sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział III





Po sześciu niezmiernie nudnych lekcjach pożegnałam się z Julią szybkim buziakiem w policzek i przypomnieniem o codziennym wieczornym telefonie. Odkąd śliczna rudowłosa dziewczyna obiecała mnie kryć przed moim mężem a Kelly próbowała popełnić samobójstwo dzwoniłyśmy do siebie każdego wieczoru i przez kilkanaście minut rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym – to nas uspokajało.
- Przepraszam…  – odwróciłam się instynktownie słysząc jakiś obcy głos. Przede mną stał niewysoki blondyn w beżowym płaszczu.
- Nie, nie podam panu mojego numeru telefonu, nie jestem też zainteresowana pracą w agencji modelek ani przystąpieniem do żadnej sekty – zakryłam usta kołnierzem i już skierowałam się w stronę parkingu. No tak, zapomniałam zadzwonić po Adama, a on sam nie domyśli się, że właśnie dzisiaj skończyłam wcześniej.
A… – chłopak nie dawał za wygraną, ale szybko mu przerwałam.
- A ankieta? Też nie jestem zainteresowana.
- Daj mi wreszcie coś powiedzieć – złapał mnie za ramię. Widząc zdziwienie rysujące się na mojej twarzy kontynuował – jestem starszym bratem Kelly, Louis – podał mi rękę.
Spojrzałam na niego jeszcze raz, oprócz blond włosów i tak samo brązowych oczu jak moja przyjaciółka w ogóle nie był do niej podobny. Zrobiło mi się głupio, że tak źle go potraktowałam.
- Przepraszam – w końcu puściłam jego dłoń. – Jestem April. Myślała, że to znowu jakiś palant – pomyślałam o moim pierwszym spotkaniu z Fredem – bardzo miło mi cię poznać. Jak się czuje Kelly?
- Jeszcze się nie wybudziła, ale lekarze mówią, że jest duża szansa.
- Nie rozmawiajmy o tym tutaj, tam jest bar – zaproponowałam wskazując na budynek, w którym ostatnio rozmawiam z Julią.  – A co z dzieckiem?
- Raczej z płodem – poprawił mnie. – Lekarz mówi, że to cud, ale na razie wszystko jest w porządku.
- Dziecko jest silne po ojcu – przeszliśmy przez parking i dotarliśmy do baru, o którym mówiłam. W środku nie było dużo klientów, więc wybraliśmy najbardziej ustronne miejsce w kącie sali. Podeszła do nas młoda kelnerka – ja zamówiłam Cappuccino, a Louis kawę z mlekiem.
- Właśnie w tej sprawie chciałem się z tobą spotkać – powiedział po długim milczeniu. – Moja matka powiedziała mi, że znasz tego Sebastiana.
- Tak – nie było sensu, żebym kłamała w tej sprawie, ale nie powiedziałam kim dla mnie jest – Bastian to kuzyn mojego chłopaka. Ja naprawdę nie mogłam nic zrobić.
- Nikt cię nie obwinia – powiedział spokojnie – ja chcę tylko wiedzieć gdzie mogę go spotkać.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł, on czasem może być nieprzewidywalny – spuściłam wzrok i upiłam łyk gorącego, mlecznego napoju.
- Ależ April, on skrzywdził moją siostrę – ból w jego głosie był tak autentyczny, że nie mogłam mu odmówić, ale z drugiej strony doskonale wiedziałam do czego jest zdolny „kuzyn” mojego męża i nie chciałam narażać tego bezbronnego chłopaka na trwałe kalectwo albo nawet śmierć. Bastian nie cofnąłby się przed niczym, żeby pokazać światu, że niczego się nie boi i nikt nie ma prawa mu rozkazywać.
- Nadal uważam, że to nie jest dobry pomysł, ale daj mi swój numer – podniosłam wzrok – jeżeli tak bardzo ci na tym zależy, to was umówię, tylko pamiętaj, że ci odradzałam.
Louis z delikatnym uśmiechem na ustach podał mi ciąg cyfr, a ja w duchu modliłam się o to, żeby zrezygnował ze spotkania z nim. Znowu popełniłam błąd. Mogłam od razu kazać mu spadać, a nie zapraszać go na kawę. Blondyn pewnie sądził, że to rówieśnik jego młodszej siostry będzie ojcem dziecka, a on jako dwudziestokilkulatek ubrany w mundurek jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w kraju zdoła na niego wypłynąć. Może i był mądry, ale na pewno nie na tyle, żeby wiedzieć, że należy unikać Bastiana. Kelly też o tym nie wiedziała, a ja byłam za bardzo zajęta sobą, żeby ją przed nim ochronić. Widziałam te spojrzenia, słyszałam pytania na jego temat, dlaczego nie zareagowałam?
- Rozmawiałeś z Julią?
- To ta ruda? – oparł się wygodnie na krześle. – Nie, moja matka powiedziała mi, że ty będziesz więcej widziała i jak widać miała rację. Miałem przyjechać dopiero w przyszłym tygodniu, ale po tym telefonie nie mogłem tam dłużej siedzieć. Zdałem egzaminy w pierwszym terminie i jestem.
- A teraz chcesz zmusić Bastiana do ślubu z Kelly? – spojrzałam na niego znad beżowej filiżanki.
- Oczywiście, że nie – żywo zaprzeczył – ten drań nie ma prawa się z nią widywać po tym, co jej zrobił. Musi płacić alimenty i pokryć koszty leczenia Kelly, ona na pewno nie da sobie z tym wszystkim sama rady, potrzebny jej będzie psycholog.
- Ty nigdy byś czegoś takiego nie zrobił?
- Gdybym miał dziewczynę nigdy nie zostawiłbym jej w takiej sytuacji. Powiedź mi, dobrze go znasz? Słyszałem, że ma tutaj niezbyt dobrą reputację.
Chciałam powiedzieć, że to mało powiedziane, ale jeszcze bardziej go pogrążać. Zmieniłam temat.
- Skąd wiedziałeś do której dziewczyny powinieneś zagadać? – odruchowo odrzuciłam włosy nie zdając sobie sprawy z tego, że zaczynam z nim flirtować.
- Widziałem kilka waszych wspólnych zdjęć, nie mogłem cię nie rozpoznać.
Rozmawialiśmy jeszcze jakiś kwadrans zanim zorientowałam się, że Adam na pewno już na mnie czeka na szkolnym parkingu. Spojrzałam na wyświetlacz w telefonie – żadnych nieodebranych połączeń czy nieodczytanych wiadomości, miałam jeszcze kilka minut do ostatniego dzwonka. Jeszcze raz obiecawszy, że skontaktuję go z Bastianem, sięgnęłam po torbę, żeby uregulować rachunek.
- To nie wypada, żeby kobieta płaciła – złapał mnie za rękę, zanim wyjęłam skórzany portfel.
- Dobrze – uśmiechnęłam się delikatnie i pozwoliłam mu, żeby wykazał się swoimi dobrymi manierami. – Ucałuj ode mnie Kelly – poprosiłam.
Nie czekając na odpowiedź Louisa wyszłam na zewnątrz. Blondyn dogonił mnie dopiero, kiedy byłam już po drugiej stronie ulicy. Na moje szczęście srebrnego samochodu Adama jeszcze nie było, więc mogłam odetchnąć z ulgą, ale mój mąż nie mógł zobaczyć mnie rozmawiającej z obcym mężczyzną.
- Przepraszam cię, ale lepiej byłoby gdybyś już poszedł.
- Rozumiem, twój kochaś będzie zazdrosny – zapiął ostatnie guzki płaszcza – ale i tak będę czekał na twój telefon. Mam nadzieję, że zadzwonisz jeszcze dzisiaj.
- Zazdrosny to mało – mruknęłam go siebie, gdybym nie dawała mu ku temu powodów, może byłby inny.
Zanim przyjechał Adam, Louis zdążył odejść, a wraz z nim perspektywa na kłótnię albo wymówki. Nikt nie musiał wiedzieć, że wolną godzinę spędziłam z nim w kawiarni zamiast od razu zadzwonić do domu.
- Zmarzłaś? – zapytał nim zdążyłam wsiąść do auta. – Długo czekasz? Chyba się nie spóźniłem – spojrzał na swój bardzo drogi zegarek.
- Nie, zwolnili nas trochę wcześniej, ale nie opłacało mi się po ciebie dzwonić, więc wolałam zaczekać tutaj – zapięłam pasy unikając jego wzroku.
- Daj rękę – na chwilę spuścił wzrok z jezdni, żeby móc wziąć do ręki moją prawą dłoń. – To przez naciskanie na dziecko zrobiłaś się taka… oziębła?
Mogłam się tego spodziewać, nie kochałam się z nim odkąd pijana wylądowałam w łóżku Freda. Czułam się podle odpychając go, kiedy delikatnie próbował zdjąć mi bluzkę. Nigdy dotąd nie był w stosunku do mnie taki czuły, ale nawet kiedy tylko mnie całował od razu widziałam przed sobą rozpalone oczy mojego kochanka i odwracałam twarz nie zdając sobie sprawy jak bardzo go ranię. Byłam pewna, że go uraziłam i doskonałą wymówką usprawiedliwiającą mój dystans była obawa przed niechcianą ciążą. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że moje zachowanie utwierdza mojego kochanego męża w przeświadczeniu, że mam coś na sumieniu.
- Może zaprosisz dzisiaj na wieczór Julkę – zaproponował po chwili milczenia.
- Słucham? – zdziwiła mnie jego sugestia. – Coś się stało?
- Co ty taka podejrzliwa? – roześmiał się mocniej ściskając moją rękę. – Ja i Gabriele idziemy na piwo, a Bastian jak zwykle będzie się gdzieś szlajał, sądzę, że Justin też nie dotrzyma ci towarzystwa, a nie chcę, żebyś zostawała sama w domu – pocałował przegub mojej dłoni. – Obejrzycie jakiś film, pogadacie sobie. 
- Dobrze, zadzwonię po nią – od razu wyjęłam telefon. – Nie musisz się o mnie tak troszczyć, nie raz zostawałam sama w domu i nic mi się nie stało.
Moja przyjaciółka od razu odebrała, ale nie mogła do mnie przyjechać, bo jej ojciec obchodził właśnie imieniny i nie mogła się wyrwać. Nie zmartwiło mnie to, ponieważ zaproponowałam jej spotkanie tylko ze względu na Adama i w cale nie miałam ochoty na babski wieczór. Wrzuciłam telefon do torby.
- Sama mogę obejrzeć sobie jakiś film, nie potrzebuję opieki – powiedziałam widząc jego zmartwioną minę. – Obiecuję, że będę grzeczna i…
- I nie zaprosisz żadnego gacha do domu – dokończył za mnie z udawanym uśmiechem.

____________________________________________

Niektórzy z Was wiedzą, że mam chwilowe problemy z Internetem i dlatego nie komentuję Waszych blogów na bieżąco, ale obiecuję, że zrobię to jak tylko będę miała taką możliwość. Przepraszam Was bardzo.

1 komentarz:

  1. Dobrze, że dziecku a raczej płodowi jak już wspomniałaś nic nie grozi. Cóż jeden plus jaki zyskał dzięki ojcu to siłę. Mam nadzieję,że wszystko dobrze się skończy.
    Cieszę się, że w końcu wróciłaś i dodałaś nowe rozdziały.
    zyczę weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń