poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział XVI




 
 
Nie mogłam się uspokoić, chociaż Gabe przyniósł mi leki i szklankę zimnej wody. Od razu połknęłam podwójną dawkę, wiedząc, że mniejsza ilość mi nie pomoże. Ręce nadal mi drżały, ale przestałam płakać, chociaż przy nim nie musiałam udawać,  nigdy nie chciał, żebym ukrywała przed nim emocje – był Włochem i sam nie krył się ze swoimi uczuciami. Wypiłam resztę wody.
- Chcesz o tym porozmawiać? – wziął ode mnie szkło, żeby nie wypadło z moich drżących dłoni. Przeszło mi przez myśl, że Adam byłby bardzo zdenerwowany widząc drobinki szkła koło swojego łóżka.
- Gdzie on jest?
- Nie wiem gdzie jest twój mąż, kiedy ty go potrzebujesz – westchnął obejmując mnie ramieniem. – Mogę do niego zadzwonić, jeśli chcesz.
- Nie chcę go denerwować. Śniła mi się krew… dużo krwi i jakieś kraty – zaczęłam opowiadać, żeby ten skończył mówić o Adamie – i jakieś schody, bardzo wysokie i strome, tak strome, że nie mogłam po nich iść, upadałam i… – przerwałam.
- Jesteś zmęczona? Nie musisz mi tego opowiadać jeżeli nie chcesz – głaskał mnie po ramieniu.
- I tak kiedy, tylko zamykam oczy widzę te zalane krwią schody – znowu zaczęłam gestykulować. – Miałam na sobie białe ubranie… a potem pojawiły się jakieś psy i już nie mogłam biec, runęłam w dół… a potem… a potem się obudziłam….
- Spokojnie, może chcesz czegoś ciepłego do picia? – zaproponował. Był jedną z nielicznych osób, które się o mnie troszczyły.
- Chciałabym spać spokojnie – odpowiedziałam, chociaż nie o to pytał.
- April, leki niedługo zaczną działać, po nich nic nie powinno ci się śnić – próbował mnie uspokoić.
- Dobrze, poczekasz aż zasnę? – poprosiłam nieśmiało.
- Oczywiście – patrzył jak z powrotem kładę się do łóżka, a sam usiadł na podłodze opierając się plecami o regał tak, żeby mnie widzieć, chociaż w pokoju było już ciemno.
- Poczekaj, możesz przynieść mi mój telefon? Jest gdzieś w moim pokoju – zwróciłam się do niego z prośbą podnosząc się na łokciach. – Wiem, że święta, ale chciałabym, żeby przyszła do nas Julia.
- Jak sobie życzysz, ale jest środek nocy, więc może do  niej teraz nie dzwoń – dodał wchodząc. Przez tą chwilę, którą spędziłam sama w pokoju zdążyłam się znowu rozpłakać. Gdzie on był? Na pewno pojechał do którejś ze swoich rzekomych kuzyneczek. A obiecywał… Mimo jego zapewnień i baku jakichkolwiek dowodów, nie mogłam wyzbyć się myśli, że mnie zdradza. Nie miałam pojęcia dlaczego to robił – może szukał przygód, nie zaspokajałam jego pragnień, może po prostu byłam beznadziejna.
Napisałam do Julii „Wiem, że pewnie jesteś zajęta, ale może mogłabyś do mnie wpaść o 10 rano? To bardzo ważne.” dodałam jeszcze mój adres. Nigdy nie zapraszałam nikogo ze szkoły do domu, zawsze uważałam, że tak może wydać się nasza tajemnica, ale tym razem nie miałam wyjścia – musiałam porozmawiać z kimś normalnym. Oczywiście, nie mogłam powiedzieć jej wszystkiego, ale zdrady zdarzają się także w normalnych małżeństwach.
Myślałam, że będę miała większe problemy z zaśnięciem, jednak perspektywa spotkania z kimś bliskim trochę mnie uspokoiła, utwierdziła w przekonaniu, że ja też jestem zwykłą dziewczyną, która potrzebuje przyjaciół i szczerych, kojących rozmów. Niedługo potem Gabriele, opuścił sypialnię mojego męża.
 
Adam nie mógł dłużej wytrzymać w łóżku, w tym ciasnym, dusznym pokoju. Chociaż mógł trwać bez stałego dopływu powietrza, teraz dławił się nim i krztusił jednocześnie. Musiał wyjść nie zważając na śpiącą żonę. Nie myślał o tym, po prostu wstał, ubrał się i już po chwili był w samochodzie. Dopiero tam spokojnie odetchnął – w tej swojej małej przestrzeni, do której nikt, bez jego zezwolenia, nie miał wstępu. Ostatni bastion męskości. Oparł czoło o kierownicę. Tęsknił ze życiem bez zobowiązań, bez obrączki, spojrzał na nią z odrazą, na ten kawałek srebra okalający jego serdeczny palec. Nie miał dziesięciu żon, jak to powiedział April w dniu ślubu, wtedy nie chciał o tym rozmawiać, nigdy nie chciał myśleć o tym co stało się z jego jedyną żoną. Nawet po tylu latach nie był na to gotowy, nie był gotowy na myślenie o szczęściu.
Wysiadł z samochodu. Było zimno, nawet za zimno jak na zimę  w Anglii. Zasłonił usta kołnierzem i zostawiając otwarte auto, co ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej, na chwilę wrócił do domu.  Było zupełnie cicho, wszyscy spali, tylko Justin znowu spał poza domem. Adam nie musiał się wysilać, żeby nikogo nie obudzić. Wszedł do swojego pokoju, rzucił jedno spojrzenie w stronę łóżka i stanął przed regałem wypełnionym książkami. Przez chwilę szukał odpowiedniej, w końcu znalazł stare wydanie „Zamczyska w Otranto”. Wziął je do samochodu.
Matylda uwielbiała tą książkę, chociaż Adam nie rozumiał dlaczego, dla niego była po prostu nudna. Kiedy ona cytowała mu ulubione fragmenty, on doszukiwał się prawdy w „Złudzeniach życia”, a jednak ją kochał.
Rzucił książkę na siedzenie obok i pochylił się, żeby móc sięgnąć do swojego schowka. Wyjął z niego małe, srebrne pudełeczko, ale nie wrócił do książki. Połknął jedną z tabletek i resztę nocy spędził w samochodzie. Dopiero rano zapiął pasy i pojechał na wycieczkę, żeby ochłonąć.  

Obudził mnie dźwięk mojego telefonu, ucieszyłam się, bo Julia niechętnie, ale zgodziła się do mnie przyjść. Zjadłam szybkie śniadanie, patrząc jak Assassino majestatycznie przechadza się po kuchni nasłuchując każdego szmeru. Minęłam go głaszcząc po czarnym łbie i poszłam się ubrać. Nie chciałam, żeby Julia od razu zauważyła, że coś jest nie tak, więc zrezygnowałam z dresu. Umyłam włosy i kiedy były jeszcze mokre założyłam obcisłe jeansy i dłuższy, biały sweter. Pomalował oczy i wyglądałam ślicznie, nawet kiedy woda kapała z moich włosów. Nikt nie mógł zauważyć, że coś jest nie tak.
Bojąc się reakcji pasa na zupełnie nową osobą, poprosiłam Gabriele’a, żeby zabrał go na spacer. Kiedy wróciłam do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę, zobaczyłam jak Bastian przygotowuje marynatę do jutrzejszego indyka. Nie zdążyłam go o to zapytać, bo Julia zapukała do drzwi.
- Mama powiedziała, że muszę ją zabrać albo nigdzie nie pójdę – powiedziała zanim zdążyłam się przywitać. Nie wiedziałam, że moja przyjaciółka ma młodszą siostrę, ale próbowałam ukryć zdziwienie.
- Wchodźcie. Mam nadzieję, że żadna z was nie ma uczulenia na psy – przywitałam się z rudowłosą koleżanką, a potem schyliłam się do małej dziewczynki. – Jak masz na imię?
- Liv – podała mi małą rączkę. Dopiero kiedy się z nią zrównałam, a Julia pomagała jej zdjąć kurtkę, zauważyłam jak bardzo podobna jest do starszej siostry, tylko miała blond włosy.
Bastian zaciekawiony rozmową znalazł się w korytarzu. Znowu miał na sobie ten świąteczny, czerwony sweter.
- O jaka ślicznotka – wytarł ręce, żeby móc przywitać się z dziewczynami.
- Ona jest nieletnia, więc nawet jej nie dotykaj – ostro zaprotestowała. Małą Liv zdziwiło zachowanie starszej siostry, ale nic nie powiedziała.
- Chcecie się czegoś napić? – szybko zmieniłam temat.
- Ja może kawy.
- A ty kochanie? – Bastian klęknął przed dziewczynką. – Kakao może być?
- Tak, zrób jej kakao, mi herbatę malinową bez cukru, a Julii kawę, a my pójdziemy już do pokoju.
- Z mlekiem – dodała.
Demon dosyć niechętnie skierował się do kuchni.
- Macie bardzo ładny dom – zaczęła moja przyjaciółka – a o co chodziło z tym psem?
- Gabriele ma psa, dosyć dużego, ale teraz poszedł z nim na spacer.
Julia wyglądała podobnie do mnie – tylko, że jej sweter był miętowy. Na oko sześcioletnia Liv miała jeansy i różową bluzeczkę z jakąś postacią z kreskówki. Zaprowadziłam je do pokoju, przez ułamek sekundy, kiedy wyciągałam rękę do klamki zastanawiałam się w jakim stanie był mój pokój. Na szczęcie w środku panował względny porządek. Wszystkie trzy usiadłyśmy na moim niezbyt dużym łóżku. Mimo, że Liv była za mała, żeby zrozumieć o czym mówiłam, trochę krępowała mnie jej obecność. Niedługo potem pojawiał się Bastian z tacą gorących napoi. Mieliśmy w domu tylko czarne lub białe kubki, co wyraźnie nie spodobało się najmłodszemu gościowi, ale wynagrodził jej to smak słodkiego kakao.
Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Julia też nie chciała poruszać niektórych kwestii przy swojej młodszej siostrze. Uratował nas młody Włoch, który wróciwszy ze spaceru, chciał poznać moją koleżankę. Zapukał, kiedy Liv podała mi pusty kubek.
- To właśnie są Julia i Liv, a to Gabriele – przedstawiałam ich sobie. Po wymianie uprzejmości chłopak zaproponował, że oprowadzi młodszą siostrę po domu. Dziewczynka od razu zeskoczyła z łóżka.
- April, nie wiem czy to jest dobry pomysł – Julia podzieliła się ze mną swoimi wątpliwościami dopiero, kiedy wyszli. – Nie znam go.
- Ale ja go znam i wiem, że on nic jej nie zrobi i jeszcze dodam, że na pewno będą się dobrze bawić, a my spokojnie porozmawiamy – uspokoiłam ją. – Czuję, że Adam mnie zdradza.
- Słucham? – momentalnie przestała martwić się o siostrę. – Czujesz czy wiesz na pewno?
- Jestem prawie pewna, ale nie mam dowodów.
- Kochanie, nie mam doświadczenia w tych sprawach – przytuliła mnie tak, że jej rude włosy kontrastowały z moim swetrem – ale jeżeli zarzucisz mu coś czego nie zrobił, to może być gorsze niż sama zdrada. Pamiętaj, że ty też go zdradziłaś.
A raczej zdradzałam – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.
- Wiem, że źle zrobiłam i moi bliscy ponoszą konsekwencje, a to ja powinnam cierpieć – przytulałam ją jeszcze mocniej. – On wychodzi w nocy, nie mam pojęcia co robi w weekendy, z kim się spotyka. Zmienił się ostatnio. Najpierw jest czuły i opiekuńczy, a potem wychodzi trzaskając drzwiami. Nie rozumiem go.
Adam po kilku godzinach bezcelowej jazdy wrócił do domu. Już w korytarzu słyszał dźwięki płynące z włączonego telewizora, więc spodziewając się, że tam znajdzie żonę, skierował się w tamtą stronę.
- Masz dziecko? – to było pierwsze pytanie, które zadał widząc małą blondwłosą dziewczynkę leżącą na podłodze jednocześnie oglądającą bajkę  i rysującą ulubione postacie.
- To młodsza siostra Julii, zabrałem ją, żeby dziewczyny mogły spokojnie porozmawiać – tłumacząc wstał i podał mu rękę.
- Julia tutaj jest? – zdziwiła się i z powrotem wyjrzał na korytarz jakby spodziewał się, że właśnie tam ją zobaczy. Liv podniosła głowę, ale nowa osoba w ogóle jej nie zainteresowała.
- Tak, od jakiś dwóch godzin oglądam z małą bajki, dobrze, że mamy tyle kanałów. I nawet ubraliśmy choinkę – dopiero po chwili Adam zauważył nieudolnie przyozdobione drzewko, które i tak było urocze. – Gdzie byłeś? April się martwiła.
- Musiałem coś załatwić – skłamał. – Chyba powinienem się przywitać.
- Tak i zaproś dziewczyny na obiad – nagle pojawił się Bastian – zaraz będzie zapiekanka.
Adam poprawił czarny golf i otworzył drzwi naprzeciwko.
Zdziwił mnie jego widok, ale mimowolnie się uśmiechnęłam. Widziałam jak jego mięśnie przebijają się przez cienki materiał i miałam ogromną ochotę wtulić się w jego ramiona, jednak jego poważny ton sprowadził mnie na ziemię.
- Chyba nigdy nie mieliśmy okazji się poznać. Nazywam się Adam Ortiz – wyciągnął do niej rękę.
- Julia – dziewczyna była jeszcze bardziej zaskoczona jego zachowaniem, ale podeszła do niego.
- Bastian prosi na obiad – dał mi całusa w policzek.
- Och, to już tak późno. Zostawiłam telefon w kurtce, a mama pewnie już się denerwuje – minęła go, żeby uklęknąć przy siostrzyczce.
- Zobacz, Gabe i ja ubraliśmy choinkę – poderwała się z podłogi i zaczęła dokładnie opowiadać jej co robiła.
- Adam nie było cię – oparłam się o niego placami i razem przyglądaliśmy się dwóm siostrom. Uśmiechnęłam się wyobrażając sobie Adama zajmującego się małym dzieckiem.
- Muszę gdzieś zaraz pojechać – odszepnął.
- Chcę pojechać z tobą – gdybym się odwróciła, mogłabym zauważyć tą nieposkromioną ekscytację w jego ciemnych oczach.
- A Julia?
- Odwieziemy ją po obiedzie i tak musisz coś zjeść – wciąż uśmiechałam się do dziewczyn.
Moja przyjaciółka w końcu zgodziła się zostać na obiedzie, a potem żebyśmy odwieźli ją do domu. Jej mamie było to na rękę, więc nie miała wyjścia. Małej Liv wyraźnie nie smakował makaron z brokułami, ale jak przystało na dobrze wychowaną dziewczynę zjadła połowę swojej porcji i ładnie podziękowała. Atmosfera podczas posiłku jak zwykle była napięta, tylko Gabe próbował ratować sytuację. Kątem oka widziałam jak Adam szybko zjada zapiekankę i odłożywszy sztuczce, podziękował i na chwilę zniknął w swoim pokoju. Nikt nie skomentował jego nietaktownego zachowania.
Dopiero w samochodzie, kiedy Adam włączył radio, a Liv siedząca z Julią na tylnym siedzeniu śpiewała jaką popularną piosenkę, zaczęłam zastanawiać się dlaczego on tak łatwo zgodził się, żebym z nim pojechała.
W końcu Adam zatrzymał się przed domem należącym do rodziców dziewczyn. Wysiadałam razem z nimi, żeby móc je serdecznie uściskać, mój mąż ku mojemu ogromnemu zdziwieniu zrobił to samo. Życzyliśmy sobie wesołych świąt, a Julia przypomniała mi, że w drugi dzień świąt mamy odwiedzić Kelly, która dzisiaj wyszła ze szpitala. Na szczęcie moja przyjaciółka nie wspomniała o tym, że przy okazji odwiedzimy także Luisa.
Liv dała buziaka w policzek Adamowi, a potem pożegnała się ze mną.
- Pojedziemy do lasu – powiedział, kiedy z powrotem weszliśmy do samochodu.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział XV







Obudziłam się dopiero w połowie drogi powrotnej do domu. Strasznie bolała mnie głowa i kark, bo jak zwykle źle się ułożyłam. Adam nie zauważył, że otworzyłam już oczy tylko nadal mruczał jedną z tych nieznośnych, świątecznych piosenek. Wyraźnie miał dobry humor – nie często widziałam go w takim stanie. Udawałam, że nadal drzemię, żeby móc słuchać jego kojącego głosu, ale znowu zasnęłam zanim skończył następną piosenkę.
Adam nie przejmował się mną, bo myślał o czymś zupełnie innym, a mianowicie o nadchodzących świętach. Pamiętał lata, kiedy jako mały chłopiec szukał z ojcem choinki, a potem wszyscy chodzili na coroczne przedstawienie w jego szkole. Chociaż nigdy nie brał w nim udziału z nostalgią wspominał te wydarzenie. Jego młodsza siostra zakładała wtedy najlepsze sukienki i zaróżowionymi policzkami biegała po scenie. Co się z nią stało? Nigdy nie próbował odpowiedzieć sobie na to pytanie, bo ona była normalna i już dawno została pochowana. Jego matka też. Z ojcem stracił kontakt. Wrócił do nucenia piosenek, jeszcze tylko kilka godzin i wróci do swojego domu. Nagle wpadł mu do głowy szalony pomysł, który zaraz porzucił, przecież nie mogli tak po prostu się wyprowadzić. Jutro wigilia Bożego Narodzenia, a on nie miał jeszcze prezentów, nawet dla żony. Żaden z nich nie wierzył w Boga, ale zachowali tradycje – wspólna kolacja, prezenty były nieodłączną częścią ich życia.
W tym roku się spóźnił, kiedy prowadził mnie do moje sypialni cały dom wypełniał już zapach świeżego świerku. Justin kupił drzewko kilka godzin wcześniej, ale jeszcze go nie ubrał, więc wysoka choinka samotnie stała w pokoju telewizyjnym. Adam pomógł mi się rozebrać, położył do jego łóżka i pocałowawszy mnie w czoło wyszedł.
- Mieliście wrócić później – Justin podał mu kubek z herbatą.
- Właśnie, chciałem z tobą porozmawiać – usiedli przy stole. – A gdzie są Bastian i Gabe?
- Pojechali po ostatnie prezenty. Coś się stało, prawda? Chyba dałeś jej coś na sen.
- April miała wypadek. Wydawało jej się, że widziała krew…
- A widziała? – spojrzał na niego podejrzliwie.
- Tak, znaczy cała łazienka była we krwi, ale…
- Wmówiłeś jej, że nic nie było? Adam, za dobrze cię znam, żebyś cokolwiek przede mną ukrywał. Nie powinieneś tego robić. I tak ją okłamujesz.
- Nie przyszedłem do ciebie, żebyś mnie oceniał, tylko mi pomógł. Nie mam pojęcia skąd wzięła się tak krew – załamał ręce.
- Napij się herbaty. Adam, siła podświadomości, ona ma za duże poczucie winy, żeby przejść z tym do porządku dziennego. Ona jeszcze długo nie będzie taka jak my. Musisz dać jej czas – powiedział łagodnie.
- Mam jej nie namawiać? – wypił kolejny łyk. Gorąca herbata przyjemnie rozlała się po jego przyzwyczajonym do wódki gardle.
- Nie, niech sama zdecyduje, jest jeszcze za słaba. Musi odpocząć.
- Będziesz teraz w domu? – zmienił temat.
- Tak, w końcu jest niedziela.
- To dobrze, muszę kupić jej prezent, a nie chcę, żeby była sama kiedy się obudzi. Zrobisz jej herbatę, dawno takiej nie piłem, i posiedź z nią. Będę najpóźniej o piętnastej.
- Dobrze. Dzisiaj też spotkasz się z Lili?
- Jeszcze nie wiem – wstali w tym samym momencie, poklepali się po ramieniu, po czym Adam szybko opuścił jadalnię.
Zakupy, mimo tego, że to była niedziela i tłum ludzi wypełniał najbliższą galerię handlową, po której właśnie chodził teraz Adam, poszły mu całkiem szybko. Na szczęście drobiazgi dla najbliższych zapakowała urocza ekspedientka, która nie spuszczała wzroku z przystojnego klienta. Adam nie przejmował się nią, ale wypatrywał drobnej blondynki, z którą był umówiony, jednak spotkał się z nią dopiero na parkingu. Bez słowa wsiadła do jego samochodu.
- Też robiłaś ostatnie zakupy? – zauważył papierową torebkę, którą położyła sobie na kolanach.
- Tak, to dla ciebie – uśmiechnęła się do niego wyjmując z niej czerwone pudełeczko – ale obiecaj, że otworzysz dopiero we wtorek.
- Naprawdę uwierzysz w moją obietnicę? – zapytał obracając prezent w dłoniach.
- Nie i tak zrobisz co będziesz chciał. Jak się ma twoja żona? – w jej głosie słychać było wyraźną nutę zazdrości.
- Dobrze, jeszcze mnie nie zostawiała – zaśmiał się ze swojego kiepskiego żartu.
- Wszystko przed wami, w razie czego wiesz gdzie mieszkam – oparła się o jego ramię.
- Skończyłem z tym – powiedział szorstko, ale jej nie odepchnął.
- Na pewno? – pocałowała go.
- Tak – dopiero wtedy ją od siebie odsunął i dodał chłodno – skończyłem i nawet ty tego nie zmienisz.
- Więc po co chciałeś się ze mną spotkać? – poczuła się urażona.
Adam przez chwilę przypatrywał się jej bez słowa. Miała na sobie rozpięty płaszcz, spod którego wystawała czerwona sukienka, jej włosy zakrywały część wykończonego koroną dekoltu. Pomyślał, że jego żona wyglądałby w niej jeszcze bardziej ponętnie.
- Przez pewien czas spotykałaś się z Joshem – zaczął – czy on cię zdradzał?
- Nie powinieneś o to pytać – teraz to ona zmieniła ton na bardziej oficjalny. – To jest nasza sprawa.
- Ale to dla mnie bardzo ważne.
- Myślałam, że ja jestem dla ciebie ważna, ale nie, najpierw musiałam się dzielić tobą z… z nią, a teraz zupełnie cię straciłam – nie mogła się opanować, żeby dać upust swojej furii uderzyła go w twarz.
- Uspokój się – złapał ją za rękę, ale było już a późno – nigdy niczego ci nie obiecywałem.
- Nie chcę z tobą rozmawiać ani o niej, ani o Joshu, a jeżeli znowu cię zdradziła, to w pełni sobie na to zasłużyłeś – chciała uderzyć go jeszcze raz, ale tym razem zdążył ja powstrzymać.
- Mam ci pomóc czy sama wyjdziesz? – mocno ściskał jej nadgarstki. – Wariatka! – rzucił, kiedy ona zatrzasnęła drzwi do samochodu.
Ortiz nie miał zamiaru czekać z rozpakowaniem prezentu o świąt, nie miał pojęcia co znajdowało się w małym pudełeczku, więc rozwiązał wstążkę, kiedy tylko samochód wzburzonej Lili zniknął z parkingu. Przez chwilę myślał, że to niebezpieczne, żeby teraz prowadziła, ale szybko o niej zapomniał. Podniósł wieczko. W środku znajdowały się srebrne spinki do mankietów. Miał już bardzo podobne, ale nie wyrzucił prezentu, tylko pudełeczko, żeby April nie miała podstaw do podejrzeń. Wrócił do samochodu i oparł głowę o kierownicę. Poczuł się bardzo zmęczony, zmęczony udawaniem, ale nie chciał tego przerywać jeszcze nie teraz i najważniejsze – nie mógł powiedzieć April prawdy. Skończył ze zdradami, przynajmniej na razie. Chciał kochać tylko ją i tylko ją kochał, ale inne kobiety nadal go pociągały na przykład ta nowa sekretarka z poprzedniej pracy. Nadal miał jej numer i skasował go zanim zdążył pomyśleć co robi, a potem usunął wszystkie numery kobiet, z którymi kiedykolwiek się kochał.
Wrócił do domu tak jak mówił – przez piętnastą. W korytarzu spotkał Bastiana. Chłopak w szarym dresie opierał się o ścisnę jakby na niego czekał. Przejechał otwartą dłonią po włosach, które i tak nie ugięły się pod naciskiem.
- Nowa stylówka, czyli nowa dziewczyna – odwiesił płaszcz – ale muszę ci powiedzieć, że wyglądasz jak pajac. Dziewczynki lecą na kołnierzyki – poprawił swój.
- Strasznie mocne leki jej dałeś – od razu zmienił temat.
- Musiała odpocząć. Nadal śpi? – odwiesił płaszcz.
- Nie, Justin u niej jest. Kupiłeś coś dla mnie? – spojrzał na torby.
- Tak, mam chałwę – wyjął opakowanie sezamowego przysmaku. – Co z Kelly?
- Po świętach wychodzi ze szpitala, ten jej niedorozwinięty brat też przeżyje. Nie chodzę do szpitala, żeby jej nie denerwować, podobno i tak już się mnie boi – zaśmiał się.
- Sam jesteś niedorozwinięty, będziesz miał dziecko.
- Właśnie ja, a nie ty – popchnął go i gdyby nie pojawienie się młodego Włocha na pewno doszłoby do bójki.
- Dobrze, że już jesteś, zaraz będzie obiad – udał, że nie czuje napiętej atmosfery – właśnie miałem iść po April i Justina, może ty Adam pójdziesz? – chciał ich jak najszybciej rozdzielić – Bastian pomoże mi z talerzami.
- Możesz schować to gdzieś w kuchni? – podał mu swoje zakupy.
Wchodząc do swojego pokoju Adam nie spodziewał się, że zastanie tam mnie wtuloną w ramiona Justina. Nie odskoczyłam od niego jak na każdym z tych banalnych filmów i nie próbowałam mu nic tłumaczyć. Nadal byłam śpiąca i nie rozumiałam wszystkiego, co mówił do mnie demon.
- Mógłbyś zabrać ręce od mojej żony? – Ortiz bardziej rozkazał niż zapytał. Nie podobało mu się to, że na wpół przytomna, nie do końca świadoma pozwalam, żeby Justin mnie obejmował. Mogłam już przyzwyczaić się do tego, że kiedy się budzę nie ma obok mnie mojego męża, a jednak jego nieobecność zawsze mnie zaskakiwała. Dzisiaj było tak samo, kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Justina siedzącego na łóżku. Opierał się plecami o ścianę i czytał jakąś książkę. Od razu domyśliłam się, że Adam kazał mu przy mnie czuwać. Nie rozmawialiśmy o tym, co wydarzyło się wczoraj, chociaż byłam pewna, że już wiedział, za to zaczął opowiadać mi o tym jak spędzają razem święta. Wieczorem mieliśmy ubrać choinkę, ale nie wiedziałam czy będę czuła się na siłach. Justin stanowczo zabronił mi picia kawy i wtedy dowiedziałam się, że Adam dał mi leki uspokajające. Byłam zaskoczona, ale z drugiej strony zrobił to dla mojego dobra.
- April nie mogła doczekać się twojego powrotu.
- Właśnie widzę. Kochanie, założysz jakieś ubranie i coś zjemy, już wszystko jest dobrze, jestem przy tobie – pomógł mi wstać. Jego oczy były jeszcze bardziej rozognione niż zwykle, ale nie miałam siły, żeby zwrócić na to uwagę, potykałam się co kilka kroków. Nie wiedziałam, że Adam przemycił mi takie mocne leki, chociaż zdawałam sobie sprawę, że inaczej bym tak długo nie spała. Ledwo zasnęłam wczoraj wieczorem.
- Kochanie, lepiej się już czujesz? – wyjął z szafy czarny sweter i czarne spodnie dla mnie. Uśmiechnęłam się, kiedy odwrócił się, żebym mogła spokojnie się ubrać.
- Adaś, widziałeś mnie bez niczego, a teraz udajesz, że cię to krępuje?
- Po prostu nie chcę zrobić nic czego bym później żałował. Jesteś taka delikatna – zdążyłam się ubrać, po czym przytuliłam się do niego od tyłu. On wziął moje dłonie w swoje i pocałowawszy je, położył sobie na piersiach.
- Ty też. Jestem taka zmęczona… położymy się po obiedzie?
- Tak moje kochanie, ja też muszę odpocząć. Kocham cię, wiesz?
- Wiem – westchnęłam.
Podczas obiadu nie mogłam pozbyć się uczucia, że wciąż jestem bacznie obserwowana, tym razem jednak nie tylko przez Adama, co czego byłam przyzwyczajona, ale i Justin nie spuszczał ze mnie wzroku. Z trudem udawałam, że mi to nie przeszkadza, ale byłam zbyt zmęczona, żeby zareagować. Nawet to, że mój mąż był już na granicy furii i widać było, że chce się rzucić na demona, nie wyprowadziło mnie z równowagi. Musiałam dostać cholernie dużą dawkę. Gabe próbował rozładować napięcie.
- Gdzie trzymacie ozdoby?
- Są w kuchni, wieczorem poszukamy, a rano ubierzemy choinkę – odpowiedział spokojnie. – Wyborny makaron, bardzo lubię szpinak – pochwalił jedzenie – powinieneś częściej gotować.
- Adam, odprowadzisz mnie do pokoju? – oparłam się o jego ramię.
- Jeszcze nie zjadłaś – Gabe chciał zatrzymać mnie przy stole.
- Ja cię odprowadzę – zaproponował Bastian i zanim zdążyłam zaprotestować już odsuwał mi krzesło.
- Przyjdę do ciebie za kilka minut – Adam przelotnie pocałował mnie w ramie zasłonięte ciepłym swetrem. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Nie wiem jak ty tutaj wytrzymujesz – zamknął za nami drzwi – bez okna. Tu nawet dobrze przewietrzyć nie można. Chcesz się przebrać, tak? Załóż to – w mgnieniu oka wyciągnął z szafy czarną haleczkę, którą kupiłam jeszcze z Jakem. Na chwilę zniknęłam w łazience, a w tym samym czasie Bastian przeglądał mój telefon. Trochę wstydziłam się wystąpić przed nim w tak skąpym stroju, ale poprawiłam włosy i wróciłam do pokoju. Usłyszałam przeciągłe gwizdnięcie.
- Nie gwiżdż w pokoju – skarciłam go. – Podoba ci się? – obróciłam się przed nim.
- Nie powinienem patrzeć – zasłonił sobie oczy tak jak robią to małe dzieci na filmach dla dorosłych – ale masz takie piękne uda – pogładził mnie po jednym z nich, a ja się nawet nie odsunęłam. Nie wiedziałam co robię, dopiero kiedy jego język znalazł się w moich ustach, a dłonie wciąż pieściły moją skórę, wyplątałam się z jego ciasnych objęć. – Dokończymy później – przesłał mi całusa w powietrzu i miął się w drzwiach z moim mężem.
- Tęskniłaś? – zmrużył oczy widząc mnie w samej bieliźnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – uwielbiałam stawać na palcach, żeby móc go pocałować, on wtedy zamykał mnie w szczelnym uścisku tak, że brakowało mi tchu, chociaż ciężko było doprowadzić demona do bezdechu. Jego ramiona znajdowały się zawsze na wysokości mojej tali, nigdy niżej. – Kocham cię.
- Znowu budzi się w tobie ten sentymentalizm. Zmęczona?
- Tak, ale zostań – nie przerywając pocałunków zdjął koszule i spodnie. W samum podkoszulku był niezwykle pociągający, więc sama przesunęłam jego dłoń tam, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się ręce jego brata.
- Na pewno czujesz się na siłach? – odsunął się ode mnie na chwilę.
- Kochanie, jeżeli sama zaciągam cię do łóżka, to znaczy, że tego chcę. Drugi raz nie pozwolę ci się wykorzystać. Opowiedz mi bajkę – poprosiłam kładąc się na plecach tak, żeby on leżąc na boku mógł całować mnie w szyję.
- Dawno, dawno temu była sobie mała dziewczynka, która bardzo nie lubiła spać sama… – całował mnie coraz niżej, odsunęłam jego głowę.
- Zakończenie tej historii znam, chcę inną – zaczęłam bawić się wykończeniem stanika.
- Dobrze… Dawno temu była sobie mała dziewczynka, która ciągle chodziła w czerwonych sukienkach, dosłownie miała bzika na ich punkcie, miała też siedmiu braci, którzy byli strasznie niscy…
- Krasnoludki? – przerwałam mu z zainteresowaniem.
- Tak, ale oni nie są tutaj najważniejsi. Ta dziewczynka miała długie włosy, a zła macocha przetrzymywała ją w wieży w środku ciemnego lasu. Pewnego nie przyplątał się do niej jakiś książe, któremu ojciec kazał znaleźć żonę. Zakochał się w niej, kiedy tylko usłyszał jej słodki głos.
- Więc jej nie widział? – zwróciłam się w jego stronę.
- Nie, ale postanowił, że ją uratuje. Musiał najpierw pokonać jej braci, ale byli tacy mali, że nie musiał się nawet wysilać. Wtedy przybyła zła macocha na smoku ziejącym żywym ogniem. Chciała zamienić go w kamień, bo oczywiście miała magiczne moce, ale on w ostatniej chwili wyjął magiczne zwierciadło i odbił urok…
- A skąd książe miał lusterko?
- Dostał od matki, nieważne. Chcesz wiedzieć, co było dalej? – pokiwałam głową. – Urok został rzucony na smoka. Macocha trochę się zdenerwowała i zaczęła rzucać w niego zatrutymi jabłkami, więc przyszedł leśniczy i zamknął ją na dwadzieścia cztery za zakłócanie porządku. Książe nie miał już przeszkód, ale ta wieża była strasznie wysoka, a biedaczek miał lęk wysokości. Jednak bardzo chciał zobaczyć jak wygląda jego wybranka.
- Ona miała długie włosy – podsunęłam mu pomysł.
- Tak, ale nie używała odżywki i były bardzo słabe. Wtedy zobaczył, że po lesie chodzi mała dziewczynka. Miała na imię Małgosia, a że nie miała swojego życia postanowiła pomóc naszemu księciu i wezwała strażaków.
- A co z Jasiem? – przysunęłam się do niego.
- A Jasia zjadły motyle – szybko uciął temat brata Małgosi – a wracając, przyjechali strażacy i bohatersko uratowali dziewczynę. W tym czasie książe flirtował sobie z Gośką, chociaż była od niego sporo młodsza. W rezultacie książe wziął ślub z Małgosią.
- A co z dziewczyną z wieży? – oburzyłam się słysząc takie zakończenie.
- Wzięła ślub ze strażakiem, ale w nocy pod pretekstem wizyt u chorej babci spotykała się z księciem. Macocha przeszła załamanie nerwowe, leśniczy wynajął wieżę dla swojej teściowej, a krasnoludki zostały sprzedane do Niemiec i tam siedzą w ogródkach a wieczorami robią imprezy przy zraszaczach.
- A co ze smokiem? – nie pozwoliłam mu się pocałować.
- A… Przyszedł Dratewka i pomyślał, że wszystkim wmówi, że to on pokonał tego smoka, więc z bestii zrobiono eksponat muzealny, a chłopak trzepał na tym niezłą forsę. Kupił jacht i miał dziewczyn na pęczki. Małgośka zerwała dla niego z księciem, w międzyczasie strażak ukuł się wrzecionem i zasnął na sto lat. Ona nie miała zamiaru czekać, więc wzięła rozwód, żeby móc wziąć ślub z księciem, a potem urodzić mu szóstkę dzieci, koniec.
- Piękna, ale nie pomieszały ci się trochę bajki – próbowałam powstrzymać chichot – i trochę lata…?
- To była nowoczesna bajka dla grzecznej dziewczynki – pocałował mnie w czoło. – Jesteś grzeczna?
- Tak, ale chyba jestem trochę zmęczona i ty też. Daj buziaka.
- Zawsze uważałem, że całowanie jest przyjemniejsze od seksu.
- Kłamiesz, ale doceniam – przytuliłam się mocno do niego. Bardzo nie chciałam spać sama, nie po tym co stało się poprzedniego wieczoru. Moja wyobraźnia podsuwała mi kolejne niespokojne wizje, chociaż za wszelką cenę próbowałam je odganiać. Bliskość Adama koiła psychiczny ból.
- Kochanie nigdy więcej nie całuj się z Bastianem – wyszeptał spokojnie. Dobrze, że nie widział mojej zaskoczonej miny, bo przecież skąd on mógł to wiedzieć. Wyczuł moje zdumienie – Nie denerwuj się, nie jestem zły – znowu pocałował mnie w czoło – i ja wiem więcej niż ci się wydaje.
- Kochasz mnie trochę?
- Trochę jeszcze tak, ale mam ochotę się napić. Nie zasypiaj – odsunął mnie od siebie i bezgłośnie wstał z łóżka, a ja o nic więcej nie pytałam, chociaż tak dużo chciałam wiedzieć.
Wrócił po kilku minutach. Czuć było nie tylko wyborną whisky, którą zwykł pić, ale też nikotynę. Zanim położył się obok mnie, otworzył okno – było już ciemno i chłodniej niż w ciągu dnia, ale jemu to nie przeszkadzało wychylać się w samym podkoszulku. Patrzyłam na niego, ale poruszając jedynie wargami nie byłam w stanie nic powiedzieć. W końcu położył się obok mnie, jego ciało było lodowate, a na dłoniach wciąż pozostawały resztki roztopionego śniegu. Syknęłam cicho, kiedy wsunął mi rękę pod cienką halkę.
- Wypiłem podwójną, więc nie obchodzi mnie to czy tego chcesz czy nie – wymruczał mi do ucha i jednym szarpnięciem rozerwał to, co miałam na siebie. Dotyk jego zimnych dłoni podniecał mnie coraz bardziej i chociaż nie miałam zamiaru mu odmawiać, zrzuciłam je z tali. Natychmiast znalazłam się na plecach, w ciemności widziałam jedynie jego rozognione oczy. Chyba wypił potrójną a nie podwójną, inaczej by się tak nie zachowywał. Czasami przerażało mnie to jak szybko mój mąż przechodzi z jednego stanu do drugiego. Teraz powinien zrobić mi awanturę a nie kochać się ze mną, jednak przestawałam o tym myśleć, kiedy tylko on zaczynał całować moją szyję.
- Och Adam – jęknęłam oplatając udami jego biodra, a on ugryzł mnie w ramię. Znowu znalazłam się w niebie, bo seks z nawet pijanym Adamem, był do niego najlepszą drogą. Nie żałowałam nawet naszego pierwszego razu, kiedy to wydawało mi się, że mam zobowiązania w stosunku do Alexa.
- Wiesz, rozmawiałam z Justinem – zaczęłam opowiadać, żeby przerwać tą denerwującą ciszę – powiedział, że te moje omamy mogą się powtarzać,  ale to nie jest tak poważne jak mi się wydawało. Powiedział, że znowu mogę mieć koszmary i chciałabym, żebyś zawsze spał ze mną.
- Dobrze Ap. Postaram się być przy tobie. Chyba obydwoje jesteśmy już zmęczeni – westchnął.
- Tak, dobranoc – chciałam się do niego przytulić, ale on pocałował mnie tylko w czoło i odwrócił się bez słowa. Nie wiedziałam co znowu zrobiłam źle. Dlaczego znowu się ode mnie odsunął. Byłam pewna, że następnego dnia rano nie będzie go obok mnie, co więcej kiedy obudzę się w środku nocy on nie zrobi nic, żeby mnie uspokoić. Wstałam, żeby założyć inną piżamę – koszulki nocne były jedyną częścią mojej garderoby, które miały prawo znajdować się w pokoju męża. On w tym czasie założył bokserki. Nie chciałam płakać, ale to było silniejsze ode mnie.