sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział VII

Młody Ortiz wracał do domu na piechotę. Nie przegrał samochodu, bo do tego nigdy by nie dopuścił, ale wolał brnąć w uliczkach tonących w potoczkach śniegu niż siedzieć w klimatyzowanym aucie – sądził, że tak łatwiej będzie zapomnieć mu o ty co wydarzyło się w nocy. Myśl, która raz przyszła mu do głowy, wciąż nie dawała mu spokoju. Pierwszy raz powiedział to na glos, chociaż nigdy nie myślał o tym na tyle poważnie, żeby przystąpić do działania.
Przypomniał sobie brak jakichkolwiek emocji towarzyszących grze dopóki nie postawił na szali srebrnej obrączki, dopiero wtedy zobaczył przed oczami jak żywą swoją żonę, którą jednak kocha i nie chce stracić. Nie liczyły się te przelotne romanse, o których nikt nie miał się nigdy dowiedzieć. Żałował ich, ale nie do tego stopnia, żeby ich zaprzestać, za bardzo ich pożądał. Podobał się kobietom i to wykorzystywał, żeby budować swoje ego.
Adam często grał w karty – poker czy brydż nie miały dla niego sekretów, ale ty razem był tak rozkojarzony, że przegrywał partię za partią. Stracił już wszystkie pieniądze jakie miał przy sobie, a czeki w tym towarzystwie nie były mile widziane, ale musiał jeszcze zagrać. Nie pomyślał o zegarku czy portfelu, który sam w sobie był już wartościowy, tylko o obrączce połyskującej na jego serdecznym palcu. Zdjął ją i z dźwięcznym brzdękiem rzucił na stół.
- Postawię to – mężczyzna z podwiniętymi rękawami białej koszuli, zmierzwionymi włosami i papierosem w ustach rozdał karty. Oślepiła go rządza odzyskania straconych pieniędzy, obrony swojej reputacji  i kompromitacji swoich dalekich znajomych.
Wiedział, że gdyby April zobaczyła co robi z symbolem ich związku od razu rzuciłaby się na niego z bezpośrednim zamiarem odebrania mu życia, ale teraz jej tutaj nie było. Był wolnym człowiekiem. Był wolnym demonem. Z uwagą przyglądał się swoim przeciwnikom rejestrując mikro-emocje, które pojawiały się na twarzach graczy, kiedy ci odkrywali swoje karty i których nie byli w stanie ukryć. Pasowali kolejni rywale. Patria zdawała się nie mieć końca. Adam nie mógł wrócić do domu bez obrączki. „Dupek” – skarcił się w myślach. Jego konkurent dobrał karty, co skutkowało pojawieniem się stróżek motu na jego skroniach. Mężczyzna rzucił karty na blat i nalał sobie koniaku.
Adam został jeszcze godzinę, żeby porozmawiać z tymi z pozoru pozbawionymi wyższych uczuć pijanymi mężczyznami o życiu i miłości. Narzekaniom na kobiety nie było końca, rozpływały się w kolejnych kieliszkach. Ortiz nie pił dużo, raczej udawał, żeby nie odstawać od grupy. Jakiś mężczyzna położył mu dłoń na ramieniu.
- Grałeś o własną obrączkę, więc albo nie masz już żadnych pieniędzy, albo żadnych uczuć.
Był to straszy pan o przyjaznej nieco pucołowatej twarzy i małych oczkach. Trzymał w ręku kieliszek, którym co chwila stukał się z nowymi znajomymi i upijał z niego małe łyki.
- Wiesz, ja nie wiem czy ona mnie kocha – sięgnął po swoją szklanką wypełnioną mocną whisky.
- Pytanie brzmi: czy ty ją kochasz? – Adam zerwał się z krzesła i wrzasnął:
- A kim ty do cholery jesteś, żeby mnie o to pytać? Nie znasz mnie, ani ja ciebie i niech tak zostanie!
Zdenerwowały go pytania wścibskiego staruszka. Nagle zrobiło mu się duszno i ciemno przed oczami, szkło wypadło z jego ręki i rozprysło się po pokoju. Wybiegł nie zwracając uwagi na pozostałych. Nie był w stanie wytrzymać tam ani chwili dłużej, chociaż wiedział, że wróci do tego mieszkania przy najbliższej okazji.
Było ciemno, chociaż dochodziła już piąta rano. Po samochód wpadnie po południu, na razie musiał się wykapać, przebrać i zastanowić się co tak naprawdę znaczy dla niego małżeństwo. Sam do niego doprowadził, a teraz sam… Nie, nie mógł teraz o tym myśleć. Nie mógł skrzywdzić osoby, którą kochał, ale czy ona była szczęśliwa? Zapewne nie. Trzeba było w końcu skończyć ten udawany związek. Spojrzeć prawdzie w oczy i wykrzyczeć, że nic oprócz tej pieprzonej miłości ich nie łączyło. To za mało, żeby razem cieszyć się życiem, ale nie mógł nikomu tego powiedzieć dopóki sam nie będzie pewny.
W końcu dotarł do domu mimo, że sam nie wiedział ile czasu mu to zajęło i jak tam trafił. Uważając, żeby nikogo nie obudzić, wziął zimny prysznic, żeby się otrzeźwić i położył się na wznak, z dłońmi na karku. Patrzył w sufit, na którym pokładało się jasne światło latarni przed domem. Gorąc panujący w pokoju nie pozwolił mu na spokojny sen, leżał więc na dopiero co zmienionej pościeli i czekał na cud, który zamknąłby mu oczy. Zmęczony wstał z łóżka i podszedłszy do okna, żeby wyjrzeć przez nie tęsknym wzrokiem, przyłożyć rozgrzaną dłoń do drżącej, chłodnej szyby, co pozwoliło mu chociaż na chwile nie czuć trawiącego go od środka żaru. Nieodparta chęć wyjścia z tego dusznego pokoju dała o sobie znać. Jeszcze chwilę bił się z myślami – wyjść czy zostać. Wyszedł. W całym domu było cicho. Mimo tego, że dobrze wiedział, że oprócz niego, żony i pijanych przyjaciół nikogo więcej nie było, korytarzem szedł bardzo powoli i cicho, jakby w obawie przed kimś, kto mógłby przyłapać go na nocnych wędrówkach i z całkowitą słusznością posądzić go o niecne zamiary. Dostrzegając niedorzeczność swoich rozmyślań, uśmiechnął się sam do siebie i przyśpieszył kroku.
Nie chcą nikogo obudzić, nie pukał. Przez kilkanaście sekund wpatrywał się w nie i nie śmiał nacisnąć na klamkę. Przemógł wyimaginowany strach i otworzywszy je po cichu, wszedł do środka.
Adam usiadł na dywanie.
- Kochanie, gdzie byłeś – zapytałam go zaspanym głosem.
- Musiałem się z kimś spotkać. Mogę? – wskazał na moje łóżko.
Nie czekając na moją odpowiedź, położył się obok. Bez problemu obydwoje zmieściliśmy się w jednym łóżku. On podparł jedną ręką ociężałą głowę, drugą położył na moim chłodnym ramieniu. Patrzyliśmy tak na siebie kilka minut, bez słów, które wydały się zupełnie zbędne.
- Tęskniłem.
- Nie chcę teraz z tobą o tym rozmawiać. Po prostu mnie przytul – poprosiłam doszukując się jego oczu. – Nie wiem co się dzieje między nami, ale… – nie pozwolił mi dokończyć, zamykając moje filigranowe usta przeciągłym pocałunkiem.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mi cię brakowało – szepnął odsuwając swoją twarz na kilka centymetrów. – Przyszedłem tylko po to, żeby napawać się twoim widokiem, nie chciałem cię budzić, ale skoro już przerwałem twój sen, to może…
- Adam, znowu piłeś – powiedziałam dosyć chłodno.
Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i nie chciał wypuścić z żelaznych objęć. Kiedy mówiłam, całował moje usta, odkryte ramiona. Miałam na sobie delikatną koszulkę nocną w kolorze indygo wykończoną licznymi rzędami drobnych koronek, które jeszcze bardziej pobudzały i tak rozkołysaną już wyobraźnię mojego męża.
- Nie, kochanie, nie rób tego – zaprotestowałam, kiedy Adam próbował zsunąć mi z ramion cienkie ramiączko. Speszony chłopak natychmiast cofnął rękę, uprzednio jednak poprawiając opadłe ramiączko. Westchnął ciężko, ale nie ponawiał próby. Patrzył na moje usta i oczy, których koloru i tak nie mógł dostrzec. Miał ochotę na nowo zacząć mnie całować, ale dystans na jaki go trzymałam nie pozwolił mu na to. Nie chciał skomleć prosząc o zgodę – miał swoje zasady, wolał to wymusić nieważne czy groźbą czy rozkazem.
- Jestem twoim mężem i ty jesteś moja – przycisnął mnie mocno do siebie i nie bacząc na moje ciche sprzeciwy. Złapał mnie za podbródek i wycedził przez zaciśnięte zęby – Innych możesz wyrzucać z łóżka, ale ja Adam Ortiz, nie pozwolę ci na takie traktowanie.
Patrzył przez kilka sekund na moje wystraszone oblicze, jako dobrze wychowany mężczyzna, traktujący z szacunkiem kobiety, nie mógł pozwolić sobie na gwałt, który mógłby okazać się fatalnym w swych skutkach. Z pogardą odtrącił od siebie moją twarz. Wzburzony podniósł się z łóżka. Cichaczem wymknął się z mojej sypialni i poprzez pogrążony w szarzejącym mroku korytarz, przemknął się do oświetlonego słabym światłem, salonu. Bastian i Gabriele wciąż spali oparci łokciami o stół. Nie słuchając ich mamrotania najpierw odprowadził Bastiana do pokoju, pomógł mu zdjąć ubrania, a potem to samo zrobił z Włochem. Wrócił do salonu. Nagle poczuł się zupełnie bezsilny, nogi stały się ciężkie i odmówiwszy mu posłuszeństwa, kazały natychmiast zaniechać dalszych spacerów. Jakby obolały na ciele i duszy, bez życia osunął się na krzesło. Przymknął powieki, ale wciąż widział przed sobą jakby żywy obraz dziewczyny. Wydawało mi się, że słyszy kroki. Dźwięki te targały nim powoli rozrywając go na strzępy. Zaczął czuć do siebie wstręt i pogardę, której nie mógł przemóc. Pogłos wyimaginowanych kroków stawał się coraz głośniejszy, Adam tylko machnął przed sobą ręką, jakby chciał odgonić natrętną muchę, a nie myśl, która nie dawała mu spokoju. Siedział tak chwilę bez ruchu, bez oddechu, bez myśli, bez świadomości. Chciał wstać, ale nie mógł, chciał myśleć, ale nie potrafił, chciał zrobić coś, cokolwiek, co pozwoliłoby mu zasnąć w spokoju… Tymczasem kroki ucichły
- Po co tu przyszłaś? Żeby jeszcze bardziej mnie zdenerwować? Tak bardzo to lubisz?
- Nie, przyszłam… porozmawiać albo pomilczeć.
- Przyszłaś ze mną porozmawiać w samej bieliźnie? – zmusił się do uśmiechu. – To bardzo ryzykowne biorąc pod uwagę to, co chciałem zrobić – schował twarz w dłoniach.
Usiadłam mu na kolanach, a on objął mnie mocno, ale nie tak jak w mojej sypialni. Doskonale wiedziałam, że coś go trapi, ale nie byłam w stanie odgadnąć, co to było. Trwaliśmy tak w milczeniu, na wpół śpiący, na wpół przytomni. Nie czułam jak Adam zanosi mnie z powrotem do łóżka i całuje w czoło na pożegnanie.
Kiedy obudziłam się następnego dnia dopiero po jedenastej uśmiechnęłam się sama do siebie na samo wspomnienie burzliwej nocy. Nigdy nie widziałam Adama w takim stanie. Rozejrzałam się po domu – nie było już Bastiana i Adama, a Justin prawdopodobnie jeszcze nie wrócił, do ostatniej chwili miałam nadzieję, że Gabriele postanowił leczyć kaca w czterech ścianach. Musiałam jak najszybciej przystąpić do realizacji mojego planu. Pewnie zapukałam do pokoju należącego do młodego Włocha.
- Proszę – usłyszałam jego nieco zachrypnięty głos.
Weszłam do środka. W sypialni nie było już śladów świadczących o obecności poprzedniego lokatora. Pod ścianą stały trzy czarne walizki, a obok nich posłanie pupila, który krążył wokół moich nóg. Gabriele przywołał go do porządku – Assassino położył się obok łóżka, na którym wciąż leżał chłopak.
- Nie wiesz dokąd poszedł Adam? – zaczęłam rozmowę. – Nie odbiera ode mnie telefonu.
- April, nie mam pojęcia – nakrył twarz poduszką. – Masz do mnie jakąś konkretną sprawę czy tak chciałaś pogadać? Nie wiem czy zauważyłaś, ale nie czuję się najlepiej.
- Widać, ale mam dla ciebie sok pomidorowy, podobno dobry na kaca – poczekałam, aż się wyprostuje i podałam mu szklankę. – Mocno cię wzięło.
- Przydałoby się piwo, ale sok też może być – wypił go duszkiem.
- Chcesz zjeść ze mną śniadanie? Przygotuję coś, ale najpierw muszę się przebrać – obdarzyłam go najpiękniejszym uśmiechem na jaki było mnie stać. – Na co masz ochotę?
- Jajecznica – ziewnął i przeciągnął się delikatnie.
Wycofałam się na korytarz, a potem do swojego pokoju. Założyłam obcisłe jeansy i beżową bluzkę na długi rękaw, ale podwinęłam ją do wysokości łokci, pominęłam stanik, żeby Gabe nie przejmował się tym co mówię, ale zwrócił uwagę na to jak wyglądam. Poszłam do kuchni przygotować śniadanie. Kiedy wbijałam jajka na patelnię, w progu pojawił się zaspany, z wymalowanym na twarzy kacem Gabriele. Jedną ręką oparł się o framugę drzwi, a drugą złapał się za głowę.
- Jeszcze przyzwyczaisz się do takiego picia – starałam się wszystko robić jak najciszej, żeby jeszcze bardziej nie potęgować bólu głowy. – Jeśli chcesz mogę porozmawiać o tym z Adamem.
- Nie – szybko zaprzeczył – lepiej daj mi coś do picia.
Podałam mu świeżą  kawę i gorącą jajecznicę. Usiadłam naprzeciwko niego i intensywnie wpatrywałam się jak je dopóki nie spojrzał na mnie swoimi zaspanymi oczami. Miał rozczochrane włosy, podkrążone, trochę opuchnięte powieki. Nie ubrał się i chyba nie miał zamiaru tego robić – siedział przy stole w samych granatowych bokserkach. Podparł ciążącą głowę.
- A ty nie jesz?
- No tak – otrząsnęłam się i wstałam, żeby nalać sobie kawy. – Myślałam trochę o tobie… – objęłam kubek dłońmi.
- Przestań, bo powiem Adamowi – byłam pewna, że patrzy na mój biust.
- Nie, nie o to mi chodzi. Źle cię potraktowałam pierwszego dnia. Pamiętam jak sama tutaj trafiłam… byłam wściekła i chciałam stąd uciec, ale teraz nie oddałabym za nic tego życia i Adama – uśmiechnęłam się kokieteryjnie spuszczając wzrok.
- Z tego co wiem ty zostałaś tutaj… – mówił przełykając kolejne kęsy – wcielona siłą, a ja… przydzielony… nigdy nie myślałem…że można żyć inaczej – bełkotał.
- Kto cię tutaj przydzielił? – zaciekawił mnie.
- Josh… Justin ci nie mówił? – nie sądziłam, że tak łatwo wyciągnę z niego informacje.
- Coś wspominał, ale nie wiedziałam, że on ma aż takie kompetencje – uznałam, że jedynie udając, że wiem o co mu chodzi mogę dowiedzieć się czegoś więcej.
- Oj April, ktoś musi się nami zajmować, bo inaczej byśmy się pozabijali – uśmiechnął się popijając kawę.
- Mało kto zwraca się do mnie całym imieniem – podniosłam się na krześle. – Planuję z Adamem małe wakacje, więc może byśmy go odwiedzili.
- Masz piękne… imię – gapił się na mnie wulgarnie, o ile można tak to określić. – Świetny pomysł, Josh bardzo lubi Adama i ciebie też pewnie polubi.
- On nadal mieszka w Londynie?
- Tak, nadal jest paserem. Muszę wziąć prysznic – dopił kawę i wyszedł na korytarz.
Teraz wystarczyło tylko namówić Adama na wspólny wypad do stolicy. Najchętniej pojechałabym tam sama, ale demony nigdy by się na to nie zgodziły. Dziwne, że żaden z nich nie wspominał mi o Joshu, jeżeli był aż taki ważny, to powinnam o nim wiedzieć. Musiałam jak najszybciej nakłonić męża na wycieczkę. Po ostatnim wybuchu zazdrości z mojej strony i odmowie seksu nie widziałam szansy na powodzenie, więc wolałam odczekać kilka dni nim zwalę go z nóg tą propozycją. Zadowolona posprzątałam po śniadaniu i z uśmiechem na twarzy czekałam na Adama.

9 komentarzy:

  1. Już od dłuższego czasu śledzę Twojego bloga i naprawdę bardzo mnie wciągnął. Jest taki inny, tajemniczy i trudno domyślać się co będzie dalej. Zawsze mnie zaskakujesz ;) Oby tak dalej. ;)
    I dzięki za komentarz u mnie ;*
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział mnie zachwycił - jest dość długi i jak zwykle pełen różnorodnych emocji oraz ciekawych opisów :)
    Ciekawe, czy uda się jej namówić Adama na wyjazd...
    czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki świetny, długi rozdział *.* Nie zanudza, a to jest najważniejsze :))
    Ciekawe czy April przekona Adama do wyjazdu i jak zareaguje na brak obrączki. Miałam nadzieję, że jednak jej nie przegra ;cc

    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. mam przynajmniej nadzieję, że kiedyś będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiedz mi, jak można grać za obrączkę? ;=;
    Teraz Adam przeszedł samego siebie..

    http://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. świetne i nie jest ani za krótkie ani za długie.
    Mam nadzieję, że Uda jej się namówić Adama na wyjazd bo to będzie.... akhdskahkab *.*
    kurde... jak on mógł przegrać tą obrączkę to już jest mocna przesada.
    Ciekawa jestem jak na to zareaguje April.
    Boże... ty to umiesz wymyślić.
    Jak ja mam normalnie funkcjonować po takim zakończeniu?
    Ona nie jest jeszcze niczego świadoma. :(
    Czekam na nowy rozdział.
    Zapraszam do siebie i liczę, że wyrazisz w komentarzu swoją opinię: http://sherlitta.blogspot.com/
    Pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny blog ;))
    Zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej. Na początek bardzo przepraszam, że komentuję tak późno. To wszystko przez rozpoczęcie roku szkolnego, nową szkołę i tym podobnym. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
    Rozdział jak zawsze ciekawy, jednym słowem - SUPER! Zawsze Twoje rozdziały są nic dodać, nic ująć. Po prostu idealne. Pozazdrościć normalne :)
    No i nasz zimny Adam przegrał obrączkę. Widać, ile znaczy dla niego to małżeństwo. No, ale mam nadzieję, że się jeszcze zmieni.
    Nie przepadam za Adamem. Traktuje April jak własność. Ale może to tylko moje mylne wrażenie.
    Dobrze, że nie zmusił ją do seksu, że dziewczyna mu się postawiła. Nie uległa.
    Niech wie, że ona nie zrobi wszystkiego, co on sobie tylko będzie chciał.
    Jestem zadowolona z April, że postąpiła w taki, a nie inny sposób. Tak trzymać.
    Mam nadzieję, że uda się namówić Adama na ten cały wyjazd. Może ten cały Josh by jakoś pomógł, wpłynął na niego.
    Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału.
    Życzę weny. Ściskam, Maarit:*

    OdpowiedzUsuń
  9. "dopiero" ? nie chcę Cię straszyć, ale zanim się obejrzysz będziesz w 3 klasie. ja też tak mówiłam, uwierz mi "jestem dopiero w 2 kl. co się będę martwić" a tu buum ! i matura za pasem..

    OdpowiedzUsuń