Spodziewałam się, że zaraz zamówi
taksówkę i pojedziemy prosto do hotelu, ale tak się nie stało. Przez myśl
przemknęło mi, że powinnam zadzwonić do Julii, ale szybko o tym zapomniałam.
Szliśmy coraz wolniej, chociaż na początku sama przyśpieszałam kroku, Adam nie
pozwolił mi decydować, musiałam się
dopasować. Kiedy przechodziliśmy niedaleko naszego hotelu, chciałam tam
skręcić, ale mój mąż gwałtownie pociągnął mnie za rękę. Nie miałam pojęcia
dokąd mieliśmy się udać. Zaczęło już szarzeć, ale nie było mi zimno. Czułam
narastające podniecenie, chociaż jeszcze nie znałam jego źródła. Doszliśmy do
jakiegoś parku. Szybko znaleźliśmy wolną ławkę. Adam poczekał aż pierwsza
usiądę i dyskretnie rozejrzawszy się dookoła usiał obok mnie.
- Musimy poczekać, za dużo ludzi – objął
mnie myśląc, że jest mi zimno.
- Adam, dlaczego nie wrócimy do pokoju?
– pocałowałam go w policzek.
- Kochanie, zaufaj mi, tu jest dobrze –
powiedział nie odwracając się nawet w moją stronę.
Nigdy nie rozmawialiśmy o zaufaniu. Z
prostego powodu – on nie ufał mi, ja nie ufałam jemu. Dlatego zdziwiłam się,
kiedy użył właśnie tego słowa. Nigdy więcej nie poruszyliśmy kwestii wzajemnego
zaufania. Doskonale wiedziałam, że nawet jeżeli Adam moim zdaniem postępuje
niewłaściwie, to zawsze wie co robi. To nie było zaufanie, to była kalkulacja z
domieszką miłości.
Nie wiedziałam na co czekamy. Po prostu
siedziałam wtulona w jego ramię tak długo nieruchoma, że chyba w końcu zasnęłam
albo nie myśląc o niczym sama doprowadziłam się do tego błogiego, półprzytomnego
stanu. Adam też się nie poruszył, a było coraz ciemniej. Po jakimś czasie
wybudził mnie delikatnym pocałunkiem jak książę swoją Śnieżkę.
- Już czas – w jego oczach dostrzegłam
tą samą furię graniczącą z pomieszaniem zmysłów jak wtedy kiedy pierwszy raz
poszliśmy do łóżka. Przycisnął mnie jeszcze
bardziej do siebie i złożył gorący pocałunek na moich zsiniałych z zimna
ustach. Trwaliśmy tak przez kilka sekund niezdolni do życia, tak zatraceni w
naszej walce. Jeden z piękniejszych pocałunków, które dotychczas przeżyłam, a
wiedziałam, że szybko tego nie powtórzymy.
Adam rozejrzał się dookoła, poszłam w
ślad za nim, nie widziałam nic podejrzanego , o ile można się tak wyrazić
siedząc w parku o tak później porze – przecież w każdej chwili mógł napaść na nas
jakiś bandyta. Przeszedł mnie ziemny dreszcz, ale nie ze strachu, to Adam
odsunął mój szalik, żeby móc dotknąć mojej szyi.
- Widzisz tego faceta? – pokazał mi
wzrokiem mężczyznę przechadzającego się wolnym krokiem między drzewami.
Wydawało mi się, że na kogoś czeka, kogoś szuka. Nagle pojawiła się jakaś młoda
dziewczyna, na oko wyglądała na jego córkę, ale sposób w jaki się powitali
wskazywał na inny rodzaj relacji. – Kto jest winny?
- Słucham? – odsunęłam się od niego
zdezorientowana.
- Ona czy on? – nadal byłam zaskoczona
jego pytaniem. – Skup się, kto bardziej zawinił? Krzywdzi więcej osób?
- Adam, skąd mam to wiedzieć? –
szeptałam w obawie przed tym, że ktoś mógłby usłyszeć.
- Zastanów się – ponaglał. – Może on
zdradza żonę, ma dzieci, okłamuje rodzinę, daje jej pieniądze zamiast im, może
jest jej szefem i ją wykorzystuje, może jest szantażystą? Omotał ją. Może nie
płaci podatków? Zabił kogoś na przejściu dla pieszych? A może ona jest
prostytutką, chodzi jej tylko o kasę i puszcza się też z innymi? Może jest
chora i zaraża? Może jest mężatką i za nic ma miłość swojego męża? Może otruła
szefa?
- A może są normalną parą? –
zasugerowałam.
- Obydwoje dobrze wiemy, że ty wiesz –
pocałował mnie, żeby dodać mi odwagi.
I stało się. Ten głosik w mojej głowie,
który tak uporczywie ignorowałam odezwał się znowu. Odezwał się głośno i
wyraźnie. Nie mogłam go zlekceważyć. Adam uśmiechnął się widząc jak marszczę
czoło. Wiedział, że biję się z myślami.
- Ona zabiła dziecko – powiedziałam
niewyraźnie. Drżały mi usta i dłonie, ale nadal nie z zimna. Denerwowałam się,
bo wiedziałam, co zaraz powie Adam i wiedziałam, że mnie do tego przekona.
Pocałowałam go, żeby odwlec tą chwilę. Uwielbiałam, kiedy jego gorące usta
łączyły się z moimi. Odetchnęłam głęboko.
Para przeszła obok nas nie zdając sobie
sprawy z tego, że my już wiemy. Adam uporczywie wpatrując się w ich niewyraźne
twarze wymusił ich uśmiech. Kobieta była piękna – miała na sobie czarny
płaszcz, a tle którego wybijały się blond włosy, miękkie fale opadając jej na ramiona
kończyły się w połowie pleców. Uśmiechnęłam się widząc jak nieporadnie radzi
sobie w botkach na wysokich obcasach na nierównej ścieżce. Adam poczekał aż
przejdą i wrócił do tematu.
- Grzeczna dziewczynka – poklepał mnie
przyjacielsko po ramieniu i dodał – my też powinniśmy postarać się o potomka.
- Dobrze – poderwałam się z ławki –
nawet teraz, wracajmy do hotelu.
- Jeszcze nie teraz – zatrzymał mnie –
zobacz co dla ciebie mam – dyskretnie wyjął z kieszeni płaszcza sztylet.
Kompletnie zapomniałam o jego istnieniu, nie wiedziałam nawet gdzie się
znajduje, a tu nagle Adam wciska mi go do ręki.
- Nie, nie chcę jej – powiedziałam
stanowczo.
- Dlaczego nie? Jest winna – spojrzał na
mnie z ukosa.
- Adam… ja nie chcę zabijać kobiety…
Jeszcze nie teraz – przytuliłam się do niego, żeby uniemożliwić mu spojrzenie
mi w oczy.
- Kogo chciałbyś zabić? – jego słowa
dochodziły do mnie jakby w zwolnionym tempie.
- Po prostu kogoś innego, kogoś kto nie
ma rodziny – pociągnęłam do za rękę w przeciwną stronę niż ta, w którą poszli
nieznajomi.
Szliśmy bardzo długo, ale nie byłam
zmęczona ani zmarznięta. Mój mąż wciąż trzymał mnie za rękę i posłużenie szedł
obok mnie. Wiedział, że nie może mi przeszkadzać, bo w moich oczach zobaczył
coś na kształt obłędu, który ja widywałam codziennie wpatrując się w jego
rozbiegane źrenice. Kiedyś zapytałam go, czy bierze narkotyki, a on
odpowiedział ze śmiechem:
- Sama powiedziałaś, że mam tylko dwie
pasje, tu nie ma miejsca na używki.
- Ale pijesz – zauważyłam.
- Gdybym nie pił już dawno bym cię zabił
– pocałował mnie wtedy w czoło i jakby nigdy nic wyszedł zostawiając mnie samą
w sypialni.
- Dokąd idziemy? – Adam wyrwał mnie z
zamyślenia.
- Idziemy zobaczyć prawdziwe życie –
odparłam z energią w głosie.
- Wolę kiedy ty mnie słuchasz –
przyznał, ale nadal nie protestował.
Potem wszystko wydarzyło się tak jakby
ktoś włączył przycisk „przyśpiesz” w czasie oglądania filmu. Byłam odurzona
zapachem krwi i ilością adrenaliny w żyłach. Adam stał z boku i bacznie obserwował
każdy mój ruch, ale nie chciałam, żeby mi pomagał. Po kilku minutach napastnik
spotkany jednej z nędzniejszych dzielnic Londynu żegnał się już ze światem.
Usprawiedliwiłam się sama przed sobą – to on mnie napadł, a ja się broniłam. Co
z tego, że sama go sprowokowałam, liczyło się to, że zrobił już kiedyś krzywdę
innej kobiecie, która nie potrafiła się bronić. Miałam szczęście, w końcu nie
codziennie mijam zboczeńców na ulicy. Teraz będę robiła to częściej, znowu będę
wiedziała czy ktoś jest winny. Cichy, ale stanowczy głos znowu rozbrzmiewał w
mojej głowie. Nie byłam pewna czy chcę się go pozbyć.
W ubraniach położyliśmy się na łóżku.
Zaraz zrobiło mi się gorąco, ale nie wstałam. Leżałam obok mojego męża bez
ruchu, redukując oddech do koniecznego minimum. Obydwoje patrzyliśmy w sufit,
tak jak kiedyś w sypialni Adama z tą różnicą, że wtedy zupełnie nie znałam
przyczyn takiego zachowania. Nie chcieliśmy rozmawiać o tym, co stało się w
parku. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wciąż mam na dłoniach resztki
krwi. Natychmiast zerwałam się z łóżka, a Adam zaczął się śmiać widząc mój
niepokój, ale włączył światło, żebyśmy mogli zobaczyć stan pościeli – na
szczęście była czysta.
- Szczęśliwa? – podszedł do mnie i
pocałował moją zakrwawioną dłoń i oblizał usta.
- Chyba tak – zaczerwieniłam się, ale
nie zabrałam ręki.
- Poczekaj, przygotuję ci kąpiel –
posadził mnie na łóżku pilnując, żebym nie ubrudziła pościeli.
Wiedziałam, że był bardziej szczęśliwy niż ja, widziałam
to w jego rozbieganych, rozognionych oczach. Przepełniała go duma, a ja
udowodniłam mu, że jestem taka sama jak on. Jeszcze tego nie żałowałam.
- April, już – po kilku minutach stanął
w drzwiach gestem zapraszając mnie do środka.
- Dziękuję kochanie – kiedy
przechodziłam obok niego, pocałowałam go w policzek.
- Nie mów tak do mnie, bo się jeszcze
przyzwyczaję – uśmiechnął się figlarnie i zaproponował przytrzymując mnie w
pasie – pomóc ci?
- Nie teraz – doskonale wiedziałam do
czego zmierzał. Może jego podniecał zapach krwi, ale ja musiałam odreagować.
Posłałam mu wymuszony uśmiech i zamknęłam drzwi. W środku było duszno i gorąco,
nie mogłam się nawet przejrzeć w zaparowanym lustrze. Szybko zdjęłam ubrania
zostawiając na nich krwawe ślady. Złożyłam je w kostkę tak, żeby nie było widać
plam. Dopiero kiedy zostałam sama ręce zaczęły mi się trząść, a napięte mięśnie
odmawiały posłuszeństwa. Z trudem zanurzyłam obolałe ciało w gorącej wodzie.
Krew z moich dłoni i ramion momentalnie się rozpłynęła delikatnie barwiąc
pianę. Zmrużyłam oczy. Czułam jak znika cały stres, jak wymazują się
wspomnienia. Po chwili nie pamiętałam już jak wyglądał ten mężczyzna. Ciepła
woda przyjemnie koiła zarówno ból fizyczny jak i psychiczny. Byłam zdziwiona
tym, że tak szybko wyzbyłam się wyrzutów sumienia. On była winny, więc musiał
ponieść karę, jak w tej książce o studencie, który mordował „wszy”. Jedno
wynikało z drugiego, ale ja miałam pewność, że nigdy nikt nie będzie rozliczał
mnie z moich grzechów. Miałam przywileje, z których zaczęłam korzystać bez
oporów. Nie przyjmowałam do wiadomości,
że coś mogłoby zmienić się w moim życiu.
Otworzyłam oczy. Mój krzyk wypełnił cały
hotel. Byłam przerażona tym, co zobaczyłam – woda była brunatna. Nie byłam
stanie się poruszyć, zalałam się łzami, ale i tak wciąż widziałam czerwoną
plamę wokół mnie. Adam prawie natychmiast znalazł się nade mną, nie
przeszkadzały mu zamknięte drzwi – otworzył je mocnym kopnięciem. Krzyknęłam
jeszcze głośniej i jeszcze więcej łez popłynęło po moich policzkach.
Wyciągnęłam ręce w stronę mojego męża, ten przytulił mnie nie zważając na to,
że krew plami jego błękitną koszulę. Okrył mnie białym ręcznikiem i pomógł
stanąć na nogach. Wybiegłam z łazienki z bosymi, mokrymi stopami zostawiając po
sobie ślady na jasnym dywanie. Znieruchomiałam słysząc, że ktoś puka do drzwi.
Adam minął mnie i otworzył.. Zasłonił mnie i szeptem wytłumaczył mężczyźnie z obsługi hotelu zaistniałą
sytuację. Nie wiedziałam co powiedział, ale widziałam jak dawał mu sto funtów,
więc facet w uniformie już o nic nie pytał.
- April, co się stało? – wrócił do mnie,
kiedy nieproszony gość zamknął za sobą drzwi.
- Ale skąd ona tu się wzięła? –
bełkotałam połykając łzy.
- Tutaj nikogo nie było – próbował mnie
uspokoić. – Już wszystko dobrze. Proszę, wytrzyj się i tak już wszędzie jest
woda.
- Nie woda, tylko krew – odsunęłam się
od niego, żeby mógł zobaczyć brunatne plamy.
- Kochanie, tu nie ma żadnej krwi –
szepnął całując mnie w mokre włosy. Wyrwałam mu się.
- Chcesz zrobić ze mnie wariatkę? Idź do
łazienki, tam jest jej pełno – krzyczałam.
- Byłem tam i nic takiego nie widziałam.
Ręcznik też jest czysty.
- Adam nie, tam jest jej pełno, wszystko
się lepi, nawet moje włosy – pokazałam mu kosmyki, z których spływały grube
krople krwi. – Boję się – wtuliłam się w jego ramiona. Odskoczyłam przypominając
sobie, że jestem cała w czerwonej, nadal ciepłej krwi.
- Nie, tam nic nie ma – złapał mnie i
przycisnął do siebie. Byłam zbyt zmęczona, żeby się z nim szarpać. Westchnęłam
wciąż płacząc.
- Ciii… już dobrze – całował mnie w
czoło. – Weźmiesz prysznic i zaraz się położysz.
Na szczęście w naszej bogato wyposażonej
łazience była też kabina. Z zamkniętymi oczami spłukałam z siebie resztę
czerwonej piany, nie byłam w stanie patrzeć na podłogę, bo bałam się, że
zobaczę ogromne plamy krwi. Adam pomógł mi założyć koszulę nocną i zaprowadził
do łóżka. Dopiero, kiedy on też zaraz znalazł się obok mnie, tylko w ubraniu,
otworzyłam oczy. Całował mnie we włosy dopóki nie zasnęłam.
Rano zastałam już spakowane walizki i
sterylnie czysty pokój. Adam doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, że nie chciałam tam zostać. Kiedy on oddawał klucz,
ja siedziałam już w samochodzie prosząc, żeby jak najszybciej do mnie wrócił.
Jednak mój mąż zagadał się z jedną z pokojówek.
- A to za brudne ręczniki i leki nasenne –
niepostrzeżenie wsunął jej do ręki pognieciony banknot. – Miłego dnia – dodał z
uśmiechem.