Nie miał zamiaru przegrywać w tej rundzie, wystarczyło, że lada chwila przegra własne życie. Załamał się uświadamiając sobie, że życie straci też jego ukochana. Dlaczego miałby nie zabijać Lili? To ona zasiała ziarno zwątpienia w jego martwym sercu. Mały kiełek zaskakująco szybko urósł do niewyobrażalnych rozmiarów. Musiał interweniować zanim ktoś inny zrobi to za niego.
-
Pomogłem ci, a ty tak mi się odpłacasz? – mówił spokojnie nie zwracając uwagi
na kobietę.
- Nikomu
nie powiedziałem.
- A ona?
– wskazał lufą na śliczną blondynkę.
- Jej
ufam – odparł stanowczym tonem.
- Za
głupi jesteś – westchnął i w tym samym momencie nacisnął na spust. Krew i
kawałki roztrzaskanej czaski pomieszane z jego mózgiem rozprysły się po
pościeli. Przerażona Lili zerwała taśmę z ust, ale nie zdążyła nawet ich otworzyć,
żeby wezwać pomoc. Padł drugi strzał, także zdławiony przez tłumik. Kobieta
dostała w klatkę piersiową. Krew obficie sączyła się ze śmiertelnej rany,
targały nią ostatnie przedśmiertelne drgawki. Nikt nie mógł już nic zrobić.
Adam jeszcze przez chwilę patrzył jak gorąca krew plami i wsiąka w jasnozieloną
pościel, jak barwi jej blond włosy. Pochylił się nad nią, żeby odgarnąć jej
loki i złożył pocałunek na jej policzku.
- Teraz
śpij maleńka.
Wyszedł.
A raczej zniknął. Nikt go nie widział, nikt nie będzie podejrzewał. Jednak
zamiast prosto do domu pojechał do lasu, który tak dobrze znał. Oprócz zgliszcz
ukrytych pod cienką warstwą świeżego śniegu, nie było tam nic. Zatrzymał się i
żeby się uspokoić wziął spory łyk z piersiówki, po czym wysiadł, żeby zapalić
papierosa. Mroźne powietrze nie otrzeźwiło go, a zaciąganie się dymem nie
odsunęło myśli od podwójnego morderstwa. Zabił ją bez powodu, na tle osobistym.
Nie mógł łączyć pracy z życiem osobistym. Zabił ją z zazdrości, z strachu, dla
przyjemności. Zabił ją, bo mógł. Odrzucił myśl o żalu, żal był dla głupców.
Dokończył
papierosa i wsiadł z powrotem zamiarem powrotu do domu i zakończenia innych,
ważniejszych spraw. Na pewno jutro Tonny dowie się o śmierci tego idioty. Nikt
nie pochyli się nad losem Lili.
Adam
zajrzał do schowka – obok książki, która należała do Matyldy wciąż leżało małe,
tekturowe pudełko z jego danymi i adresem. Odebrał je już dawno temu, ale nigdy
nie był aż tak pewny, że należy je otworzyć.
Obudziło
mnie ciche szuranie, chociaż pękała mi głowa, od razu domyśliłam się, że to
Assassino szuka towarzystwa. Zwlekłam się z łóżka i w puściłam go do środka,
ten położył się w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą leżałam i spojrzał na
mnie tymi swoimi wielkimi oczami. Mimowolnie się uśmiechnęłam, byłam jedną z
nielicznych osób, które uśmiechają się na widok tego psa. Nawet nie próbowałam
go przesunąć, tylko położyłam się obok niego. Ciekawe gdzie podziewał się jego
pan. Rozejrzałam się po sypialni – Adama też nie było. Czego ja się mogłam spodziewać?
Jego nigdy nie ma.
- April,
kochanie, już wstałaś? – stanął w progu. – Ej, Assassino idź do siebie, to nie
jest twoje posłanie.
- Już
myślałem, że znowu poszedłeś załatwiać jakieś ważne sprawy – westchnęłam
podnosząc się na łokciach. Mój mąż wyglądał elegancko jak zawsze. Idealna
błękitna koszula, pasek, zegarek. Zauważyłam, że w ręku trzyma mój kubek.
-
Zjeżdżaj stąd – pociągnął psa za obrożę – znowu będę miał wszystko w jego
sierści, kochanie mówiłem, żebyś go nie wpuszczała.
- Ale
ciebie znowu nie było – tłumaczyłam się tonem małej dziewczynki.
- Bo
robiłem mojej żonie Cappuccino – zamknął drzwi za zwierzakiem, po czym podał mi
kubek i usiadł obok. – Nie często ci to mówiłem, ale jesteś piękna, idealna –
pocałował mnie w policzek.
-
Musiałeś od rana pić? – natychmiast wyczułam zapach alkoholu. Odłożyłam kubek,
chociaż upiłam ledwo dwa łyki. – Powiesz mi dlaczego już się ubrałeś?
- Bo
dochodzi dziesiąta – powiedział lekko.
- Adam…
powiedz mi coś więcej. Zabiłeś kogoś? – wpatrywałam się w niego, ale on nawet
nie drgnął. Nie musiał mówić, brak reakcji był wystarczającą odpowiedzią. – Mam
nadzieję, że to nikt z moich znajomych – zmusiłam się do mało śmiesznego żartu.
- Nie,
to nie byli twoi znajomi – Lili na pewno nie, a jego przecież nikt nie znał.
Poprawił mankiety koszuli, był zmuszony założyć nową po tym jak krew
rozpryskując się po pokoju zabrudziła tą białą.
O nic
więcej nie pytałam. Przytuliłam go tylko do siebie, czułam jak bardzo męczą go
takie spotkania, jak nieudolnie ukrywa napięcie mięśni, jak zamyka się w sobie.
- Nie
zdjęłaś jej jeszcze – spojrzał na bransoletkę zdobiącą mój nadgarstek.
- Nie –
odsunął się ode mnie tak, żeby móc na patrzeć mi w oczy. Po kilku sekundach
jego wzrok spoczął na moich piersiach. Instynktownie zakryłam je ramionami, ale
mojego męża rozśmieszyła ta reakcja.
- Nie
wstydź się mnie – powiedział łagodnie wyciągając ręce do delikatnych haftek na
moich plecach – jesteś moją żoną, moim szczęściem. Chcę widzieć cię całą.
- Jakoś
dziwnie się zachowujesz – patrzyłam na niego podejrzliwie, co jednak nie
przeszkodziło w rozpięciu mojego stanika.
-
Dziwnie, bo pragnę mojej żony? – nie zdążyłam odpowiedzieć, bo już mnie
całował. Nie mogłam mu się oprzeć, nie chciałam. Jego pocałunki były jeszcze
bardziej zachłanne niż zwykle, jeszcze bardziej gorące. Sama nie wiem, kiedy
zaczęłam rozpinać kolejne guziki jego koszuli. Podniecało mnie to jeszcze
bardziej, po chwili z trudnością rozpięłam skórzany pasek.
-
Jesteśmy sami? – chciałam się upewnić. Uwodzicielsko przygryzłam wargi.
- Tylko
ja, ty i ten kundel – położył mnie na plecach. Pocałunkami pieścił moje
odsłonięte ramiona, rozkoszował się moim ciałem. – Jesteś taka cudowna,
uwielbiam twoją skórę… jest taka… delikatna i gładka – zachwycał się, a ja
słuchałam go coraz bardziej zdumiona. Kolejne pocałunki stopniowo budziły moje
pożądanie, każdy dotyk potęgował je jeszcze bardziej, a dotykał mnie tak, jakby
robił to pierwszy raz. Pieściliśmy się powoli, pozwoliłam narzucić mu jego
tempo. Nigdy nie przeszkadzało mi to, że to mój mąż szeptał mi co mam robić.
- Adaś,
nie, jeszcze nie – przerwałam mu kiedy chciał zdjąć moje obrzydliwie drogie
majteczki – przytul mnie mocno – zrobił to, o co go poprosiłam. Tulił mnie do
siebie całując moje rozdygotane podnieceniem usta.
To była
jedna z najlepszych chwil, które spędziliśmy razem w łóżku.
- Mam
dla ciebie propozycję – zaczął, kiedy leżeliśmy obok siebie.
- Na co
masz ochotę? – oparłam się skrzyżowanymi ramionami o jego nagą klatkę
piersiową.
- Chodź
do samochodu – podekscytowany zerwał się z łózka. Oniemiała patrzyłam jak
ubiera się w pośpiechu, kiedy tylko zapiął spodnie rzucił mi swoją koszulę. –
Idź do swojego pokoju po jakieś ubrania, ale najpierw załóż coś na siebie, nie
chcę, żebyś chodziła po domu… tak – z uśmiechem wskazał na moje ciało.
- Hmm… –
westchnęłam, ale wzięłam koszulkę i wstałam – pomożesz mi się ubrać?
- Kotek,
nie mamy czasu – zarzucił mi ją na ramiona i zapiął tylko trzy guziki. Po chwili
w duchu podziękowałam mu za to, że kazał mi się ubrać.
- O,
Bastian – krzyknęłam widząc jak chłopak przemyka się korytarzem.
- April?
Kochanie, chodź na chwilę – pociągnął mnie za ramię. Wydawał się w ogóle nie
zwracać uwagi na to, jak jestem ubrana.
- Nie
możemy porozmawiać później? – jęknęłam próbując się wyrwać. – Adam na mnie
czeka.
-
Przepraszam, nie sądziłem, że jesteś zajęta – spojrzał mi w oczy. Sebastian też
był podekscytowany, widziałam to w jego rozszerzonych źrenicach otoczonych
ciemnymi tęczówkami. Poszłam za nim i posłusznie usiadłam na krawędzi jego
niepościelonego łóżka, wciąż starałam się zasłaniać koszulą jak najwięcej,
kiedy mówił zapięłam resztę białych guziczków. – Rozmawiałem z Kelly. Nie chciała
mnie wpuścić, ale w końcu zgodziła się zobaczyć się ze mną. Nie było jej
rodziców… pozwoliła mi się dotknąć…
-
Zrobiłeś jej krzywdę? – podniosłam głowę.
- Nie,
powiedziałem, że zaopiekuję się naszym dzieckiem – uklęknął, żeby wziąć moje
dłonie w swoje.
-
Waszym? Nic nie rozumiem, jeszcze miesiąc temu nie chciałeś jej znać – wstałam.
- Ale to
jest moje dziecko, ona może mnie już nie kocha – wyczułam te delikatne
załamanie jego głosu – ale to dziecko, ono musi mnie kochać.
- Co się
tu dzieje? – Adam bez pukania wtargnął do jego sypialni. Wściekłość,
zniecierpliwienie i zazdrość błyskały w jego oczach, tym bardziej, że zastał
nas w takiej pozycji. Kilka niecenzuralnych słów skierował do przyszłego ojca. Wystarczyło
jedno szybkie spojrzenie, a Adam przeprosił mnie – April, chcę pomówić z nim na
osobności – wiedząc, że zapowiada się poważna rozmowa, wyszłam, ale usłyszałam
jeszcze jedno zdanie adresowane do Bastiana i jego krótką odpowiedź – w końcu
zachowałeś się jak mężczyzna.
- Zrobię
z niego rasowego zabójcę.
Szybko
założyłam pierwsze lepsze ciuchy, które znalazłam w szafie. Myślałam, że ta
męska rozmowa potrwa dłużej, ale Adam już czekał na mnie w korytarzu i bez
słowa pociągnął mnie do samochodu, nie pozwolił mi nawet założyć płaszcza. Przekręcił
kluczyk w stacyjce, żeby móc włączyć klimatyzację.
-
Zajrzyj do schowka – intensywnie się we mnie wpatrywał. Z lekką obawą uchyliłam
małe drzwiczki. W środku była książka, bez zastanowienia wzięłam ją do ręki.
- Zamczysko
w Otranto? To chyba bardzo stare – nie pokusiłam się nawet o przejrzenie
pierwszych stron.
- Nie –
natychmiast mi ją zabrał, zdenerwował się. – To pudełko.
Rzeczywiście,
dalej było małe zapieczętowane pudełeczko opatrzone nazwiskiem i adresem mojego
męża. Wzrokiem pozwolił mi je otworzyć. Najpierw przeczytałam notatkę „To jest
to, o co nie śmiała poprosić mnie twoja żona. Josh.” Pod kartką, w dwóch oddzielnych
woreczkach zapakowane były dwie czarne pigułki.
- Adam,
nie rozumiem – rozchyliłam wargi w nadziei, że udzieli mi rzeczowej odpowiedzi.
-
Popełniłem bardzo duży błąd, pomogłem komuś – patrzył przed siebie zamiast na
mnie – i teraz to odwróciło się przeciwko mnie. Tutaj nie ma już miejsca dla
mnie. Josh powiedział mi, że chcesz być normalna.
- Tak,
ale… Adam, dlaczego mówisz do mnie w ten sposób? Mam uwierzyć, że po połknięciu
tej małej tabletki przestanę słyszeć te przeklęte głosy, a ty nie będziesz już
widział przyjemności w zabijaniu?
- Tak,
tylko… jest jeden problem, bo te tabletki… one… nie są sprawdzone – w końcu
odwrócił głowę w moją stronę – kochanie, zrozumiem jeśli powiesz nie. Mam je od
dwóch tygodni.
- Skąd
Josh wiedział, że właśnie po to do niego przyjechałam? – czułam jak przechodzą
mnie dreszcze.
- Bo to
Josh. Ja tylko nie wiem jak będzie po…
- Chcesz
to zrobić? – zapytałam jak najbardziej poważnie. – Ja cię kocham, ale to życie…
też je pokochałam. Co jeśli się nie uda? A jeśli ja nadal będę miała dziewiętnaście
lat, a ty trzysta?
-
Właśnie tego się obawiam – westchnął.
-
Pocałuj mnie – czułam jak podczas tego pocałunku rozluźniają się jego napięte
mięśnie. – Nie zrobimy tego. Jeszcze nie teraz – dodałam. Wciąż trzymałam
dłonie na jego policzkach. – Za bardzo cię kocham, żeby to narażać. Pomogłeś
komuś i?
- Moja
praca, ja… oddałam dług jednego faceta zamiast odebrać od niego tą kasę za
wszelką cenę. dowiedziała się o tym jego dziewczyna, ale dzisiaj rano… zabiłem
ich obydwoje – szeptał.
- Adam, spójrz
na mnie, Adam… czy ktoś oprócz nich wie, co zrobiłeś? Nie myśl o tym teraz, a
ja przechowam te tabletki do… do następnego razu.
- Nie
będzie następnego razu – powiedział stanowczo. Zabrał mi jedną i połknął nawet
nie popijając. Bez zastanowienia zrobiłam to samo. – Jeżeli przez najbliższe
kilka minut nie umrę, to… – nie dokończył, jego ciałem targały drgawki, oczy
prawie zapłonęły. Mój organizm zareagował podobnie. Po chwili napad i ból minął.
- Przepraszam,
kim pan jest? – zapytałam przystojnego mężczyznę siedzącego za kierownicą.
- Nie
wiem kim pani jest, ale chyba panią kocham – prawie siłą przycisnął mnie do
siebie i fanatycznie całował moje usta.
Koniec. Najwytrwalsi dotrwali aż do tego momentu i właśnie tutaj kończy się historia April i Adama, chociaż można było by pociągnąć to jeszcze przez co najmniej 100 stron. Będzie mi tego brakowało, ale uznałam, że już czas - klasa maturalna. Znając życie niedługo znowu zacznę pisać, bo za bardzo to kocham, ale tym razem nie będę tego publikować i tak nie pisałam regularnie.
Mam nadzieję, że zakończenie nie jest takie złe, nie chciałam zabijać ani Adama, ani April, więc zabiłam nieznajomego szatyna i Lili.
Pozdrawiam i ściskam, wasza A .