sobota, 14 września 2013

Rozdział IX





Gabinet Adama był całkiem duży, ale nie przytłaczał swoim rozmiarem, wręcz przeciwnie wydawał się przytulny z nutą nieuchronnej surowości jako konsekwencji jego stanowiska. Młoda blondynka nieśmiało zapukała do niedawno wymienionych drzwi, ponieważ nowy asystent wiceprezesa finansów nie życzył sobie przeszklonych, które prowadziły do innych biur. Kobieta powitała go najczulszym uśmiechem na jaki było ją stać, ale nie był on wymuszony. Wolnym krokiem podeszła do jego biurka znajdującego się na samym środku pokoju.
- To są te dokumenty, o które pan prosił.
Zamiast położyć je na blacie czekała, aż on weźmie je od niej. Adam niczego takiego nie zrobił, nawet nie wstał z fotela. Obrócił się tylko zmuszając ją wzrokiem do tego, żeby obeszła burko i stanęła tuż obok niego. Miała na sobie  brązową koszulę wpuszczoną w brunatną, skórzaną spódnicę ozdobioną cienkim paskiem jeszcze bardziej podkreślającym wąską talię.
- Jakieś uwagi co do tych umów? – tak naprawdę Adama nie interesowały dokumenty, bo już wcześniej postarał się o ich kopie opatrzone komentarzami, zapoznał się z nimi i wprowadził zalecane poprawki.
- Tak, tutaj zbyt ogólne sformułowane są warunki zerwania umowy i co za tym idzie odszkodowania…
Mężczyzna w błękitnej koszuli przestał słuchać jej już po pierwszych słowach. Blondynka wpatrywała się w kartki, więc on odsunął się bezszelestnie, żeby przechylić głowę i przez chwilę wpatrywać się w jej pośladki. Nie widział ani drukowanych umów, ani pisemnych wstawek – pochłaniał widok jej stóp obleczonych w czarne, wysokie szpilki, napiętych łydek i tylko fragmentów jej mlecznobiałych ud nieschowanych pod spódnicą. Zauważył, że mimo zimy nie miała na sobie rajstop czy pończoch. Zdejmowała je zaraz po przyjściu do pracy i chowała głęboko do szuflady, żeby znowu założyć je tuż przed wyjściem. Widziała w tym nadzieję na szybki awans, wierzyła, że wizyta nawet u Oritza stosunkowo niedawno zatrudnionego pracownika, który od razu dochrapał się stanowisko asystenta wiceprezesa, który do tego była kobietą, co zaowocowało w liczne plotki i spekulacje na temat ich domniemanego romansu, może pomóc jej w przeskoczeniu na wyższy szczebel w hierarchii firmy. Pomimo młodego wyglądu, Adam miał zapisane w dowodzie trzydzieści jeden lat, a sukcesów w jego CV mógłby pozazdrość mu niejeden wyżej postanowiony kolega z pracy i to właśnie dlatego, mimo krótkiego stażu pracy w tej firmie, od razu dostał stanowisko asystenta i właśnie między innymi w nim kobieta widział swoją szansę.
Adam pozwolił sobie dotknąć jej uda od tyłu. Kobieta zaskoczona tym gestem zamilkła na chwilę i znieruchomiała. Dopiero kiedy gorąca dłoń przesunęła się nieco wyżej odwróciła się do niego i oparła kolano o skórzany fotel. Nie miała zamiaru mu się sprzeciwiać, bez słowa rozpięła dwa pierwsze guzki swojej koszuli odsłaniając beżowy stanik. Asystent opuszkami palców dotknął jej delikatnych majteczek i jednym, zdecydowanym ruchem ściągnął je z niej do kostek. Rozpiął spodnie i jedocześnie sięgając po prezerwatywę rozpinał kolejne guzki jej bluzki. Dziewczyna z trudem zdjęła stanik i całując jego rozgrzane usta podwinęła spódnicę, żeby mógł zobaczyć jej zaokrąglone uda. Usiadła mu na kolanach pozwalając by ten zachłannie całował jej falujące w szybkim oddechu piersi. Najpierw jej drobne ciało wygięło się w łuk, potem on odczuł zaspokojenie jakie dało mu to zbliżenie z sekretarką, której imienia nawet nie znał. Kochali się krótko, prawie bezgłośnie, żeby hałasem nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi, biuro nie było miejscem skłaniającym do długich pieszczot, ale szybkich, niezobowiązujących numerków.
Kiedy blondynka doprowadzała bluzkę do porządku, Adam zawinął zużytą prezerwatywę w chusteczkę, nie mógł wyrzucić jej do kosza w swoim gabinecie, bo to mogłoby spowodować lawinę niepotrzebnych domysłów, nawet jeżeli natknęłaby się na nią sprzątaczka. Dyskretne wyrzucenie jej do kosza na korytarzu czy w toalecie odsunęłoby wszelkie oskarżenia.
- Był pan cudowny – dziewczyna nadal stała bardzo blisko niego, ale tym razem poprawiał już cieniutki paseczek. Adam wstał, gdyby nie szpilki byłby wyższy od niej o głowę, pochylił się nad nią zmuszając ją, żeby oparła się o blat i całując wsunął jej język do ust. Jeden raz mu nie wystarczył, ale ponowne figle na biurku mogłyby okazać się zbyt ryzykowne. Blondynka oplotła jego biodra nogami czekając, aż ten ponownie będzie chciał pozbawić jej bielizny, ale przeliczyła się. Adam ją puścił.
- Sądzę, że powinnaś już iść – niechętnie wstała, lecz spełniła jego delikatną prośbę, tym bardziej, że odprowadził ją do drzwi i za nim je otworzył klepnął ją w pupę i pocałował, żeby mogła zapamiętać smak tytoniu osiadłego na jego ustach.
Kobieta wyszła, a on cofnął się do gabinetu. Uchylił jedno z okien i opierając się o ścianę wyciągnął srebrną papierośnicę i zapalił kolejnego już tego dnia papierosa popijając go ostygłą kawą. Zaciągnął się głęboko, jednak głośne rozmowy na korytarzu nie pozwalały mu w pełni rozkoszować się swoim nałogiem.
Wąski korytarz wydał się jeszcze węższy, ponieważ zebrała się w nim większa część pracowników i o dziwo byli to sami mężczyźni. Adam dopiero po kilki sekundach zdołał zauważyć długie ciemne włosy i ich właścicielkę. 

Mimo dokładnego planu, który przedstawiła mi Emilly miałam problem ze znalezieniem biura mojego męża, więc zamiast gubić się w labiryncie drzwi, wolałam zapytać kogoś o drogę. Tym kimś okazał się blondyn z gładko zaczesanymi włosami i okularami na nosie trzymający zielony segregator pod pachą.
- Przepraszam, gdzie tutaj mogę znaleźć Adama Ortiza?
- Przepraszam, ale kim pani jest? – spojrzał na mnie znad szkieł. – Kto panią tu wpuścił?
Mężczyzna miał koło czterdziestki, a blond włosy okazały się bardziej siwe niż blond i mimo początkowej nieufności zdobyłam się na dowcip.
- Przekupiłam ochroniarza – powiedziałam przyciszonym głosem   a potem wjechałam tutaj windą, tam na pewno jest mnóstwo moich odcisków, muszę je szybko zetrzeć – nie musiałam długo czekać na jego reakcję, zaczął się serdecznie śmiać czym sprowadził na korytarz swoich kolegów. Zanim przyszli zdążyłam się przedstawić czym wywołałam jeszcze szerszy uśmiech na jego twarzy.
- Słuchajcie, to jest żona naszego Adama – mężczyźni otoczyli mnie w kółku. Każdy z nich miał na sobie garnitur albo elegancki sweter i każdy z nich właśnie teraz zrobił sobie przerwę w pracy.
- Nie chciałam robić takiego zamieszania – trochę się speszyłam – chciałam tylko przynieść prezent.
- Prezent? – niepotrzebnie wyjawiłam im cel mojej wizyty. – Co to jest?
Nie mogłam się nie ugiąć i pokazałam im ramkę, a w niej moje zdjęcie. Po rozmowie z Emilly właśnie to nie dawało mi spokoju, a mianowicie to, że w pracy Adama nie ma dla mnie miejsca. Mój portret w metalicznej oprawce był idealny, żeby postawić go na biurku obok tuzina teczek.
Kiedy zdjęcie krążyło z rąk do rąk, w naszym gronie pojawiła się młoda blondynka w brunatnej spódnicy sięgającej przed kolano. Nie zauważyłam skąd do nas przyszła, ale byłam przekonana, że jest zwykłą sekretarką a nie wysoko postawioną panią prezes. W jej oczach była jakby ciągła niepewność przeplatana z chęcią walki.
- Może ja zaprowadzę panią do męża? – uśmiechnęła się do mnie oferując pomoc.
- Irene, momencik, to niepowtarzalna okazja – zaczął jeden z nich.
- Zobaczymy co powie szef kiedy zobaczy jak pilnie pracujecie.
- Szef? Myślałam, że Emilly Dave jest szefową – byłam zdziwiona.
- Emilly to wiceprezes, a pan Dave – wyjaśniał blondyn w okularach – czyli jej ojciec jest głównym dowodzącym.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, nie wiedziałam, że mój mąż ma takich sympatycznych współpracowników. W ogóle Adam bardzo mało mówił mi o swojej pracy, to był dla nas swoisty rodzaj tabu, tak jak polowania, a raczej morderstwa i bijatyki podjudzane duża ilością dobrego alkoholu.
- Kochanie, co ty tutaj robisz? – najpierw usłyszałam głos, a potem zobaczyłam zmarszczone czoło Adama.
- Chciałam zrobić ci małą niespodziankę i chyba mi się udało – wspięłam się na palce, żeby pocałować go w policzek. – To dla ciebie – podałam mu prezent.
Uśmiechał się, ale wiedziałam, że jest to wymuszony sztuczny uśmiech na, który zdecydował się tylko ze względu na to, że wciąż byliśmy w towarzystwie jego znajomych z pracy. Nie sądziłam, że aż tak nie będzie podobała mu się moja niezapowiedziana wizyta, do ostatniej chwili miałam nadzieję, że jednak się ucieszy i znowu się pomyliłam. Bardziej ucieszyłby go test ciążowy z pozytywnym wynikiem.
- Twoja żona jest tak młoda, że można byłoby posądzić cię o pedofilię – zaśmiał się byczek, który chyba celowo założył sweter o rozmiar za mały. Wyglądem przypominał raczej aktora z Hollywoodzkich produkcji, a nie zwykłego pracownika w jednej z wielu korporacji. Kątem oka zauważyłam brak obrączki na jego palcu, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Kochanie, może przejdziemy do mojego gabinetu – objął mnie ramieniem jakby chciał pokazać, że jestem jego własnością i nikt nie ma prawa się do mnie zbliżyć. Mimo to, uśmiechał się nadal i dodał: – Jeszcze nauczysz się tutaj takich słów, które mogłabyś użyć przeciwko mnie – czym wywołał nową fale śmiechu.
Pożartowaliśmy jeszcze przez chwilę, po czym osobiście pożegnałam się z każdym z siedmiorga kolegów mojego męża oraz ucałowałam Irene w policzek. Kiedy tylko Adam zamknął za sobą drzwi do biura, od razu zrzucił maskę sztucznej sympatii i zacisnął wargi. Udałam, że tego nie widzę i wygodnie rozsiadłam się na karmelowej kanapie stojącej po prawej stronie. Zsunęłam ze stup szpilki i pozwoliłam im nierówno upaść na dywan. Adam usiadł na obitym czarną skórą fotelu.
- Nie musiałaś tutaj przychodzić, właśnie jak ty się tutaj dostałaś?
- Uśmiechnęłam się do Gabriele’a – wsunęłam dłonie pod kark i patrzyłam jak unosi się i opada moja klatka piersiowa obleczona w turkusowy sweter.
- Mam nadzieję, że tylko się uśmiechnęłaś – mruknął do siebie, po czym mówił na głos – Nie powinnaś być teraz w szkole, z tego co wiem nie skończyłaś jeszcze lekcji.
- Oni chyba mają rację, czasem wydaje mi się, że jesteś za stary na mojego męża – westchnęłam.
- Przemilczałem to, że grzebałaś w moich rzeczach, że rozmawiałaś o nas z moją szefową, ale nigdy więcej nie przychodź do mnie do pracy – powiedział spokojnie, ale bardzo stanowczo.
- Dobrze Adam, nie wiedziałam, że tego nie lubisz – powiedziałam z prawdziwą skruchą w głosie. Podniosłam się z kanapy i podeszłam do niego.
- Trudno, przyszłaś. Kończę dopiero za pół godziny, szkoda, że nie powiedziałaś wcześniej, mógłbym zapytać czy mogę wyjść wcześniej – odwrócił się ode mnie.
- Wtedy nie byłoby niespodzianki – zrobiło mi się przykro, ale po ułamku sekundy poczułam gniew przenikający każdą komórkę mojego organizmu. – Wiesz, ludzie robią sobie niespodziani, zaskakują się, a ty co? Odkąd jesteś moim mężem co chwilę pijesz z chłopakami albo… – chciałam powiedzieć „chodzisz na dziwki”, ale się powstrzymałam. – Ludzie się po prostu kochają, a ty jesteś po prostu beznadziejny.
Zapadło głuche milczenie. Wróciłam na moje miejsce na kanapie, położyłam się, ale tym razem odwrotnie tak, żebym nie mogła go widzieć. Skupiłam się na moim oddechu. Jak to możliwe, że on tak świetnie udawał? Co jeśli to wszystko było jednym, wielkim kłamstwem? Adam powinien zostać aktorem a nie moim mężem. Najpiękniejsze i najgorsze chwile w moim życiu spotkały mnie właśnie z nim i nie byłam w stanie z niego zrezygnować. Szukałam dowodów na jego zdradę, bo sama czułam się winna, a nie dlatego, że byłam zazdrosną żoną. Gdybym wtedy nie poznała Freda, gdybym piła wtedy tyle wina, do niczego by nie doszło… Właśnie, Fred. Z czasem przestałam obarczać siebie winą za to co się stało – on wykorzystał pijaną dziewczynę.
Wyjęłam z torebki telefon, znalazłam numer dawnego kochanka z zamiarem napisania do niego wiadomości. Wysłałam tylko adres kawiarni, datę i godzinę. Potem napisałam do Julii pytając czy nie ma nowych wieści w sprawie nadal nieprzytomnej Kelly, wiadomo było tylko, że dziecko cudem przeżyło, a organizm dziewczyny nadal jest bardzo słaby.
Nie słyszałam, że Adam do mnie podszedł. Zauważyłam go dopiero, gdy wyrwał mi z rąk moją komórkę i nie dając mi czasu na reakcję zaczął mnie całować. Kanapa była wąska nawet dla jednej osoby, a co dopiero kiedy on znalazł się nade mną. Wygięłam się nieznacznie, żeby nie przerywając pocałunku mógł wsunąć ręce pod moje plecy. Momentalnie zrobiło mi się gorąco i przeszedł mnie podniecający dreszcz. Chciałam, żeby całował mnie tak całymi godzinami, wtedy byłam skłonna mu wszystko wybaczyć.
- A jak ktoś przyjdzie? – zapytałam szeptem, kiedy jego ręce znalazły się pod miętową wełną.
- Masz rację – nagle się wyprostował, chociaż nigdy aż tak nie przejmował się moimi uwagami. – Pracuję jeszcze tylko pół godziny, więc dokończymy w domu albo nawet w samochodzie jeśli chcesz – ustabilizował oddech. – Poczekaj na mnie w barku na dole, jeżeli będziesz miała problem ze znalezieniem drogi, to na pewno pomoże ci jakiś mój znajomy – uśmiechnął się.
- A jeśli zacznie mnie podrywać? – zapytałam zalotnie, hamując gniew spowodowany tym, że będę musiała jeszcze poczekać na dalszy ciąg.
- Nikt nie będzie cię zaczepiał – wstał, żeby móc wziąć z biurka marker. – Zobaczysz… – podwinął rękaw mojego swetra i zaczął pisać na prawym przedramieniu dużymi, czarnymi literami: „Żona A. Ortiza. Jego i tylko jego”. Uśmiechnęłam się widząc takie wyznanie miłości, ale pocałowałam go jeszcze raz w nadziei, że pozwoli mi zostać. Podał mi jednak szpilki i pomógł je założyć. – Nie gniewaj się już na mnie.
- Przeprosisz mnie jak będziemy sami – posłałam mu całusa w powietrzu, a on udał, że go złapał.
- Wolę bardziej materialne dowody miłości – mruknął, więc odwróciła się i zatopiłam usta w jego ustach.


sobota, 7 września 2013

Rozdział VIII





 
 
 
Mój mąż w dni powszednie był nadzwyczaj punktualny, ale w weekendy nie warto było na niego czekać. Zawsze miał swoje sprawy, o których nigdy nic mi nie mówił, a ja mogłam się jedynie domyślać gdzie chodzi i z kim się spotyka. Oczywiście moja wyobraźnia podsuwała mi coraz to czarniejsze scenariusze, ale myśl o ty, że Adam  musiał na piechotę wrócić po swój samochód w życiu nie przyszłaby mi do głowy. Kiedy obudziłam się rano już go nie było, ale czas spęczony w jego ramionach utwierdził mnie w przekonaniu, że mimo wszystko go kocham. Bałam się go kiedy był agresywny, byłam wściekła snując domysły na temat jego domniemanych zdrad, ale sama nie byłam idealna.
Znudzona czekaniem przebrałam się i wybrałam numer Julii.
- Hej, jak czuje się Kelly? – prawie krzyknęłam jej do słuchawki, kiedy tylko odebrała.
- Z nią coraz lepiej, ale gorzej z Louisem – zawiesiła głos – lekarze mówią, że może jeździć na wózku, a w najlepszym wypadku ciężka rehabilitacja. Ja się na tym nie znam, ale to wygląda bardzo poważnie.
- Wcześniej nie mówiłaś, że ma problemy z kręgosłupem – zdziwiłam się tą informacją.
- Wcześniej nie wiedziałam. April… ja się poważnie zastanawiam nad zgłoszeniem tego na policję – powiedziała poważnie.
- Ja znam Bastiana, nie chcę, żeby coś ci się stało – doskonale wiedziałam, że winny był wstanie odeprzeć zarzuty nawet w sądzie, ale gdyby dowiedział się, że Julia doniosła, oddział intensywnej opieki medycznej wzbogaciłby się o jeszcze jednego pacjenta. – On jest nieobliczalny.
- Mieszkasz z nim – zarzuciła mi. – Ty mnie straszysz?
- Nie, ja po prostu się o ciebie martwię. Ja z nim mieszkam, ale mam jeszcze Adama.
- Dobrze April, jeszcze się nad tym zastanowię – westchnęła. – Lepiej ty opowiedz jak ci się układa z mężem. Jakoś do tej pory nie mogę w o uwierzyć.
- Oj, wierz mi, ja też – zaczęłam pokrótce opisywać jej nasze wspólne życie, oczywiście trochę koloryzując i pomijając niektóre fakty.
- Słuchając cię można się załamać – powiedziała na koniec. – A Adam wie o nocy u Freda?
- Ja byłam wtedy pijana, nie wiedziałam co robię. On nigdy się o tym nie dowie.
- Jesteś pewna? Niczego się nie domyśla? Pamiętaj, że faceci też są sprytni.
- Nikt oprócz mnie, ciebie i Freda nie wie gdzie wtedy nocowałam.
- Tak tylko, że Fred już dostał nauczkę. Wybacz, ale ja nie wierzę w aż takie zbiegi wydarzeń.
- O czym ty mówisz? – z wrażenia usiadłam na łóżku.
- Ty gazet nie czytasz? Twój Fred został napadnięty i pobity. Pewnie jeszcze nie wiedziałaś, że spałaś z pastorem? – cynicznie zaśmiała się do słuchawki.
- Kim? – nie miałam pojęcia czym zajmuje się mój były kochanek.
- Nie doceniasz swojego męża – odparła. Po tym, co usłyszałam nie miałam ochoty na dalszą rozmowę, więc pożegnałam się z przyjaciółką i rzuciłam telefon na łóżko obok poduszki. Za dużo wiadomości – czułam, że zaraz eksploduje mi mózg, a zaraz po nim serce. Justin wiedział, ale nie byłam pewna, że Adam wie. Te pobicie, to mógł być jedynie odwet za donos. To wszystko mogli zorganizować Bastian i Justin, mój mąż wcale nie musiał być w to zamieszany. Ta cicha nadzieja przeplatała się z wściekłością jaką budziła we mnie myśl o wymierzaniu sprawiedliwości w wydaniu demonów.  

Adam nie mógł dłużej ukrywać braku srebrnej obrączki na serdecznym palcu, przecież w każdej chwili mógł zauważyć to któryś z demonów albo co gorsza – April. Przyśpieszył kroku. Już z daleka widział swój samochód, który całą noc został na dworze zamiast w klimatyzowanym garażu. Tylko z grzeczności zdecydował się na wejście do mieszkania, w którym spędził poprzednią noc. Gospodarz nie kazał mu długo na siebie czekać – od razu otworzył mu drzwi i powitał serdecznym uściskiem.
- Jeszcze za wcześnie na partyjkę – poprowadził go do salonu, w którym królował bałagan, a w powietrzu nadal unosił się zapach alkoholu i papierosów. Adam wciągnął powietrze nosem – uwielbiał takie połączenie.
- Nie, przyszedłem po samochód – odparł chłodno.
- Właśnie, dlaczego wczoraj tak szybko wyszedłeś? Ten facet, który zgarnął twoją obrączkę chciał z tobą pogadać – Ortiz przypomniał sobie twarz tego faceta i uśmiech jakim obdarzył go zgarnąwszy pulę. Miał ochotę go zabić, a nie z nim rozmawiać. – Powiedział, że w życiu nie spotkał takiego skurwysyna jak ty.
- Możesz dać mi na niego namiary? – z trudem ukrywał rozdrażnienie.
Już po chwili Adam siedział w swoim srebrnym samochodzie wpatrując się w krzywo pismo swojego znajomego. Adres, który dostał był niedaleko, chociaż nawet gdyby był na końcu świata od razu by tam pojechał. Odpalił silnik i nie zważając na to, że cienka warstwa śniegu pokryła jego idealną karoserię, odjechał z piskiem opon. Bez problemu trafił pod właściwy dom – nowoczesne budownictwo wciąż go zachwycało, a szczególnie okna zajmujące całe ściany. Takiego domu pragnął dla siebie.
Drzwi otworzyła mu starsza pani. Wysłuchawszy jego krótkiej historii poszła zapowiedzieć gościa, żeby zaraz wrócić i poprowadzić go do przestronnego salonu. Dom był urządzony w dosyć kiczowatym stylu gdzie antyki mieszały się z nowoczesnym wyposarzeniem, z zewnątrz dom bardziej mu się podobał.
- Adam Ortiz, tak? – usłyszał głos mężczyzny, z którym grał wczoraj w pokera. Miał na sobie spodnie od czarnego garnituru i jasną marynarkę, wyglądał tak samo kiczowato jak wystrój jego domu. Usiedli na skórzanej kanapie obok szklanego, kawowego stolika. – Pewnie zastanawia się pan, po co chciałem się z panem spotkać, ale to chyba powinno wyjaśnić sprawę – wyjął srebrną obrączkę.
Adam z powagą kiwnął głową.
- Ależ ja jestem nieuprzejmy, może się czegoś pan napije? – udał troskę.
- Nie dziękuję, nie mam zbyt wiele czasu, więc może od razu przejdziemy do konkretów. Nie odda mi pan jej za darmo, więc jak mam pana przekonać?
- Takich ludzi jak pan mi potrzeba. Prawda jest taka, że ta błyskotka nie jest mi do niczego potrzebna – rzucił ją na stolik – ale ty jesteś…
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty – przerwał mu.
- Właśnie, właśnie… Jestem Tonny – podał mi dużą dłoń, której Adam nie raczył uściskać. – Nie będę ukrywać, że musiałem się sporo nagimnastykować, żeby znaleźć kogoś takiego jak ty. Mniejsza o to, powiem otwarcie, bo wiem, że moja propozycja nie wyda ci się niemożliwa do przyjęcia.
- Jak już wcześniej wspominałem, nie mam za dużo czas.
- Chcę, żebyś dla mnie pracował – rozsiadł się wygodnie na czarnej kanapie czekając na odpowiedź.
- Ja mam już pracę i jestem z niej niezmiernie zadowolony.
- Obydwoje wiemy, że siedzenie za biurkiem nie daje wystarczająco dużo satysfakcji, a ty jesteś stworzony do wyższych celów. Zastanów się nad tym – Adam chciał już wstać – ale daj mi dokończyć. Pracowałbyś jako mój osobisty ochroniarz.
- Nie jestem zainteresowany pańską ofertą.
- Ale jesteś zainteresowany tym – wskazał na obrączkę. – Możesz ją wziąć, ale masz przemyśleć tą propozycję. Rozumiem, że możesz poczuć się niedoceniony tym, że proponuję ci posadę ochroniarza, ale ja mam dużo wrogów, których chciałbym się pozbyć – ściszył głos.
Adam od razu zrozumiał o co mu chodziło i gdyby nie małżeństwo bez wahania przystałby na jego propozycję, ale w tej sytuacji nie mógł zrobić tego od razu. Pozbywanie się wrogów za pieniądze – praca prawie idealna. Za bardzo wysokie wynagrodzenie robiłby to, co naprawdę sprawia mu przyjemność.
- Niestety nie mogę się na to zgodzić – Tonny widział jak Adam wpatruje się w obrączkę wciąż leżącą na stole, doskonale wiedział, że za bardzo mu na niej zależy, żeby bez niej opuścić jego dom.
- Weź ten drobiazg – wstał i podał mu srebro. Adam nie mógł nie przyjąć z powrotem obrączki, chociaż wiedział, że jeżeli ją weźmie to oznaczało, że zgadza się na jego ofertę. – Masz tydzień na zastanowienie się. Przyjdź do nmie w piątek na kolację, oczywiście razem z żoną – poklepał go po ramieniu.
Włożył pierścionek do wewnętrznej kieszeni płaszcza i bez słowa udał się do drzwi frontowych. Wsiadając do samochodu widział cyniczny uśmiech malujący się na twarzy Tonny’ego. Wycofał auto z podjazdu i odjechał wciąż myśląc kłopotach w jakie sam się wpakował. Chciał jak najszybciej wrócić do domu i zapomnieć o tym obleśnym typie. Najważniejsze, że odzyskał swoją własność. 

Usłyszawszy dźwięk nadjeżdżającego samochodu, od razu podbiegłam do okna, żeby upewnić się, że wrócił mój mąż. Otworzyłam mu drzwi zanim jeszcze wysiadł z samochodu. Chłopak powitał mnie przeciągłym pocałunkiem, ale czułam, że był to wymuszony pocałunek.
- Coś się stało? – pomogłam mu zdjąć płaszcz.
- Nic, po prostu jestem zmęczony i chciałem… chciałem przeprosić cię za noc – objął mnie omdlałym ramieniem. Kątem oka zauważyłam jak napina kark, ostatnio coraz częściej to robił.
- Nic się nie stało – powiedziałam wbrew temu co myślałam jeszcze klika minut wcześniej. – Chcesz się położyć? Nie wyglądasz najlepiej.
- W innych okolicznościach mógłbym się obrazić, ale teraz masz rację – pogładził mnie po włosach. Odprowadziłam go do sypialni obserwując jak rozbiera się ociężale. Kiedy zdjął koszulę przytuliła się do niego od tyłu czekając na jego odpowiedź. Jeszcze bardziej napiął obolałe mięśnie i odwrócił się do mnie, żeby spojrzeć mi w oczy. Pocałował mnie tylko.
- Powiedz mi co się stało – poprosiłam.
- Gdzie są Gabriele i Bastian? – zapytał zamiast odpowiedzieć. – Kiedy ostatni raz ich widziałem nie nadawali się do niczego – uśmiechnął się z widocznym bólem.
- Ty wiesz, że ja cię kocham? – po tym wszystkim wyznanie, które tak ciężko było powiedzieć mi na głos było jedynym zdaniem, które byłam w stanie powiedzieć.
- Tak April, wiem – pocałował mnie w czoło. – Chcesz spać ze mną? – w jego pytaniu nie było śladu podniecenia czy zachęty, to była zwykła prośba, jakby prosił mnie o podanie soli podczas obiadu. Pokiwałam głową, zdjęłam bluzkę i położyliśmy się do łózka patrząc nawzajem w swoje oczy. Chyba byłam szczęśliwa.
Całą sobotę spędziłam w jego sypialni i chociaż nie uprawialiśmy seksu czułam, że naprawdę go kocham i chcę spędzić z nim resztę mojego życia. Nie patrzył na mnie pożądliwie, tylko odwracał w moją stronę zmęczoną twarz i nic nie mówił. Niedzielę spędziliśmy podobnie. Żaden z naszych przyjaciół nam nie przeszkadzał, nawet Kelly nie dzwoniła do mnie od czasu naszej poprzedniej rozmowy. Gabe okazał się świetnym kucharzem, to dzięki niemu nie musieliśmy nawet wchodzić do kuchni, żeby coś zjeść. Nie wiedziałam co się dzieje, nie  mogłam go rozgryźć. Kiedy wychodziłam ten wciąż patrzył tępo w sufit i oddychał głęboko. Nie przejmowałam się lekcjami, brakiem makijażu i nieułożonymi włosami – liczył się tylko Adam. Znowu położyłam się obok niego i czule pocałowałam.
Wieczorem ktoś zapukał do drzwi. Podniosłam się na łokciach uważając, żeby nie obudzić śpiącego mężczyzny, po czym wstałam z łóżka i zarzuciłam na siebie czarny szlafrok. W progu stał Justin.
- Muszę porozmawiać z Adamem – Ortiz obudził się na dźwięk jego głosu. – Mogłabyś wyjść?
Bez słowa spełniłam jego prośbę. Kiedy znalazłam się w mojej łazience, zmyłam resztki makijażu, wzięłam prysznic i umyłam włosy. Założyłam piżamę w czerwono-białe paski i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Martwiłam się o Adama, nigdy wcześniej się tak nie zachowywał, nie był taki zamknięty w sobie, przygnębiony i przybity, a ja nie mogłam nic zrobić. Miałam tylko nadzieję, że długa rozmowa z Justinem trochę poprawi mu humor. Nie miałam pojęcia o czym rozmawiali tak długo, ale dopiero po dwóch godzinach Adam pojawił się w moim pokoju. Zastał mnie nad nauką historii.
- Jest już po dziesiątej, może pójdziesz spać? – oparł się ramionami o oparcie krzesła.
- Dwa dni spędziłam w łóżku – odwróciłam się w jego stronę. – Już lepiej?
- Tak kochanie. Jutro będzie cudowny dzień, wiesz?
- Dlaczego?
- Bo to będzie kolejny dzień, który spędzę z tobą – z łatwością podniósł mnie z krzesła, żeby położyć mnie na miękkiej pościeli i całując zdjąć ze mnie piżamę. Nie opierałam się, sama tego chciałam, chociaż byłam prawie pewna, że rano obudzę się w pustym pokoju, a mojego męża zobaczę dopiero w kuchni czekającego, aż ja dokończę pić moje poranne Cappuccino.
Następnego dnia miałam zamiar zerwać się z kilku ostatnich godzin i odwiedzić go w pracy – na pewno się ucieszy, a ja będę mogła zaproponować mu wyjazd do Londynu.