sobota, 27 lipca 2013

Rozdział II




Adam został wypuszczony z aresztu  następnego dnia rano. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bardzo się mylę sądząc, że mój kochany mąż umierał tam z tęsknoty za mną. Oczywiście nie był w najlepszej formie – jego koszula była całkiem pognieciona, a spodnie nosiły ślady siedzenia na brudnej pryczy, tylko włosy zachowały się w jak najlepszym porządku. Czekałam aż wyjdzie z budynku w towarzystwie Justina (Gabriele wolał zostać w aucie, a ja zostałam do tego zmuszona i oczywiście było z nami to wielkie czworonożne bydle, którego nie można zostawiać samego) i powita mnie ciepłym uśmiechem. Usiadł ze mną na tylnym siedzeniu, poklepał Assassiniego po dużym, czarnym łbie i najpierw przywitał się z „makaroniarzem”, a dopiero później obdarzył mnie najbardziej siarczystym pocałunkiem na jaki mógł się zdobyć w obecności innych demonów.
- Źle spałem – przeciągnął się ziewając. – Jedyne o czym marzę, oczywiście oprócz ciebie kochanie – rzucił mi krótkie, jednoznaczne spojrzenie – jest prysznic. Nawet nie wyobrażacie sobie w jakim fatalnym stanie są te tymczasowe cele.
- Oj stary, uwierz, że wyobrażamy – powiedział Gabriele ze swoim włoskim akcentem.
- Kochanie, tak bardzo za tobą tęskniłam – objęłam go nie zważając na zapach. – Ale jak to się stało, że tak szybko cię wypuścili?
- Czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego – pocałował mnie w sam czubek nosa.
O tym co stało się na komendzie już zawsze będzie wiedział tylko Adam, Justin i mężczyzna, od którego podpisu zależało zwolnienie Adama.
- Co tam psinko? – zaczął głaskać psa, który jednym zaciśnięciem szczęk mógł pozbawić go dłoni.
- Psa mi rozkaprysisz – Gabriele spojrzał na swojego podopiecznego. – To jest Assassino, a Assasino znaczy morderca i wolałbym, żeby tak zastało.
W atmosferze płytkich żartów wyruszyliśmy w drogę powrotną. Nikt nie wspominał o incydencie z poprzedniego wieczora – mężczyźni rozmawiali i śmiali się tak jakby znali się od kilku lat, a nie jak przypuszczałam od kilku dni. A mi przypominał o tym jedynie nadal piekący policzek.
Coraz dotkliwiej odczuwaliśmy zbilżające się święta Bożego Narodzenia, a szczególnie kiedy jakiś gość przebrany za świętego Mikołaja prawie wpadł na maskę naszego samochodu.
- Nie za wcześnie na czerwone kożuchy? – zdziwił się Justin i zatrzymał samochód.
- Nigdy nie jest za wcześnie, żeby przejechać Mikołaja, który nie umie przechodzić przez ulicę.
Zanim zdążyliśmy wysiąść, by udzielić mu ewentualnej pomocy, mężczyzna w czerwonej czapce zdążył wstać z chodnika, otrzepać swoje ubranie ze śniegu, ale nie zdążył uciec przed goniącym go chłopakiem. Ów chłopak złapał go i wykręcając mu ręce do tyłu odebrał torebkę prawdopodobnie należąca do kobiety biegnącej tuż za nim. Gabriele, Adam i Justin patrzyli na to z rozbawieniem wyraźnie malującym się w ich oczach. Potem nastąpiła krótka wymiana grzeczności, podziękowań, kilku uścisków i oczywiście telefon na policję. Adam nie chcąc znowu spotkać się z funkcjonariuszami zasugerował, żebyśmy już pojechali.
- Teraz już wiemy skąd Mikołaj ma te wszystkie prezenty – zażartowałam wsiadając do auta.
- Tak, niechcący zrobiłem dobry uczynek – Justin udał zmartwionego. – Co z tego, że prawie przejechałem faceta.
- Jedźmy już zanim przyjedzie policja – Adam zaczął się niecierpliwić.
- To tylko facet przebrany za Mikołaja, nie masz się czego obawiać – wtrącił się Gabriele.
- Źle mnie zrozumiałeś, ja się nikogo nie boję, ale nie będę każdego idioty walił po mordzie, żeby potem dostać darmowe wczasy bez mojej April – pocałował mnie w czoło.
Już chciałam zapytać – „Kogo jeszcze uderzyłeś?”, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Mój mąż objął mnie ramieniem i w zupełnym milczeniu dojechaliśmy do domu. Wysiadłam z samochodu i zachwycił mnie widok naszego domu, po raz pierwszy dostrzegłam jego niepowtarzalne piękno, te majestatyczne ściany i spadzisty dach. Nigdy nie patrzyłam na ten budynek w ten sposób – poczułam się jak w domu. Z mężem i przyjaciółmi.
Przez incydent z fałszywym Mikołajem w roli głównej przestąpiliśmy próg kuchni dopiero za dwadzieścia dziesiąta. Było trochę za późno na śniadanie, więc Adam rzucił do chłopców:
- Zróbcie jakiś obiad, ja muszę się w końcu wykąpać.
Mimo jednoznacznych docinek Gabriele’a, odprowadziłam go do jego pokoju, żeby móc zamienić z nim kilka zdań bez wścibskich uszu reszty demonów. Adam zaczął rozpinać koszulę już w korytarzu, co z jednej strony przyprawiało mnie o przyjemne dreszcze, a z drugiej potęgowało uczucie wstrętu do samej siebie spowodowane nocą spędzoną u Freda. Oczywiście nie przyznałam mu się do zdrady, chociaż wiedziałam, że prędzej czy później się o niej dowie. Chowałam wzrok, kiedy wydawało mi się, że zbyt intensywnie się we mnie wpatruje, odwracałam głowę, żeby nie mógł nic wyczytać z mojej twarzy i co najważniejsze wymyślałam usprawiedliwienia, które tylko w małej części tłumaczyły moje zachowanie.
- Przepraszam cię za to – delikatnie pogłaskał mnie po policzku. – Nie powinienem się tak unosić, ale sama najlepiej wiesz jaki jestem – rozłożył bezradnie ręce – i nigdy już się nie zmienię.
- Pamiętasz jak przepraszałeś mnie po raz pierwszy? Wtedy też mnie uderzyłeś – patrzyłam na niego rozmarzonym wzrokiem – i powiedziałeś wtedy, że wspólna noc nie znaczy, że będziesz ze mną do końca życia.
- A ty powiedziałaś, że wolałbyś umrzeć niż tutaj mieszkać – pocałował mnie w policzek i zaczął zdejmować spodnie. – Wyjdziesz czy wolisz zostać?
- Tak, pomogę chłopcom z obiadem – uśmiechnęłam się, żeby ukryć zażenowanie.
- Obydwoje dobrze wiemy, że nie potrafisz gotować – przyciągnął mnie do siebie – więc może?
Był taki pociągający w samej bieliźnie, ale ja nie byłam w stanie się przed nim rozebrać. Ciągle przed oczami miałam twarz Freda i strzępki wspomnień wspólnej nocy. Z trudem wyrwałam się z jego objęć, ale w jego oczach nie zobaczyłam zawiedzenia tylko pewność, której jeszcze wtedy nie rozumiałam.
- Już wróciłaś? – Justin podniósł głowę znad deski, na której kroił mięso na plastry.
- Tak, przyszłam wam pomóc – powiedziałam mając nadzieję, że jednak nie będą kazali mi nic robić.
- Łap się za marchewki, trzeba je obrać i zetrzeć na tarce – Gabriele wskazał na warzywa.
Przynajmniej nie musiałam myśleć o niczym innym niż prawdopodobne zniszczenie paznokci. Chłopcy zajmowali się aromatyczną cielęciną jeszcze bardziej doprawiając ją ziołami, których nazw nie byłam w stanie zapamiętać. Patrzyłam na niech nie zwracając uwagi na to, co robię. Dopiero kiedy poczułam pieczenie i zobaczyłam krew, odskoczyłam jak oparzona, jednak na szczęście zawartość metalowej miski nie znalazła się na podłodze.
- Surówka z wkładką – zaśmiał się młody Włoch.
- Bastian by mnie opatrzył, ale jego jak zwykle nie ma – powiedziałam z wyrzutem w głosie.
- To nie jego wina, że nie umiesz używać tarki. Chodź tutaj – odkręcił wodę, żebym mogła obmyć ranę.
- Za dużo myślisz.
- Właśnie teraz nie myślałam o niczym – odburknęłam widząc stan mojego naskórka.
Usłyszałam głośny śmiech Adama. Odwróciliśmy się w jego stronę – miał na sobie jedynie biały ręcznik przewieszony przez biodra, a na jego skórze nadal lśniły kropelki wody spływające z mokrych włosów. Był jeszcze bardziej pociągający niż w bokserkach, ale wspomnienie Freda skutecznie utrudniało mi spełnienie moich fantazji. Westchnęłam cicho.
- Wiem, że lubisz prężyć swoje mięśnie – Justin narysował w powietrzu cudzysłów przy słowie „mięśnie” – ale to może sprawiać przyjemność jedynie April a i to chyba nie do końca – dodał widząc moją minę.
- Chyba nie jestem głodna – zabrałam krwawiącą dłoń znad zlewu ochlapując przy tym podłogę.
- Marchew z krwią nadaje się tylko dla wampirów – nie wiedziałam czy Gabriele zrobił to specjalnie, ale wzmianka o wampirach zabolała mnie bardziej niż obtarta dłoń i stała się maleńką iskierką zapalającą lont do szuflady z podpisem „Alex”. Zachwiałam się i pewnie bym upadał gdyby nie natychmiastowa interwencja mojego męża.
- Kochanie wszystko w porządku? – wyglądał na autentycznie zmartwionego. – Ostatnio źle wyglądasz.
- Ostatnio nie sypiam dobrze – usprawiedliwiłam się.
- Dzisiaj będziesz spała ze mną – zachłannie pocałował mnie w usta. Nie miałam szansy, żeby się wyrwać.
- Reszta w sypiali – przerwał nam Justin zniecierpliwiony naszym zachowaniem.
- Mam nadzieję – Adam doprowadził mnie do stołu. – April, pozwól, że ja za ciebie dokończę, ale najpierw się ubiorę.
Dzięki mojemu małemu wypadkowi nie musiałam już im pomagać, ale stał się on pretekstem do ciągłych żarów i w konsekwencji pokrojenia mojego kawałka mięsa przez Adama, który z uśmiechem mówił, że mam za ładne paluszki. Popełniałam coraz więcej błędów, nie patrzyłam w jego stronę, tylko idiota nie domyśliłby się, że coś przed nim ukrywam. Gabriele podał czerwone wino.
- Coraz więc pijesz – zauważył Justin, kiedy poprosiłam Włocha o drugą lampkę.
Nie skomentowałam tego. Po posiłku, nie czekając na Adama, poszłam do swojego pokoju i zanosząc się cichym płaczem przekręciłam zamek w drzwiach do łazienki.
Po piętnastu minutach płaczu na zimnych płytkach usłyszałam pukanie do drzwi. Wytarłam łzy z policzków próbując wymyślić jakieś przekonywujące kłamstwo. Ostatnio za dużo płaczę, za dużo piję i stanowczo za dużo kłamię. Moje milczenie było wymowną odpowiedzią na niezadane pytanie.
- Im mniej cię rozumiem, tym bardziej cię kocham – Adam nawet nie zaczął nalegać, żebym go wpuściła.

______________________________________________________________________________

Bardzo przepraszam, że tak późno, liczę na wyrozumiałość...

 

sobota, 20 lipca 2013

Część III Rozdział I










Część trzecia






Z miłością i śmiercią nikt nie wygra















Muzyka, która miała mnie uspokoić i skłonić do zwierzeń coraz bardziej mnie irytowała. Próbowałam ignorować zarówno ją jak i panią psycholog uważającą, że rozmowa z nią jest mi niezbędna. Przekonywanie, że Adam nie jest niczemu winny wobec śladów wciąż obecnych na moich plecach i tych świeżych na lewym policzku, było bezcelowe i tak nikt mi nie wierzył, a zwłaszcza ta przemądrzała psycholożka. Po bezowocnej rozmowie i spisaniu moich zeznań pozwolono mi wrócić do domu. Na widzenie się z Adamem nie było szans.
Przed komisariatem czekał na mnie Justin, uśmiechnął się do mnie blado i otworzył tylnie drzwi samochodu. Trochę się zdziwiłam, ale to było nic w porównaniu do tego, co poczułam widząc wielkiego czarnego psa na siedzeniu, który gapił się na mnie swoimi wielkimi, ciemnymi oczami.
- Co to jest?
- To jest Assassino – usłyszałam obcy, męski głos z silnym włoskim akcentem. Nieznajomy siedział na siedzeniu pasażera obok kierowcy. Odwrócił się, ale z trudem widziałam jego twarz. – Mój pies.
- Widzę, że nie kot – przewróciłam oczami i wsiadłam do auta, na szczęście zwierzę miało solidnie wyglądający kaganiec, inaczej w życiu bym się do niego nie zbliżyła.
- Nie bój się go – kontynuował, a Justin odpalił silnik – nie ugryzie.
- Co teraz będzie z Adamem? – zignorowałam go. – Wszyscy uważają go za damskiego boksera, nikt nie chce mnie słuchać… Nawet ta głupia psycholożka powiedziała policjantom, że jestem systematycznie zastraszana i dlatego boję się zeznawać zgodnie z prawdą. On pójdzie do więzienia? – zapytałam ze strachem.
- Tego na razie nikt nie może przewidzieć – westchnął kierowca. – A to jest Gabriele. Od dzisiaj będzie z nami mieszkał – dodał spokojnie.
- Justin, skąd ty go wytrzasnąłeś? Jakiś laluś na pewno zakochany w piłce nożnej… Dobra, mogę mieszkać z kim sobie tam chcesz, byle tylko wrócił Adam. Obudźcie mnie jak dojedziemy albo najlepiej zostawcie mnie tutaj, mogę przespać się w samochodzie – powiedziałam jednym tchem. Byłam tak zmęczona i bezsilna, że nie miałam ochoty na dalszą rozmowę nawet jeśli miała dotyczyć tak ważnego wydarzenia w moim życiu, jak poznanie nowego współlokatora.
Pies położył swój wielki łeb na moich kolanach. Jedyne czego teraz potrzebowałam był sen w objęciach mojego męża, a dostałam Assassino. Niestety nie zdążyłam zasnąć, więc Gabriele ponaglony przez Bastiana pomógł mi wysiąść z auta i podtrzymując mnie ramieniem doprowadził do drzwi wejściowych. Nie zadałam sobie tyle trudu, żeby zobaczyć jak wygląda. Już od pierwszej chwili naszej znajomości zaczął mnie denerwować – po co on po mnie przyjechał, przecież Justin sam potrafi kierować samochodem i jak śmie mnie obejmować, kiedy mój mąż został aresztowany?
- April, znajdę adwokata dla Adama – demon położył mi dłoń na ramieniu – wszystko będzie dobrze, a teraz się połóż, to za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Wiesz, że on mi się dzisiaj oświadczył? – ze łzami w oczach pokazałam mu pierścionek z małym diamentem. – On naprawdę mnie kocha.
- Dobrze, że tak uważasz, ale połóż się lepiej, wyglądasz na zmęczoną.
- Daj mi się czegoś napić – poprosiłam, ale nie miałam na myśli wody.
Justin od razu zrozumiał. Powiesiłam płaszcz na wieszaku i wzięłam pozostawiony przeze mnie bukiet białych róż. Nadawały się tylko do wyrzucenia, ale za dużo dla mnie znaczył, żeby tak po prostu wylądował w koszu. Położyłam je przed sobą na stole w kuchni, a sama czekałam aż ktoś poda mi kieliszek. Gabriele usiadł obok mnie intensywnie wpatrując się w mój pierścionek i obrączkę. Spojrzałam na niego – miał tęczówki w odcieniu najgłębszej czerni i czarne włosy, idealnie przystrzyżone, krótkie baczki i wygolony kark.
- Koniak – podał mi szkło. Już sam zapach mnie odpychał, ale wypiłam zawartość, która paliła mój nieprzyzwyczajony do alkoholu przełyk. – Teraz możesz już iść do siebie – widząc mój wzrok, dodał – obiecuję, że Adam wróci do domu.
- Włóż te kwiaty do wody, ja już nie mam siły – poprosiła naszego gościa i poszłam do swojego pokoju. W drodze usłyszałam tylko początek ich rozmowy ciągnącej się całą noc.
- Łatwiej byłoby go stamtąd wyciągnąć gdyby kogoś zabił, a nie tylko ją pobił – odparł Justin. – I jeszcze Bastian gdzieś się szlaja…
- U was zawsze tak jest? Najpierw zaręczyny, później aresztowanie?
Słowa Justina nie wróżyły nic dobrego, ale w moim wypalonym sercu tliła się jeszcze odrobinka zielonej nadziej, która nie pozwoliła mi się załamać. Kelly próbowała się zabić, Adam został aresztowany i jeszcze ten Gabriele – przystojny z włoskim akcentem i typową włoską urodą, ale zupełnie nie mój typ. Ja kochałam anglików, a szczególne jednego z nich. Położyłam się w ubraniu, ale mimo ogromnego zmęczenia długo nie mogłam zasnąć. Przypomniałam sobie o MP3, które dostałam od Freda. Dał mi je po tym jak dowiedział się, że nie wiem kim był Freddie Mercury, ale od miesiąca leżała na biurku. Dopiero po wysłuchaniu trzech piosenek uświadomiłam sobie coś oczywistego. Tylko w jego interesie leżało ukaranie mojego męża.
- Justin! – zerwałam się z łóżka i o mało nie uderzyłam się głową w drzwi, które uprzednio zamknęłam. – Justin, to na pewno Fred! On za tym wszystkim stoi.
Stanęłam w progu kuchni ciężko dysząc, a niesforne kosmyki opadły mi na twarz. Assassino podniósł łeb z podłogi zaniepokojony moim krzykiem.
- April, miałaś się podłożyć i odpocząć, a nie biegać po domu i to jeszcze bez butów – spojrzał na moje bose stopy. – Uspokój się.
- Ty nic nie rozumiesz, to Fred doniósł na Adama!
- Rozumiem, co nie zmienia faktu, ze powinnaś być już w łóżku – położył mi dłonie na ramionach i spojrzał głęboko w oczy. – Właśnie rozmawiamy o strzelaniu do rzutek, a to nie jest temat dla ciebie. Ty nie lubisz strzelać, a szczególnie strzelać do rzutek.
- Nie, ale musimy coś z tym zrobić – próbowałam mu to wyjaśnić.
- Nie słoneczko, ty nie musisz nic z tym robić. Idź do sypialni, a jeśli będziesz grzeczna jutro Adam będzie z powrotem w domu.
- Tak bardzo chciałbym w to wierzyć. On na pewno jest taki biedny i nie wie co robić i ja tak bardzo za nim tęsknię, nie chcę spać sama… – prawie znowu zaczęłam płakać.
- Ja mogę zaśpiewać ci kołysankę – zaoferował się Gabriele. Justin spiorunował go wzrokiem.
- Przesadzasz, na pewno nie jest tak źle. On jest takim typem człowieka, który poradzi sobie w każdych warunkach. Nie da sobie zrobić krzywdy.
Zobaczyłam dwa kieliszki, do połowy pustą karafkę z whisky i broń leżącą obok popielniczki wypełnionej popiołem i petami. Trochę się przestraszyłam, ale wolałam o nic nie pytać. Z czasem doszłam do wniosku, że im mniej wiem tym dla mnie lepiej. Rozmawiali o rzutkach i ta informacja powinna mi wystarczyć bez względu na to czy miały być to żywe czy martwe cele.
Zamknęłam usta i po cichu wycofałam się do mojego pokoju.
Pewność siebie, która w poprzednim życiu pozwalała mi na częste zmiany partnerów spośród moich rówieśników czy nawet zalotne spojrzenia kierowane w stronę dojrzałych mężczyzn, zniknęła tak szybko jak pęka bańka mydlana. W tym domu nie miałam nic do powiedzenia, mój głos nie wpływał na żadne decyzje. W pewnym stopniu podobało mi się to, bo nie byłam za nic odpowiedzialna, a moje błędy naprawiali inni. Nigdy nie czułam się tutaj jak w więzieniu, dopiero, kiedy Adam tam trafił zrozumiałam, że to on jest moją jedyną podporą i ukojeniem w tym brutalnym miejscu. Wszyscy byli brutalni. Nie raz widziałam jak Bastian wracał do domu nad ranem narzekając nie tylko na ceny w burdelach, ale i kolejnych winnych, których ścigał. Zabijanie przychodziło mu z coraz to większą łatwością, a nawet przyjemnością, której nie mogłam zrozumieć do chwili, w której zabiłam Alexa. Gdzie on teraz był jeżeli nawet w moim sercu nie było dla niego miejsca?
Położyłam się do łóżka przesiąkniętego cudownym zapachem męskich perfum Adama. Pierwszy raz spałam u niego, kiedy bałam się zostać sama w pokoju po „rodzinnym” oglądaniu horroru, wtedy drzwi do pokoju Alexa były zamknięte, może gdyby demon ich nie zamknął moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Pierwszy pocałunek na szkolnym korytarzu, pierwszy raz w pokoju Alexa, pierwsze kłamstwo. Wyrażeniem zgody na ślub wybaczyłam mu wszystkie oszustwa. Najbardziej w życiu bałam się samotności i znowu zostałam sama i ta jedna noc, kiedy nie było żadnych szans na widzenie się z Adamem była dla mnie wiecznością. Gdzie się wszyscy podziali? Nawet nie miałam do kogo zadzwonić.
Bastian na pewno bawił się w jakimś podejrzanym domu złej sławy nie myśląc o Kelly.
Kelly leżała sama w tym cholernym szpitalu walcząc o dwa życia, których nie chciała.
Adam spał na niewygodnej pryczy w areszcie pilnowany przez jakiegoś opasłego policjanta.
Fred w jednej chwili stał się dla mnie wrogiem dysponującym kompromitującymi mnie informacjami.
Julia płakała do poduszki to martwiąc się losem ciężarnej przyjaciółki to narzekając na brak powodzenia.
Justin i Gabriele opracowywali szczegółowy plan strzelania do rzutek – zabawy, która w ich wykonaniu na pewno stanie się niebezpieczna dla otoczenia.

W tym wszystkim brakowało miejsca dla mnie.

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział XXVI- koniec części II





Pół godziny później siedziałyśmy już na niewygodnych, plastikowych krzesłach na szpitalnym korytarzu czekając na jakiekolwiek wieści dotyczące zarówno Kelly jak i jej dziecka. Jaj matka nawet nie starała się ukryć swoich łez, z każdą minutą zanosiła się głośniejszym płaczem wykorzystując kolejne chusteczki. Julia łkała cicho wtulona w moje ramiona, a ja nieudolnie ją pocieszałam. Niedługo potem pojawił się ojciec naszej przyjaciółki. Był to mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat z włosami zaczesanymi w lewą stronę. Miał na sobie popielatą marynarkę i jeansy, które nie pasowały do jego sylwetki. Zamienił kilka słów z żoną po czym usiadł obok niej. Po chwili zobaczyłam zarys sylwetki Bastiana, zanim rodzice Kelly podnieśli głowy, przeprosiłam Julię i pobiegłam do niego, żeby zapobiec nieuchronnie zbliżającej się kłótni między nim a przyszłym dziadkiem. Nerwowo rozglądał się po korytarzu aż zobaczył moją twarz.
- Nie sądziłam, że przyjedziesz – powiedziałam chłodno.
- Ja też. Tyle ładnych pielęgniarek, nie mogłem tego przegapić – żartował.
- Chodźmy stąd – zignorowałam jego dowcip i chwyciwszy go za rękaw czarnego płaszcza pociągnęłam do drzwi. Puściłam go dopiero kiedy znaleźliśmy się na schodach przed budynkiem. – Twoi teściowie są na ciebie wściekli.
- Ja też byłbym wściekły, ale co? Chcą mnie zabić? – nie przestawał żartować. – Moja wina, że wpadła? Chciałem rozwiązać problem, ale ta smarkula nie chciała się zgodzić.
- Wiem, że dałeś pieniądze na aborcję – westchnęłam głęboko. – Co masz teraz zamiar zrobić? – miałczał. – Czy ty nie rozumiesz, że ona próbowała się zabić przez ciebie? Zaciągnąłeś ją do łóżka, a jak jesteś potrzebny, to uważasz, że kasa załatwi sprawę? – potrząsnęłam jego ramionami.
- To nie jest twoja sprawa. Nigdy nie dawałem jej nadziei na coś więcej niż kilka nocy. Skąd mam wiedzieć, że to moje dziecko? Nie mam pewności, że nie spotykała się z innymi.
- Jak możesz? Ona cię naprawdę kocha, ale co ty możesz wiedzieć o miłości. Idiota! – odepchnął mnie i pobiegł do swojego samochodu. Patrzyłam jak odjeżdża z piskiem opon. Poczułam, że robi mi się zimno, więc wróciłam do środka. Bez słowa przytuliłam nadal płaczącą Julię i zasnęłam na tym niewyobrażalnie niewygodnym krześle zastanawiając się nad tym, co zrobiłabym na miejscu przyszłej matki.
Kilka godzin później, po krótkiej rozmowie telefonicznej, do szpitala przyjechała matka Julii, żeby zabrać ją do domu. Nie sprzeciwiłam się, kiedy zaproponowała, że mnie też odwiedzie. Nie miałyśmy po co tam dłużej siedzieć i tak niczego byśmy się nie dowiedziały. Julia zostawiła zrozpaczonej matce Kelly swój numer z prośbą, żeby zadzwoniła do niej, kiedy będzie już coś wiadomo.
Mimo, że mieszkałam dalej niż rodzina mojej przyjaciółki, to najpierw ja znalazłam się przed moim domem. Pożegnałam przyjaciółkę delikatnym pocałunkiem w policzek i skierowałam się do drzwi frontowych, w których stał zdziwiony Justin. Kiwnął kobiecie głową jakby mówił „dzień dobry” i objąwszy mnie ramieniem otworzył przede mną drzwi. Usiedliśmy przy stole w kuchni. Dopiero kiedy ogrzałam zmarznięte dłonie kubkiem Cappuccino zaczęłam opowiadać dlaczego nie poszłam na lekcje. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, potakiwał tylko głową, kiedy ja już nie musiałam udawać twardej i zaczęłam płakać.
- Porozmawiam z Bastianem – odrzekł, kiedy skończyłam.
Wstał i wyjął telefon z kieszeni. Spodziewałam się, że wyjdzie z kuchni, ale on został opierając się jedną ręką o blat. Słyszałam jak ten monotonny dźwięk oczekiwania, aż ktoś odbierze. Nikt nie odebrał.
- Poradzisz sobie sama? Muszę na chwilę wyjść – spojrzał mi w oczy.
- Jasne. Poczekam na Adama.
Na swojego męża czekałam punktualnie do osiemnastej. Od siedzenia nieruchomo zesztywniał mi kark i ramiona. Podniosłam głowę dopiero, kiedy usłyszałam jego głos.
- April, kochanie – uklęknął obok mnie biorąc moje zdrętwiałe dłonie do rąk – wiem co się stało.
Przytuliłam się do niego najmocniej jak tylko umiałam czego skutkiem stał się nasz upadek na podłogę. Adam podniósł mnie z łatwością i zaniósł na kanapę w pokoju telewizyjnym – jego zdaniem tylko tam mogliśmy spokojnie porozmawiać, ale ja nie chciałam rozmawiać. Przytuliłam się do niego zostawiając resztki tuszu na jego białej koszuli. Zaczął nucić jakąś kołysankę.
- Ona na pewno z tego wyjdzie, dziecko też – zapewniał.
- Nigdy w życiu nie spotkałam takiego drania jakim jest Bastian – szepnęłam. Wierzchem dłoni wytarłam nowe łzy spływające mi po policzkach.  

W szpitalu było już cicho, a na dworze panowała mroźna ciemność, kiedy rodzice nadal nieprzytomnej Kelly zdecydowali się na tymczasowy powrót do domu. Godziny odwiedzin minęły. Wysoki brunet zgniótł w dłoni niedopałek papierosa, otrzepał ramiona z płatków śniegu, po czym wszedł do budynku. Słychać było tylko skrzypienie jego nowych butów i irytujący dźwięk popsutej lampy. Jakaś pielęgniarka zagrodziła mu drogę.
- Przepraszam, ale już jest za późno na odwiedziny. Proszę przyjść jutro – powiedziała stanowczo.
- To bardzo ważne, moja dziewczyna leży na tym oddziale, ona jest w ciąży… muszę się z nią zobaczyć.
- To bardzo wzruszające, ale proszę opuścić ten korytarz – kobieta w białym fartuchu była nieugięta. Dopiero zaczęła swoją zmianę, więc miała jeszcze energię na wypraszanie ludzi domagających się wizyt.
- Może przekona panią Matthew Boulton i James Watt? – wcisnął jej do ręki czerwony banknot. Widząc jej uśmiech ponownie zadał pytanie: – Więc gdzie znajdę Kelly Parks?
- Proszę tędy – przekupiona siostra poprowadziła go do właściwej sali. – Pacjentka jest w bardzo ciężkim stanie. Wzięła bardzo silne leki.
Tylko starsza kobieta w idealnie zaczesanym koku wiedziała, że mężczyzna z bliznami na przedramionach spędził całą noc przy łóżku dziewczyny trzymając ją za rękę i opierając ciężką od natłoku myśli głowę o jej bezwładne ramię. 

W jednej chwili zapomniałam o tym, co wczoraj zrobił Adam – wystarczyło, że mogłam wtulić się w jego pierś i łkać narzekając na lekkomyślność Bastiana. Najpierw chciałam zrezygnować z filmu, ale on zaczął nalegać argumentując, że powinnam chociaż przez chwilę przestać myśleć o Kelly. Zgodziłam się na „Lakier do włosów” – potrzebowałam czegoś lekkiego. Po piętnastu minutach chłopak powiedział całując moje włosy:
- Poczekaj na mnie sekundę – po chwili usłyszałam jak zamyka za sobą drzwi, a potem znowu je otwiera. Zdyszany klęknął przede mną na jedno kolano i wręczył mi bukiet białych róż z jedną czerwoną w samym środku. Oczy zaszły mi słoną mgłą.
- Trochę zwiędły… – szepnął zasmucony. – Nie wiem czy wypada w takiej chwili, ale lepszej nigdy nie będzie – pocałował moją srebrną obrączkę – wyszłaś za mnie, ale nigdy nie dostałaś ode mnie pierścionka.
Wzięłam sfatygowany bukiet do rąk, zapach kwiatów na chwilę oszalował moje zmysły. Spodziewałam się, że lada chwila wyjmie z kieszeni czerwone pudełeczko, ale nic takiego nie zrobił. Patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem. Myślał, że sama domyślę się o co chodzi z czerwoną różą. Brak reakcji z mojej strony zmusił go wyjaśnienia. Wyjął różniący się kwiat i dopiero wtedy zauważyłam pierścionek połyskujący na łodyżce. Malutki, złoty majstersztyk. Wsunął mi go na serdeczny palec tuż nad obrączkę.
- Adam, tak… tak bardzo cię kocham – rzuciłam mu się na szyję obsypując go tysiącem pocałunków, chociaż rozcięte usta nadal sprawiały mi ból. Właśnie John Travolta w kobiecym przebraniu zaczął śpiewać piosenkę, obydwoje odwróciliśmy głowy w stronę telewizora.
- Ja już kiedyś oglądałem ten film, mogę ci go opowiedzieć u mnie w sypialni – zaproponował.
- Tak, jestem bardzo zmęczona. Zaniesiesz mnie? – wiedziałam, że chodzi mu o seks, ale nie miałam siły.
Wziął mnie na ręce, ale idąc do jego pokoju, bo ten był bliżej, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Postawił mnie na podłodze i zdenerwowany tym, że ktoś przeszkadza mu w takiej chwili bez wahania otworzył.
- Dobry wieczór, czy zastaliśmy państwa Adama i April Ortizów? – w progu stali dwaj policjanci. Jeden z nich był wyraźnie starszy i bardziej przy tuszy, a spokój i powaga malujące się na jego pucołowatej twarzy wskazywały na to, że jest on starszy także stopniem. Jego nie był od niego wyższy, ale szczuplejszy. Jego oczy nie mogły zatrzymać się w jednym punkcie, jakby chciał jednocześnie zajrzeć w każdy zakamarek.
- Tak. O co chodzi? – Adam stanął pomiędzy nami osłaniając mnie ramieniem, ale wciąż bystro patrząc na funkcjonariuszy.
- Dostaliśmy zgłoszenie o przemocy domowej – starszy mężczyzna zdjął czapkę.
- To niemożliwe, tutaj nic się nie dzieje.
- Musi nas pan zrozumieć, dostaliśmy zgłoszenie, więc teraz musimy wypełnić nasze obowiązki.
- Jeszcze raz powtarzam, że to musiał być fałszywy donos – mówił poważnym, rzeczowym tonem.
Zanim odezwał się bardziej doświadczony policjant, młodzik już wyrwał się z zarzutem.
- Widać, że ją pan bije, nie wmówisz nam, że sama się tak urządziła – mówił patrząc na moją twarz – i niech pani zdejmie bluzkę, to się przekonamy czy zrobiłeś jej krzywdę.
- Uważaj, do czyjej żony mówisz – już chciał złapać go za gardło i skręcić mu kark, ale opanował się i powiedział do drugiego mężczyzny: – Niech pan pohamuje swojego partnera.
- Przepraszam za kolegę – pośpiesznie zaczął tłumaczyć aspirant – ale on jeszcze nie nabrał doświadczenia i ogłady. Moglibyśmy porozmawiać z panią na osobności? – zwrócił się do mnie – rozumiem, że nie chce pani rozmawiać przy mężu.
- Kto zawiadomił państwa o tym przestępstwie? – Adam nie pozwolił wejść im do środka.
- Niestety takie informacje są utajnione, znamy już takich co chcieli mścić się na donosicielach – odparł młody chłopak z hardo podniesioną głową.
- I mieli rację – mój mąż powiedział cicho i dodał – czy mają państwo jakiś nakaz?
- Nakaz na rozmowę z obywatelem?
- Nakaz na wtargnięcie do mojego domu. Jeżeli nie, to proszę wyjść – już chciał wypchnąć funkcjonariuszy za drzwi, ale złapałam go za ramię. Odepchnął mnie lekko, co oczywiście nie uszło uwadze funkcjonariuszy.
- Pan pójdzie z nami, a z panią jeszcze dzisiaj skontaktuje się nasz psycholog.
- Nigdzie z wami nie pójdę – powiedział twardo Adam. – Co to za idioci – na ułamek sekundy zwrócił się w moją stronę.
- Chce być pan jeszcze oskarżony o obrazę policjanta na służbie? – zapytał straszy mężczyzna.
- I napad na funkcjonariusza wykonywującego obowiązki? – dodał młodszy wyczuwając ich przewagę.
Nie spełniły się moje najgorsze obawy – Adam nie rzucił się na policjantów, chociaż widziałam jak drgały jego nabrzmiałe żyły. On dał się po prostu wyprowadzić przed dom. Bardziej narwany młodszy policjant wykręcił mu rękę na plecach i poprowadził przed sobą, a starszy pożegnał mnie współczującym uśmiechem i już chciał wychodzić, ale w ostatniej chwili powstrzymałam go podając mu płaszcz mojego ukochanego. Wyszłam razem z nimi. Na dworze było już całkowicie ciemno, a grudniowy mróz przeszywał moje i tak drżące ciało. Policjant pomógł wejść mu do samochodu, a raczej go tam wepchnął.

Dwa dni później w lokalnej prasie ukazał się krótki artykuł opisujący brutalne pobicie powszechnie szanowanego pastora – Farrokha Wilkisa.


_____________________

Taki mały prezent. ♥ Jak widzicie koniec części drugiej. Kto chce kontynuację? :) Piszcie w komentarzach.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Nominacje

Witam!
 
W końcu postanowiłam się za to zabrać, a nazbierało się tych nominacji, więc postanowiłam zrobić post zbiorowy.
Po raz trzeci i czwarty zostałam nominowana do Liebster Blog Award, (co ogromnie mnie cieszy) przez autorki bloga (link) oraz (link) na które serdecznie zapraszam.

Pytania (link)
 
1. Czy to Twój pierwszy blog?
Tak.
2. O czym najbardziej lubisz pisać posty?
Mój blog to opowiadanie, więc ciągle opisuję historię April i Adama.
3. Twoja ulubiona książka?
"Ojciec Chrzestny" M. Puzo i wiele innych.
4.  Gdzie wyjeżdżasz na wakacje?
Na szczęście zostaję w domu.
5. Czy lubisz ćwiczenia ruchowe? Jakie?
Nie, lubię się rozciągać :)
6. Jakie zwierzęta lubisz najbardziej? Dlaczego?
Konie - są majestatyczne.
Gepardy - najszybsze ssaki na świcie, budzą respekt.
7.  Co najczęściej oglądasz w TV?
Stare filmy.
8. Gdzie najczęściej kupujesz rzeczy?
Różnie: Cropp, House, ale Second-hand'em  też nie pogardzę.
9. Co zrobiłbyś/zrobiłabyś żeby pomóc światu?
Sama nie wiem, nie przepadam za tego typu akcjami.
10. Czym jest dla Ciebie dom?
Miejsce, w którym chcę się znaleźć, kiedy zimą czuję, że zamarzają mi palce.
11. Czym jest dla Ciebie pełnia szczęścia?
Jestem szczęśliwa, kiedy nikt niczego ode mnie nie oczekuję, nie muszę kłamać i udawać, kiedy z uśmiechem zasypiam czekając na kolejny dzień, a nie analizując popełnione błędy.

Pytania (link)

1. Jak masz na imię?
Mam na imię Aleksandra.
2. Ile masz lat?
Mam 17 lat.
3. Co cię skłoniło do napisania bloga?
Nie chciałam dłużej pisać do szuflady.
4. Czym się interesujesz?
Trudne pytanie. Lubię stare filmy, które mają swój niepowtarzalny klimat.
5. Ulubiony piłkarz?
Lionel Messi.
6. Ulubiony sport?
Piłka nożna.
7. Jest coś co chciałbyś/a zmienić w sobie/ w swoim życiu?
Tak, chciałabym być bardziej pewna siebie i odważna.
8. Czytasz książki ? (jeśli tak, to podaj tytuły ulubionych).
Tak, uwielbiam czytać. "Ojciec Chrzestny", "Przeminęło z wiatrem" i jeszcze kilka innych.
9. Lubisz polskie filmy?
Tak, najczęściej oglądam je z tatą.
10. Najciekawszy film jaki kiedykolwiek oglądałaś/eś?
Sama nie wiem... Lubię filmy, w których trudno przewidzieć zakończenie np. "Ukryta prawda" - nie mylić z tym paradokumentalnym serialem.
11. Uważasz, że polowania na zwierzęta powinny zostać zabronione?
Nie na wszystkie gatunki, tylko na te które grożą wyginięciem.

Po raz pierwszy i drugi zostałam nominowana do The Versatile Blogger (szczerze, dzięki tym nominacjom pierwszy raz o tym usłyszałam) przez autorki blogów(link), (link) oraz (link) na które także serdecznie zapraszam.

Fakty o mnie

1. Jestem po uszy zakochana w niestety nie istniejącym już zespole Queen.
2. Mam dwie starsze siostry, ale żadna z nich nie mieszka już w naszym rodzinnym domu.
3. Chodzę do pierwszej liceum o profilu matematyczko-geograficznym.
4. Niestety noszę okulary.
5. Mam dołeczki w policzkach.
6. Ostatnio zaczęłam lubić oglądanie westernów.
7. Lubię zasypać przy odgłosach wiejącego wiatru - to mnie uspokaja.

1. Bardzo lubię chodzić w sukienkach, chociaż nie robię tego często.
2. Najwięcej pomysłów, które wykorzystuję w opowiadaniu przychodzi mi, kiedy myję włosy.
3. Mój ulubiony kolor to czarny.
4. Po przeczytaniu dobrej książki czuję taką malutką pustkę spowodowaną rozłąką z bohaterami.
5. Kiedy jest mi smutno piekę muffinki, których później nie jem.
6. Nie lubię conversów ani vansów - wolę zwykłe tenisówki.
7. Uwielbiam chodzić boso.

1. Gdybym mogła przenieść się w dowolne miejsce w dowolnym czasie byłaby to Atlanta (Stany Zjednoczone) 15 grudnia 1939 (premiera "Przeminęło z wiatrem")
2. Kraj, do którego chciałabym pojechać to Rosja.
3. Nienawidzę, kiedy ktoś robi mi zdjęcia.
4. Bardzo łatwo wpadam w złość.
5. Nigdy nie oglądałam "Króla lwa".
6. Jestem bałaganiarą - jedyne miejsce, w którym utrzymuję porządek to moja szafa.
7. Uwielbiam mężczyzn w garniturach.
 
Postanowiłam nominować kilka blogów do The Versatile Blogger
 

Niestety nie mogę nominować blogów, przez które ja zostałam nominowana, więc ta lista jest krótka.
Za wszystkie wyróżnienia serdecznie dziękuję i mam nadzieję, że dotrwacie do soboty i następnej soboty i jeszcze następnej...
Pozdrawiam i ściskam.

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział XXV





Nie zrobiłam nic.
Całą niedzielę spędziłam na czytaniu notatek z historii i zużywaniu kolejnych chusteczek. Nikt do mnie nie przeszedł, ja nie chciałam do nikogo wychodzić. Naiwnie sądziłam, że Adam stanie w progu mojego pokoju i ze smutkiem w swoich wiecznie rozognionych oczach powie to jedno, magiczne słowo. Nic takiego się nie stało. Na telefon ze szpitala też próżno czekałam.
Odliczałam godziny wieczności wpatrując cię w tarczę zegarka, który kupiłam dla mojego męża.
Wciąż byłam wściekła na Adama, ale nie mogłam dłużej zwlekać ze wstaniem z łóżka. Odkąd Justin dowiedział się o moim opuszczeniu się w nauce, nie było mowy o niepójściu na zajęcia. Wzięłam szybki prysznic, założyłam czarną koszulę i dżinsy i już chciałam wyjść na korytarz, kiedy mój wzrok przykuła biała koperta. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam wolno obracać w palcach. Papier był odrobinę chropowaty, pachniał starą bibliotekę, ale największy uśmiech na mojej twarzy wywołała czerwona, woskowa pieczęć. Nie sądziłam, że ktoś jeszcze lakuje listy. Nawet nie słyszałam kiedy w nocy skradał się do mojej sypialni. Rozdarłam papier i moim oczom ukazały się idealnie kreślone litery.
„Moja Ap, kochanie moje najmilsze, każda noc bez Ciebie, to jak noc spędzona na pustyni, na pustyni uczuć. Tęsknota za Tobą wypala moje serce i chociaż sam do tego doprowadziłem, to nie jestem w stanie zmazać twojej nienawiści. Wiem, że ten świstek nic nie zmieni, ale przeprosiny to wszystko na co mogę się teraz zdobyć. Nie mogę powiedzieć ci tego w twoje zapłakane oczy. Nie jesteś pierwszą dziewczyną, którą skrzywdziłem, ale pierwszą, którą uderzyłem. Tak bardzo cię przepraszam, tak bardzo tęsknię, tak bardzo kocham, chociaż tego nie rozumiem, bo kto zrozumiałby miłość stałby się miliarderem.”
Cały Adam – nie mógł powstrzymać się od żartu – moja twarz była tak poharatana, że nawet delikatny uśmiech sprawiał mi ból. Zgniotłam kartkę w dłoni i zdenerwowana rzuciłam ją w kąt. Na klamce była zawieszona druga taka sama koperta. Otworzyłam ją bez namysłu:
„Moja Ap, kochanie moje najmilsze, byłem pewny, że wyrzucisz poprzednią kartkę, jaka ty jesteś przewidywalna… Pisemne przeprosiny nie sprostały Twoim oczekiwaniom, kochanie – jesteś coraz bardziej przewidywalna, powinnaś to zmienić. Nie lubisz kiedy piszę jak romantyk, więc powiem wprost – Casablanka,  Dirty Dancing,  Rambo czy Ojciec Chrzestny? O 20.00. Kolacja i przeprosiny. Nie przyjmuję odmowy.”
Tą kartkę także zgniotłam i rzuciłam na podłogę. Nie mogłam zapomnieć o tym, że mnie uderzył.
Znowu miał rację – nie lubiłam kiedy był delikatny, wolałam kiedy był twardy i sam najlepiej wiedział, co będzie dla mnie najlepsze. Potrzebowałam kogoś takiego, może był to negatywny wpływ dzieciństwa pozbawionego silnego, męskiego autorytetu.
W korytarzu natknęłam się na Justina.
- April, ja zawiozę cię dzisiaj do szkoły – zatrzymał mnie łapiąc za ramię.
- A gdzie Adam? – zapytałam zdezorientowana.
- Musiał być wcześniej w firmie, ale powiedział, że będzie o osiemnastej. Następnym razem jak będziesz kłócić się z Adamem to proszę nie rzucać talerzami w kuchni – zaśmiał się.
- Słucham? Ja nie rzucałam w nikogo zastawą. Adam ci już wszystko powiedział? – zaniepokoiłam się.
- Powiem wprost – spoważniał – odkąd tu jesteś przysparzasz nam coraz więcej problemów. Mogłabyś się trochę uspokoić? Adam nigdy się tak nie zachowywał, ilu jeszcze mężczyzn ma cię przelecieć, żebyś zrozumiała, że jesteś żoną Adama? – jego tęczówki przybrały nienaturalny granatowy odcień.
- Ty wiesz? – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- Oczywiście, że wiem. Ty się lepiej zastanów czy on wie, a raczej co zrobisz, kiedy się dowie – nie wiedziałam co powiedzieć. – Nie masz żadnego planu? Tak sądziłem. To bardzo nierozsądne z twojej strony, ale czy ty kiedykolwiek zrobiłaś coś rozsądnego? Chyba tylko wyjście za Adama, chociaż nie do końca, to był jego pomysł, ty w życiu byś na to nie wpadła. Za piętnaście minut masz czekać na mnie w samochodzie – rozkazał.
Szybko zjadałam płatki z zimnym mlekiem – moje standardowe śniadanie nawet jeżeli na dworze było minus 6 stopni, tak jak dzisiaj – i pobiegłam do samochodu, w którym czekała na mnie Justin. Zmienił się odkąd pierwszy raz go zobaczyłam, jakby wydoroślał i zmężniał, jego rysy się wyostrzyły, a ton głosu obniżył, nie mówiąc już o klatce piersiowej, która znacznie się rozrosła, ale nadal wydawał mi się mniejszy i słabszy zarówno od Adama jak i od Bastiana.
- Kim będzie nowy członek rodziny? – zapytałam zapinając pasy, żeby uniemożliwić mu powrót do poprzedniego tematu.
- Adam naprawdę nic ci nie powiedział? Sądzę, że jak wrócisz ze szkoły sama ją poznasz, mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie. Będzie spała w starym pokoju Jake’a.
- Ona? – prawie krzyknęłam. – Jak to dziewczyna? Ja nie chcę w naszym domu żadnych innych kobiet!
- Nie denerwuj się, chciałem tylko sprawdzić twoja reakcję. Boisz się, że ktoś będzie mógł zagrozić twojej pozycji w naszym domu, jesteś taka zabawna.
- Nie nabijaj się ze mnie – uspokoiłam się. – Jak mam wytłumaczyć znajomym to? – wskazałam na opuchnięty policzek i rozcięte usta.
- Coś wymyślisz, chociaż patrząc na te obrażenia, nie kłamiesz najlepiej.
Nie wiedziałam skąd Justin wie to wszystko, ale nie to było teraz moim największym zmartwieniem. Bałam się, że może powiedzieć o tym Adamowi. Żałowałam? Nie wiem. Wysiadałam na odśnieżonym parkingu szkolnym i od razu weszłam do budynku. Przed klasą czekała już na mnie Julia.
- Dobrze, że już jesteś – uściskała mnie – musimy porozmawiać. O Boże co ci się stało? – pisnęła widząc stan mojej twarzy. – To Adam?
- Ciszej – właśnie tego pytania się obawiałam. Nie chciałam, żeby ktokolwiek robił z tego sensację.
- Dobrze… oczywiście… – mówiła rozgorączkowana rozglądając się we wszystkie strony – nie możemy iść na angielski, musimy porozmawiać – wzięła mnie za rękę i poprowadziła do małego baru, który znajdował się naprzeciwko naszej szkoły. Nie protestowałam. Usiadłyśmy przy małym, okrągłym stoliku, ona zamówiła dwa Cappuccino, a ja przyglądałam się jak roztapiają się ostatnie płatki śniegu wplątane w moje nieułożone włosy. Rozmowa z kimś normalnym, nawet kosztem wagarów, była mi potrzebna.
- April, ty wiedziałaś, że Kelly spotyka się z Bastianem? – zapytała delikatnie przechylając głowę.
- Tak – zastanawiałam się ile mogę jej powiedzieć – znaczy nie wiedziałam o tym od początku, dopiero ostatnio Bastian mi o tym powiedział – napiłam się.
- Ty wiesz, że ona jest w ciąży? – szepnęła jak najciszej umiała.
- Skąd o tym wiesz? – bystro spojrzałam jej w oczy. Na pewno Kelly jej o tym powiedziała.
- Od niej, tobie nie powiedziała, bo Bastian to brat twojego chłopaka.
- Męża – poprawiłam ją odruchowo, dopiero po ułamku sekundy zorientowałam się co jej powiedziałam.
- O Boże – przecedziła przez zęby – ty masz już męża, Kelly spodziewa się dziecka… Nie wiem co powiedzieć – milczała przez chwilę. – Adam dowiedział się, że nie spałaś u mnie i cię uderzył, tak? – w jej głosie nie było współczucia czy zrozumienia, jakby w myśli mówiła sobie „dobrze ci tak”.
- Nie chcę o tym rozmawiać – odpowiedziałam wymijająco. – Co teraz zamierza zrobić Kelly?
- Na początku chciała usunąć, ale jej matka powiedziała, że tylko po jej trupie będzie mogła zabić jej wnuka, więc teraz na pewno urodzi. Tylko że, że Bastian w ogóle nie poczuwa się do odpowiedzialność. Nie chciał z nią w ogóle o tym rozmawiać. Dał jej kasę na skrobankę i zostawił samą. Dobrze, że jej rodzice nie wiedzą, że to on zmajstrował jej dziecko, bo chyba by go zabili.
Dobrze, że nie wiedzą, bo gdyby spróbowali, to Sebastian pierwszy zabiłby ich z zimną krwią.
Zrezygnowałyśmy z uczestnictwa w zajęciach na rzecz odwiedzin Kelly, która od tygodnia nie pojawiła się w szkole. Musiała być załamana, a my jako jej najlepsze przyjaciółki nie mogłyśmy dopuścić do tego, żeby spędzała całe dnie w czterech ścianach. Dwadzieścia minut później stałyśmy już przed drzwiami niezbyt dużego domu a Julia uporczywie przyciskała dzwonek. Otworzyła nam matka Kelly, trochę zmartwiona, trochę ucieszona naszą wizytą, ale wpuściła nas do środka i pokazała mojej przyjaciółce drogę do pokoju swojej córki.
- April… – zatrzymała mnie na chwilę i zaczęła mówić beznamiętnym tonem – ja wiem, że Kelly spotykała się z Lowinem, ty go znasz, prawda? To nie jest duże miasteczko…
- Proszę pani, ja naprawdę nie mam z tym nic wspólnego – próbowałam się bronić – Bastian to wolny strzelec, nikt nie ma na niego wpływu, tym bardziej ja – zrobiło mi się przykro, kiedy zobaczyłam jej spojrzenie przepełnione uczuciem niesprawiedliwości i bólem, których sprawcą był mój „przyjaciel”. – On jest w szoku, nie spodziewał się, że zostanie ojcem, nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji. Pani mąż wie, że to dziecko Bastiana?
- Kelly nam nic nie powiedziała, bała się naszej reakcji, przypadkiem usłyszałam jak mówi o tym Julii. Dopiero kiedy odmówiła chodzenia do szkoły… nie ufa nawet mi, a co dopiero ojcu, ale po co ja ci to wszystko mówię, ty masz swoje życie – usiadła na krześle czekając aż opuszczę pokój. Przykucnęłam przed nią, żeby móc spojrzeć w jej zmęczone oczy.
- Obiecuję, że z nim o tym porozmawiam – powiedziała chociaż byłam na sto procent pewna, że Bastian mnie nie posłucha. Dla niego liczyły się przelotne romanse, a nie zobowiązujące związki.
- April, proszę pani! – usłyszałyśmy przeraźliwy Julii. Poderwałyśmy się z miejsc i pobiegłyśmy do sypialni naszej przyjaciółki. – Myślałam, że ona śpi, ale nie odpowiada i ma taki płytki oddech – zaczęła gorączkowo wyjaśniać.
- Zadzwońcie po pogotowie! – kobieta rzuciła się do córki.
Julia zakryła usta dłonią z trudem powstrzymując wybuch płaczu, a ja zadzwoniłam najpierw na pogotowie, potem do Sebastiana. Był zaskoczony moim telefonem, ale bardziej zaskoczyła go wiadomość o próbie samobójczej jego byłej dziewczyny.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział XXIV




       - Możesz się już uspokoić – Bastian wciąż trzymał mnie w ramionach, ale mówił spokojnie patrząc mi prosto w oczy.
- Czy ty w ogóle wiesz, co mówisz? Jak ja mam być spokojna? Puść mnie wreszcie – próbowałam się wyrwać. – Zabieraj te ręce.
- Przestań krzyczeć – złapał mnie za nadgarstki, żeby uniemożliwić mi okładanie go pięściami.
Naszą kłótnię na chwilę przerwał jakiś brzdęk, ale nie zdołał on odwrócić mojej uwagi od ponowie oplatających się wokół mojej tali, rąk Bastiana.
- Gdybym chciał cię przelecieć już dawno bym to zrobił. Myślisz, że dałbym ci uciec z pokoju? Co, świat się zawalił? Nie każdy facet od razu pada ci do stóp.
- Po co to zrobiłeś? – pchnął mnie na fotel.
- Zauważyłaś, że w tym domu jest ostatnio nudno? – usiał na nałokietniku. W jednej chwili przestałam się go bać, chociaż jego dłonie znajdowały się bardzo blisko mojej szyi. – Ledwo powstrzymał się przed tym, żeby mnie nie uderzyć – zaśmiał się.
- Nudno, co ty w ogóle mówisz? A Kelly i to – rozerwałam rękaw jego koszuli – ta krew nic dla ciebie nie znaczy!?! Takie świństwo mu zrobiłeś? Jak mogłeś? – tępo patrzyłam przed siebie.
- Nie ty będziesz uczyć mnie moralności. Ale ty też coś sprawdziłaś. Teraz masz trzy wyjścia a) pójdziesz do siebie i całą noc będziesz myślała o tym, że Adam nie stanął w twojej obronie, b) możesz spać tutaj ze mną – zrobił długą pauzę wyobrażając sobie do czego mogłoby dojść – i c) możesz iść do pokoju Adama, założyć seksową bieliznę i pozwolić mu ją zdjąć. Nie chcę wpływać na twoją decyzję, ale statystycznie najwięcej poprawnych odpowiedzi w pytaniach testowych to podpunkt b.
- Znowu żartujesz. Może lepiej idź do niego i powiedz, że nic mi nie zrobiłeś, chyba należą mu się jakieś wyjaśnienia – zepchnęłam go z fotela.
- Nie będę psuł mi nastroju, wystarczy, że ty to zrobiłaś. A propo wyjaśnień, to chyba raczej on powinien wyjaśnić ci kilka ważnych spraw.
- Jakich spraw? – nie wiedziałam o czym mówi.
- Nie czuję się upoważniony do udzielania tego typu informacji.
- Nigdy nie spotkałam obrzydliwszej kreatury człowiek niż ty – krzyknęłam, a on tylko ze śmiechem podniósł się z podłogi. – Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie zrozumiesz, to takie nasze męskie pogrywki. Byłem mu winny przysługę.
- I to miała być przysługa? Dlaczego właśnie mną się posłużyłeś? Dlaczego nie pozwalacie mi naprawić tego, co zniszczyłam?
- Jak słusznie zauważyłaś, sama to zniszczyłaś, a Adam nie jest facetem dla ciebie, chociaż z drugiej strony… – zamyślił się – … obydwoje jesteście siebie warci. Jak myślisz, gdzie on teraz jest? Nie powinien teraz być przy tobie i pocieszać cię mówiąc jakim to ja jestem draniem – milczałam. – Więc które drzwi wybierasz: a, b czy c? – wrócił do tematu.
- Sama trafię – odpowiedziałam wymijająco i rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie.
Chciałam wrócić do kuchni, żeby wytłumaczyć mu to wszystko, ale z każdym kolejnym krokiem czułam jak miękną mi kolana, a stopy z coraz większym trudem odrywają się od podłogi. Na szczęście Bastian nie poszedł za mną, tylko jeszcze bardziej skomplikowałby sytuację. Swoim głupim zachowaniem uświadomił mi, że nigdy nie będę mogła wymagać od Adama, żeby mnie naprawdę kochał, jakkolwiek naiwnie to brzmi. Nasza relacja opierała się tylko na cudownym seksie i jeszcze częstszych kłótniach oraz moich bezpodstawnych pretensjach. Dlaczego nie mogłam wprost powiedzieć mu, że mimo tego, jest dla mnie wszystkim? Dlaczego chociaż raz w życiu nie mogłam być aż tak odważna? Najłatwiej było mi zrzucić winę na kogoś innego. Czekać, aż ktoś zrobi coś za mnie. Tak bardzo chciałam, żeby moje życie było takie jak życie innych nastolatek, dla których uśmiech chłopca sprawia, że świat nabiera kolorów.
W korytarzu prawie staranował mnie Adam, w ostatniej chwili przytrzymał mnie, żebym nie upadła na podłogę. Nadal miał mokre ręce. Jego nieprzytomny wzrok na ułamek sekundy spoczął na nowopowstałych plamach na mojej sukience i momentalnie przeniósł się na moje zaróżowione policzki.
- Przyrzekam ci, zabiję go, ale nie teraz – wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. Mocno ścisnął moją dłoń i pocałował ją. – Przepraszam.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć już miał na sobie płaszcz i wychodził z domu.
- Adam, zostań ze mną, ja się go boję – krzyknęłam uznając, że jedynie brnięcie w kłamstwo Bastiana mogło go przy mnie zatrzymać.
Znieruchomiał.
Zrzucił z siebie czarny płaszcz i pobiegł do pokoju Bastiana. Pobiegłam za nim, chociaż o mało co nie dostałam drzwiami w twarz. Adam bez słowa wymierzył mu cios, a on zachwiał się i upadł na podłogę, żeby za chwilę podnieść się i wierzchem dłoni wytrzeć krew spływającą z rozciętych ust.
- Tylko ją tkniesz, a cię zabije – syknął do niego, a potem zwrócił się do mnie – Już czujesz się bezpieczniejsza?
Bastian tak łatwo nie dał za wygraną, więc bezceremonialnie wychynął mnie z pokoju i przekręcił klucz w zamku, żebym nie mogła wpłynąć na wynik walki dwóch tytanów dysponujących podobną siłą. Odeszłam od drzwi, nie chciałam tego słyszeć, chociaż co chwila dochodził do mnie kolejne wyzwiska i świst powietrza wywołany kolejnymi ciosami.
Kiedy siedziałam pochylona nad stołem nieudolnie próbując oszacować szanse Adama, w domu pojawił Jake. Na pewno mnie zauważył, ale odkąd w naszym domu nie było już Alexa, szczerze mnie nienawidził, więc nie zdziwiło mnie jego zachowanie. Jak cień przemknął do swojego pokoju i w całym domu zapanowała z pozoru błoga cisza przerywana moim płytkim oddechem, nawet w mojej sypialni było cicho. Pozabijali się – pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy. Poderwałam się z krzesła na sam dźwięk otwieranych drzwi. Adam szedł szybko, już po krokach wyczuwałam, że jest na granicy furii a desperacji. W ogóle nie przejmował się bólem, który zadał mu Bastian, bo od środka paliło go cierpienie, o które mnie oskarżał.
- Jak mogłaś aż tak mnie okłamać? – złapał mnie za ramiona i mocno potrząsnął. Jego koszula była rozerwana w kilku miejscach, pokrwawiona nie wiedziałam czy własną krwią czy krwią Bastiana.
- Ja cię okłamałam? Bo ty niby jesteś święty – warknęłam, chociaż łzy napływały mi do oczu. – Tak bardzo chciałbym cię nienawidzić, ale już nie potrafię – patrzył na mnie zaskoczony, ale tylko przez kilka sekund, bo zaraz w jego oczach zagościła ta niezmienna wściekłość. – Adam, mimo wszystko… ja cię kocham – pierwszy raz powiedziałam to na głos.
- I znowu kłamiesz – puścił mnie i uderzył w twarz. Zamroczyło mnie na kilka sekund, co wystarczyło, żeby Adam natychmiast zniknął z kuchni i zabrawszy płaszcz na chwilę zniknął z mojego życia. Jeszcze długo łkałam cicho przykładając lód do nabrzmiałego policzka, widocznie Adam nie sądził, że uderzył mnie aż tak mocno. Nie spodziewałam się, że będzie w stanie zrobić to kolejny raz, że kolejny raz uderzy kobietę. Przypomniałam sobie tamten dzień, kiedy zrobił to pierwszy raz, tych staruszków, którym przeszkadzała nasza kłótnia, twarz Alexa. Gardziłam jego miłością, żeby teraz żebrać o miłość Adama. Lód stykając się z moją skórą topniał tak samo szybko jak opuszczały mnie wszelkie ludzie uczucia.


Miałam tego nie robić, ale dodaję rozdział wcześniej z dedykacją dla czytelników, którzy nie rozumieją zachowania Adama. W kolejnych rozdziałach wszystko się wyjaśni. Pewnie domyślacie się gdzie znika mąż April... Nie wiem czy zauważyliście, ale ostatnio używam coraz więcej niedomówień.
Dziękuję Wam za wszystkie miłe komentarze, które powodują, że nadal mam ochotę pisać.
Pozdrawiam i ściskam.