Byłam trochę poirytowana całą tą sytuacją, ale nie mogłam wymagać od nich szczerości. Przebywanie z bandą demonów nauczyło mnie już, żeby nikomu nie ufać i liczyć tylko na siebie. Alex posunął się o krok za daleko wymagając ode mnie zaangażowania i miłości, poniósł tego konsekwencje.
Odwróciłam się, żeby zobaczyć, kto
przyszedł. Bastian i dwóch mężczyzn witali się właśnie z grupką w białych
koszulach. Obydwaj byli tego samego wzrostu, ale oprócz tego różniło ich
wszystko: od koloru włosów, do fasonu marynarek. Jeden z nich miał krótko
obcięte, ciemnobrązowe włosy, mocno zarysowane kości policzkowe i kanciasty
podbródek, kiedy się uśmiechał na jego policzkach pojawiały się delikatne
dołeczki. Spod dopasowanej, popielatej marynarki próbowały przebić się napięte
mięśnie. Drugi wydawał się w ogóle nie zwracać uwagi na to, co dzieje się
dookoła niego. Patrzył na wszystko jakby od niechcenia, jakby w ogóle nie
chciał tu być. Miał na sobie garnitur w kolorze głębokiej czerni kontrastującej
z jego jasnymi włosami. Kiedy spojrzał w moją stronę mało nie zemdlałam – jego
oczy, było w nich coś fascynującego.
- To jest Ares, a to Arthur – najpierw
przywitałam się z blondynem, potem z brunetem.
- Miło mi poznać, nazywam się April.
- A więc to jest imię godne anioła –
komplementował mnie Arthur.
- Chyba bogini – Ares puścił mi oczko.
Usłyszałam cichy szept za swoimi plecami, a więc to był ten Ares, o którym
mówiła wcześniej Valerie. Szkoda tylko, że nie zrozumiałam żadnego z jej zdań.
- Dużo o tobie słyszałem – zaczął
Arthur.
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy –
uśmiechnęłam się uroczo i upiłam malutki łyczek okropnego wina.
Myślałam, że będę miała trudności z
nawiązaniem kontaktu z tak dużą grupą nieznanych osób i bardzo się nie
pomyliłam. Na pozór wszyscy byli dla mnie mili, ale kiedy tylko odwracałam
wzrok, szeptali coś do siebie. Po godzinie spędzonej w takiej atmosferze nie
wytrzymałam i podeszłam do Bastiana, który cały czas wodził oczami za Rose.
- Dlaczego ona mnie nie widzi? –
zapytał, kiedy usiadłam obok niego na czerwonej kanapie.
- Po pierwsze przestań już pić –
wzięłam od niego pusty już kieliszek – dziewczyny nie lubią pijanych facetów, a
tobie nie dużo brakuje. Po drugie może po prostu podejdź do niej i
porozmawiajcie albo chociaż zaproś ją do tańca.
Rozejrzałam się po pokoju – większość
gości bujała się w rytm spokojnej muzyki, inni rozmawiali w mroku popijając
drinki. Miałam zamiar porozmawiać z Adamem, ale nie mogłam go znaleźć.
- Patrz, ona tańczy z Victorem –
podniósł zamglone od alkoholu oczy na parę kilka metrów od nas.
- Zaraz skończy się ta piosenka
podejdź do niej i … – nie dał mi dokończyć.
- Dla ciebie wszystko jest takie
proste. Alex zakochał się w tobie bez pamięci, Adam świata poza tobą nie widzi.
Nigdy nie musiałaś się o nikogo starać.
- Porozmawiam z nią – poklepałam go po
ramieniu. Wzmiankę o Alexie i Adamie puściłam mimo uszu. – Możesz odpowiedzieć
mi na jedno pytanie?
Jego milczenie uznałam za aprobatę.
- Dlaczego wszyscy tak dziwnie na mnie
patrzą?
- Jakby ci to powiedzieć… – zastanawiał
się na głos – po prostu nie powinnaś zakładać dzisiaj białej sukienki.
- Dlaczego?
- Zapytaj Justina – wstał, bo właśnie
skończyła się piosenka i Rose samotnie zmierzała w nasza stronę. Bastian
nachylił się nad nią i szepnął jej coś do ucha. Objęła go za szyję, on ją w
tali. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Nawet nie zauważyłam, kiedy dostałam
kolejny kieliszek wina, dopiero głos Aresa wyrwał mnie z zamyślenia.
- Dlaczego nie tańczysz?
- Widziałeś Justina? – zignorowałam
jego pytanie.
- Widziałem jak rozmawiał z Catrine.
- Z kim? – nie mogłam przypomnieć
sobie, żebym witała się z kimś o takim imieniu. Poznałam później jeszcze kilka
osób, ale Catrine… Nie, nie mogłam z nią rozmawiać. – Gdzie oni są?
- Pewnie na górze – kątem oka
spostrzegłam Adama rozmawiającego z Valerią.
- Przepraszam na chwilę – uśmiechnęłam
się do niego i prawie pobiegłam w stronę drzwi.
Na korytarzu było ciemno, tylko nikła
stróżka światła wymykała się spod drzwi prowadzących do pokoju Justina.
Niewiele myśląc zapukałam. Nikt nie odpowiedział, więc zapukałam jeszcze
głośniej. Po chwili w progu stanął zdenerwowany chłopak z rozpiętą koszulą.
- Tak, przeszkadzasz – powiedział i
już chciał zamknąć przede mną drzwi, przytrzymałam je dłonią.
- Jedno pytanie, dlaczego nie powinnam
zakładać dzisiaj białej sukienki?
- Może dlatego, że zabiłaś Alexa, a
dzisiaj jest stypa? – zatrzasnął drzwi.
- Kto to był? – usłyszałam kobiecy
głos.
Zamurowało mnie. Dlaczego nikt nie
powiedział mi o charakterze tego spotkania? Stąd te wszystkie szepty i sztuczne
uśmiechy dziewcząt, te ciągłe komplementowanie mojej sukienki. Jak mogłam się
tego nie domyślić, przecież minęły już prawie trzy tygodnie, a wieści szybko
się rozchodzą. Zdziwił mnie tylko entuzjazm Adama. Dlaczego to wszystko
odbywało się w takiej atmosferze, jakby było ty zwykłe spotkanie towarzyskie –
znajomi, alkohol, muzyka. Bastian podrywał Rose, Justin zabawiał się w pokoju z
Catrine, Adam próbował obronić mnie przed wzrokiem wszystkich mężczyzn, nie tak
to powinno wyglądać.
Pobiegłam do mojego pokoju. Włączyłam
światło, które zamroczyło mnie na ułamek sekundy i otworzyłam obszerną szafę.
Wyjęłam sukienkę z tiulu, miałam trudności z zawiązaniem gorsetu, ale po kilku
próbach mi się udało. Założywszy ją, szybko wróciłam do gości. Starałam się nie
rzucać w oczy, ale już przy drzwiach zaczepiła mnie Valerie.
- Widzę, że zmieniłaś sukienkę –
uśmiechnęła się do mnie z udawaną serdecznością. – Tak, przynajmniej to możesz
dla niego zrobić.
- Tak, ale moja sukienka, nawet nie
może równać się z twoją – chciałam, żeby przestała mówić o Alexie.
- Nie przesadzaj – znowu objęła mnie w
tali – który z chłopaków ją kupił? Oni mają świetny gust – ironizowała. Na
szczęście zobaczyłam Adama idącego w naszym kierunku.
- Przepraszam cię na chwilę – minęłam
ją i stanęłam naprzeciwko chłopaka.
- W białej było ci lepiej – upił łyk
whisky.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- A pytałaś?
- Załóżmy, że to mój błąd, ale
dlaczego nie raczyłeś tego sprostować?
- Bo wyglądałaś w niej obłędnie, a bez
niej pewnie jeszcze piękniej – zabrałam mu szklankę zanim zdążył wziąć następny
łyk.
- A zresztą rób co chcesz dżentelmenie
dwudziestego pierwszego wieku. A właśnie, pamiętasz jak mówiłeś mi, żebym była
dla wszystkich miła?
- Tak – odebrał mi szkło.
- Czy bycie damą i słuchanie we
wszystkim mężczyzn jest równoznaczne z chodzeniem z nimi do łóżka?
- Nie zrobisz tego – syknął zbliżając
usta do mojego policzka.
- Nie martw się, dla ciebie tez mogę
być damą – niespodziewanie dla niego pocałowałam jego rozgrzane alkoholem usta.
Tak jak sądziłam Ares tylko czekał, aż
skończę rozmowę z Aresem. Zanim zdążył coś powiedzieć zaproponowałam:
- Mógłbyś wyjść ze mną na zewnątrz?
Trochę tu duszno – zrobiłam minę słabej i delikatnej kobiety uznającą wyższość
mężczyzn. Kiedy tylko ten kiwną głową, obejrzałam się za siebie, by upewnić się
czy na pewno Adam to widzi. Widział, chociaż jego oczy nie chciały tego
zobaczyć.
Na dworze było już chłodno, a ja
miałam na sobie tylko cienką sukienkę i obcasy, do których w dalszym ciągu nie
mogłam się przyzwyczaić. Ares spojrzał na mnie tak jak nie patrzył na mnie
jeszcze nigdy żaden mężczyzna. Nie byłam w stanie dokładnie rozpoznać koloru
jego hipnotyzujących tęczówek, więc tym bardziej zaskoczyło mnie to, że jego
oczy tak na mnie działają. Poczułam, że chce mi się spać, jakby moje oczy
zamykały się pod naporem jego.
- Może usiądziemy? – objął mnie w pół,
żebym nie potknęła się o bezwładne już nogi.
Zaczęło się ściemniać, tylko mgławe
światło sączące się z lampy nad drzwiami domu z trudem oświetlało nam
niewyraźną dróżkę.
- To mój samochód – wskazał duże,
czarne auto kilka metrów od nas.
- Zimno mi – syknęłam – i bolą mnie
nogi.
Otworzył mi drzwi i pomógł usadowić
się na miejscu pasażera obok kierowcy. W środku pachniało wanilią mieszająca
się z wieczną wilgotnością tego miejsca. Dopiero po kilku sekundach od
zamknięcia się za Aresem drzwi, dotarł do mnie zapach jego perfum.
- Zdejmij te buty, widzę jak się
męczysz – uśmiechnął się do mnie łagodnie.
- Szkoda, że nie tylko buty mnie męczą
– zdjęłam je i rzuciłam na tylne siedzenia.
- Daj, rozmasuję je – położył sobie
moje stopy na kolana. – A teraz mów co się stało.
- Ja po prostu nie chcę tutaj być.
- Możesz w każdej chwili wyjść – ton
jego głosu stał się szorstki.
- Nie, nie o to chodzi – poprawiłam
się – ja nie chcę mieszkać w tym domu, być potworem, chcę być normalna.
- Ja też tego nie chciałem, nie jesteś
jedyna. Miałem być sportowcem, biegać jak Bolt, a nie mordować ludzi – parzył
tępo przed siebie.– Byłem dobry, z czasem stałem się zbyt dobry.
- Koniec twoich marzeń – westchnęłam.
- Teraz mam inne – odwrócił się w moją
stronę z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Jakie? – zaintrygował mnie.
- Znaleźć moją Afrodytę.
O mało nie zakrztusiłam się
powietrzem. Właśnie to miała na myśli Valerie nazywając mnie imieniem greckiej
boginki. Wszystko układało się w jedną, spójną całość.
- Teraz już nie trenujesz? – spłoszona
wróciłam do poprzedniego tematu.
- Trochę biegałem, ale to i tak nie ma
sensu, bo nie mogę brać udziału w żadnych zawodach, ale dosyć o mnie. Jakie
jest twoje marzenie?
- Marzenie? Żeby znaleźć swojego Ratha
– odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.
Jego wzrok przesunął się z moich oczu
na stopy, marmurowe dłonie delikatnie pieściły moją skórę przynosząc mi tym
niewyobrażalna ulgę. Przez chwilę mogłam poczuć się tak jakby nigdy nie
zmieniło się moje życie, jakby Ares był chłopakiem, z którem umawiałbym się po
kryjomu, dla którego wcześniej kończyłabym lekcje. Znałam go od niecałych dwóch
godzin, a już brałam pod uwagę możliwość systematycznego spotykania się z nim i
chociaż wciąż tliła się we mnie resztka niezrozumiałego uczucia do Alexa i
fizycznej fascynacji Adamem, to do Aresa nie czułam nic takiego. Owszem był przystojny,
ale jakieś wewnętrze pozostałości norm moralnych wpajanych przez całe dzieciństwo, które wbrew
zapewnieniom demonów nie przestały bezwiednie tułać się po mojej głowie,
zakazywały pogłębiania nowej znajomości.
- Adam będzie się o mnie niepokoił.
Wracajmy już – chciałam zabrać nogi z jego kolan, ale on przytrzymał je i
spojrzał na mnie z iskrami w oczach.
- Wierzysz w to?
- Chciałbym, żeby tak było.
- Nie możesz mieć wszystkiego.
- Ale ja nie mam tylko jego.
- Jesteś jedyną osobą która tak myśli
o Adamie.
Rozmowa z Aresem tylko utwierdziła
mnie w przekonaniu, że jeżeli teraz nie zrobię nic z moim życiem to i tak
zgruzowane już marzenia staną się nic nieznaczącym pyłem. Kiedy tylko weszliśmy
z powrotem, chłopak zniknął mi z oczu, a ja z trudem przechodziłam pomiędzy
ludźmi, których nie chciałam znać i którzy nie chcieli znać mnie. W powietrzu
unosił się zapach alkoholu i drażniący dym niedopalonych papierosów i cygar.
Wpadłam na Bastiana popijającego którąś już z kolei szklaneczkę whisky. Jego
oczy patrzyły na mnie, ale nie było już w nich śladu codziennego blasku. Z
całego towarzystwa to chyba ja najmniej wypiłam. Ja i może Justin, który miał
inne sprawy na głowie.
- Gdzie jest Adam?
- Pewnie przysypia na kanapie albo
próbuje wyrwać jakąś panienkę.
- Nisko go cenisz.
- Bo nisko upadł – zaśmiał się. – Ty
nie pijesz? No tak, jesteś jeszcze za mała – sam sobie odpowiedział. – Tam jest
– wskazał mi głową kierunek.
Adam wbrew przypuszczeniom Bastiana
nie przytulał się do czerwonej kanapy, ani nie próbował wyrwać dziewczyn na
swoje aroganckie teksty, tylko powoli sączył ciemny napój. Wolałabym, żeby
tulił do siebie poduszkę.
- Adaś - próbowałam spojrzeć mu w oczy,
ale on skutecznie się przed tym wzbraniał. – Adam, wiem, że nie powinnam
rozmawiać z tobą w ten sposób, ale… – podniósł na mnie wzrok, dopiero wtedy
mogłam zobaczyć w jakim był stanie. On, widząc moje na pół wystraszone, na pół
przepraszające oczy, zacisnął dłoń na szkle, które z dźwięczymy hukiem
rozprysło się na podłodze.
- Nawet
nie wesz jak bardzo cieszy mnie twój widok – nie bełkotał, chociaż był już
nieźle pijany.
- Właśnie widzę – kilka osób patrzyło
w naszą stronę.
- Chodźmy na górę – procenty dodały mu
jeszcze więcej siły i uwolniły resztę bezczelności, którą próbował ukryć.
- Jesteś pijany – mimo, że tak jak on,
byłam demonem, nie miałam tyle
siły, żeby wyzwolić się z jego objęć.
- A ty jesteś… jesteś…
- Dokończ, to cię zabiję.
- Do tej pory miałem cię za naiwne
dziecko, a teraz do tego dochodzi niesłowne. Doskonale wiem, że nie jesteś w
stanie zrobić mi nic złego. Zabić… Zabić to ty mogłaś takiego Alexa, dla
którego znaczyłaś więcej niż wszystko, dla mnie znaczysz tyle, ile możesz mi
dać. Wiesz jaka jest różnica pomiędzy ukochaną a kochanką?
Patrzył na mnie oczekując odpowiedzi,
ale ja wcale nie zastanawiałam się nad jego pytaniem, tylko nad tym wszystkim,
co powiedział. Miał rację. On zawsze miał rację, a mi nie pozostawało nic innego
niż pokorne zgadzanie się z jego zdaniem.
- Nie wiesz? Ukochaną się kocha, a
kochankę rżnie – uśmiechnął się do mnie z pogardliwą wyższością. – Nie chcę
robić sceny przy wszystkich, więc jak przystało na damę chodź ze mną grzecznie.
- Damą? Wracaj do swojej epoki
dżentelmenie – próbowałam się wyrwać, ale jego ramiona ściskały mnie zbyt
mocno.
- Dżentelmen nie musi pytać o zgodę,
dżentelmen wie, że może.
Miałam wrażenie jakby nikogo oprócz
nas nie było w pokoju, panowała cisza, którą tylko ja słyszałam. Adam, moje
sekundowe znieruchomienie, uznał za aprobatę, bo ściskając mnie jeszcze mocniej
poprowadził do drzwi. Kiedy ktoś zamknął je za nami, na chwilę rozluźnił uścisk,
żeby móc wziąć mnie na ręce. Szedł co drugi schodek, coraz szybciej, coraz
bardziej mnie do siebie przyciskając. Nie krzyczałam, nie wyrywałam się, bo
Adam w jednej chwili stał się dla mnie mężczyzną, którego pragnęłam mieć, który
moje nie miał za tak.
Pijane dłonie rozrywały niewinny tiul,
usta całowały grzeszne usta.
Cudo, bardzo mi sie podoba ;33
OdpowiedzUsuńJeja, nawet nie wiem co napisac, podoba mi sie twoj styl pisania. Kocham twoje opowiadanie xDD. sposób w jaki opisujesz to wszystko ... nie no nie znam słów , zeby to opisac.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy o to prosilam, ale proszę teraz. Jesli mozesz to informuj mnie o NN na GG --> 35222771, albo na moim blogu :0 pozdrawiam :*
( na-drodze-do-szczescia-bloogl.pl )
poidziwiam ludzi, którzy piszą sami no tak jakby z tego można zrobić już ksiązkę.
OdpowiedzUsuńAha i było by lepeij gdybyś wyłaączyła werfikacje.
Świetne,dziwie się ,ze jest tu tak mało obserwatorów bo naprawdę fajnie i ciekawie piszesz.Wygląd bloga teżż Boski *.*
OdpowiedzUsuńhttp://world--of--teenagers.blogspot.com/
wygląd bloga bardzo fajny :D i ładnie piszesz. :* świetny blog ♥
OdpowiedzUsuńobserwujemy : ) zapraszamy do Nas ;dd http://przyjazn-jest-piekna.blogspot.com/
świetnie piszesz. Uwielbiam takie opowiadania, a Twoje jest bardzo wciągające. Jestem ciekawa co wydarzy się dalej. Blog bardzo przejrzysty, aż chce się wracać, pozdrawiam Invictus ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie na trójeczkę czyli " Pamiętaj, że upadanie to rzecz ludzka. Nie wolno się załamywać. Sztuką nie jest poddać się, a wstać i iść dalej przed siebie. W końcu przestanie się upadać… " na http://na-drodze-do-szczescia.bloog.pl/ .
OdpowiedzUsuńBardzo liczę na szczery komentarz z Twojej strony.
Pozdrawiam, Jaga20098 :*
Jeśli nie czytasz, zignoruj.
Opowiadanie super :D
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, z takim luzem D:
http://i-want-to-live-my-life-alone.blogspot.com/