środa, 30 stycznia 2013

Rozdział IX






         Trzy dni później znaleźliśmy się na miejscu.
 
 
 

         Po drodze znajdowaliśmy jeszcze liczne ślady umyślnych morderstw Alexa, ale ja nie zdecydowałam się na pierwszy raz, chociaż głosy w mojej głowie co chwilę wskazywały mi winnych. Alex mówił mi, że jestem silna i przezwyciężę każdego przeciwnika – miał rację. Justin również nie mylił się mówiąc, że prędzej czy później dopadnie mnie żądza zabijania.
         W drodze Adam opowiedział mi o swojej pierwszej ofierze. Miał wtedy dziewiętnaście lat, ona też. Siedziała w parku i czytała jakiś kryminał. Chłopak dosiadł się do niej i zaczęli rozmawiać o książce. Głosy coraz wyraźniej mówiły mu, że to ona powinna być pierwsza, a on nie mógł się oprzeć jej urokowi, nie mógł też oprzeć się chęci zamordowania jej. Zaprosiła go do mieszkania, które wynajmowała wraz ze swoją przyjaciółką. Bez słowa wyjaśnienia zabił ją wbijając jej nóż w gardło. Potem pocałował ją w czoło i wyszedł jak gdyby nigdy nic.
        - To chyba ten cmentarz – Adam przepuścił mnie w bramie. – Jesteś tego pewna?
        - Nie – odparłam – ale chodźmy, nie mogę się już doczekać.
        - Poczekaj – złapał mnie za ramię. – Alex to zostawił, dla ciebie.
         Wcisnął mi do reki długi, srebrny łańcuszek uwieńczony malutkim serduszkiem.
         - Chodźmy, robi się późno.
Pośpiesznie schowałam podarek do kieszeni kurtki.
Miałam nadzieję, że na cmentarzu, przy grobie ojca znajdziemy Alexa. Adam rozmawiał z nim dzisiaj rano i nasze przypuszczenia, co do miejsca jego pobytu okazały się prawdziwe. Całe dnie i noce przesiadywał na katolickim cmentarzu mówiąc do siebie, albo do nieżyjącego ojca, wpatrując się w litery jego nazwiska i imienia.
Pochylona nad starą, zaniedbaną mogiłą, postać nie odwróciła się nawet na wołanie Adama, dopiero kiedy położyłam dłoń na jej ramieniu gwałtownie odwróciła się w moją stronę. Demon miał rację – Alex tracił zmysły, patrzył na mnie nieprzytomnymi oczami nie poznając mnie. Drżącą ręką próbował zrzucić moją dłoń ze swojego ramienia, ale nie miał na to wystarczająco dużo siły.
Głosy w mojej głowie podpowiadały mi, że to jest najlepszy wybór, że Alex będzie moją pierwszą ofiarą. Nie sprzeciwiałam się im, od kilku dni miałam ochotę to zrobić, ale jako zwykły człowiek nie byłam w stanie pokonać silnego demona, ale jako młody, silny demon byłam w stanie pokonać demona, który nie potrafi już racjonalnie myśleć.
Adam wciąż stał za mną, jakby obawiając się o moje życie, a ja tylko uśmiechałam się do obłąkanego Alexa.
- Wiesz kim jesteś? – zapytałam go tonem pełnym udawanej troski i współczucia.
Odwrócił się ode mnie plecami i zaczął kołysać się w rytm jesiennego wiatru. Po chwili zaczął mówić po rosyjsku. Nie rozumiałam ani słowa, za to Adam uważnie słuchał tego, co mówił Alex. Jego słowa zlewały się w jeden wielki szum łączący się z wiatrem, który porywał je i rwał na nic nieznaczące strzępy pochwytane przez żądne świeżego mięsa. Pragnienie zabijania coraz dotkliwiej dawało o sobie znać. Nie zważając na słowa upadłego demona rozejrzałam się po cmentarzu. Teren czysty, więc bez problemu mogłam zrobić to, o czym marzyłam od kilku dni.
- On powiedział, że nazywa się Alexander Gagarin i jest winny śmierci swojego ojca, że jest synem marnotrawnym, dla którego nie ma już ratunku, dla którego ratunkiem jest śmierć.
- Ma rację – westchnęłam. – Zapytaj go czy mnie zna.
Schowałam nieprzyzwyczajone do chłodu ręce do kieszeni i czekałam, aż Adam przetłumaczy niezrozumiałą dla mnie odpowiedź pomylonego chłopaka.
- Powiedział, że jesteś piękna.         
- Kotku – szepnęłam mu do ucha – jak możesz nie pamiętać swojej wielkiej miłości?
Chłopak zerwał się z klęczek i stanął naprzeciwko mnie. Adam momentalnie znalazł się między nami. Wskazałam gestem, żeby odszedł. Oczy Alexa nie były już szare, pociemniały i stały się jakby nieobecne.
Adam nie mylił się kiedy mówił, że stałam się zimna i wyrachowana, Alex mnie tego nauczył, a teraz na nim mogłam wykorzystać swoje nowo nabyte zdolności.
Rzucił się na mnie, ale jednym ruchem dłoni odepchnęłam go no na pomnik jego własnego ojca. Czarna płyta pokryta złotymi literami nie wytrzymała takiego obciążenia i pękła na kawałki.
- Tęskniłeś? – pogładziłam go po gorącym policzku. – Widzisz tą bliznę? – wskazałam na swoje usta. – To ty mi to zrobiłeś! – odepchnęłam jego głowę na roztrzaskana płytę. – Nie bój się – przysunęłam twarz do jego rozgrzanego czoła – jeszcze nie jestem demonem, jeszcze tylko jeden pocałunek.
- April, przestań – Adam odciągnął mnie od lewie żywego Alexa.
- Adam, nie rozśmieszaj mnie, masz wyrzuty sumienia? Nie żartuj – zaśmiałam się mu prosto w twarz.
Puścił mnie.
Jeszcze miesiąc temu bałabym się spojrzeć mu w oczy, a dzisiaj chcę go zabić. Zabić. Zabić… Hmm jak to pięknie brzmi, tak kusząco, zniewalająco, po prostu nie można się oprzeć. Ta jego niemoc była śmieszna, był taki mały i bezsilny, nic nie mógł mi zrobić, potrzebowałam go tylko po to, żebym w stu procentach mogła stać się demonem i odebrać mu życie bez jakichkolwiek wątpliwości, żadnych konsekwencji. Sama sobie stanowiłam prawo.
Adam stał za mną i założonymi rekami, ale widziałam uśmiech na jego twarzy, chciał, żebym to zrobiła.
- Pocałuj mnie – szepnęłam do ucha obłąkanemu demonowi.
Odpowiedział coś niezrozumiale. Adam wychwycił jego szept i odkrzyknął mu po rosyjsku:
- Musisz!
- Adam daj mi swój nóż – mówiłam nie spuszczając wzroku z Alexa.
Chłopak rzucił nóż w moją stronę, o miało nie wbijając go w ciało Alexa, złapałam go w ostatniej chwili.
- Widzisz jak ja się o ciebie troszczę? – znowu mówiłam tonem pełnym współczucia.
Poprawiałam klapy jego czarnego płaszcza, najpierw odgarnęłam włosy z jego czoła, potem z mojego. Przejechałam ostrzem po bliźnie, która szpeciła jego lewy policzek. Na nowo rozcięłam sobie usta, a chłodna krew kapała na jego policzek i sine ze strachu wargi.
- Ja też lubię smak krwi – zaśmiałam się.
Pocałowałam go. Ostatni pocałunek, który miał uczynić ze mnie prawdziwego demona napełnił mnie niewyobrażalną siłą i jeszcze spotęgowała pragnienie jego śmierci.
 Z kieszeni kurtki wyjęłam srebrny łańcuszek i położyłam na jego piersi. Należący do Adama nóż rzuciłam za siebie pewna, że trafi on do właściciela, nie myliłam się – złapał go bez najmniejszego problemu. Z kieszeni czarnych spodni wyciągnęłam mój nóż. Obejrzałam swoje odbicie w jego stalowym ostrzu. Jeszcze nie był zaplamiony krwią, był czysty, bez śladów używania. To Adam zaproponował mi, żebym sprawiła sobie coś takiego. Po drodze wstąpiliśmy do małego, prywatnego zakładu zajmującego się wyrobem tego typu broni i chociaż był już piątek, to już na drugi dzień mój nóż był gotowy, ale czemu się dziwić, Adam zapłacił za niego niewyobrażalnie dużą sumę pieniędzy.
Ostrze miało szesnaście centymetrów długości i w najszerszym miejscu zalewnie dwa. Rękojeść była wykonana ręcznie, ale nie zdobiły jej zawiłe motywy, była srebrna, a na niej czarne inicjały – A.G.
Zaczęłam obrysowywać serce leżące na jego wciąż poruszającej się w słabym oddechu piersi. Najpierw delikatnie, żeby potem przebić jego zniszczone ubranie i wić w jego ciało.
- Kotek, to teraz opowiedz mi, co wydarzyło się w listopadzie dwanaście lat temu.
Chłopak wciąż mówił po rosyjsku, ale doskonale rozumiałam, co mówił. 
 

- Nareszcie jesteś! – ktoś krzyknął – Iwan, ileż można na ciebie czekać? Kupiłeś mi angielską whisky? Przecież nie płacę ci za spacery po mieście.
Nieznajomy bez słowa zbliżał się do głosu ponaglającego nieobecnego w domu Iwana.
- A i zadzwoń do to tej ładnej blondynki, która była u mnie wczoraj, dzisiaj też może przyjść.
Korytarz wypełniał zapach dymu z cygara, które natarczywie palił właściciel domu. Zdawało się, że oprócz niego nie ma nikogo. Nieznajomy szedł pewniejszym krokiem.
- Iwan! Chodź tu wreszcie! – zagrzmiał władczy głos.
Młodzieniec przez uchylone drzwi zajrzał do salonu. Ktoś zupełnie bez gustu aranżował to wnętrze. Arcydzieła na ścianach mieszały się z bohomazami, antyki z minowych epok z nowoczesnym slangiem ulicznym. Stary, wypłowiały dywan zakrywał zakurzony parkiet.
- Kim pan jest? – mężczyzna wstał widząc nieproszonego gościa.
- Nie poznajesz mnie?
Opasły mężczyzna, który z sekundy na sekundę robił się coraz to bardziej czerwony na twarzy, uważnie przyjrzał się chłopcu.
- Skądś kojarzę twoją twarz, ale nie wiem jak się pan nazywa.
- Moje nazwisko dużo panu nie powie.
- Dość tych żartów, proszę opuścić mój dom! – wrzasnął.
Młodzieniec nie zwracał uwagi na krzyki mężczyzny. Jego rozpięta, poplamiona ostatnim kieliszkiem whisky koszula falowała przy każdym jego oddechu, przypominając nieznajomemu o tym, że mężczyzna ma problemy z sercem.
- Na twoim miejscu nie pił bym tak dużo alkoholu.
- Wypraszam sobie takie uwagi, proszę zwracać się do mnie per pan i wynosić się z tego domu.
Chłopak spokojnie usiadł na fotelu, który jeszcze chwilę temu zajmował mężczyzna.
- Nie powinien się pan tak denerwować, na pewno nie w pańskim stanie.
- Mam wezwać policję? – dyszał mężczyzna ledwie łapiąc oddech.
- Proszę oddychać powoli – zaśmiał się młodzieniec.
- Zaraz wezwę ochronę – krzyczał.
- Panie Gagarin, panować nad sobą to największa władza, więc trochę spokojniej.
- Skąd wiesz jak się nazywam?
- Trudno nie znać nazwiska własnego ojca i zarazem jednego z najbogatszych ludzi w Rosji.
- Alexander? – mężczyzna wyciągnął ku niemu rękę i chciał pogłaskać go po policzku jakby ten gest miał przypomnieć mu jego rodzinę. Chłopak błyskawicznie odsunął się od mężczyzny, z którym łączyły go już tylko więzy krwi, był dla niego zupełnie obcym człowiekiem.
- Kim jest ta blondynka, która była u ciebie wczoraj?
Gagarin nie odpowiedział. Wstydził się przyznać do tego, że korzysta z usług ekskluzywnych prostytutek i słono im za to płaci. I to jeszcze komu? Synowi, który zjawia się u niego po latach nieobecności? Po tym jak on porzucił rodzinę? Jak nie chciał ich znać – ani jego, ani jego matki, z którą nigdy nie łączyło go głębsze uczucie.
- Już wyszedłeś z wprawy opowiadania bajeczek? Może lepiej sobie przypomnij, bo ta ładna blondyna przysporzy ci jeszcze wiele sytuacji, w których ta umiejętność będzie ci niezbędna.
- Może napijesz się ze mną whisky? – ojciec nieco już uspokojony, ze śmiechem na twarzy usiadł na kanapie, naprzeciwko syna. – Ty już zapewne masz osiemnaście lat? – napełnił swoja szklaneczkę i sięgnął po drugą.
- Mam piętnaście lat – odparł chłopak.
- Piętnaście czy osiemnaście, co to za różnica – bez oporów napełnił szło i podał je synowi.
- Zdrowie – Alexander uniósł szklaneczkę do góry.
Rumieniec natychmiast oblał twarz mężczyzny, który po kolejnym z rzędu kieliszku zaczął rzewnie opowiadać, z jakich to przyczyn zostawił swojego jedynego syna.
- Jakby to wyglądało… ja, szanowany powszechnie człowiek wziął na utrzymanie jakąś dziwkę, która wrobiła mnie w… w dzieciaka… Śmieszny jesteś… Oczywiście… – nachylił się nad nim – była świetna w tym co robiła.
- Jak śmiesz tak mówić o mojej matce?!? Zostawiłeś nas.
Pod wpływem nagłego impulsu wyciągnął z kieszeni mały, niepozorny scyzoryk i chwyciwszy ojca za siwiejące włosy, szarpnął do siebie i przyłożył go do jego czerwonego policzka.
- Nie unoś się tak – próbował odsunąć od twarzy ostrze scyzoryka. – Tylko żartowałem.
- Nie życzę sobie żartów na temat mojej matki.
Spowrotem usiadł na fotelu, jego ojciec sprytniejszy niż mu się wydawało wydarł z jego ręki niebezpieczne narzędzie. Poderwał się z kanapy i mierząc w syna śmiał się mówiąc:
- Jesteś tak samo głupi jak twoja popaprana matka. Wypuścili ją już z tego szpitala? Powinna zostać tam do końca życia!
- Moja matka w przeciwieństwie do ciebie, nie jest wariatką – chłopak mówił cicho i spokojnie.
Ojciec coraz to bliżej przysuwał się do syna, który z uwaga wytrawnego łowcy śledził jego chaotyczne i nieprzemyślane ruchy. Nie bał się go, nigdy nie bał się nikogo i niczego. Obojętność, którą przez ponad piętnaście lat darzył go ojciec nauczyła go jak ma patrzeć na innych, jak ma ich traktować.
Wtem starszy Gagarin wymachując nożem rozciął synowi lewy policzek. Kilka kropel krwi skapnęło na stary, niemodny dywan.
- Widzisz co zrobiłeś? – zniszczyłeś mi dywan.
Aleksander nie przejmował się słowami ojca – zastanawiał się tylko jak odebrać tyranowi swoją własność. Mężczyzna zachłyśnięty nietrwałym sukcesem upuścił go.
- Nikt nie ma prawa szydzić z mojej rodziny – szepnął mu do ucha. – Mam piętnaście lat, ale potrafię więcej niż ci się wydaje.
Nagle Gagarin zaczął strasznie ciężko oddychać, rozpinał koszulę, co nie dało żadnego efektu.
- Mowiłem, żeby pan się tak nie denerwował? Nie chciałem zrobić ci krzywdy, ale po tym, co pan powiedział nie mogę postąpić inaczej, obraziłeś pan kobietę. Dawniej wyzwałbym pana na pojedynek, ale teraz są inne czasy i już nikt w pojedynkowanie się nie bawi, niestety. Teraz jeden cios wystarczy, żebyś przestał oddychać.
- Jak możesz wierzyć staremu głupcowi, który paple co mu ślina na język przyniesie – ojciec korzył się przed synem, na którym jego jęki nie zrobiły najmniejszego wrażenia.
- Tam, gdzie teraz mieszkam od razu by cię zabili, nawet nie pytając o nazwisko, dlaczego więc ja miałbym się nad tobą litować? Pan nic dla mnie nigdy nie zrobił i raczę przypuszczać, że nigdy to nie nastąpi. Teraz jesteś dla mnie tylko zwykłym śmieciem, niewartym nawet jednego słowa wyjaśnień, ale znaj moje dobre serce, bo ty go nigdy nie miałeś.
- Jak możesz mówić tak o własnym ojcu?!? – mężczyzna wstał z klęczek.
- Jak? Że jest bydlakiem? – mówił opanowanym tonem. – Odpowiedz mi najpierw jak bez cienia skrupułów można zostawić rodzinę?
- Czego ty ode mnie chcesz? – ojciec chciał sięgnąć po telefon leżący na szklanym stoliku.
- Ani mi się waż – ostrze scyzoryka wbiło mu się nieco wyżej ponad nadgarstek. Ugodzony głośno zaklął.
- Nie jesteś człowiekiem, doskonale o tym wiesz i chociaż się tego wypierasz, to nigdy nie pozbędziesz się tego jarzma.
- O czym ty mówisz? – próbował wyciągnąć scyzoryk z krwawiącej ręki.
- Pan już nie żyje.
Alexander jednym ruchem dłoni złapał za nóż i wbił do w jego serce. Krótkie ostrze od razu splamiło się jego krwią.
- Boli? – zapytał z udawana troską w głosie – zaraz przestanie.
Wyciągnął scyzoryk i z zimą krwią, bez cienia jakichkolwiek emocji na twarzy, zaczął na nowo wbijać go w ciało bezbronnego już mężczyzny. Krew obficie plamiła jego rozchełstaną koszulę. Ten opadł na kolana i podejmując go za nogi konał na jego oczach.
Ciało mężczyzny ciężko opadło na podłogę, odpowiedziały mu ciche kroki nieznajomego. Ktoś kogo nigdy tam nie było zatrzasnął za sobą drzwi.  

- Grzeczny chłopczyk – pocałowałam jego roztrzęsione usta.
Nagle wrony zamieszkujące okoliczne drzewa zerwały się z wielkim krzykiem. Niespokojnie rozejrzałam się po opuszczonym cmentarzu. Adam stał w tym samym miejscu, co wcześniej, z rekami skrzyżowanymi na piersiach. Alex leżał na roztrzaskanym nagrobku. zaniepokoiło mnie jednak zachowanie ptaków, ale nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Nachyliłam się nad piersiami upadłego demona, który z ogromnym trudem nabierał kolejne hausty grobowego powietrza. Coraz mocniej kreśliłam rozmyte kontury niewyraźnych serc. Z rozkoszą wbiłam nóż w sam środek jego serca.
- Teraz przestajesz być człowiekiem – wbiłam go jeszcze raz – teraz przestajesz być wampirem – wbiłam go jeszcze mocniej – a teraz przestajesz być demonem – ostrze noża zostało w piersiach obłąkanego Alexandra; jeszcze chwilę miotał się nieprzytomnie, jeszcze chwilę targała nim febra – w końcu bez życia opadł na czarny pomnik, który zarazem stał się jego grobowcem.
Ani trochę nie przypominał Alexandra, którego poznałam pierwszej sierpniowej nocy. Tamten był dobrze zbudowany, silny i mimo tego, że niósł mnie na spotkanie z jego żądnymi mojego życia pobratańcami, w jego ramionach czułam się bezpiecznie. Pociągał mnie wyraz jego twarzy, ciekawiła blizna, a teraz…? Wszystkie karty zostały odkryte, nie stanowił dla mnie żadnej zagadki. Był niczym. Miał całkowitą rację, kiedy mówił, że to ja jestem od niego silniejsza.
Teraz jego zwłoki leżały rozciągnięte pośród opadłego już, czarnego pyłu. Z trzech śmiertelnych ran sączyła się ciemnoczerwona stróżka nikłej  krwi. Pierś przestała podnosić się i opadać… jego usta drgały jeszcze jakby chciał powierzyć mi swoja ostatnią wolę, ale nie był już w stanie.
Adam stanął tuż za mną. Z drżącej dłoni wyrwał mi nóź. Uklęknął nad ciałem Alexa i wytarł zakrwawione ostrze o prawą klapę jego czarnego płaszcza. Wrony z niemałym krzykiem wróciły na swoje miejsca – nie chciały patrzeć na scenę śmierci demona, który popadając w obłęd bezpowrotnie przestawał nim być.
- Trzeba było nie mówić, że jestem silniejsza od ciebie – szeptałam pochylając się nad bladą twarzą Alexa. Kiedy mówiłam, moje usta muskały jego sine wargi. – Trzeba było mnie nie kochać. Nie leżałbyś teraz na rozbitym grobie własnego ojca, który z resztą nigdy nim nie był, nie miałbyś roztrzaskanego serca, ale po co ci ono było? – zmarszczyłam brwi – Żeby wmawiać sobie, że kochasz osobę, która tobą gardzi? Jak ty w ogóle mogłeś myśleć, że ja kiedykolwiek z tobą będę? Przecież to śmieszne. Albo te plotki, że niby z tobą spałam to już była przesada.
Chciałam rzucić się nie jego ciało, ale Adam przewidując moje posunięcia złapał mnie od tyłu i nie pozwolił na skok. Chociaż z całą pewnością mogłabym dorównać mu siłą, to nie próbowałam wyrwać się z jego objęć – potrzebowałam kogoś, kto będzie w stanie w odpowiedniej chwili powiedzieć mi głośno i stanowczo „Stop”.
- Spokojnie, on już nie żyje – skrzyżował moje ręce na plecach tak, że nie mogłam wykonać żadnego ruchu, byłam mu za to wdzięczna. – Zabiłaś go, czy ty to rozumiesz? – puściwszy mnie, uśmiechnął się do mnie figlarnie.
- I co teraz? – zapytałam patrząc mu w oczy.
Rozkosz płynąca z morderstwa na chwilę przyćmiła przytomność mojego umysłu. W końcu osiągnęłam swój cel – Alex przestał być demonem, ja się nim  stałam, zabiłam go, zabiłam człowieka, który mnie kochał.
- Ostatni akt, ostatnia scena, ostatnia kwesta. Koniec.
- Kurtyna! – krzyknęłam.
Spłoszone stado dzikich ptaków poderwało się z szarych gałęzi zapomnianych drzew.
Adam porwał mnie w pół i zaczął fanatycznie całować moje rozgrzane usta.