Trzy dni
później znaleźliśmy się na miejscu.
Po drodze
znajdowaliśmy jeszcze liczne ślady umyślnych morderstw Alexa, ale ja nie
zdecydowałam się na pierwszy raz, chociaż głosy w mojej głowie co chwilę
wskazywały mi winnych. Alex mówił mi, że jestem silna i przezwyciężę każdego
przeciwnika – miał rację. Justin również nie mylił się mówiąc, że prędzej czy
później dopadnie mnie żądza zabijania.
W drodze
Adam opowiedział mi o swojej pierwszej ofierze. Miał wtedy dziewiętnaście lat,
ona też. Siedziała w parku i czytała jakiś kryminał. Chłopak dosiadł się do
niej i zaczęli rozmawiać o książce. Głosy coraz wyraźniej mówiły mu, że to ona
powinna być pierwsza, a on nie mógł się oprzeć jej urokowi, nie mógł też oprzeć
się chęci zamordowania jej. Zaprosiła go do mieszkania, które wynajmowała wraz ze
swoją przyjaciółką. Bez słowa wyjaśnienia zabił ją wbijając jej nóż w gardło.
Potem pocałował ją w czoło i wyszedł jak gdyby nigdy nic.
- To chyba
ten cmentarz – Adam przepuścił mnie w bramie. – Jesteś tego pewna?- Nie – odparłam – ale chodźmy, nie mogę się już doczekać.
- Poczekaj – złapał mnie za ramię. – Alex to zostawił, dla ciebie.
Wcisnął mi
do reki długi, srebrny łańcuszek uwieńczony malutkim serduszkiem.
- Chodźmy,
robi się późno.
Pośpiesznie schowałam podarek do kieszeni kurtki.
Miałam nadzieję, że na cmentarzu, przy grobie ojca
znajdziemy Alexa. Adam rozmawiał z nim dzisiaj rano i nasze przypuszczenia, co
do miejsca jego pobytu okazały się prawdziwe. Całe dnie i noce przesiadywał na
katolickim cmentarzu mówiąc do siebie, albo do nieżyjącego ojca, wpatrując się
w litery jego nazwiska i imienia.
Pochylona nad starą, zaniedbaną mogiłą, postać nie
odwróciła się nawet na wołanie Adama, dopiero kiedy położyłam dłoń na jej
ramieniu gwałtownie odwróciła się w moją stronę. Demon miał rację – Alex tracił
zmysły, patrzył na mnie nieprzytomnymi oczami nie poznając mnie. Drżącą ręką
próbował zrzucić moją dłoń ze swojego ramienia, ale nie miał na to
wystarczająco dużo siły.
Głosy w mojej głowie podpowiadały mi, że to jest
najlepszy wybór, że Alex będzie moją pierwszą ofiarą. Nie sprzeciwiałam się im,
od kilku dni miałam ochotę to zrobić, ale jako zwykły człowiek nie byłam w
stanie pokonać silnego demona, ale jako młody, silny demon byłam w stanie
pokonać demona, który nie potrafi już racjonalnie myśleć.
Adam wciąż stał za mną, jakby obawiając się o moje
życie, a ja tylko uśmiechałam się do obłąkanego Alexa.
- Wiesz kim jesteś? – zapytałam go tonem pełnym
udawanej troski i współczucia.
Odwrócił się ode mnie plecami i zaczął kołysać się w
rytm jesiennego wiatru. Po chwili zaczął mówić po rosyjsku. Nie rozumiałam ani
słowa, za to Adam uważnie słuchał tego, co mówił Alex. Jego słowa zlewały się w
jeden wielki szum łączący się z wiatrem, który porywał je i rwał na nic
nieznaczące strzępy pochwytane przez żądne świeżego mięsa. Pragnienie zabijania
coraz dotkliwiej dawało o sobie znać. Nie zważając na słowa upadłego demona
rozejrzałam się po cmentarzu. Teren czysty, więc bez problemu mogłam zrobić to,
o czym marzyłam od kilku dni.
- On powiedział, że nazywa się Alexander Gagarin i
jest winny śmierci swojego ojca, że jest synem marnotrawnym, dla którego nie ma
już ratunku, dla którego ratunkiem jest śmierć.
- Ma rację – westchnęłam. – Zapytaj go czy mnie zna.
Schowałam nieprzyzwyczajone do chłodu ręce do kieszeni
i czekałam, aż Adam przetłumaczy niezrozumiałą dla mnie odpowiedź pomylonego
chłopaka.
- Powiedział, że jesteś piękna.
- Kotku – szepnęłam mu do ucha – jak możesz nie
pamiętać swojej wielkiej miłości?
Chłopak zerwał się z klęczek i stanął naprzeciwko
mnie. Adam momentalnie znalazł się między nami. Wskazałam gestem, żeby odszedł.
Oczy Alexa nie były już szare, pociemniały i stały się jakby nieobecne.
Adam nie mylił się kiedy mówił, że stałam się
zimna i wyrachowana, Alex mnie tego nauczył, a teraz na nim mogłam wykorzystać
swoje nowo nabyte zdolności.
Rzucił się na mnie, ale jednym ruchem dłoni
odepchnęłam go no na pomnik jego własnego ojca. Czarna płyta pokryta złotymi
literami nie wytrzymała takiego obciążenia i pękła na kawałki.
- Tęskniłeś? – pogładziłam go po gorącym policzku. –
Widzisz tą bliznę? – wskazałam na swoje usta. – To ty mi to zrobiłeś! –
odepchnęłam jego głowę na roztrzaskana płytę. – Nie bój się – przysunęłam twarz
do jego rozgrzanego czoła – jeszcze nie jestem demonem, jeszcze tylko jeden
pocałunek.
- April, przestań – Adam odciągnął mnie od lewie
żywego Alexa.
- Adam, nie rozśmieszaj mnie, masz wyrzuty sumienia?
Nie żartuj – zaśmiałam się mu prosto w twarz.
Puścił mnie.
Jeszcze miesiąc temu bałabym się spojrzeć mu w oczy, a
dzisiaj chcę go zabić. Zabić. Zabić… Hmm jak to pięknie brzmi, tak kusząco,
zniewalająco, po prostu nie można się oprzeć. Ta jego niemoc była śmieszna, był
taki mały i bezsilny, nic nie mógł mi zrobić, potrzebowałam go tylko po to,
żebym w stu procentach mogła stać się demonem i odebrać mu życie bez
jakichkolwiek wątpliwości, żadnych konsekwencji. Sama sobie stanowiłam prawo.
Adam stał za mną i założonymi rekami, ale widziałam
uśmiech na jego twarzy, chciał, żebym to zrobiła.
- Pocałuj mnie – szepnęłam do ucha obłąkanemu
demonowi.
Odpowiedział coś niezrozumiale. Adam wychwycił jego
szept i odkrzyknął mu po rosyjsku:
- Musisz!
- Adam daj mi swój nóż – mówiłam nie spuszczając
wzroku z Alexa.
Chłopak rzucił nóż w moją stronę, o miało nie wbijając
go w ciało Alexa, złapałam go w ostatniej chwili.
- Widzisz jak ja się o ciebie troszczę? – znowu
mówiłam tonem pełnym współczucia.
Poprawiałam klapy jego czarnego płaszcza, najpierw
odgarnęłam włosy z jego czoła, potem z mojego. Przejechałam ostrzem po bliźnie,
która szpeciła jego lewy policzek. Na nowo rozcięłam sobie usta, a chłodna krew
kapała na jego policzek i sine ze strachu wargi.
- Ja też lubię smak krwi – zaśmiałam się.
Pocałowałam go. Ostatni pocałunek, który miał uczynić
ze mnie prawdziwego demona napełnił mnie niewyobrażalną siłą i jeszcze
spotęgowała pragnienie jego śmierci.
Z kieszeni
kurtki wyjęłam srebrny łańcuszek i położyłam na jego piersi. Należący do Adama
nóż rzuciłam za siebie pewna, że trafi on do właściciela, nie myliłam się –
złapał go bez najmniejszego problemu. Z kieszeni czarnych spodni wyciągnęłam
mój nóż. Obejrzałam swoje odbicie w jego stalowym ostrzu. Jeszcze nie był
zaplamiony krwią, był czysty, bez śladów używania. To Adam zaproponował mi,
żebym sprawiła sobie coś takiego. Po drodze wstąpiliśmy do małego, prywatnego
zakładu zajmującego się wyrobem tego typu broni i chociaż był już piątek, to już
na drugi dzień mój nóż był gotowy, ale czemu się dziwić, Adam zapłacił za
niego niewyobrażalnie dużą sumę pieniędzy.
Ostrze miało szesnaście centymetrów długości i w
najszerszym miejscu zalewnie dwa. Rękojeść była wykonana ręcznie, ale nie
zdobiły jej zawiłe motywy, była srebrna, a na niej czarne inicjały – A.G.
Zaczęłam obrysowywać serce leżące na jego wciąż
poruszającej się w słabym oddechu piersi. Najpierw delikatnie, żeby potem
przebić jego zniszczone ubranie i wić w jego ciało.
- Kotek, to teraz opowiedz mi, co wydarzyło się w
listopadzie dwanaście lat temu.
Chłopak wciąż mówił po rosyjsku, ale doskonale
rozumiałam, co mówił.
- Nareszcie jesteś! –
ktoś krzyknął – Iwan, ileż można na ciebie czekać? Kupiłeś mi angielską whisky?
Przecież nie płacę ci za spacery po mieście.
Nieznajomy bez słowa
zbliżał się do głosu ponaglającego nieobecnego w domu Iwana.
- A i zadzwoń do to tej
ładnej blondynki, która była u mnie wczoraj, dzisiaj też może przyjść.
Korytarz wypełniał
zapach dymu z cygara, które natarczywie palił właściciel domu. Zdawało się, że
oprócz niego nie ma nikogo. Nieznajomy szedł pewniejszym krokiem.
- Iwan! Chodź tu
wreszcie! – zagrzmiał władczy głos.
Młodzieniec przez
uchylone drzwi zajrzał do salonu. Ktoś zupełnie bez gustu aranżował to wnętrze.
Arcydzieła na ścianach mieszały się z bohomazami, antyki z minowych epok z
nowoczesnym slangiem ulicznym. Stary, wypłowiały dywan zakrywał zakurzony
parkiet.
- Kim pan jest? –
mężczyzna wstał widząc nieproszonego gościa.
- Nie poznajesz mnie?
Opasły mężczyzna, który
z sekundy na sekundę robił się coraz to bardziej czerwony na twarzy, uważnie
przyjrzał się chłopcu.
- Skądś kojarzę twoją
twarz, ale nie wiem jak się pan nazywa.
- Moje nazwisko dużo
panu nie powie.
- Dość tych żartów,
proszę opuścić mój dom! – wrzasnął.
Młodzieniec nie zwracał
uwagi na krzyki mężczyzny. Jego rozpięta, poplamiona ostatnim kieliszkiem whisky
koszula falowała przy każdym jego oddechu, przypominając nieznajomemu o tym, że
mężczyzna ma problemy z sercem.
- Na twoim miejscu nie
pił bym tak dużo alkoholu.
- Wypraszam sobie takie
uwagi, proszę zwracać się do mnie per pan i wynosić się z tego domu.
Chłopak spokojnie usiadł
na fotelu, który jeszcze chwilę temu zajmował mężczyzna.
- Nie powinien się pan
tak denerwować, na pewno nie w pańskim stanie.
- Mam wezwać policję? –
dyszał mężczyzna ledwie łapiąc oddech.
- Proszę oddychać powoli
– zaśmiał się młodzieniec.
- Zaraz wezwę ochronę –
krzyczał.
- Panie Gagarin, panować
nad sobą to największa władza, więc trochę spokojniej.
- Skąd wiesz jak się
nazywam?
- Trudno nie znać
nazwiska własnego ojca i zarazem jednego z najbogatszych ludzi w Rosji.
- Alexander? – mężczyzna
wyciągnął ku niemu rękę i chciał pogłaskać go po policzku jakby ten gest miał
przypomnieć mu jego rodzinę. Chłopak błyskawicznie odsunął się od mężczyzny, z
którym łączyły go już tylko więzy krwi, był dla niego zupełnie obcym
człowiekiem.
- Kim jest ta blondynka,
która była u ciebie wczoraj?
Gagarin nie
odpowiedział. Wstydził się przyznać do tego, że korzysta z usług ekskluzywnych
prostytutek i słono im za to płaci. I to jeszcze komu? Synowi, który zjawia się
u niego po latach nieobecności? Po tym jak on porzucił rodzinę? Jak nie chciał
ich znać – ani jego, ani jego matki, z którą nigdy nie łączyło go głębsze
uczucie.
- Już wyszedłeś z wprawy
opowiadania bajeczek? Może lepiej sobie przypomnij, bo ta ładna blondyna
przysporzy ci jeszcze wiele sytuacji, w których ta umiejętność będzie ci
niezbędna.
- Może napijesz się ze
mną whisky? – ojciec nieco już uspokojony, ze śmiechem na twarzy usiadł na
kanapie, naprzeciwko syna. – Ty już zapewne masz osiemnaście lat? – napełnił
swoja szklaneczkę i sięgnął po drugą.
- Mam piętnaście lat –
odparł chłopak.
- Piętnaście czy
osiemnaście, co to za różnica – bez oporów napełnił szło i podał je synowi.
- Zdrowie – Alexander
uniósł szklaneczkę do góry.
Rumieniec natychmiast
oblał twarz mężczyzny, który po kolejnym z rzędu kieliszku zaczął rzewnie
opowiadać, z jakich to przyczyn zostawił swojego jedynego syna.
- Jakby to wyglądało…
ja, szanowany powszechnie człowiek wziął na utrzymanie jakąś dziwkę, która
wrobiła mnie w… w dzieciaka… Śmieszny jesteś… Oczywiście… – nachylił się nad
nim – była świetna w tym co robiła.
- Jak śmiesz tak mówić o
mojej matce?!? Zostawiłeś nas.
Pod wpływem nagłego
impulsu wyciągnął z kieszeni mały, niepozorny scyzoryk i chwyciwszy ojca za siwiejące
włosy, szarpnął do siebie i przyłożył go do jego czerwonego policzka.
- Nie unoś się tak –
próbował odsunąć od twarzy ostrze scyzoryka. – Tylko żartowałem.
- Nie życzę sobie żartów
na temat mojej matki.
Spowrotem usiadł na
fotelu, jego ojciec sprytniejszy niż mu się wydawało wydarł z jego ręki
niebezpieczne narzędzie. Poderwał się z kanapy i mierząc w syna śmiał się
mówiąc:
- Jesteś tak samo głupi
jak twoja popaprana matka. Wypuścili ją już z tego szpitala? Powinna zostać tam
do końca życia!
- Moja matka w
przeciwieństwie do ciebie, nie jest wariatką – chłopak mówił cicho i spokojnie.
Ojciec coraz to bliżej
przysuwał się do syna, który z uwaga wytrawnego łowcy śledził jego chaotyczne i
nieprzemyślane ruchy. Nie bał się go, nigdy nie bał się nikogo i niczego.
Obojętność, którą przez ponad piętnaście lat darzył go ojciec nauczyła go jak
ma patrzeć na innych, jak ma ich traktować.
Wtem starszy Gagarin
wymachując nożem rozciął synowi lewy policzek. Kilka kropel krwi skapnęło na
stary, niemodny dywan.
- Widzisz co zrobiłeś? –
zniszczyłeś mi dywan.
Aleksander nie
przejmował się słowami ojca – zastanawiał się tylko jak odebrać tyranowi swoją
własność. Mężczyzna zachłyśnięty nietrwałym sukcesem upuścił go.
- Nikt nie ma prawa
szydzić z mojej rodziny – szepnął mu do ucha. – Mam piętnaście lat, ale
potrafię więcej niż ci się wydaje.
Nagle Gagarin zaczął
strasznie ciężko oddychać, rozpinał koszulę, co nie dało żadnego efektu.
- Mowiłem, żeby pan się
tak nie denerwował? Nie chciałem zrobić ci krzywdy, ale po tym, co pan
powiedział nie mogę postąpić inaczej, obraziłeś pan kobietę. Dawniej wyzwałbym
pana na pojedynek, ale teraz są inne czasy i już nikt w pojedynkowanie się nie
bawi, niestety. Teraz jeden cios wystarczy, żebyś przestał oddychać.
- Jak możesz wierzyć staremu
głupcowi, który paple co mu ślina na język przyniesie – ojciec korzył się przed
synem, na którym jego jęki nie zrobiły najmniejszego wrażenia.
- Tam, gdzie teraz
mieszkam od razu by cię zabili, nawet nie pytając o nazwisko, dlaczego więc ja
miałbym się nad tobą litować? Pan nic dla mnie nigdy nie zrobił i raczę
przypuszczać, że nigdy to nie nastąpi. Teraz jesteś dla mnie tylko zwykłym
śmieciem, niewartym nawet jednego słowa wyjaśnień, ale znaj moje dobre serce,
bo ty go nigdy nie miałeś.
- Jak możesz mówić tak o
własnym ojcu?!? – mężczyzna wstał z klęczek.
- Jak? Że jest
bydlakiem? – mówił opanowanym tonem. – Odpowiedz mi najpierw jak bez cienia
skrupułów można zostawić rodzinę?
- Czego ty ode mnie
chcesz? – ojciec chciał sięgnąć po telefon leżący na szklanym stoliku.
- Ani mi się waż –
ostrze scyzoryka wbiło mu się nieco wyżej ponad nadgarstek. Ugodzony głośno
zaklął.
- Nie jesteś
człowiekiem, doskonale o tym wiesz i chociaż się tego wypierasz, to nigdy nie
pozbędziesz się tego jarzma.
- O czym ty mówisz? –
próbował wyciągnąć scyzoryk z krwawiącej ręki.
- Pan już nie żyje.
Alexander jednym ruchem
dłoni złapał za nóż i wbił do w jego serce. Krótkie ostrze od razu splamiło się
jego krwią.
- Boli? – zapytał z
udawana troską w głosie – zaraz przestanie.
Wyciągnął scyzoryk i z
zimą krwią, bez cienia jakichkolwiek emocji na twarzy, zaczął na nowo wbijać go
w ciało bezbronnego już mężczyzny. Krew obficie plamiła jego rozchełstaną
koszulę. Ten opadł na kolana i podejmując go za nogi konał na jego oczach.
Ciało mężczyzny ciężko
opadło na podłogę, odpowiedziały mu ciche kroki nieznajomego. Ktoś kogo nigdy
tam nie było zatrzasnął za sobą drzwi.
- Grzeczny chłopczyk – pocałowałam jego roztrzęsione
usta.
Nagle wrony zamieszkujące okoliczne drzewa zerwały się
z wielkim krzykiem. Niespokojnie rozejrzałam się po opuszczonym cmentarzu. Adam
stał w tym samym miejscu, co wcześniej, z rekami skrzyżowanymi na piersiach.
Alex leżał na roztrzaskanym nagrobku. zaniepokoiło mnie jednak zachowanie
ptaków, ale nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Nachyliłam się nad
piersiami upadłego demona, który z ogromnym trudem nabierał kolejne hausty
grobowego powietrza. Coraz mocniej kreśliłam rozmyte kontury niewyraźnych serc.
Z rozkoszą wbiłam nóż w sam środek jego serca.
- Teraz przestajesz być człowiekiem – wbiłam go
jeszcze raz – teraz przestajesz być wampirem – wbiłam go jeszcze mocniej – a
teraz przestajesz być demonem – ostrze noża zostało w piersiach obłąkanego
Alexandra; jeszcze chwilę miotał się nieprzytomnie, jeszcze chwilę targała nim
febra – w końcu bez życia opadł na czarny pomnik, który zarazem stał się jego
grobowcem.
Ani trochę nie przypominał Alexandra, którego poznałam
pierwszej sierpniowej nocy. Tamten był dobrze zbudowany, silny i mimo tego, że
niósł mnie na spotkanie z jego żądnymi mojego życia pobratańcami, w jego
ramionach czułam się bezpiecznie. Pociągał mnie wyraz jego twarzy, ciekawiła
blizna, a teraz…? Wszystkie karty zostały odkryte, nie stanowił dla mnie żadnej
zagadki. Był niczym. Miał całkowitą rację, kiedy mówił, że to ja jestem od
niego silniejsza.
Teraz jego zwłoki leżały rozciągnięte pośród opadłego
już, czarnego pyłu. Z trzech śmiertelnych ran sączyła się ciemnoczerwona
stróżka nikłej krwi. Pierś przestała
podnosić się i opadać… jego usta drgały jeszcze jakby chciał powierzyć mi swoja
ostatnią wolę, ale nie był już w stanie.
Adam stanął tuż za mną. Z drżącej dłoni wyrwał mi nóź.
Uklęknął nad ciałem Alexa i wytarł zakrwawione ostrze o prawą klapę jego
czarnego płaszcza. Wrony z niemałym krzykiem wróciły na swoje miejsca – nie
chciały patrzeć na scenę śmierci demona, który popadając w obłęd bezpowrotnie
przestawał nim być.
- Trzeba było nie mówić, że jestem silniejsza od
ciebie – szeptałam pochylając się nad bladą twarzą Alexa. Kiedy mówiłam, moje
usta muskały jego sine wargi. – Trzeba było mnie nie kochać. Nie leżałbyś teraz
na rozbitym grobie własnego ojca, który z resztą nigdy nim nie był, nie miałbyś
roztrzaskanego serca, ale po co ci ono było? – zmarszczyłam brwi – Żeby wmawiać
sobie, że kochasz osobę, która tobą gardzi? Jak ty w ogóle mogłeś myśleć, że ja
kiedykolwiek z tobą będę? Przecież to śmieszne. Albo te plotki, że niby z tobą
spałam to już była przesada.
Chciałam rzucić się nie jego ciało, ale Adam
przewidując moje posunięcia złapał mnie od tyłu i nie pozwolił na skok. Chociaż
z całą pewnością mogłabym dorównać mu siłą, to nie próbowałam wyrwać się z jego
objęć – potrzebowałam kogoś, kto będzie w stanie w odpowiedniej chwili
powiedzieć mi głośno i stanowczo „Stop”.
- Spokojnie, on już nie żyje – skrzyżował moje ręce na
plecach tak, że nie mogłam wykonać żadnego ruchu, byłam mu za to wdzięczna. –
Zabiłaś go, czy ty to rozumiesz? – puściwszy mnie, uśmiechnął się do mnie
figlarnie.
- I co teraz? – zapytałam patrząc mu w oczy.
Rozkosz płynąca z morderstwa na chwilę przyćmiła
przytomność mojego umysłu. W końcu osiągnęłam swój cel – Alex przestał być
demonem, ja się nim stałam, zabiłam go,
zabiłam człowieka, który mnie kochał.
- Ostatni akt, ostatnia scena, ostatnia kwesta.
Koniec.
- Kurtyna! – krzyknęłam.
Spłoszone stado dzikich ptaków poderwało się z szarych
gałęzi zapomnianych drzew.
Adam porwał mnie w pół i zaczął fanatycznie całować
moje rozgrzane usta.