Nic mi się nie śniło, chociaż uwielbiałam przypominać sobie strzępki moich marzeń zaraz po przebudzeniu. Jednak wizyta w szpitalu i późniejsza u Tonny’ego zupełnie mnie wykończyły, więc zaśniecie w samochodzie, a w dodatku tak luksusowym jak Adama, nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Czułam tylko, że zesztywniał mi kark.
-
Ostatnio dużo śpisz – Adam podzielił się ze mną swoim spostrzeżeniem, kiedy
szliśmy do recepcji, a boy hotelowy zajmował się naszym bagażem.
Nawet
nie próbowałam domyślić się ile musiała kosztować doba w takim pięknym miejscu.
Podobało mi się wszystko: od marmurowej posadzki przez ozdobne wykończenia po
szklane żyrandole. Bardzo uprzejmy recepcjonista wydał nam, a raczej mojemu
mężowi, kartę do pokoju i wskazał właściwy kierunek. Wjechaliśmy windą na
czwarte piętro i już przed drzwiami do apartamentu Adam, nie zwracając uwagi na
innych gości właśnie przechodzących korytarzem, zaczął mnie zachłannie całować.
-
Kochanie, może wejdziemy do środka? – przerwał zanim ja zdążyłam to
zaproponować.
- Chcesz
mnie wykorzystać? – dyskretnie rozpięłam jeden z guzików zdobiących moją czarną
bluzkę.
-
Ciebie? Zawsze – odsłonił rząd białych zębów w dosyć bezczelnym uśmiechu.
Adam
odprawił młodego chłopaka zajmującego się naszymi bagażami dając mu duży
napiwek. Zdjęliśmy i tak rozpięte już płaszcze i rozejrzeliśmy się po ogromnym
pokoju z małżeńskim łóżkiem na środku. Nieskazitelna, biała pościel zachęcała
do zatopienia się w niej po samą szyję. Jednak Adam miał inne plany, mimo
trudnej dla mnie wizyty w szpitalu, nurzących odwiedzinach jego znajomych i
kilku godzin w samochodzie, od razu zbliżył się do mnie z bezpośrednim zamiarem
pozbawiania mnie bluzki. Nie sprzeciwiłam się, chociaż na początku nie miałam
ochoty, jednak z każdym kolejnym pocałunkiem chciałam, żeby jak najszybciej
przeszedł do haftki na moich plecach. Najpierw zdjął swoją koszulkę, a dopiero
potem zajął się mną. Miękłam w jego gorących dłoniach. Jednocześnie było mi tak
dobrze i byłam taka zmęczona, że nie zwróciłam uwagi na to, czy mój mąż
należycie się zabezpieczał.
- Dawno
nie było nam tak dobrze – szepnął patrząc w sufit. – Ale pamiętaj, że między
nami nigdy nie będzie idealnie.
- Adam,
normalny facet po seksie zasypia, a ty musisz sprowadzać mnie na ziemię jednym
zdaniem – odwróciłam się do niego plecami. Momentalnie opuściło mnie przyjemne
podniecenie. Zrzuciłam z ramienia dłoń mojego „delikatnego” męża. Wstał z
łóżka, żeby zaraz zamknąć za sobą drzwi do łazienki. Założyłam bieliznę gdy
tylko usłyszałam, że odkręcił wodę. Potem wyjęłam z walizki nieco pogniecioną,
czarną sukienkę. Idealnie opinała moje ciało, więc zagniecenia zniknęły w
mgnieniu oka. Wymknęłam się z pokoju zanim Adam opuścił łazienkę. Nie widziałam
jak z jego ciemnych włosów spływały strużki wody, które wsiąkały w czarną
koszulę. Zorientowawszy się, że nie ma mnie w naszym luksusowym apartamencie
sięgnął po telefon. Nie przejął się moją nieobecnością, wręcz przeciwnie była
mu na rękę – mógł spokojnie porozmawiać z mężczyzną o bardzo niskim głosie.
Oczywiście
nie miałam dokąd pójść, bo w ogóle nie znałam tego miasta, ale choć krótka, to
bardzo miła rozmowa z recepcjonistą zaowocowała wizytą w hotelowym spa. Kąpiel,
maseczka, masaż – oczywiście wszystko dopisane do rachunku mojego męża –
pozwoliły mi chociaż na chwilę się odprężyć i zapomnieć o tym, po co tak
naprawdę przyjechałam do Londynu.
Adam
wciąż siedział w tym samym miejscu wpatrując się w ten sam niewidoczny punkt na
jasno brzoskwiniowej ścianie. Nie mógł tak po prostu zostawić swojej żony samej
w hotelowym pokoju, ale nie spełnić „prośby” swojego przyjaciela także nie
mógł. Kiedy poczuł, że zesztywniał mu kark, zmienił pozycję, ale nie był w
stanie rozluźnić obolałych mięśni. Kątem oka zauważył telefon leżący na łóżku i
bez namysłu przejrzał wiadomości i połączenia, trochę go to uspokoiło – żadnych
kontaktów z mężczyznami spoza rodziny. Był zazdrosny, ale bardziej bał się, że
mogłaby zdradzić komuś ich sekret. Wrócił na fotel, chyba przysnął, bo kiedy otworzył
oczy zobaczył wpatrujące się w niego dwie źrenice.
-
Najdroższa ty moja – poderwał się i wziął
mnie w objęcia. – Nie lubię kiedy tak znikasz.
- A ja
nie lubię kiedy się tak zachowujesz. Ten weekend miał być tylko dla nas –
usiadłam mu na kolanach – a jak tak dalej pójdzie, to ja więcej czasu spędzę z
masażystką niż z tobą.
-
Właśnie April, będę musiał wyjść wieczorem – nie patrzył mi w oczy, a jego
dłonie momentalnie stały się jeszcze bardziej zimne niż zwykle.
- Chyba
będziemy musieli gdzieś razem wyjść – poprawiłam go dobitnie akcentując wyraz
„razem”.
- Nie
kochanie – zdjął mnie z kolan, a sam wstał. Bardziej niż zaskoczona byłam
zdenerwowana, nie tak wyobrażałam sobie nasz słodki przedsmak podróży
poślubnej. Chociaż z drugiej strony Adam też nie domyślał się co ja planuję –
obydwoje byliśmy tak samo zakłamani i nieuczciwi wobec siebie.
-
Dobrze, ale obiecaj mi, że jutrzejszy dzień spędzimy razem – spojrzałam na
niego jak tylko mogłam najłagodniej, nie chciałam, żeby wyczuł podstęp.
Ostatnio i tak wydawała mi się trochę mniej przenikliwy niż zwykle i przykładał
mniejszą wagę do ciągłego kontrolowania mojej osoby. Dawał mi więcej swobody
pozwalając mi tym wierzyć, że mnie nie sprawdza i nie wie co zamierzam.
-
Dobrze, zamówić ci kolację do pokoju czy zjesz na dole? – nawet nie odwrócił
się w moją stronę, tylko zdjął czarną koszulę, żeby założyć tą świeżą, chociaż
nieprasowaną w białym kolorze. – Lepiej, żebyś zjadła tutaj – odpowiedział za
mnie o dodał zanim wyszedł – będę nie później niż o pierwszej.
- Ale w
nocy, tak? – wolałam się upewnić.
- Tak –
uśmiechnął się i przelotnie pocałowawszy mnie w prawy policzek, zabrał płaszcz
i jakąś czarną teczkę, której wcześniej nie zauważyłam, po czym zniknął w
korytarzu.
Odświeżyłam
się szybko, ale założyłam tą samą czarną sukienkę, którą miałam przedtem na
sobie. Chciałam prezentować się jak najlepiej przed moim nowym znajomym, a
zarazem szefem, o którego istnieniu do tej pory nie miałam pojęcia. Kiedy
przeglądałam się w wielkim lustrze, do drzwi zapukała obsłucha hotelowa. Adam
nie mógł zostawić mnie bez kolacji, więc zamówił dla mnie roladki cielęce z
warzywami. Podziękowałam kobiecie, która zrealizowała jego zamówienie napiwkiem
i spojrzałam na apetycznie wyglądające danie. Nie miałam ochoty jeść, ale musiałam
chociaż spróbować, żeby Adam nie miał do mnie pretensji. Po pierwszym kęsie nie
mogłam się powstrzymać i zjadłam całą porcję. Potem wytuszowałam rzęsy,
podkreśliłam usta czerwoną szminką i zarzuciwszy na ramiona płaszcz, wyszłam z
pokoju. Czarne, krótkie kozaki na niewysokim, ale masywnym obcasie nie
utrudniały mi chodzenia, jednak wolałam wziąć taksówkę. Podałam kierowcy adres
i szybko poprawiłam świeży makijaż przeglądając się w małym lusterku, które
nosiłam w torebce. Nie rozglądałam się, nie próbowałam zapamiętać drogi, a
widok miasta pokrytego delikatną warstwą pierwszego śniegu nie wzbudzał we mnie
większego zachwytu niż zima w moim rodzinnym mieście. Święta z mamą i tatą.
Mrugnęłam kilkukrotnie, żeby odgonić te bolące wspomnienia. Jednak zdałam sobie
sprawę, że nie pamiętam już ich twarzy.
- Pani
pierwszy raz w Londynie? – zagadał z wyraźnie amerykańskim akcentem.
- Tak –
uśmiechnęłam się widząc, że mężczyzna obserwuje mnie dzięki wstecznemu
lusterku. – Skąd pan wie?
- Kilka
lat w zawodzie. Mam nadzieję, że nie przyjechała pani sama, bo tu nie jest do
końca bezpiecznie.
- Nie –
pokazałam mu dłoń, na której błyszczała srebrna obrączka. – Mój mąż przyjechał
ze mną.
Przez
całą drogę rozmawiałam z miłym mężczyzną, którego widziałam pierwszy raz w życiu,
o pogodzie, o kursie franka szwajcarskiego i na inne tematy, o których nie
miałam pojęcia. W końcu taksówkarz zatrzymał się w centrum miasta przed jednym
z wysokich wieżowców i odwrócił się do mnie w oczekiwaniu na zapłatę. Podałam
mu banknot i pożegnałam miłym, szczerym uśmiechem. Dawno nie rozmawiałam z kimś
normalnym w najbardziej przyziemnym znaczeniu tego słowa.
Wysiadłam
na ulicę. Powiew zimnego powietrza przyprawiał mnie o zimny dreszcz, po chwili
nie wiedziałam już czy drżę tylko z zimna czy także z niepokoju. Zauważyłam, że
ktoś wychodzi z budynku, więc nawet nie musiałam używać domofonu. Byłam trochę
zdziwiona, że ktoś tak ważny jak Josh mieszka w zwykłym mieszkaniu, ale
powinnam się przyzwyczaić, że każdy z nich ma swoje niezrozumiałe dla mnie
fanaberie. Weszłam do windy, nie miałam zamiaru pieszo dojść na dwunaste
piętro. Jakaś mała dziewczynka w ostatniej chwili wbiegła do windy oznajmując,
że ona też musi znaleźć się na tym samym piętrze. Śliczna blondynka odgarnęła
niesforne włosy wciąż się we mnie wpatrując. W milczeniu przerywanym odgłosem
pękających balonów z gumy do żucia, dotarłyśmy na miejsce. Wybiegła na
korytarz, żeby po chwili zniknąć w drzwiach jednego z mieszkań. Zakręciło mi
się w głowie. Oparłam się o ścianę i odczekałam chwilę, aż wszystko wróci na
swoje miejsce. Jeszcze raz zerknęłam na adres, który wciąż trzymałam przy
sobie. Ulica, budynek, piętro, numer mieszkania – wszystko się zgadzało.
Zapukałam do drzwi. Cisza. Już miałam odejść, kiedy usłyszałam skowyt
przekręcanego zamku.
- Dobry
wieczór, nazywam się April Ortiz – przedstawiałam się zanim jeszcze mężczyzna
stojący w progu zdążył otworzyć usta.
- Ortiz?
– mój rozmówca był wyraźnie zdziwiony. – Może lepiej porozmawiajmy w środku? –
przepuścił mnie przed siebie do dużego, stylowego mieszkania. Panowała tutaj
chłodna czerń i mroźne srebro. Pomógł zdjąć mi płaszcz, a ja od razu
skierowałam wzrok ku dużemu oknu, które wychodziło na panoramę Londynu.
-
Słyszałem, że Adam wziął cichy ślub – zaczął mężczyzna wskazując mi miejsce na
kanapie. – I to ty jesteś jego wybraną, tak? – usiadł obok mnie.
- Tak –
nie mogłam oderwać wzroku od mroku spowijającego oświetlone miasto. –
Przepraszam, że tak bez zapowiedzi i o niewłaściwej porze pana nachodzę…
- April,
czy ja wyglądam na dziadka? Mów do mnie Josh. A gdzie jest Adam? Czyżbyś go
zabiła? – zaśmiał się.
Josh
zupełnie nie wyglądał na dziadka, raczej na jakieś dwadzieścia lat więcej niż
ja, jednak nadal był przystojny. Miał na sobie krwisto czerwony sweter, przez
który przebijał zarys mięśni i jeansy. Jemu dźwięcznemu śmiechowi odpowiedział
subtelny głos dochodzący prawdopodobnie z kuchni.
- Mamy
gościa? – w progu pojawiła się dosyć wysoka blondynka o delikatnych rysach
wskazujących na jej słowiańskie korzenie. Dopiero kiedy ją zauważyłam poczułam
słodki zapach gorącej czekolady i przyprawy do pierników. Jej wzrok przez
ułamek sekundy wyrażał irytację jakby obwiniała mnie o zburzenie spokoju w ten
zimny grudniowy wieczór.
- To
jest Carly – wskazał na nią, a następnie na mnie, jednak nie miał zamiaru
wstać – a to jest April Ortiz.
- Pewnie
zmarzłaś, może kawy? – zaproponowała siląc się na uśmiech.
- Gdyby
to nie był problem mogłabym prosić Cappuccino?
- Nie ma
żadnego problemu, Carly zaraz przyniesie – odpowiedział mi, a potem zwrócił się
do dziewczyny – mi możesz zrobić mocną kawę.
Właśnie
zrozumiałam dlaczego to Josh jest głównym dowodzącym, a nie na przykład
Bastian. Bił od niego despotyzm w najczystszej, wręcz krystalicznej formie.
Znałam go od zaledwie kilku minut, ale już nie mogłam pozbyć się podziwu dla
jego charyzmatycznej osobowości. Traktował Carlę jak swoją służącą, a nie
partnerkę. Nie skomentowałam tego, bo Adam traktował mnie podobnie i mimo
wszystko nigdy na takie traktowanie nie narzekałam, nie miała powodu. Kiedy
mówił mi co mam robić, dawał mi do zrozumienia, że się o mnie troszczy i nie
chce, żebym popełniła błąd.
Przyjście
do mieszkania Josha nie było błędem, a jeśli było, to jeszcze nie zdawałam
sobie z tego sprawy.
-
Dlaczego nie przyszłaś z Adamem? Chętnie zjadłbym z nim kolację. Zawsze
imponowało mi to, że potrafił doprowadzić do tego, że zawsze dostawał to, co
chciał – przysunął się do mnie i szepnął do ucha – widzę, że ciebie też dostał.
O tym możemy porozmawiać później – mówił szybko, ale bardzo wyraźnie, chociaż
wciąż szeptał. – April, czy Adam jest teraz zajęty? Musicie do nas przyjść –
zauważyłam błysk w jego ciemnych oczach.
- Do
was? – odsunęłam się od niego.
- Tak,
Carla coś przygotuje.
Blondynka
pojawiła się w drzwiach z tacą w rękach, na której stały dwie białe filiżanki.
Postawiła ją na szklanym stoliku i rzuciwszy szybkie spojrzenie Joshowi
zniknęła za drzwiami prowadzącymi prawdopodobnie do jej sypialni. Przez chwilę
rozmyślałam nad relacjami łączącymi tą
dwójkę, ale od tych myśli odciągnął mnie głęboki głos mężczyzny.
- Nawet
nie zaprosiliście mnie na ślub – powiedział z lekkim wyrzutem.
- To był
bardzo kameralny ślub, tylko chłopcy, nawet druhny nie miałam – uśmiechałam się
na samo wspomnienie skromnej uroczystości. – A ten wyjazd to taka nasza podróż
poślubna.
-
Myślałem, że Adama stać na coś więcej – sięgnął po swoją filiżankę. – Może masz
ochotę wyjść ze mną do klubu?
- A
Carla nie będzie miała nic przeciwko? – zdziwiła mnie jego propozycja.
- Carla?
Siostra nie będzie zabraniać mi wychodzić.
Roześmiałam
się. Josh widząc moją reakcję domyślił się powodu i sam zaczął się śmiać, a
potem wyjaśnił mi kim dokładnie jest młoda blondynka.
Było już
po dziesiątej, ale nie chciałam wracać do pustego pokoju hotelowego. Skinęłam
głową. Widać było, że Carly nie podoba się to, że wychodzimy, ale Josh nie miał
zamiaru zmienić zdania. Pomógł mi się ubrać, sam założył płaszcz i wyszliśmy na
korytarz. Zdziwił mnie tym, że nie skierowała się do windy, tylko zaczął iść
schodami. Po klatce rozniósł się stukot moich butów, ale wreszcie go dogoniłam.
Spojrzał na mnie z uśmiechem przypominającym mi ten Adama, kiedy widział we
mnie małą, nieporadną dziewczynkę.
- Dasz
radę zejść na dół?
-
Oczywiście, co to dla mnie, tylko dwanaście pięter.
Zeszliśmy na dół cały czas się śmiejąc.
Nie miałam zamiaru myśleć co na to powiedziałby Adam.