochę ponad sześćprocent ciebie jest demonem.
- Tylko sześć? To przecież malutko, tyle co nic –padłam przed nim na kolana. – Odeślijcie mnie do domu, przecież ja nie mam skłonności mordercy, ja nikogo nie skrzywdzę… Tylko sześć procent… –powtarzałam jak mała dziewczynka, która prosi o nową lalkę. – Czy to tak wiele?
- Prędzej czy później obudzi się w tobie instynkt bezwzględnego mordercy, który pragnie krwi grzeszących.
- Grzeszących? – zmieszała mnie jego wypowiedź.
- A myślałaś, że zabijamy tak sobie? Przestań. To tylko Alex potrafi pozbawić życia przypadkową osobę – odparł niedbale.
- I ja też będę taka jak wy? Przecież to tylko sześćmalutkich procent, nie więcej. Jakim cudem…?
- Znasz historię Alexa, twoja jest trochę inna, chociaż konsekwencja taka sama. Szał namiętności, zdrada, ciąża, dziecko…
- To dlaczego tego dziecka nie zabiliście już wtedy?
- Robiłaś kiedyś drzewo genealogiczne? – widząc mojązdziwioną minę, kontynuował. – Pewnie nie, więc nie wiesz, że niektórzy członkowie twojej rodziny żyli bardzo krótko. Na przykład twój ojciec. Ile miałlat kiedy popełnił samobójstwo?
- Samobójstwo? – zachłysnęłam się własnym oddechem –przecież on zginął… zginął na morzu. O czym ty mówisz?
- Statek zatonął, ciała nie odnaleziono, wiec dlaczegośmiesz uważać, że to nie możliwe? Wszystko jest możliwe. Do tego cudów nie trzeba.
- Nie, to niemożliwe. Kłamiesz! Ja nie jestem żadnym demonem, jestem normalna! Słyszysz? Normalna! Mam ci przeliterować? – szarpałam go za śnieżnobiałą koszulę, poddawał się mojej woli. W końcu uderzony w klatępiersiową bez tchu upadł na podłogę.
Przerażona chciałam pobiec po pomoc, ale kiedy mijałam jego skamieniałe ciało, poczułam uścisk żelaznej dłoni na mojej kostce. Jak długa runęłam na podłogę tuż obok niego. Nie puszczając mojej nogi zaśmiał siękpiąco.
Uśmiech powrócił także na moje usta.
- Pamiętasz jak popchnęłaś Alexa, kiedy ten dowiedziawszy się o twojej zdradzie, chciał zrobić krzywdę Adamowi?
Uśmiech zniknął z mojej twarzy.
- Chwila… Jakiej zdrady? – odgarnęłam włosy do tyłu.
- Nie, żadnej – miałam wrażenie, że Jake przypomniałsobie o czymś czego miał mi pod żadnym pozorem nie mówić.
Jake wstał i przyglądając mi się, tak bezwładnie leżącej na podłodze, ze zmierzwionymi włosami, w wyciągniętej koszulce Adama, takiej bezbronnej, naiwnej i niewyobrażalnie silnej, wyciągnął do mnie dłoń.
- Zdradziłam Alexa? Przecież my nigdy nie byliśmy ze sobą, więc jak mogłam to zrobić? Z kim? Z Adamem? – chciałam jak najszybciej znać prawdę, prawdę o mnie.
- No, tak jakby.
- A dlaczego ja tego nie pamiętam? Kiedy to się stało?– powoli zaczęłam się uspokajać.
- Utrata pamięci to sprawa Justina, on ma więcej siły niż my wszyscy razem wzięci.
- Dlatego Alex wyjechał? – ledwie poruszałam martwymi wargami.
- Wyjechał, bo cię kochał, albo nadal kocha. On w dalszym ciągu myśli, że jesteś zwykłym człowiekiem.
- Dlaczego nie powiedzieliście mi o tych sześciu procentach? Trzeba go odnaleźć i sprowadzić tutaj – rzucałam desperackie propozycje. – Zadzwoń do niego, Justin na pewno wie, gdzie on jest, ktoś musi wiedzieć.
- Jak będzie chciał to wróci – uciął schładzając mój niezdrowy zapał.
Nie miałam już wystarczająco dużo siły, aby zadaćkolejne pytanie. Bałam się nieprzewidywalnej reakcji demona. Chciałam zapytaćgo dlaczego nie chce mi pomóc, ale nie potrafiłam.
Ociężale podniosłam się z podłogi. Jake widząc, że i tak sporo namieszał w moich myślach udał się w stronę drzwi. Grymas, który pojawił się na jego bladej twarzy, mówił, że chłopak chciałby przekazać mi cośjeszcze, ale albo odgórny zakaz albo wewnętrzne opory nie pozwoliły mu na to.
Wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Znowu zostałam sama. Ta pustka roztaczająca się wokół mnie stała się bańką, a ja zamkniętą w niej tęczą. Tylko ta bańka nie była mydlana, była granitowa.
Załamana usiadłam na krańcu łóżka. Uświadomiłam sobie,że jestem jedną z nich, że jestem opętanym rządzą morderstw demonem. W czym byłam lepsza od nich? W niczym. Byłam w równym stopniu podobna im, a oni podobni do mnie. Jakaś część mnie umarła, kiedy Jake wypowiadał słowa mojego przeznaczenia.
Nagle przypomniałam sobie wszystko co wczoraj zaszło –seks z Adamem, powrót Alexa, bójkę, niewidzialny sztylet. Jak mogłam zrobić cośtakiego? Pójść do łóżka z facetem, którego znałam tylko dwa miesiące? A do tego tak bardzo skrzywdzić Alexa, który mnie kochał? Dlaczego ja w ogóle mam wyrzuty sumienia, przecież ja go nie kocham, jest mi zupełnie obojętny, chyba… nie, nie, na pewno nic do niego nie czuję. To była tylko chwilowa fascynacja, ale on mnie kochał, tak mówił i uciekł. Nie mogę mieć do niego pretensji, bo sama nie postąpiłabym inaczej, albo zrobiła coś stokroć gorszego. Kto był zawsze blisko mnie? Kto nigdy nie zamykał przede mną drzwi? A…d…a…m…
Poczułam przeszywający na wskroś mnie ból. Jake mówiąc mi prawdę o mojej prawdziwej naturze nieświadomie wbił kolejny. Jeszcze tylko trzy… Bastian… Justin… Alex…
Muszę iść do szkoły – pierwsza myśl niewiążąca się zżadnym demonem.
Chociaż i tak kontynuowanie mojej edukacji przestało mieć jakikolwiek sens, teraz, kiedy wiedziałam, że nie jestem zwykłym człowiekiem. Nie miałam ochoty na wymienianie miłych acz sztucznych gestów z pół-obcymi mi ludźmi, ale musiałam chociaż na chwilę wyrwać się z tego domu, tego przeklętego domu.
Spakowałam plecak, przebrałam się i stanęłam przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Justina. Nie miałam czasu na zastanawianie się,więc bez pukania nacisnęłam na złotą klamkę. Jakie było moje zdziwienie, kiedy drzwi otworzyły się bez najmniejszego oporu.
- Wiedziałem, że prędzej czy później się tu pojawisz, ale nie wiedziałem, że tak szybko to nastąpi – poprawił kołnierzyk swojej idealnie wyprasowanej, czarnej koszuli. – Usiądź, proszę – wskazał na wiklinowy, bujany fotel stojący pod ścianą.
Pokój przełożonego demonów różnił się od pozostałych. Panował w nim specyficzny klimat, zapach rodem ze starych ksiąg, wypełniałwnętrze. Meble były idealnie dopasowane pod względem barwy drewna, z którego były wykonane oraz kształtu. Wszystkie kanty były perfekcyjnie zaokrąglone, wszystko było poustawiane w należytym sobie porządku, żaden przedmiot nie znajdował się tam przypadkowo. Spokoju, który panował w środku nie mącił żaden niepożądany dźwięk czy pyłek wirujący w powietrzu.
- To było do przewidzenia, że któryś z demonów opowie ci twoją historię – oparł się o nieskazitelne biurko – zrobił to Jake i właśnie temu się dziwię, prędzej spodziewałbym się tego po Adamie czy nawet Bastianie, ale nie po nim.
- Dlaczego nie powiedzieliście tego Alexowi? –spuściłam głowę.
- Dlaczego mu tego nie powiedzieliśmy… – powtórzyłmoje pytanie.
- Gdyby wiedział, zostałby tu..
- Właśnie, został. Zostałby z tobą, chociaż nie może z tobą być. W większym stopniu jesteś człowiekiem, on jest demonem, to nie może się udać. To absurd.
- No tak… Absurd, bo jak można być z kimś, kogo sięnie kocha? – załamałam ręce.
- A ty ciągle swoje, dlaczego i dlaczego? Przestań w końcu, tak musi być i tak będzie – jego chłopięce rysy nabrały ostrego i stanowczego wyrazu. W kilka sekund zmienił się nie do poznania.
- On mnie kocha – z każdym jego słowem czułam sięsilniejsza.
- Jakie banalne wyznanie banalnego uczucia –lekceważąco wzruszył ramionami. – Uważasz, że to prawda? Demon, który potrafi tylko nienawidzić? Demon, który… – nie skończył. W pokoju rozległ się głośny, kpiący śmiech. – Sama nie wierzysz w to, co mówisz. To, że całowaliście sięraptem trzy razy to wcale nie znaczy, że on się w tobie zakochał i tak będzie już zawsze. Alex jeszcze nigdy nikogo nie kochał i nie będzie.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? – wściekła zerwałam sięz fotela.
- Jestem jego przełożonym, więc bardzo dużo o nim wiem. Lepiej o nim zapomnij i zacznij żyć jak demon. Zacznij zabijać dla własnej przyjemności pod pretekstem wymierzania sprawiedliwości. Upoluj sobie jakąś ofiarę. Mężczyzna czy kobieta – wybór należy do ciebie. Pamiętam mojąpierwszą ofiarę. Szesnastoletnia dziewczyna o pięknych, ciemnych włosach, z premedytacją zamordowała swojego chłopaka. Dlaczego to zrobiła? Nie powiedziała mi, a ja nie miałem jeszcze wtedy takiej mocy, jak teraz. To było trzynastego dnia mojego pobytu tutaj. Od tamtej pory już nie liczę ofiar, nie zapamiętujęimion, nie jest mi to potrzebne. Skupiam się tylko na rozkoszy płynącej z zabijania w imię prawa.
- Justin, ale ja demonem jestem tylko w sześciu procentach, to za mało, żeby to robić.
- Oj April – westchnął – jesteś taka naiwna.
Justin był kolejnym demonem, który obdarzył mnie tego typu epitetem. Powinnam obrać go sobie jako przydomek – April Naiwna.
- Nie mów, że jeszcze nie spostrzegłaś swojej niepospolitej siły. Nie bez przyczyny Alex powiedział ci kiedyś, ze jesteśsilna…
- Silniejsza od niego – dokończyłam.
- Właśnie. Te sześć procent stopniowo się zwiększa, za kilka miesięcy będziesz jedną z nas. Co ja mówię, przecież już jesteś jedną z nas.
- Jestem demonem… – powtórzyłam bezwiednie.
- W czterdziestu jeden i dwudziestu pięciu setnych procenta.
- Niemożliwe, Jake mówił, że tylko w sześciu? –zmarszczyłam brwi.
Justin usiadł na pięknym, skórzanym fotelu. Położyłsobie dłonie na karku i zaczął go masować. Znowu słyszałam pogłos kruszonego lodu.
- Każdy pocałunek z demonem sprawia, że zanika twoje człowieczeństwo – zaczął po chwili. – Jeden pocałunek – jeden i dwadzieścia pięć setnych procenta, co daje ci siedemdziesiąt pięć pocałunków.
- Czyli całowałam się już dwadzieścia osiem razy? –szybko policzyłam w pamięci, co na tyle mnie zdziwiło, bo do tej pory z matematyki zawsze miałam słabe stopnie.
Justin przestał masować sobie kark. Uświadomił sobie,że powiedział coś, czego nie powinien mówić. Po chwili roześmiał się jakby sam do siebie.
- Po co ja mam to ukrywać, przecież i tak wiesz.
Potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić z niej resztki cudownych, acz bolesnych wspomnień.
Oblizałam zsiniałe wargi.
- Z Alexem całowałaś się sześć razy – uświadomił mnie Justin.
- Skąd wiesz?
- Mówiłem już, że jestem tu szefem i wiem więcej niżci się wydaje – szyderczy uśmiech zagościł na jego niemal, że dziecięcej twarzy. – Przecież doskonale pamiętasz pozostałe dwadzieścia dwa pocałunki.
- Adam – szepnęłam instynktownie.
- Widzisz i zagadka rozwiązana, możesz spokojnie iśćdo szkoły. Adam cię odwiezie, ale musisz się trochę pośpieszyć.
- Muszę z nim porozmawiać – oznajmiłam wychodząc.
- W drodze do szkoły będziesz miała ku temu znakomitąokazję.
- Muszę porozmawiać z Alexem – powiedziałam dobitnie.
- Może kiedyś, na pewno nie teraz. Proponuję, żebyśnajpierw porozmawiała z Adamem.
Nie odpowiedziałam.
Cicho zamknęłam za sobą drzwi. Rozmowa z Justinem obudziła we mnie nowe lęki, ale i odpowiedziała na kilka pytań. Dwadzieścia dwa pocałunki, które oddałam Adamowi… Wspólna noc...

***

Demon czekał na mnie w opustoszałej kuchni. Bez słowa wziął ode mnie plecak i pomógł założyć mi kurtkę. W milczeniu opuściliśmy dom.
Kiedy tylko wyszliśmy zorientowałam się, że cośjest nie tak. Twarz Adama przybrała odcień szorstkiej szarości, usta wydawały się bardziej sine niż zwykle, a oczy nie chciały na mnie patrzeć.


Wycie silnika i głośna muzyka płynąca z radia zagłuszały nieustannie dzwoniący telefon. Na wyświetlaczu wciąż widniała jedna, ta sama nazwa – Adam.
Alex doskonale pamiętał,co wydarzyło się poprzedniego dnia. Ap myliła się myśląc, że to tylko ona została ugodzona ostrzem niewidzialnego noża, Alex także. Jego kochające, szare oczy przybrały barwę czystej czerni, już nie miały kogo kochać. Z czyjej winy? Na jej wyraźne życzenie. Myślał, że chwila spokoju będzie trwała wiecznie, ale spokój prysł niczym bańka mydlana, w której ukryły się ostatnie fragmenty szczęścia. Myśl, że już nigdy jej nie zobaczy mroziła jego bijące serce, powstrzymywała oddech, strach przed przyszłością wiązał mu ręce.
Docisnął pedał gazu i pozostawiając wspomnienia daleko za sobą, próbował uciec przed gnającą za nim przeszłością. Gdzie podziała się teraźniejszość? Teraźniejszością stała sięnadzieja schowana głęboko w sercu Alexa i sercu April.
Chłopak jechał jużponad trzy godziny. Jakaś młoda kobieta stała na poboczu energicznie machając ręką. Samochód Alexa zatrzymał się z piskiem opon.


Zajęłam miejsce obok kierowcy. W przekonaniu, że jednak dzisiaj dzieje się coś dziwnego utwierdziło mnie to, że Adam zamiast w lewo, skręcił w prawo. Jemu jako znakomitemu kierowcy, który doskonale znał te okolice, nie mogła zdarzyć się taka pomyłka.
Zapięłam pasy.
Przez kilkanaście minut patrzyłam na marsową minęAdama, na jego zacięte usta, coraz to ciemniejsze oczy, w których ginęły moje nieodwzajemnione spojrzenia. Zaczęłam przyglądać się mijanym poboczom. Bezlistne drzewa, stare, próchniejące płoty, szyldy ze złuszczającą się farbą i napisami, których nie sposób było odczytać – niegdyś cieszyły oczy właścicieli i podróżujących, a dzisiaj wręcz odpychały. Wydawało mi się, że to mijane bezkształtne znaki drogowe uciekają w tył, a ja stoję w miejscu bezsilnie patrząc przed siebie, ale nie mogąc zrobić kroku.
Po przeszło trzech kwadransach żmudnej drogi chłopak nie patrząc w moją stronę zacząłmówić:
- Boisz się.
- Dlaczego? – odpowiedziałam po upływie niespełna minuty.
Adam w tym czasie znowu skupił się na kierowaniu autem. Na przemian zaciskał lub zagryzał wargi w charakterystyczny dla siebie sposób. Zapanowała cisza.
Miarowy ryk silnika i szum wiatru, umilające mi podróż,coraz to silniej popychały mnie w Morfoeuszowe objęcia.


- Jak dobrze, że się pan zatrzymał, już myślałam, że nikt się nade mną nie zlituje – dziękowała brunetka.
Usiadła obok niego i przeglądając się we wstecznym lusterku zaczęła poprawiać sobie nieco już rozmazany makijaż. Alex nie zwrócił uwagi na to, co robi, nawet to, że poruszyła lusterkiem nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi. Samotne godziny spędzone w samochodzie sprawiły, że zapragnął towarzystwa.
- Mogę spytać dokąd pan zmierza?
- Zachodnia Rosja.
- Słucham? – kobieta upuściła trzymaną w ręku szminkę.
- Mam tam rodzinę, dawno ich nie widziałem.
- Nie byłoby szybciej iłatwiej samolotem?
- Nie przepadam za tego rodzaju środkami transportu.
- Oczywiście. A ta rodzina to ze strony ojca czy matki?
Alex zawahał się chwilęzanim udzielił odpowiedzi nieznajomej. Rodzina, to słowo było za duże, by nazwać ludzi, których chciał odnaleźć. W końcu byli dla niego obcy, nie mniej niż ta kobieta. To, że łączyły ich więzy krwi nie znaczyło, że są dla siebie bliscy, że kiedykolwiek byli razem.
- I matki i ojca – oschle zakończyłtemat.
Wspomnienie o ojcu, który go porzucił, o matce, której prawie nie znał, rozpaliły w jego sercu jeszcze większe pragnienie zabijania.
- Przepraszam, ja sięnawet nie przedstawiłam – schowała wszystkie kosmetyki do torebki. – Nazywam się Elizabeth. A pan? – wyciągnęła do niego rękę.
- Alexander.
- Bardzo ładnie. Czy mam zwracać się do pana pełnym imieniem?
- Jeśli chcesz Elizabeth możesz nazywać mnie nawet Gagarin – uśmiechnął się łagodnie.
- Znajome nazwisko, skądśkojarzę, ale nie jestem pewna. Czy my się już wcześniej nie widzieliśmy?
- Nie przypominam sobie.


Ocknęłam się po dwóch godzinach niespokojnego i płytkiego snu. Adam wciąż patrzył tylko na drogę, sprawiał wrażenie jakby odkąd wsiadł do samochodu nawet nie mrugnął. Promienie wrześniowego słońca biły o szyby bezdźwięcznie się od nich odbijając.
- Kilka minut temu wyjechaliśmy z Colchesteru. Jeszcze jakieś czterdzieści kilometrów i będziemy na miejscu – powiedział tonem pilota informującego pasażerów o tym, że konieczne w czasie lądowania jest zapięcie pasów bezpieczeństwa. – Byłaś kiedyś nad Morzem Północnym?
- Nie, dlaczego pytasz?
- Pół godziny i zobaczysz je po raz pierwszy –uśmiechnął się wciąż patrząc przed siebie.
- Czego według ciebie się boję? – zapytałam zdejmując buty, a stopy kładąc na miękkim, skórzanym fotelu.
- Gdzie znalazłaś różowe skarpetki? – nie odrywałwzroku od jezdni.
- Znalazłam je w moim pokoju, w mojej szafie, więc sąmoje.
- Aha, trzeba będzie je wyrzucić przy najbliższej okazji – mruknął do siebie. – Nie chcesz wiedzieć dokąd jedziemy?
- Pewnie nad Morze Północne. Możemy jechać dokąd tylko twoja dusza zapragnie, o przepraszam przecież ty nie masz duszy
- Przestań – syknął coraz to mocniej zaciskając palce na kierownicy.
- Nie masz duszy, nie masz serca, czy ty masz cokolwiek?
- Przestań – podniósł głos.
- A wiesz, że chyba jednak tak? Masz w sobie morzeżądz, a dwie główne to seks i zabijanie.


Nagle Alex skręcił z głównej drogi w boczną usypaną żwirem dróżkę.
- Dokąd jedziemy? –zaniepokojona kobieta rozejrzała się wokół. Szczere pola, żadnych zabudowań,jednym słowem odludzie.
- Ależpani nie mówiła dokąd zmierza.
- No tak, jestem taka zakręcona.
- I nierozważna, żeby wsiadać do samochodu obcego mężczyzny. Bardzo nierozsądne.
Zaśmiał się przyjaźnie chcąc jeszcze przez chwilę panować nad chęcią zamordowania tej kobiety. Ona zaśmiała się nerwowo.
- Pan chce pieniędzy? –gorączkowo zaczęła szukać portfela.
Kiedy miał już pewność, że nikt ich nie zobaczy, nie usłyszy krzyku kobiety, zatrzymał samochód i zablokowałdrzwi, aby zwierzyna nie miała szansy uciec. Przysunął się do niej i szepnął do ucha.
- O ile pamięć mnie nie zawodzi to jesteśmy na Ty, panno Elizabeth. Mylisz się, ja nie chcę twoich pieniędzy, ja chcę ciebie.


Adam przełknął ślinę, resztkami samokontroli próbowałzapanować nad sobą. Zatrzymał się na poboczu.
- To właśnie lubisz – mieć władzę – nie przestawałam mówić, kiedy zbliżał się do mnie na niebezpiecznie bliską odległość.
- Że jesteś naiwna wiedziałem, że jesteś nierozważna też wiedziałem, ale, że aż tak nierozsądna… powinienem cię teraz zabić, ale tego nie zrobię, poczekam na Alexa. Przecież teraz mógłbym cię wywieźć do jakiegoś domu publicznego, gdzie sprzedałbym cię z niemałym zyskiem, w końcu jesteś śliczna – pogłaskał mnie po głowie.


- Nie dotykaj mnie, bo zacznę krzyczeć – szarpała drzwi, które za nic nie chciały się otworzyć.
- Proszę bardzo, nikt panny nie usłyszy, a krzyki jeszcze bardziej mnie podniecają – odgarnął włosy z jej twarzy.
- Pan jest zwierzęciem...
- Teraz też panienka sięmyli, to panienka jest moją zdobyczą, to ja poluję.
Pocałował ją. Elizabeth zaczęła się wyrywać i krzyczeć, ale nie miała szans z co najmniej dziesięć razy silniejszym Alexem.

- Jesteś zwykłą suką – syknął prawie nie odrywając od siebie zsiniałych warg.
Jego oczy były rozbiegane i oszalałe z wściekłości,świdrowały na wskroś moją twarz. Sprawiły, że poczułam się jak niewolnica, jak zwykła branka wzięta w jasyr. Po raz pierwszy od kilku tygodni na nowo zaczęłam bać się pobratańców Alexa.
- Uwielbiam zapach strachu – szepnął mi do ucha. Opuszkami palców delikatnie wodził po mojej kredowej twarzy. – Doskonale wiem,że się boisz, trzeba było nie zapinać pasów, nigdy tego nie robiłaś –rozkoszował się delikatną wonią mojego lęku. Odpiął pasy.
Czułam jak drgają mi zesztywniałe ze strachu wargi jeszcze za słabe, jeszcze niezdolne do wypowiadania jakichkolwiek słów: czy gniewu czy lęku.


- Byłaś bardzo niegrzeczna, trzeba cię ukarać – mówił całując jej twarz.
- Boże, zostaw mnie... –błagała. – Dam panu wszystko.
- Aż takiej władzy jak Bóg nie posiadam, ale pochlebiasz mi, mów tak dalej. Módl się do mnie, może wymodlisz łaskę dla siebie.
Zaśmiał się kpiąco i słuchając rozrzewnionych modłów Elizabeth wyjął z kieszeni scyzoryk. Przyłożyłgo do jej szyi. Zamilkła.
- Już nie błagasz o zmiłowanie? No tak, przecież jesteś grzesznicą, Bóg ci wybaczył, ale nie ja. Opowiedz mi co stało się dwudziestego października dwa tysiące pierwszego roku.
Blada jak kreda twarz kobiety przybrała wyraz małego dziecka, które nie rozumie, o czym mówiądorośli. Alex wytarł gorące łzy z jej policzków. Scyzorykiem kreślił na jej szyi i dekolcie litery.
- Nie pamiętasz? Oni doskonale pamiętają.
- Skąd wiesz? – szeptała bardzo cicho.
- Sama nazwałaś mnie Bogiem. Mów – powiedział twardo.
- Czego pan ode mnie chce, przecież ja nic nie zrobiłam, to był wypadek.
- Zamordowanie narzeczonego i tylko pięć lat spędzonych w więzieniu, nie uważa panienka, że to jednak za mało?
Alex lubił pastwić się nad swoimi ofiarami, ale od rozstania z Ap przykładał do tego jeszcze większą wagę.Zabicie człowieka, który tak naprawdę nie wie, dlaczego umiera nie było dla niego tak samo atrakcyjne jak zamordowanie człowieka, który wie to doskonale. Zaczął udoskonalać metody wymuszania prawdy. Śmiał się, kiedy „grzesznicy”przyznawali się do winy. Potrzebował tego, psychiczne tortury dawały mu złudne poczucie władzy i satysfakcji.
Obydwoje zamilkli.
- Dlaczego nic nie mówisz? Przecież doskonale wiemy, co wydarzyło się tamtego wieczoru, opowiedz o tym.
- Ja tego nie zrobiłam –szepnęła łykając łzy – to był wypadek.
- Wypadek powiadasz, nic nie dzieje się bez przyczyny, inaczej nie byłabyś tu teraz ze mną. Zrobiłaś to.
- Nie, nie potrafiłabym…
- Są sytuacje, które potrafią najwrażliwszego popchnąć do podobnych czynów, a potem pomóc mi w odnalezieniu winnych.
- Ja tego nie zrobiłam, to naprawdę był wypadek, on… on się potknął, ja nie mogłabym go zabić… sam spadł… –łkała – kochałam go…
- Kochałaś go? Jakie to romantyczne.
Niczego nieświadoma Elizabeth przypomniała mu o April, o tym, że on, chociaż ucieka, nadal jąkocha, nadal jej potrzebuje i chce być blisko niej. Przypomniała mu także o tym, że mimo wszystko Ap go zdradziła i mimo wszystko on nie był wstanie jej tego wybaczyć. W jego oczach przestała być cudowną, niezwykłą dziewczyną, a stała się zwykłą ladacznicą.
- I teraz droga Elizabeth myślisz, że wyjdziesz z mojego samochodu tylko z kilkoma szramami na szyi?
Kobieta nieśmiało pokiwała głową.
- Prawie zgadłaś. Wyjdziesz, ale na twojej szyi przybędzie jeszcze jedna rana, taka malutka jak szerokość mojego scyzoryka, ale głęboka nie będzie, trzeba wiedzieć gdzie wbić nóż, lata praktyki – przeglądając się w stali uśmiechnął się do siebie. Złożył go i otworzył jej drzwi.




 
- Wysiądź z samochodu – powiedział stanowczo.
Wysiadłam. Chłopak błyskawicznie znalazł się obok mnie, po czym z hukiem zatrzasnął drzwi swojego auta.




 
Kobieta ledwie żywa ze strachu, chwiejąc się wysiadła z czarnego auta.
 

 

Znowu zaczął dotykać mojej twarzy, bawić się kosmykami moich włosów – po tylu latach praktyki dobrze wiedział jakie gesty, jakie słowa potęgują strach u potencjalnych ofiar. Technika Adama nie różniła się bardzo od sprawdzonych trików, które wykorzystywał Alex. Alex wymuszał na ofiarach wyznania popełnionych przez siebie zbrodni. Chciał, żeby w pełni świadome odchodziły z ziemskiego padołu. Adam wolał znęcać się nad nimi fizycznie –zadawać ból, ranić, by śmierć nabrała intensywnego smaku trwogi, koloru brunatnej krwi, zanim upojony płynącą z mordu rozkoszą, wymierzy ostatni cios wbijając w pozbawione krwi ciało stalowe ostrze.


Alex stanął za nią i rozłożywszy scyzoryk szeptał jej do ucha.
- Chciałabyś wiedzieć, kto był moją pierwszą ofiarą?
Przerażona Elizabeth nie potrafiła wyksztusić ani jednego słowa, strach nie pozwolił jej na jakikolwiek ruch.
- Odpowiadaj – syknął,ciągnąc ją za włosy.
- Kto?...
Uśmiech znów powrócił na twarz chłopaka.


Uśmiechnął się do mnie blado.
- Chciałbym cię zabić, ale jesteś jedną z nas, po prostu nie mogę. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo można żałować czegoś,czego nie można zrobić.
Odetchnęłam.
W jego prawej dłoni zalśnił nóż z misternie wyrzeźbioną rękojeścią.
- DJ… – szepnęła. W jednej chwili przypomniał mi sięsen, w którym właściciel dokładnie takiego samego noża wbijał go w ciało młodego, bezbronnego chłopaka.
- Jak mogłeś? – z całej siły popchnęłam go do tyłu.
- Nie możesz obwiniać mnie za decyzje, które podejmował Alex. On nigdy mnie nie słuchał – krzyczał podnosząc się z ziemi.
- Zabiłeś DJ’a! – znowu chciałam go odepchnąć, jednak tym razem przewidział mój ruch i uchylił się, a ja runęłam na żwir. Podniosłam się i bez słowa zaczęłam okładać do pięściami.
- Przestań – wyraźnie sprawiałam mu ból.


- Właśnie jadę na jego grób. Ta blizna – ostrzem wskazał na swój lewy policzek – on mi ją zadał.Przyjechałem, żeby się z nim pożegnać.
Kobieta padła na kolana i na nowo zaczęła błagać.
Alex lubił kiedy kobiety skomlały u jego stóp, wtedy czuł, że jest panem życia i śmierci, że to on wydaje wyroki, wyroki doskonałe, niepodlegające żadnej apelacji.

Złapał mnie za nadgarstki i mocno przytrzymał. Dopiero wtedy zauważyłam, że od dłuższego czasu przygląda się nam para staruszków żywo rozmawiających na nasz temat. Starsza kobieta groziła nam palcem, a mężczyzna, który stał obok niej, czerwienił się tak bardzo, że jego malutkie oczy zdawały się być jeszcze mniejsze niż w rzeczywistości.
Adam zbliżył się do dwójki gapiów. Szepcząc zacząłtłumaczyć im to, co zobaczyli.
- Moja narzeczona jest, delikatnie mówiąc, trochęzdenerwowana. Zapomniałem o naszej rocznicy – rozumieją państwo.
Twarz mężczyzny przybrała naturalny odcień.
- No tak, to wiele wyjaśnia – zaczęła kobieta, którąjeszcze bardziej zbulwersował powód kłótni, tym bardziej, że sama była żonązaniedbywaną przez męża, który na swoim koncie miał już kilka przypadkowych romansów.
- Kupiłem jej prezent, spóźniony, to spóźniony, ale to jeszcze bladziej ją rozwścieczyło.
- A co pan jej podarował? – zapytała wyraźnie zainteresowana kobieta – jeżeli oczywiście mogę wiedzieć – dodała poprawiając sobie kwiecistą apaszkę.
Adam uśmiechnął się pod nosem – uwierzyli w wymyślonąprzez niego historię. Żadnych podejrzeń.
- Aż wstyd mówić, to takie banalne… kolię, kiedy ona oczekuje ode mnie niespodzianek i cóż ja mam począć, nie nadążam za nią. To złe i to niedobre, a ja nie potrafię czytać w myślach, jestem tylko zwykłym… –zrobił pauzę – facetem.
Oczy staruszki przybrały rozmiar spodków, a oczy jej niewiernego męża zmniejszyły się do wielkości dwóch ziaren grochu. Kobieta niedyskretnie spojrzała na towarzysza, jakby chciała powiedzieć – „widzisz, a ty nawet kwiatów nie raczysz mi kupić”.
- Potem kupiłem jej komplet koronkowej bielizny i co? Dostałem od niej w mordę, że to niby nie jest jej rozmiar, że uważam, że jest gruba i ciągle myślę tylko o jednym.
Na twarzy kobiety pojawiło się nieprawdopodobne zgorszenie, mężczyzna na przemian – to bladł, to rumienił się wyobrażając siebie młodą, atrakcyjną dziewczynę w samej bieliźnie.
- Tak więc, przepraszam za te hałasy, postaram się jąuspokoić. Ostatnio jest bardzo podenerwowana i wystarczy jedno słowo, żaby wywołać mi awanturę, bo oczywiście to zawsze ja jestem winny. Mam nadzieję, że nie jest w ciąży, bo wiedzą państwo – każda nasza kłótnia kończy się w sypialni– Adam uśmiechnął się figlarnie, a pulchna twarz starca znowu zrobiła sięczerwona.
- Coś takiego – kobieta nie mogła złapać tchu.
- Dlatego uwielbiam końce naszych kłótni i jednocześnie boję się, że może jednak zostanę ojcem, ostatnio bardzo często to robimy.
Staruszka z niesmakiem odwróciła się w moją stronę i skarciła mnie gradem znaczących spojrzeń przeplatanych z cichymi obelgami.
Demon zbliżył się do starszego mężczyzny i szepnął:
- Ten romans z osiemdziesiątego czwartego, żona o niczym nie wie – syknął klepiąc go po ramieniu.
Obydwoje spojrzeli na siebie, ale żaden z nich nie wypowiedział słowa. Kobieta pociągnęła za sobą oniemiałego męża i półgłosem skarżąc się na pobudki rządzące młodymi ludźmi, nerwowo poprawiała apaszkę.
- Babcia siętrochę przeraziła, ale policji nie wezwą – szepnął mi do ucha. – A teraz daj się przytulić, bo w życiu się nie odczepią.
Objął mnie w pół i zaczął całować moją szyję, po czymśmiejąc się pomachał do bacznie przyglądającej się nam wścibskiej kobiecie. Mężczyzna głowiąc się nad tym skąd zupełnie obcy młodzieniec mógł wiedzieć o jego ekscesach z przeszłości, nie zwracał na nas uwagi.
- Skończ – popchnęłam go wprost na lśniącą maskęsamochodu, która nieznacznie wgięła się pod jego ciężarem
- Dziewczyno! Coś ty zrobiła? – przejechał drżącądłonią po nowopowstałych nierównościach.
- To tylko samochód, a ty zabiłeś niewinnego człowieka. Jak można porównywać samochód do człowieka?
- Niewinnego? Zastanów się i nie oceniaj ludzi, których nie znasz. Jak w ogóle można porównywać zwykłego człowieka do samochodu?
- Co on wam zrobił? Dlaczego, bo nie był demonem?
- Ciii… – skutecznie unikał moich chaotycznych ciosów.
- Co ciii? Zamordowałeś niewinnego człowieka! Bo byłnormalny w przeciwieństwie do was wszystkich?
- Do samochodu – nagle pobladł, a jego zsiniałe usta przybrały brunatny odcień czerwieni.


Chłopak schował zakrwawiony nóż. Wybrał inną metodę pozbawiania życia. Położył dłonie na jej ramionach i wsłuchując się w jej nierówny oddech zaczął je delikatnie masować. Po chwili usłyszał chrzęst łamanego kręgosłupa i urwany krzyk konającej Elizabeth.
- Prawda, że nie bolało? –zaśmiał się wsiadając do samochodu.
Alex jeszcze chwilępatrzył na jej ciało.


- Nie – oparłam się o rosnące nieopodal drzewo. Jego zapach przypomniał mi drzwi do pokoju Alexa i to, co tam zaszło. Poczułam teżinny zapach. Zapach śmierci.


Odszedł kilka metrów i plecami wsparł się o potężny pień drzewa.
- Tego potrzebowałem – szepnął do siebie – teraz potrzebna jest mi tylko świeża krew.
Uśmiechnął się i wyjął z kieszeni telefon. Kilkanaście nieodebranych połączeń od Adama, nie chciał z nim rozmawiać.
Na szyi „grzesznicy”napisał – „Winna śmierci”. Każdą ze swoich ofiar znaczył w ten sam sposób. Po pierwszej setce przestał je liczyć. Nie zaprzątał sobie głowy liczbą kobiet czy mężczyzn, tylko jedno nazwisko zapisało się w jego pamięci i nic nie zdoła zmazać krwawych liter z ciała nieboszczyka. Alex wciąż próbował zapomnieć, ale odpychane wspomnienia wracały z jeszcze większą siłą, uderzały w najczulsze miejsca. Zawsze, kiedy obraz leżącego na podłodze martwego mężczyzny przewijał się w jego myślach, blizna szpecąca jego twarz wydawała się powiększać i zadawać mu niewyobrażalny ból duszy.
Nie martwił się ciałem zmarłej Elizabeth, nikt nie był w stanie udowodnić mu winy. Demony nie podlegały żadnemu prawu.


- Co? – zaczęłam wodzić wzrokiem po najbliższej okolicy tak jak robił to Adam.
- Do samochodu – powtórzył głośniej podchodząc do mnie.
- Wy tak zawsze, żaden z was nie chce mi nic wytłumaczyć. Wszystkiego mam się domyślać? Dlaczego nie powiedzieliście mi, że jestem demonem, dlaczego nie powiedzieliście tego Alexowi? Gdzie on jest?
Uderzył mnie w twarz.
- Mówię, do samochodu! Już! – siłą wepchnął mnie do auta.
Zaskoczona zachowaniem Adama nie byłam w stanie oprzećsię jego ramionom. Z rozciętych ust sączyła się stróżka gorącej krwi, która stykając się z jasną tapicerką zostawiała na niej nietrwały ślad.
Po raz pierwszy widziałam Adama w takim stanie. Jego oczy były jeszcze bardziej rozbiegane niż zwykle. Pobladł. Bał się. Bał siębardziej aniżeli ja kiedykolwiek wcześniej.


***


Poirytowany ciągłymi telefonami chłopak sięgnął po telefon, po czym wybrał numer Adama. Minęło kilka sekund zanim usłyszał zniecierpliwiony głos swojego pobratańca.
- Miałeś wrócić do domu, April na ciebie czeka.
- Pamięta wczorajszy dzień? – nie spuszczał wzroku z drogi.
- Na szczęście nie. Kiedy będziesz? Czekamy.
- Zmieniłem plany. Jeszcze nie wiem kiedy wrócę.
- Gdzie jesteś? Co to za szum? – Adam coraz bardziej się niecierpliwił.
- Prowadzę.
- Mówiłem ci, żebyś nie rozmawiał przez telefon, kiedy jedziesz samochodem, rozbijesz się kiedyś.
- Przestań mnie pouczać. Jestem niedaleko granicy.
- Jakiej znowu granicy? Dokąd ty do diabła jedziesz?
- Nie mów imienia pana boga swego na daremno – zaśmiał się.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłeś niczego głupiego.
- Jeszcze nie, ale mam zamiar zaszaleć.
- A April? Co z nią?
- Zabiłbym ją, ale nie mogę, poprosiłbym ciebie, ale ty też nie możesz, więc na razie będzie żyła.
- Nie rozumiem cię,przecież ją kochasz.
Wzmianka o April odebrała mu wcześniejszy optymizm i pogodę ducha.
- Nie mogę teraz gadać, zaraz dojadę do przejścia granicznego.
- Mów jaśniej. Dokąd jedziesz? Po co? Chcesz uciec przed April?
- Nie musisz mi ciągle o niej przypominać, pamiętam kim ona jest i kim dla mnie była. Słyszysz, kim była! – zaakcentował ostatnie dwa wyrazy jasno dając do zrozumienia, że nie chce o niej rozmawiać. – Jeśli chcesz wiedzieć, to niedługo będę w Niemczech.
- Co potem?
- Pewnie Polska, Białoruśi będę na miejscu.
- Jedziesz do ojca?
- Ale ty spostrzegawczy. Nie, do Dziadka Mroza.
- Co mam powiedzieć Ap? –zmienił temat.
W słuchawce zapadła głucha cisza.
- Wymyśl coś, jesteś dobry w bajerowaniu dziewczyn, przecież kochałeś się z nią, kiedy mi ulec nie chciała i nie wmówisz mi, że to ona się na ciebie rzuciła – trudno było mu o tym mówić,ale nie mógł już dłużej tego w sobie dusić.
Przez chwilę Adam nie wiedział, co powiedzieć.
- Pokaż jej zdjęcia, może mnie znienawidzi – powiedział spokojnie.
Nie czekając na odpowiedź,zakończył połączenie. Upajał się krótkimi chwilami ciszy, które mącił szum wiatru i ciche wycie silnika. Znowu sięgnął po telefon. Wahał się, nie wiedziałkogo wybrać – Bastian czy Jake? Wybrał tego drugiego. Rozmowa nie trwała długo.
- Alex, gdzie ty jesteś?
- Aktualnie w Anglii. Pewnie wrócę za jakiś tydzień, może dwa, ale nikomu nic nie mów. Dzwonię, żeby cię o coś poprosić.
- April?
- Tak, tylko niech śpi w swoim pokoju.
- Boisz się, że zachowam się tak jak Adam?
- Mniej więcej. Proszę,żeby nic się jej nie stało. Nic jej nie mów, ani gdzie jestem, ani kiedy wrócę.Na razie nie chcę z nią rozmawiać.
- Dobrze. Prześpij siętrochę, bo słyszę, że jesteś zmęczony, jeszcze się gdzieś rozbijesz.
- Postaram się, muszęzdążyć na prom, może wtedy trochę odpocznę. Na razie nie mam czasu. Muszę cośrobić, żeby zapomnieć o tej cholernej dziewczynie.
Wcisnął czerwoną słuchawkę. Rzeczywiście był zmęczony, nawet bardzo. To wszystko było ponad jego siły. Zdrada April z Adamem, ten incydent sprzed przeszło dwóch miesięcy, pamięć ojca – musiał odpocząć, poukładać to wszystko.
To nie było tak, że April przestała go obchodzić. Jego pół martwe serce biło dla niej, to ona wypełniała jego myśli. Zasypiał mając jej obraz przed oczami, upajał się jej nieobecnym zapachem. Tęsknił, ale męska duma nie pozwoliła mu wybaczyć. Chciał gnać do niej, chciał ją zobaczyć, ale nie potrafił.
Szum wiatru zagłuszyłwyrzuty sumienia, już niczego nie pragnął.


- Czułaś ten zapach? – zaczął, kiedy przejechaliśmy już ponad dwadzieścia kilometrów. – Widzisz, to był… Jak ci to powiedzieć tak,żebyś zrozumiała… – potarł brodę blada dłonią.
- Tam był Alex, prawda? – odruchowo drżącymi palcami przejechałam po zabliźnionej ranie, która od ponad dwóch miesięcy zdobiła mojądolna wargę.
- Bystra jesteś – uśmiechną się delikatnie – i przepraszam za ten policzek, nie powinienem.
Opuszki moich palców natrafiły na świeże zadraśnięcie. Jeszcze strzępki lodowatej krwi mieszały się z tą gorącą, rytmicznie przepływającą przez rubinowe usta, jeszcze ból promieniował, żeby w końcu zniknąć, by pozwolić mi o sobie zapomnieć.
- Nie, to ja przesadziłam, to twoja sprawa kogo zabijasz, ja już nie będę się wtrącać – rzuciłam od niechcenia.
Zamilkł.
- Adam – odgarnęłam włosy z twarzy – ja dobrze wiem, co się wtedy stało, dwa dni temu, kiedy przywiozłeś mnie ze szkoły –wpatrywałam się w moje różowe skarpetki.
- Miałaś zapomnieć, ale dobrze się stało, że siędowiedziałaś.
- Wiesz, że to był mój pierwszy raz? – spojrzałam na niego.
- Tak – nie odrywając rąk od kierownicy pocałował mnie w policzek – ale to nie znaczy, że będę z tobą do końca życia – zaśmiał się.
- Miałam nadzieję, że tak odpowiesz – teraz to ja pocałowałam go w policzek.
Utrata dziewictwa wydała mi się niczym w porównaniu do metamorfozy, która na celu miała przeistoczenie mnie w demona.
- Możemy to jeszcze kiedyś powtórzyć – zaproponował.
- Co? – nie wierzyłam w to, co mówił.
- Nie histeryzuj, żartowałem – zaśmiał się.
- Co będzie jak spotkamy się z Alexem? Co ja mam mu powiedzieć? Po co to wszystko? Przecież ty dobrze wiesz, że ja nic do niego nie czuję. Nawet gdybym chciała, ale tak nie można.
- Jeśli chcesz teraz wyznać mi miłość, to lepiej tego nie rób, bo wyrzucę cię z samochodu – mówił śmiertelnie poważnie.
- Nie – oparłam głowę o nagrzaną słońcem szybę – ja po prostu nie widzę sensu w tym co robimy.
- April zdecyduj czy chcesz być jedną z nas czy wolisz umrzeć?
- Wolę umrzeć, przecież doskonale wiesz, że nie ma tu dla mnie miejsca. Gdyby było nie wbilibyście mi dwóch noży w serce.
- Już dwóch? Kto był następny? – Adam zmarszczył brwi.
- Jake. Powiedział, że to wyłącznie moja wina, że skrzywdziłam Alexa kochając się z tobą, że przeze mnie wyjechał, że go zostawił.
- W prawdzie miał rację, wyjechał z twojego powodu, ale nie po, żeby uciec przed tobą, tylko spotkać się z ojcem.
- Ale jego ojciec chyba nie żyje.
- Prawda, ale dopiero po dwunastu latach Alex jest w stanie to rozrobić.
- Więc po co tam my? – nie widziałam żadnego związku.
- Ktoś musi go pilnować. Czułaś ten zapach, to byłzapach niewinnej ofiary Alexa. Jego obsesja na twoim punkcie zaczyna go zabijać, miesza mu zmysły, już nie wie, co jest dobre, a co nie. Przestaje byśprawdziwym demonem, jeśli tak dalej pójdzie ktoś gotów będzie go zabić,przypadkowy człowiek, jego potencjalna ofiara.
- A co ja mam do tego? Przecież to nie moja wina? Mógłsię nie zakochiwać.
- Nie wiedziałem, że jesteś aż tak zimna i wyrachowana. Podziwiam cię. Byłabyś znakomitym mordercą.
- Jak to jest kogoś zabić?
- Tego uczucia nie da się opisać. Musiałabyś sama spróbować, nie będziesz mogła się później opamiętać, to jest jak uzależnienie.
- Chciałabym to poczuć – szepnęłam bezwiednie.
- Zaraz będziesz miała ku temu okazję. Po plaży spaceruje mnóstwo potencjalnych przestępców. Pamiętaj tylko, że nie jesteśstuprocentowym demonem.
- W każdej chwili możemy to zmienić, to tylko czterdzieści siedem pocałunków.
Adam gwałtownie zahamował.
- Na pewno tego chcesz? Jeszcze chwilę temu mówiłaś,że wolałabyś umrzeć.
- Proszę cię, nie zadawaj mi takich pytań. Nigdy wżyciu nie byłam i nigdy nie będę niczego pewna.
Zaczął mnie zapamiętale całować, a ja w ciszy mojego serca liczyłam śmiercionośne pocałunki.
Jeden… dwa… trzy… cztery… pięć… sześć… siedem… osiem…dziewięć… dziesięć… jedenaście… dwanaście… trzynaście… czternaście…piętnaście.. szesnaście… siedemnaście… osiemnaście… dziewiętnaście…dwadzieścia… dwadzieścia jeden… dwadzieścia dwa… dwadzieścia trzy… dwadzieścia cztery… dwadzieścia pięć… dwadzieścia sześć… dwadzieścia siedem… dwadzieścia osiem… dwadzieścia dziewięć… trzydzieści… trzydzieści jeden… trzydzieści dwa…trzydzieści trzy… trzydzieści cztery… trzydzieści pięć… trzydzieści sześć…trzydzieści siedem… trzydzieści osiem… trzydzieści dziewięć… czterdzieści…czterdzieści jeden… czterdzieści dwa… czterdzieści trzy… czterdzieści cztery…czterdzieści pięć… czterdzieści sześć…
- Poczekaj –odsunęłam go do siebie.
- Ogarnęły cię wątpliwości? – roześmiał się – Jeszcze tylko jeden.
Przysuwał się do mnie i całował okolice ust.
- Chciałabym, żeby Alex mógł to zobaczyć – uśmiechnęłam się do niego. – Możemy jechać trochę szybciej? – zaproponowałam.