niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział XII






Nic mi się nie śniło, chociaż uwielbiałam przypominać sobie strzępki moich marzeń zaraz po przebudzeniu. Jednak wizyta w szpitalu i późniejsza u Tonny’ego zupełnie mnie wykończyły, więc zaśniecie w samochodzie, a w dodatku tak luksusowym jak Adama, nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Czułam tylko, że zesztywniał mi kark.
- Ostatnio dużo śpisz – Adam podzielił się ze mną swoim spostrzeżeniem, kiedy szliśmy do recepcji, a boy hotelowy zajmował się naszym bagażem.
Nawet nie próbowałam domyślić się ile musiała kosztować doba w takim pięknym miejscu. Podobało mi się wszystko: od marmurowej posadzki przez ozdobne wykończenia po szklane żyrandole. Bardzo uprzejmy recepcjonista wydał nam, a raczej mojemu mężowi, kartę do pokoju i wskazał właściwy kierunek. Wjechaliśmy windą na czwarte piętro i już przed drzwiami do apartamentu Adam, nie zwracając uwagi na innych gości właśnie przechodzących korytarzem, zaczął mnie zachłannie całować.
- Kochanie, może wejdziemy do środka? – przerwał zanim ja zdążyłam to zaproponować.
- Chcesz mnie wykorzystać? – dyskretnie rozpięłam jeden z guzików zdobiących moją czarną bluzkę.
- Ciebie? Zawsze – odsłonił rząd białych zębów w dosyć bezczelnym uśmiechu.
Adam odprawił młodego chłopaka zajmującego się naszymi bagażami dając mu duży napiwek. Zdjęliśmy i tak rozpięte już płaszcze i rozejrzeliśmy się po ogromnym pokoju z małżeńskim łóżkiem na środku. Nieskazitelna, biała pościel zachęcała do zatopienia się w niej po samą szyję. Jednak Adam miał inne plany, mimo trudnej dla mnie wizyty w szpitalu, nurzących odwiedzinach jego znajomych i kilku godzin w samochodzie, od razu zbliżył się do mnie z bezpośrednim zamiarem pozbawiania mnie bluzki. Nie sprzeciwiłam się, chociaż na początku nie miałam ochoty, jednak z każdym kolejnym pocałunkiem chciałam, żeby jak najszybciej przeszedł do haftki na moich plecach. Najpierw zdjął swoją koszulkę, a dopiero potem zajął się mną. Miękłam w jego gorących dłoniach. Jednocześnie było mi tak dobrze i byłam taka zmęczona, że nie zwróciłam uwagi na to, czy mój mąż należycie się zabezpieczał.
- Dawno nie było nam tak dobrze – szepnął patrząc w sufit. – Ale pamiętaj, że między nami nigdy nie będzie idealnie.
- Adam, normalny facet po seksie zasypia, a ty musisz sprowadzać mnie na ziemię jednym zdaniem – odwróciłam się do niego plecami. Momentalnie opuściło mnie przyjemne podniecenie. Zrzuciłam z ramienia dłoń mojego „delikatnego” męża. Wstał z łóżka, żeby zaraz zamknąć za sobą drzwi do łazienki. Założyłam bieliznę gdy tylko usłyszałam, że odkręcił wodę. Potem wyjęłam z walizki nieco pogniecioną, czarną sukienkę. Idealnie opinała moje ciało, więc zagniecenia zniknęły w mgnieniu oka. Wymknęłam się z pokoju zanim Adam opuścił łazienkę. Nie widziałam jak z jego ciemnych włosów spływały strużki wody, które wsiąkały w czarną koszulę. Zorientowawszy się, że nie ma mnie w naszym luksusowym apartamencie sięgnął po telefon. Nie przejął się moją nieobecnością, wręcz przeciwnie była mu na rękę – mógł spokojnie porozmawiać z mężczyzną o bardzo niskim głosie.
Oczywiście nie miałam dokąd pójść, bo w ogóle nie znałam tego miasta, ale choć krótka, to bardzo miła rozmowa z recepcjonistą zaowocowała wizytą w hotelowym spa. Kąpiel, maseczka, masaż – oczywiście wszystko dopisane do rachunku mojego męża – pozwoliły mi chociaż na chwilę się odprężyć i zapomnieć o tym, po co tak naprawdę przyjechałam do Londynu.
Adam wciąż siedział w tym samym miejscu wpatrując się w ten sam niewidoczny punkt na jasno brzoskwiniowej ścianie. Nie mógł tak po prostu zostawić swojej żony samej w hotelowym pokoju, ale nie spełnić „prośby” swojego przyjaciela także nie mógł. Kiedy poczuł, że zesztywniał mu kark, zmienił pozycję, ale nie był w stanie rozluźnić obolałych mięśni. Kątem oka zauważył telefon leżący na łóżku i bez namysłu przejrzał wiadomości i połączenia, trochę go to uspokoiło – żadnych kontaktów z mężczyznami spoza rodziny. Był zazdrosny, ale bardziej bał się, że mogłaby zdradzić komuś ich sekret. Wrócił na fotel, chyba przysnął, bo kiedy otworzył oczy zobaczył wpatrujące się w niego dwie źrenice.
- Najdroższa ty moja – poderwał się i wziął  mnie w objęcia. – Nie lubię kiedy tak znikasz.
- A ja nie lubię kiedy się tak zachowujesz. Ten weekend miał być tylko dla nas – usiadłam mu na kolanach – a jak tak dalej pójdzie, to ja więcej czasu spędzę z masażystką niż z tobą.
- Właśnie April, będę musiał wyjść wieczorem – nie patrzył mi w oczy, a jego dłonie momentalnie stały się jeszcze bardziej zimne niż zwykle.
- Chyba będziemy musieli gdzieś razem wyjść – poprawiłam go dobitnie akcentując wyraz „razem”.
- Nie kochanie – zdjął mnie z kolan, a sam wstał. Bardziej niż zaskoczona byłam zdenerwowana, nie tak wyobrażałam sobie nasz słodki przedsmak podróży poślubnej. Chociaż z drugiej strony Adam też nie domyślał się co ja planuję – obydwoje byliśmy tak samo zakłamani i nieuczciwi wobec siebie.
- Dobrze, ale obiecaj mi, że jutrzejszy dzień spędzimy razem – spojrzałam na niego jak tylko mogłam najłagodniej, nie chciałam, żeby wyczuł podstęp. Ostatnio i tak wydawała mi się trochę mniej przenikliwy niż zwykle i przykładał mniejszą wagę do ciągłego kontrolowania mojej osoby. Dawał mi więcej swobody pozwalając mi tym wierzyć, że mnie nie sprawdza i nie wie co zamierzam.
- Dobrze, zamówić ci kolację do pokoju czy zjesz na dole? – nawet nie odwrócił się w moją stronę, tylko zdjął czarną koszulę, żeby założyć tą świeżą, chociaż nieprasowaną w białym kolorze. – Lepiej, żebyś zjadła tutaj – odpowiedział za mnie o dodał zanim wyszedł – będę nie później niż o pierwszej.
- Ale w nocy, tak? – wolałam się upewnić.
- Tak – uśmiechnął się i przelotnie pocałowawszy mnie w prawy policzek, zabrał płaszcz i jakąś czarną teczkę, której wcześniej nie zauważyłam, po czym zniknął w korytarzu.
Odświeżyłam się szybko, ale założyłam tą samą czarną sukienkę, którą miałam przedtem na sobie. Chciałam prezentować się jak najlepiej przed moim nowym znajomym, a zarazem szefem, o którego istnieniu do tej pory nie miałam pojęcia. Kiedy przeglądałam się w wielkim lustrze, do drzwi zapukała obsłucha hotelowa. Adam nie mógł zostawić mnie bez kolacji, więc zamówił dla mnie roladki cielęce z warzywami. Podziękowałam kobiecie, która zrealizowała jego zamówienie napiwkiem i spojrzałam na apetycznie wyglądające danie. Nie miałam ochoty jeść, ale musiałam chociaż spróbować, żeby Adam nie miał do mnie pretensji. Po pierwszym kęsie nie mogłam się powstrzymać i zjadłam całą porcję. Potem wytuszowałam rzęsy, podkreśliłam usta czerwoną szminką i zarzuciwszy na ramiona płaszcz, wyszłam z pokoju. Czarne, krótkie kozaki na niewysokim, ale masywnym obcasie nie utrudniały mi chodzenia, jednak wolałam wziąć taksówkę. Podałam kierowcy adres i szybko poprawiłam świeży makijaż przeglądając się w małym lusterku, które nosiłam w torebce. Nie rozglądałam się, nie próbowałam zapamiętać drogi, a widok miasta pokrytego delikatną warstwą pierwszego śniegu nie wzbudzał we mnie większego zachwytu niż zima w moim rodzinnym mieście. Święta z mamą i tatą. Mrugnęłam kilkukrotnie, żeby odgonić te bolące wspomnienia. Jednak zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam już ich twarzy.
- Pani pierwszy raz w Londynie? – zagadał z wyraźnie amerykańskim akcentem.
- Tak – uśmiechnęłam się widząc, że mężczyzna obserwuje mnie dzięki wstecznemu lusterku. – Skąd pan wie?
- Kilka lat w zawodzie. Mam nadzieję, że nie przyjechała pani sama, bo tu nie jest do końca bezpiecznie.
- Nie – pokazałam mu dłoń, na której błyszczała srebrna obrączka. – Mój mąż przyjechał ze mną.
Przez całą drogę rozmawiałam z miłym mężczyzną, którego widziałam pierwszy raz w życiu, o pogodzie, o kursie franka szwajcarskiego i na inne tematy, o których nie miałam pojęcia. W końcu taksówkarz zatrzymał się w centrum miasta przed jednym z wysokich wieżowców i odwrócił się do mnie w oczekiwaniu na zapłatę. Podałam mu banknot i pożegnałam miłym, szczerym uśmiechem. Dawno nie rozmawiałam z kimś normalnym w najbardziej przyziemnym znaczeniu tego słowa.
Wysiadłam na ulicę. Powiew zimnego powietrza przyprawiał mnie o zimny dreszcz, po chwili nie wiedziałam już czy drżę tylko z zimna czy także z niepokoju. Zauważyłam, że ktoś wychodzi z budynku, więc nawet nie musiałam używać domofonu. Byłam trochę zdziwiona, że ktoś tak ważny jak Josh mieszka w zwykłym mieszkaniu, ale powinnam się przyzwyczaić, że każdy z nich ma swoje niezrozumiałe dla mnie fanaberie. Weszłam do windy, nie miałam zamiaru pieszo dojść na dwunaste piętro. Jakaś mała dziewczynka w ostatniej chwili wbiegła do windy oznajmując, że ona też musi znaleźć się na tym samym piętrze. Śliczna blondynka odgarnęła niesforne włosy wciąż się we mnie wpatrując. W milczeniu przerywanym odgłosem pękających balonów z gumy do żucia, dotarłyśmy na miejsce. Wybiegła na korytarz, żeby po chwili zniknąć w drzwiach jednego z mieszkań. Zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o ścianę i odczekałam chwilę, aż wszystko wróci na swoje miejsce. Jeszcze raz zerknęłam na adres, który wciąż trzymałam przy sobie. Ulica, budynek, piętro, numer mieszkania – wszystko się zgadzało. Zapukałam do drzwi. Cisza. Już miałam odejść, kiedy usłyszałam skowyt przekręcanego zamku.
- Dobry wieczór, nazywam się April Ortiz – przedstawiałam się zanim jeszcze mężczyzna stojący w progu zdążył otworzyć usta.
- Ortiz? – mój rozmówca był wyraźnie zdziwiony. – Może lepiej porozmawiajmy w środku? – przepuścił mnie przed siebie do dużego, stylowego mieszkania. Panowała tutaj chłodna czerń i mroźne srebro. Pomógł zdjąć mi płaszcz, a ja od razu skierowałam wzrok ku dużemu oknu, które wychodziło na panoramę Londynu.
- Słyszałem, że Adam wziął cichy ślub – zaczął mężczyzna wskazując mi miejsce na kanapie. – I to ty jesteś jego wybraną, tak? – usiadł obok mnie.
- Tak – nie mogłam oderwać wzroku od mroku spowijającego oświetlone miasto. – Przepraszam, że tak bez zapowiedzi i o niewłaściwej porze pana nachodzę…
- April, czy ja wyglądam na dziadka? Mów do mnie Josh. A gdzie jest Adam? Czyżbyś go zabiła? – zaśmiał się.
Josh zupełnie nie wyglądał na dziadka, raczej na jakieś dwadzieścia lat więcej niż ja, jednak nadal był przystojny. Miał na sobie krwisto czerwony sweter, przez który przebijał zarys mięśni i jeansy. Jemu dźwięcznemu śmiechowi odpowiedział subtelny głos dochodzący prawdopodobnie z kuchni.
- Mamy gościa? – w progu pojawiła się dosyć wysoka blondynka o delikatnych rysach wskazujących na jej słowiańskie korzenie. Dopiero kiedy ją zauważyłam poczułam słodki zapach gorącej czekolady i przyprawy do pierników. Jej wzrok przez ułamek sekundy wyrażał irytację jakby obwiniała mnie o zburzenie spokoju w ten zimny grudniowy wieczór.
- To jest Carly – wskazał na nią, a następnie na mnie, jednak nie miał zamiaru wstać  a to jest April Ortiz.
- Pewnie zmarzłaś, może kawy? – zaproponowała siląc się na uśmiech.
- Gdyby to nie był problem mogłabym prosić Cappuccino?
- Nie ma żadnego problemu, Carly zaraz przyniesie – odpowiedział mi, a potem zwrócił się do dziewczyny – mi możesz zrobić mocną kawę.
Właśnie zrozumiałam dlaczego to Josh jest głównym dowodzącym, a nie na przykład Bastian. Bił od niego despotyzm w najczystszej, wręcz krystalicznej formie. Znałam go od zaledwie kilku minut, ale już nie mogłam pozbyć się podziwu dla jego charyzmatycznej osobowości. Traktował Carlę jak swoją służącą, a nie partnerkę. Nie skomentowałam tego, bo Adam traktował mnie podobnie i mimo wszystko nigdy na takie traktowanie nie narzekałam, nie miała powodu. Kiedy mówił mi co mam robić, dawał mi do zrozumienia, że się o mnie troszczy i nie chce, żebym popełniła błąd.
Przyjście do mieszkania Josha nie było błędem, a jeśli było, to jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy.
- Dlaczego nie przyszłaś z Adamem? Chętnie zjadłbym z nim kolację. Zawsze imponowało mi to, że potrafił doprowadzić do tego, że zawsze dostawał to, co chciał – przysunął się do mnie i szepnął do ucha – widzę, że ciebie też dostał. O tym możemy porozmawiać później – mówił szybko, ale bardzo wyraźnie, chociaż wciąż szeptał. – April, czy Adam jest teraz zajęty? Musicie do nas przyjść – zauważyłam błysk w jego ciemnych oczach.
- Do was? – odsunęłam się od niego.
- Tak, Carla coś przygotuje.
Blondynka pojawiła się w drzwiach z tacą w rękach, na której stały dwie białe filiżanki. Postawiła ją na szklanym stoliku i rzuciwszy szybkie spojrzenie Joshowi zniknęła za drzwiami prowadzącymi prawdopodobnie do jej sypialni. Przez chwilę rozmyślałam nad relacjami łączącymi  tą dwójkę, ale od tych myśli odciągnął mnie głęboki głos mężczyzny.
- Nawet nie zaprosiliście mnie na ślub – powiedział z lekkim wyrzutem.
- To był bardzo kameralny ślub, tylko chłopcy, nawet druhny nie miałam – uśmiechałam się na samo wspomnienie skromnej uroczystości. – A ten wyjazd to taka nasza podróż poślubna.
- Myślałem, że Adama stać na coś więcej – sięgnął po swoją filiżankę. – Może masz ochotę wyjść ze mną do klubu?
- A Carla nie będzie miała nic przeciwko? – zdziwiła mnie jego propozycja.
- Carla? Siostra nie będzie zabraniać mi wychodzić.
Roześmiałam się. Josh widząc moją reakcję domyślił się powodu i sam zaczął się śmiać, a potem wyjaśnił mi kim dokładnie jest młoda blondynka.
Było już po dziesiątej, ale nie chciałam wracać do pustego pokoju hotelowego. Skinęłam głową. Widać było, że Carly nie podoba się to, że wychodzimy, ale Josh nie miał zamiaru zmienić zdania. Pomógł mi się ubrać, sam założył płaszcz i wyszliśmy na korytarz. Zdziwił mnie tym, że nie skierowała się do windy, tylko zaczął iść schodami. Po klatce rozniósł się stukot moich butów, ale wreszcie go dogoniłam. Spojrzał na mnie z uśmiechem przypominającym mi ten Adama, kiedy widział we mnie małą, nieporadną dziewczynkę.
- Dasz radę zejść na dół?
- Oczywiście, co to dla mnie, tylko dwanaście pięter.
Zeszliśmy na dół cały czas się śmiejąc. Nie miałam zamiaru myśleć co na to powiedziałby Adam.