Oniemiałam
na ułamek sekundy. On udał, że tego nie zauważył i z piskiem opon wycofał
samochód. Jechał powoli jakby chciał dozować napięcie. Powinnam się już do tego
przyzwyczaić, ale on zawsze mnie zaskakiwał, niestety nie zawsze pozytywnie.
Las? Jaki las? Zatrzymaliśmy się przed wąską, ośnieżoną dróżką, którą
pamiętałam jak przez mgłę. Adam przechylił się przez moje kolana i wyjął ze
schowka srebrną piersiówkę. Wypił odrobinę.
- Cóż ze
mnie za dżentelmen? Chcesz? – podał mi ją.
- Nie,
dziękuję – odsunęłam jego rękę. Wzruszył ramionami i schował ją do wewnętrznej
kieszeni płaszcza. Wysiedliśmy z
samochodu. Wreszcie przypomniałam sobie tą okolicę, byłam już tutaj w środku
nocy właśnie z Adamem. Coś złego musiało się tutaj zdarzyć skoro obydwoje tutaj
przyjechaliśmy.
-
Doprawdy, nie mam pojęcia po co tutaj przyjechaliśmy – z trudnością szłam po
częściowo zarośniętych zgliszczach lasu. W powietrzu wciąż unosił się zapach
popiołu, chociaż las spłonął kilka miesięcy temu, chyba tylko ja to czułam i
ten niesłabnący żar bijący z zwęglonych drzew.
- Ja
przywiozłem cię tutaj w środku nocy i nie zadawałem pytań – pociągnął mnie za
sobą. Był tak podekscytowany, że nic do niego nie trafiało. – Czujesz to?
- Wódkę?
Tak i nie wiem jak mogłam się zgodzić, żebyś kierował.
- To
tylko jedna lufka, spokojnie – ścisnął mnie mocniej za rękę. – Musiałem
ochłonąć.
-
Właśnie widać jak to pomogło – potknęłam się i gdyby nie błyskawiczna reakcja
mojego męża, już leżałabym na ziemi. – Zimno mi, chodźmy stąd – zażądałam
poprawiając płaszcz.
- Nie
zachowuj się jak dziecko – krzyknął – to co się tutaj dzieje nie jest normalne
– znowu w jego oczach mogłam zobaczyć tą gorącą fascynację. Pocałował mnie
szybko za co bez chwili zastanowienia uderzyłam go w twarz, czego konsekwencje
natychmiast poniosłam. On był jedynym mężczyzną, który był w stanie mnie
uderzyć i zrobił to ponowie. Zachwiałam się, bo zawsze bił mocniej niż
zamierzał, miał problemu z dostosowaniem odpowiedniej siły do przeciwnika.
Byłam przekonana, że nie naruszył mi żadnej kości, ale wiedziałam, że zaraz mój
policzek zacznie puchnąć.
Rozejrzałam
się dookoła. Śniegu było dużo mniej niż wzdłuż drogi, więc nawet nie pokusiłam
się o to, żeby zrobić sobie z niego kojący ból okład. Adam poszedł przodem, a
ja posłusznie kroczyłam za nim. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie
wiedziałam czego szukamy, więc szłam coraz wolniej, co bardzo irytowało mojego
męża. Pociągnął mnie za rękę. Starałam się dorównać mu kroku, ale nadal szedł
za szybko. Wiedzieni intuicją Adama nie spacerowaliśmy długo, raczej biegaliśmy
pośród drzew jak para dzieciaków, która nie wie dokąd ma iść. On wiedział, a ja
kolejny raz przekonałam się, że właśnie w takich sytuacjach muszę darzyć go
bezgranicznym zaufaniem i nigdy o nic nie pytać.
Zatrzymaliśmy
się. Stałam z rozchylonymi ustami czując, że tracę grunt pod nogami, jakbym
spadała w niewidzialną przepaść. Odruchowo złapałam go za rękę. Czułam
otaczający mnie z każdej strony niepokój, emocje przeszywające na wskroś moje
rozdygotane ciało.
-
Zechciej spocząć.
- Gdzie?
Tutaj? – wskazałam na zmarzniętą ziemię.
-
Dobrze, rób co chcesz – sam usiadł, ale doskonale wiedział, że zaraz usiądę
obok niego. Prawie uklękłam przed nim. Spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi,
szarymi oczami i zaniemówiłam. Nigdy nie wpatrywał się we mnie tak intensywnym
i rozmarzonym wzrokiem jednocześnie.
- Co się
stało? Chyba nie po to przyjechaliśmy – wyksztusiłam.
-
Właśnie po to, chciałem z tobą spokojnie porozmawiać.
- Przecież
nawet nie zaproponowałeś mi wyjścia, to ja nalegałam.
- Och
kochanie – przygarnął mnie do siebie – znam cię lepiej niż myślisz. Gdybym cię
zaprosił, to nie chciałabyś się zgodzić, a tak sama wpakowałaś mi się do
samochodu.
- Adam
nie możesz po prostu powiedzieć mi, że mnie kochasz? – sama nie wiedziałam
dlaczego to powiedziałam. Z jednej strony byłam wściekła i wciąż czułam ból, ale
gorące uczucie wypalało kolejne przykrości, których wciąż przysparzał mi mój mąż.
- Ty
naprawdę mnie kochasz?
- A
wątpisz w to? – przytuliłam się do niego jak najczulej umiałam. Obejmowałam jego
sztywne ciało dopóki nie rozluźnił napiętych mięśni i nie zrewanżował mi się
taką samą dawką bezinteresownej czułości. Właśnie na to czekałam. – Adam, nie
interesuje mnie to co było kiedyś, nie chcę do tego wracać. Liczysz się ty –
nie patrzyłam mu w oczy tylko nadal go obejmowałam.
- Nie
sądziłem, że będziesz dla mnie taka dobra.
- A jaka
miałabym być dla mojego męża? – pocałowałam go w policzek.
-
Przepraszam – pogładził mnie po twarzy. – Nie tylko za to, za te zdrady i
kłamstwa.
- Nie
chcę o nich słuchać – poderwałam się z ziemi. On zrobił to samo i złapał mnie
za rękę, znowu nazbyt mocno. – Błagam cię, daj mi cię kochać. Nie pozwalaj mi
na to, żebym znowu płakała.
-
Chodźmy do samochodu, tu nie jest bezpiecznie – otrzepał mnie z brudu i
obejmując zaprowadził do auta. O nic nie pytałam, doskonale wiedziałam, że w
tym lesie czai się jakieś zło. – Trzeba spalić ten las, za dużo trupów zatruwa tą
ziemię – powiedział z przejęciem, kiedy zapinał mi pasy.
- Jakie
trupy?
- Trupy
złych ludzi.
- Ale my
też jesteśmy źli.
- Ale
nie jesteśmy ludźmi.
Gdybym
dalej ciągnęła tą rozmowę, moglibyśmy spędzić w tym samochodzie miesiąc, a i
tak nie doszlibyśmy do żadnych wniosków.
Pojechaliśmy
do domu. Na podjeździe stał samochód Justina, zdziwiłam się, ale biegnący w
moim kierunku Assassino odwrócił moją uwagę. Zaraz pojawił się Gabe.
- Choinka
ubrana, prezenty kupione, jedzenie się robi, idą święta – przywitał mnie
buziakiem. W końcu dołączył do nas mój mąż. – Może obejrzymy jakiś film? –
zaproponował, kiedy rozbieraliśmy się w przedpokoju. – Szklana pułapka?
- Zaraz,
najpierw musimy poważnie porozmawiać o tym lesie.
- Muszę
brać udział w tej rozmowie? – zapytałam idąc korytarzem.
- Nie
kochanie, ty odpocznij, poczytaj coś – pocałował mnie w czoło i odprowadził do
pokoju.
Nie
widziałam zdziwionej miny Gabriela, który mino wszystko nie miał zamiaru
niczego komentować. W pokoju Justina był już Bastian. Wszyscy w komplecie, na
szczęście ja nie byłam potrzebna, nie dostawałam żadnych specjalnych zadań, oni
nie powierzyliby mi nawet pudełka zapałek.
Westchnęłam
i wzięłam książkę, którą dała mi Julia. Nigdy nie lubiłam romansideł, ale chciałam
się odprężyć, więc przygotowałam sobie gorącą kąpiel i zabrałam ze sobą lekturę.
Całą łazienkę wypełniała para wodna i zapach wrzosów. Niestety nawet ckliwa
historia biednej nauczycielki zakochanej w żonatym ojcu swojego ucznia, nie
zdołała rozwiać moich myśli natarczywie krążących wokół Adama. Przeczytałam
kilkadziesiąt stron, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi pokoju.
- Jestem
w łazience – krzyknęłam. Specjalnie nie zamykałam drzwi na zamek w nadziei, że
mój mąż niedługo do mnie przyjdzie.
- Jaka
ty jesteś piękna – powiedział widząc mnie po szyję zanurzoną w gęstej pianie –
i strasznie cię kocham.
- Adam,
niepokoi mnie twoja zmiana – odłożyłam książkę.
- Kiedyś
straciłem… nieważne. Ważna jesteś ty. Jutro wieczorem idziemy na duże ognisko.
- Dobrze
kochanie – odparłam beznamiętnie. – Dlaczego założyłeś koszulę? – wykazywałam się
ogromną ignorancją. Nie chciałam wnikać w ich interesy.
- Bo
zaraz wychodzę, ale tylko na dwie godziny.
- Tak, a
potem wrócisz w środku nocy, o ile w ogóle wrócisz – sięgnęłam po książkę.
- Nie
denerwuj mnie April – nachylił się nade mną i namiętnie pocałował. Opierał się
ramionami o brzegi wanny, ale to nie przeszkadzało mi w tym, żeby zarzucić mu
mokre ręce na ramiona. Kątem oka zauważyłam, że Adam przygląda się moim nagim
piersiom. Za karę pociągnęłam go do wody. Książka spadła na ochlapaną podłogę.
- Bardzo
się śpieszysz? – spojrzał na zegarek i wrócił do całowania. Zdjęłam z niego
koszulę, która opinała się na jego torsie, potem z trudem rozpięłam mu skórzany
pasek. – Kochasz mnie? – jęknęłam cicho.
- Tak
bardzo, że aż sam nie wierzę.
Nadal
leżałam wannie tylko do połowy wypełnionej chłodną wodą. Uśmiechałam się
łagodnie patrząc na przemoczone ubrania mojego męża, które wciąż leżały na
mokrej podłodze. Nie wierzyliśmy w swoją miłość.
Adam musiał
założyć nową koszulę, spodnie i nawet buty. Był spóźniony, ale szczęśliwszy niż
dwadzieścia minut. Gwizdał cicho przypominając sobie rozgrzane, mokre ciało
swojej młodej żony. Kochał się w niej, chociaż nie od zawsze. Pierwszy raz
wziął ją prawie siłą, co można było podciągnąć pod gwałt, ale nikt nie miał zamiaru
dzwonić po policję. Najbardziej burzliwy i jednocześnie udany związek, w którym
był.
Zawiązał
krawat i wszedł sądząc, że nikt go nie widzi, nawet Assassino nie zareagował na
dźwięk otwieranych drzwi. Niedługo potem z domu wymknął się Bastian.
Na
drodze był mały ruch, więc Adam szybko dojechał na miejsce. Zaparkował na
niestrzeżonym parkingu kilka ulic dalej. Przebiegł ten dystans w kilka sekund,
ale zamiast od razu przystąpić do wykonania zadania, zatrzymał się przed
drzwiami starej, zaniedbanej kamienicy. Był mniej zdenerwowany niż przed
pierwszym zleceniem, ale czuł rosnący niepokój.
- Teraz
albo… teraz – szepnął do siebie. Wbił kod i bezgłośnie wbiegł po schodach na ostatnie
piętro. Zapukał, nie chciał zwracać na siebie zbędnej uwagi wywarzaniem drzwi.
- W czym
mogę pomóc? – w progu pojawił się młody szatyn w okularach.
- To ja
chciałbym ci pomóc – nie czekając na zaproszenie wszedł do środka. – Mamy wspólnych
znajomych.
Poprawił
rozpięty płaszcz i usiadł na pokrytym starą skórą fotelu. Mieszkanko było małe,
to raczej kawalerka, w której mogła mieszkać najwyżej jedna osoba. O czymś
innym świadczyły porzucane po podłodze części damskiej garderoby. Wziął do ręki
jedwabną koszuleczkę i bawiąc się nią zaczął mówić:
- Chyba byłoby
jej przykro gdyby wróciła, a tu… no nie wiem… jakieś zwłoki na środku pokoju?
- Kim
pan jest? – oczy rozmówcy zrobiły się dwa razy większe.
-
Nieważne kim ja jestem, ważne ile winny jesteś mojemu kumplowi – wyjął broń i
jakby od niechcenia zaczął obracać ją w dłoni.
- Mam
jeszcze czas – drżącymi palcami zapalił papierosa.
- Nie,
miałeś, a termin upłynął dzisiaj – spojrzał na zegarek – jakieś dziesięć minut
temu. Oddaj pieniądze, to nic ci nie zrobię. Chyba nie chcesz, żeby niechcący
wypalił.
- Mam
tylko pięćdziesiąt tysięcy – westchnął, prawie jęknął.
- Ale z
tego co wiem, to było osiemdziesiąt – przysunął się do niego.
- Ale ja
nie mam teraz więcej. Potrzebuję jeszcze tygodnia – był zrozpaczony.
- Rozumiem,
utrzymanie kobiety jest bardzo kosztowne, tu ciuszki – rzucił koszulkę w twarz
młodego mężczyzny – dragi też kosztują.
-
Zrobicie jej coś, a pozabijam was wszystkich – poderwał się z fotela, który
zajmował. Adam był szybszy i przystawiając mu pistolet do czoła zmusił, żeby
ponownie usiadł.
- Nie
tak szybko. Oddaj to co masz – chłopak bez słowa zniknął w łazience, gdzie
widocznie ukrywał pieniądze. Ze strachem podał mu pogniecione banknoty. – Zapomnij
o reszcie, a o mojej wizycie przypominać będzie ci tylko to – wystrzelił umyślnie
trafiając go w lewe ramię. Tłumik wygłuszył odgłos strzału. – Powiesz komuś
jedno zdanie, a twoja dziewczyna będzie zbierała twój mózg z podłogi.
Młody
chłopak był twardszy niż myślał, trzymał się za obficie krwawiące ramię, ale
nadal stał na środku małego pokoiku.
-
Zadzwoń po pogotowie – rzucił mu telefon, który leżał na brudnym stoliku. –
Zdrowia życzę.
Zbiegł
ze schodów i już po chwili znalazł się w swoim bezpiecznym, czystym
samochodzie. Ludzie tak bardzo lubili bałagan.
- Chyba
się starzeję – pojechał do swojego pracodawcy. Oddał mu pieniądze, ze swoich
dołożył do równego rachunku. Tonny był zachwycony skutecznością swojego nowego
pracownika do zadań specjalnych. Chciał zaprosił go na drinka, ale ten wykręcił
się zmęczeniem, a był bardzo zmęczony.
--------------------------------------
Należą się Wam wyjaśnienia, otóż:
Koniec roku, czyli więcej nauki => mniej czasu.
Chłopak => jeszcze mnie czasu.
Ale teraz biorę się za siebie i wracam do pisania, bo chyba zapomniałam, że tak bardzo to lubię, a nawet kocham.
Pozdrawiam i ściskam.
ee. tam spóźniona, nie spóźniona :) maturę zdać zdałam aczkolwiek wyniki mnie nie zadowalają.
OdpowiedzUsuńpozwól, że nie skomentuję rozdziału, gdyż szczerze powiedziawszy trochę się pogubiłam i będę się starać od początku przeczytać Twoją historię :)
Pozdrawiam :)
jak mnie Adam wkurza, ciągle tylko bije, ale to takie dziwne, zawsze mnie to intrygowało, że bohaterka mimo wszystko pałata (?) do niego bezinteresowną miłością i on do niej też, chociaż czasami w to wątpię ;-;
OdpowiedzUsuńzmieniłam adres bloga, zapraszam c:
http://werczill.blogspot.com/
a, no i na życzenie, sukienka w zestawie :)
UsuńHeej. Tęskniłam za Twoim blogiem :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś.
Adam czasem jest zbyt brutalny.
I to jeszcze w dodatku w stosunku do swojej żony.
Tu jej mówi, że ją kocha, a potem ją bije.
Gdzie tu jest sens?
To tak wygląda miłość?
Chyba nie, dla mnie to chore uczucie.
No, ale cóż, Ap go jednak kocha. A przynajmniej żywi do niego jakieś uczucie, które nazywa miłością.
Nie wiem, jak można być z takim potworem.
Adam jest tak zmienny, że czasem nie nadążam.
Raz miły, kochany i czuły, a raz kompletny dupek bez uczuć.
I weź tu zrozum faceta...
Seks w wannie, to chyba kończy się wychlupaniem wody na podłogę. Haha :D
Bałam się, że Adam zabije tego mężczyznę.
Jednak zaskoczył mnie, że zranił go jedynie w ramię i na dodatek dopłacił do jego zaległej sumy.
Jaki on miał w tym interes?
Wydaje mi się, że po prostu chciał się przypodobać szefowi.
No, ale może się mylę.
Zazdroszczę Ci, że masz chłopaka. Też bym tak chciała.
Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Życzę Wam dużo szczęścia :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Życzę duuużo weny.
Buziaki, Twoja fanka - Maarit :*