sobota, 16 marca 2013

Rozdział VII





Byłam trochę poirytowana całą tą sytuacją, ale nie mogłam wymagać od nich szczerości. Przebywanie z bandą demonów nauczyło mnie już, żeby nikomu nie ufać i liczyć tylko na siebie. Alex posunął się o krok za daleko wymagając ode mnie zaangażowania i miłości, poniósł tego konsekwencje.
Odwróciłam się, żeby zobaczyć, kto przyszedł. Bastian i dwóch mężczyzn witali się właśnie z grupką w białych koszulach. Obydwaj byli tego samego wzrostu, ale oprócz tego różniło ich wszystko: od koloru włosów, do fasonu marynarek. Jeden z nich miał krótko obcięte, ciemnobrązowe włosy, mocno zarysowane kości policzkowe i kanciasty podbródek, kiedy się uśmiechał na jego policzkach pojawiały się delikatne dołeczki. Spod dopasowanej, popielatej marynarki próbowały przebić się napięte mięśnie. Drugi wydawał się w ogóle nie zwracać uwagi na to, co dzieje się dookoła niego. Patrzył na wszystko jakby od niechcenia, jakby w ogóle nie chciał tu być. Miał na sobie garnitur w kolorze głębokiej czerni kontrastującej z jego jasnymi włosami. Kiedy spojrzał w moją stronę mało nie zemdlałam – jego oczy, było w nich coś fascynującego.
- To jest Ares, a to Arthur – najpierw przywitałam się z blondynem, potem z brunetem.
- Miło mi poznać, nazywam się April.
- A więc to jest imię godne anioła – komplementował mnie Arthur.
- Chyba bogini – Ares puścił mi oczko. Usłyszałam cichy szept za swoimi plecami, a więc to był ten Ares, o którym mówiła wcześniej Valerie. Szkoda tylko, że nie zrozumiałam żadnego z jej zdań.
- Dużo o tobie słyszałem – zaczął Arthur.
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy – uśmiechnęłam się uroczo i upiłam malutki łyczek okropnego wina.
Myślałam, że będę miała trudności z nawiązaniem kontaktu z tak dużą grupą nieznanych osób i bardzo się nie pomyliłam. Na pozór wszyscy byli dla mnie mili, ale kiedy tylko odwracałam wzrok, szeptali coś do siebie. Po godzinie spędzonej w takiej atmosferze nie wytrzymałam i podeszłam do Bastiana, który cały czas wodził oczami za Rose.
- Dlaczego ona mnie nie widzi? – zapytał, kiedy usiadłam obok niego na czerwonej kanapie.
- Po pierwsze przestań już pić – wzięłam od niego pusty już kieliszek – dziewczyny nie lubią pijanych facetów, a tobie nie dużo brakuje. Po drugie może po prostu podejdź do niej i porozmawiajcie albo chociaż zaproś ją do tańca.
Rozejrzałam się po pokoju – większość gości bujała się w rytm spokojnej muzyki, inni rozmawiali w mroku popijając drinki. Miałam zamiar porozmawiać z Adamem, ale nie mogłam go znaleźć.
- Patrz, ona tańczy z Victorem – podniósł zamglone od alkoholu oczy na parę kilka metrów od nas.
- Zaraz skończy się ta piosenka podejdź do niej i … – nie dał mi dokończyć.
- Dla ciebie wszystko jest takie proste. Alex zakochał się w tobie bez pamięci, Adam świata poza tobą nie widzi. Nigdy nie musiałaś się o nikogo starać.
- Porozmawiam z nią – poklepałam go po ramieniu. Wzmiankę o Alexie i Adamie puściłam mimo uszu. – Możesz odpowiedzieć mi na jedno pytanie?
Jego milczenie uznałam za aprobatę.
- Dlaczego wszyscy tak dziwnie na mnie patrzą?
- Jakby ci to powiedzieć… – zastanawiał się na głos – po prostu nie powinnaś zakładać dzisiaj białej sukienki.
- Dlaczego?
- Zapytaj Justina – wstał, bo właśnie skończyła się piosenka i Rose samotnie zmierzała w nasza stronę. Bastian nachylił się nad nią i szepnął jej coś do ucha. Objęła go za szyję, on ją w tali. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Nawet nie zauważyłam, kiedy dostałam kolejny kieliszek wina, dopiero głos Aresa wyrwał mnie z zamyślenia.
- Dlaczego nie tańczysz?
- Widziałeś Justina? – zignorowałam jego pytanie.
- Widziałem jak rozmawiał z Catrine.
- Z kim? – nie mogłam przypomnieć sobie, żebym witała się z kimś o takim imieniu. Poznałam później jeszcze kilka osób, ale Catrine… Nie, nie mogłam z nią rozmawiać. – Gdzie oni są?
- Pewnie na górze – kątem oka spostrzegłam Adama rozmawiającego z Valerią.
- Przepraszam na chwilę – uśmiechnęłam się do niego i prawie pobiegłam w stronę drzwi.
Na korytarzu było ciemno, tylko nikła stróżka światła wymykała się spod drzwi prowadzących do pokoju Justina. Niewiele myśląc zapukałam. Nikt nie odpowiedział, więc zapukałam jeszcze głośniej. Po chwili w progu stanął zdenerwowany chłopak z rozpiętą koszulą.
- Tak, przeszkadzasz – powiedział i już chciał zamknąć przede mną drzwi, przytrzymałam je dłonią.
- Jedno pytanie, dlaczego nie powinnam zakładać dzisiaj białej sukienki?
- Może dlatego, że zabiłaś Alexa, a dzisiaj jest stypa? – zatrzasnął drzwi.
- Kto to był? – usłyszałam kobiecy głos.
Zamurowało mnie. Dlaczego nikt nie powiedział mi o charakterze tego spotkania? Stąd te wszystkie szepty i sztuczne uśmiechy dziewcząt, te ciągłe komplementowanie mojej sukienki. Jak mogłam się tego nie domyślić, przecież minęły już prawie trzy tygodnie, a wieści szybko się rozchodzą. Zdziwił mnie tylko entuzjazm Adama. Dlaczego to wszystko odbywało się w takiej atmosferze, jakby było ty zwykłe spotkanie towarzyskie – znajomi, alkohol, muzyka. Bastian podrywał Rose, Justin zabawiał się w pokoju z Catrine, Adam próbował obronić mnie przed wzrokiem wszystkich mężczyzn, nie tak to powinno wyglądać.
Pobiegłam do mojego pokoju. Włączyłam światło, które zamroczyło mnie na ułamek sekundy i otworzyłam obszerną szafę. Wyjęłam sukienkę z tiulu, miałam trudności z zawiązaniem gorsetu, ale po kilku próbach mi się udało. Założywszy ją, szybko wróciłam do gości. Starałam się nie rzucać w oczy, ale już przy drzwiach zaczepiła mnie Valerie.
- Widzę, że zmieniłaś sukienkę – uśmiechnęła się do mnie z udawaną serdecznością. – Tak, przynajmniej to możesz dla niego zrobić.
- Tak, ale moja sukienka, nawet nie może równać się z twoją – chciałam, żeby przestała mówić o Alexie.
- Nie przesadzaj – znowu objęła mnie w tali – który z chłopaków ją kupił? Oni mają świetny gust – ironizowała. Na szczęście zobaczyłam Adama idącego w naszym kierunku.
- Przepraszam cię na chwilę – minęłam ją i stanęłam naprzeciwko chłopaka.
- W białej było ci lepiej – upił łyk whisky.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- A pytałaś?
- Załóżmy, że to mój błąd, ale dlaczego nie raczyłeś tego sprostować?
- Bo wyglądałaś w niej obłędnie, a bez niej pewnie jeszcze piękniej – zabrałam mu szklankę zanim zdążył wziąć następny łyk.
- A zresztą rób co chcesz dżentelmenie dwudziestego pierwszego wieku. A właśnie, pamiętasz jak mówiłeś mi, żebym była dla wszystkich miła?
- Tak – odebrał mi szkło.
- Czy bycie damą i słuchanie we wszystkim mężczyzn jest równoznaczne z chodzeniem z nimi do łóżka?
- Nie zrobisz tego – syknął zbliżając usta do mojego policzka.
- Nie martw się, dla ciebie tez mogę być damą – niespodziewanie dla niego pocałowałam jego rozgrzane alkoholem usta.
Tak jak sądziłam Ares tylko czekał, aż skończę rozmowę z Aresem. Zanim zdążył coś powiedzieć zaproponowałam:
- Mógłbyś wyjść ze mną na zewnątrz? Trochę tu duszno – zrobiłam minę słabej i delikatnej kobiety uznającą wyższość mężczyzn. Kiedy tylko ten kiwną głową, obejrzałam się za siebie, by upewnić się czy na pewno Adam to widzi. Widział, chociaż jego oczy nie chciały tego zobaczyć.
Na dworze było już chłodno, a ja miałam na sobie tylko cienką sukienkę i obcasy, do których w dalszym ciągu nie mogłam się przyzwyczaić. Ares spojrzał na mnie tak jak nie patrzył na mnie jeszcze nigdy żaden mężczyzna. Nie byłam w stanie dokładnie rozpoznać koloru jego hipnotyzujących tęczówek, więc tym bardziej zaskoczyło mnie to, że jego oczy tak na mnie działają. Poczułam, że chce mi się spać, jakby moje oczy zamykały się pod naporem jego.
- Może usiądziemy? – objął mnie w pół, żebym nie potknęła się o bezwładne już nogi.
Zaczęło się ściemniać, tylko mgławe światło sączące się z lampy nad drzwiami domu z trudem oświetlało nam niewyraźną dróżkę.
- To mój samochód – wskazał duże, czarne auto kilka metrów od nas.
- Zimno mi – syknęłam – i bolą mnie nogi.
Otworzył mi drzwi i pomógł usadowić się na miejscu pasażera obok kierowcy. W środku pachniało wanilią mieszająca się z wieczną wilgotnością tego miejsca. Dopiero po kilku sekundach od zamknięcia się za Aresem drzwi, dotarł do mnie zapach jego perfum.
- Zdejmij te buty, widzę jak się męczysz – uśmiechnął się do mnie łagodnie.
- Szkoda, że nie tylko buty mnie męczą – zdjęłam je i rzuciłam na tylne siedzenia.
- Daj, rozmasuję je – położył sobie moje stopy na kolana. – A teraz mów co się stało.
- Ja po prostu nie chcę tutaj być.
- Możesz w każdej chwili wyjść – ton jego głosu stał się szorstki.
- Nie, nie o to chodzi – poprawiłam się – ja nie chcę mieszkać w tym domu, być potworem, chcę być normalna.
- Ja też tego nie chciałem, nie jesteś jedyna. Miałem być sportowcem, biegać jak Bolt, a nie mordować ludzi – parzył tępo przed siebie.– Byłem dobry, z czasem stałem się zbyt dobry.
- Koniec twoich marzeń – westchnęłam.
- Teraz mam inne – odwrócił się w moją stronę z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Jakie? – zaintrygował mnie.
- Znaleźć moją Afrodytę.
O mało nie zakrztusiłam się powietrzem. Właśnie to miała na myśli Valerie nazywając mnie imieniem greckiej boginki. Wszystko układało się w jedną, spójną całość.
- Teraz już nie trenujesz? – spłoszona wróciłam do poprzedniego tematu.
- Trochę biegałem, ale to i tak nie ma sensu, bo nie mogę brać udziału w żadnych zawodach, ale dosyć o mnie. Jakie jest twoje marzenie?
- Marzenie? Żeby znaleźć swojego Ratha – odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.
Jego wzrok przesunął się z moich oczu na stopy, marmurowe dłonie delikatnie pieściły moją skórę przynosząc mi tym niewyobrażalna ulgę. Przez chwilę mogłam poczuć się tak jakby nigdy nie zmieniło się moje życie, jakby Ares był chłopakiem, z którem umawiałbym się po kryjomu, dla którego wcześniej kończyłabym lekcje. Znałam go od niecałych dwóch godzin, a już brałam pod uwagę możliwość systematycznego spotykania się z nim i chociaż wciąż tliła się we mnie resztka niezrozumiałego uczucia do Alexa i fizycznej fascynacji Adamem, to do Aresa nie czułam nic takiego. Owszem był przystojny, ale jakieś wewnętrze pozostałości norm moralnych wpajanych przez całe dzieciństwo, które wbrew zapewnieniom demonów nie przestały bezwiednie tułać się po mojej głowie, zakazywały pogłębiania nowej znajomości.
- Adam będzie się o mnie niepokoił. Wracajmy już – chciałam zabrać nogi z jego kolan, ale on przytrzymał je i spojrzał na mnie z iskrami w oczach.
- Wierzysz w to?
- Chciałbym, żeby tak było.
- Nie możesz mieć wszystkiego.
- Ale ja nie mam tylko jego.
- Jesteś jedyną osobą która tak myśli o Adamie.


Rozmowa z Aresem tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że jeżeli teraz nie zrobię nic z moim życiem to i tak zgruzowane już marzenia staną się nic nieznaczącym pyłem. Kiedy tylko weszliśmy z powrotem, chłopak zniknął mi z oczu, a ja z trudem przechodziłam pomiędzy ludźmi, których nie chciałam znać i którzy nie chcieli znać mnie. W powietrzu unosił się zapach alkoholu i drażniący dym niedopalonych papierosów i cygar. Wpadłam na Bastiana popijającego którąś już z kolei szklaneczkę whisky. Jego oczy patrzyły na mnie, ale nie było już w nich śladu codziennego blasku. Z całego towarzystwa to chyba ja najmniej wypiłam. Ja i może Justin, który miał inne sprawy na głowie.
- Gdzie jest Adam?
- Pewnie przysypia na kanapie albo próbuje wyrwać jakąś panienkę.
- Nisko go cenisz.
- Bo nisko upadł – zaśmiał się. – Ty nie pijesz? No tak, jesteś jeszcze za mała – sam sobie odpowiedział. – Tam jest – wskazał mi głową kierunek.
Adam wbrew przypuszczeniom Bastiana nie przytulał się do czerwonej kanapy, ani nie próbował wyrwać dziewczyn na swoje aroganckie teksty, tylko powoli sączył ciemny napój. Wolałabym, żeby tulił do siebie poduszkę.
- Adaś - próbowałam spojrzeć mu w oczy, ale on skutecznie się przed tym wzbraniał. – Adam, wiem, że nie powinnam rozmawiać z tobą w ten sposób, ale… – podniósł na mnie wzrok, dopiero wtedy mogłam zobaczyć w jakim był stanie. On, widząc moje na pół wystraszone, na pół przepraszające oczy, zacisnął dłoń na szkle, które z dźwięczymy hukiem rozprysło się na podłodze.
- Nawet nie wesz jak bardzo cieszy mnie twój widok – nie bełkotał, chociaż był już nieźle pijany.
- Właśnie widzę – kilka osób patrzyło w naszą stronę.
- Chodźmy na górę – procenty dodały mu jeszcze więcej siły i uwolniły resztę bezczelności, którą próbował ukryć.
- Jesteś pijany – mimo, że tak jak on, byłam demonem, nie miałam tyle siły, żeby wyzwolić się z jego objęć.
- A ty jesteś… jesteś…
- Dokończ, to cię zabiję.
- Do tej pory miałem cię za naiwne dziecko, a teraz do tego dochodzi niesłowne. Doskonale wiem, że nie jesteś w stanie zrobić mi nic złego. Zabić… Zabić to ty mogłaś takiego Alexa, dla którego znaczyłaś więcej niż wszystko, dla mnie znaczysz tyle, ile możesz mi dać. Wiesz jaka jest różnica pomiędzy ukochaną a kochanką?
Patrzył na mnie oczekując odpowiedzi, ale ja wcale nie zastanawiałam się nad jego pytaniem, tylko nad tym wszystkim, co powiedział. Miał rację. On zawsze miał rację, a mi nie pozostawało nic innego niż pokorne zgadzanie się z jego zdaniem.
- Nie wiesz? Ukochaną się kocha, a kochankę rżnie – uśmiechnął się do mnie z pogardliwą wyższością. – Nie chcę robić sceny przy wszystkich, więc jak przystało na damę chodź ze mną grzecznie.
- Damą? Wracaj do swojej epoki dżentelmenie – próbowałam się wyrwać, ale jego ramiona ściskały mnie zbyt mocno.
- Dżentelmen nie musi pytać o zgodę, dżentelmen wie, że może.
Miałam wrażenie jakby nikogo oprócz nas nie było w pokoju, panowała cisza, którą tylko ja słyszałam. Adam, moje sekundowe znieruchomienie, uznał za aprobatę, bo ściskając mnie jeszcze mocniej poprowadził do drzwi. Kiedy ktoś zamknął je za nami, na chwilę rozluźnił uścisk, żeby móc wziąć mnie na ręce. Szedł co drugi schodek, coraz szybciej, coraz bardziej mnie do siebie przyciskając. Nie krzyczałam, nie wyrywałam się, bo Adam w jednej chwili stał się dla mnie mężczyzną, którego pragnęłam mieć, który moje nie miał za tak.
Pijane dłonie rozrywały niewinny tiul, usta całowały grzeszne usta.

8 komentarzy:

  1. Cudo, bardzo mi sie podoba ;33

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeja, nawet nie wiem co napisac, podoba mi sie twoj styl pisania. Kocham twoje opowiadanie xDD. sposób w jaki opisujesz to wszystko ... nie no nie znam słów , zeby to opisac.
    Nie wiem, czy o to prosilam, ale proszę teraz. Jesli mozesz to informuj mnie o NN na GG --> 35222771, albo na moim blogu :0 pozdrawiam :*
    ( na-drodze-do-szczescia-bloogl.pl )

    OdpowiedzUsuń
  3. poidziwiam ludzi, którzy piszą sami no tak jakby z tego można zrobić już ksiązkę.
    Aha i było by lepeij gdybyś wyłaączyła werfikacje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne,dziwie się ,ze jest tu tak mało obserwatorów bo naprawdę fajnie i ciekawie piszesz.Wygląd bloga teżż Boski *.*
    http://world--of--teenagers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. wygląd bloga bardzo fajny :D i ładnie piszesz. :* świetny blog ♥
    obserwujemy : ) zapraszamy do Nas ;dd http://przyjazn-jest-piekna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. świetnie piszesz. Uwielbiam takie opowiadania, a Twoje jest bardzo wciągające. Jestem ciekawa co wydarzy się dalej. Blog bardzo przejrzysty, aż chce się wracać, pozdrawiam Invictus ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam serdecznie na trójeczkę czyli " Pamiętaj, że upadanie to rzecz ludzka. Nie wolno się załamywać. Sztuką nie jest poddać się, a wstać i iść dalej przed siebie. W końcu przestanie się upadać… " na http://na-drodze-do-szczescia.bloog.pl/ .
    Bardzo liczę na szczery komentarz z Twojej strony.
    Pozdrawiam, Jaga20098 :*
    Jeśli nie czytasz, zignoruj.

    OdpowiedzUsuń
  8. Opowiadanie super :D
    Fajnie piszesz, z takim luzem D:
    http://i-want-to-live-my-life-alone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń