Gabinet Adama
był całkiem duży, ale nie przytłaczał swoim rozmiarem, wręcz przeciwnie wydawał
się przytulny z nutą nieuchronnej surowości jako konsekwencji jego stanowiska.
Młoda blondynka nieśmiało zapukała do niedawno wymienionych drzwi, ponieważ
nowy asystent wiceprezesa finansów nie życzył sobie przeszklonych, które
prowadziły do innych biur. Kobieta powitała go najczulszym uśmiechem na jaki
było ją stać, ale nie był on wymuszony. Wolnym krokiem podeszła do jego biurka
znajdującego się na samym środku pokoju.
- To są te
dokumenty, o które pan prosił.
Zamiast położyć
je na blacie czekała, aż on weźmie je od niej. Adam niczego takiego nie zrobił,
nawet nie wstał z fotela. Obrócił się tylko zmuszając ją wzrokiem do tego, żeby
obeszła burko i stanęła tuż obok niego. Miała na sobie brązową koszulę wpuszczoną w brunatną,
skórzaną spódnicę ozdobioną cienkim paskiem jeszcze bardziej podkreślającym
wąską talię.
- Jakieś
uwagi co do tych umów? – tak naprawdę Adama nie interesowały
dokumenty, bo już wcześniej postarał się o ich kopie opatrzone komentarzami,
zapoznał się z nimi i wprowadził zalecane poprawki.
- Tak, tutaj
zbyt ogólne sformułowane są warunki zerwania umowy i co za tym idzie
odszkodowania…
Mężczyzna w
błękitnej koszuli przestał słuchać jej już po pierwszych słowach. Blondynka wpatrywała
się w kartki, więc on odsunął się bezszelestnie, żeby przechylić głowę i przez
chwilę wpatrywać się w jej pośladki. Nie widział ani drukowanych umów, ani
pisemnych wstawek – pochłaniał widok jej stóp obleczonych w czarne, wysokie
szpilki, napiętych łydek i tylko fragmentów jej mlecznobiałych ud nieschowanych
pod spódnicą. Zauważył, że mimo zimy nie miała na sobie rajstop czy pończoch.
Zdejmowała je zaraz po przyjściu do pracy i chowała głęboko do szuflady, żeby
znowu założyć je tuż przed wyjściem. Widziała w tym nadzieję na szybki awans,
wierzyła, że wizyta nawet u Oritza stosunkowo niedawno zatrudnionego
pracownika, który od razu dochrapał się stanowisko asystenta wiceprezesa, który
do tego była kobietą, co zaowocowało w liczne plotki i spekulacje na temat ich
domniemanego romansu, może pomóc jej w przeskoczeniu na wyższy szczebel w
hierarchii firmy. Pomimo młodego wyglądu, Adam miał zapisane w dowodzie
trzydzieści jeden lat, a sukcesów w jego CV mógłby pozazdrość mu niejeden wyżej
postanowiony kolega z pracy i to właśnie dlatego, mimo krótkiego stażu pracy w
tej firmie, od razu dostał stanowisko asystenta i właśnie między innymi w nim
kobieta widział swoją szansę.
Adam pozwolił
sobie dotknąć jej uda od tyłu. Kobieta zaskoczona tym gestem zamilkła na chwilę
i znieruchomiała. Dopiero kiedy gorąca dłoń przesunęła się nieco wyżej
odwróciła się do niego i oparła kolano o skórzany fotel. Nie miała zamiaru mu
się sprzeciwiać, bez słowa rozpięła dwa pierwsze guzki swojej koszuli
odsłaniając beżowy stanik. Asystent opuszkami palców dotknął jej delikatnych
majteczek i jednym, zdecydowanym ruchem ściągnął je z niej do kostek. Rozpiął
spodnie i jedocześnie sięgając po prezerwatywę rozpinał kolejne guzki jej
bluzki. Dziewczyna z trudem zdjęła stanik i całując jego rozgrzane usta
podwinęła spódnicę, żeby mógł zobaczyć jej zaokrąglone uda. Usiadła mu na
kolanach pozwalając by ten zachłannie całował jej falujące w szybkim oddechu
piersi. Najpierw jej drobne ciało wygięło się w łuk, potem on odczuł
zaspokojenie jakie dało mu to zbliżenie z sekretarką, której imienia nawet nie
znał. Kochali się krótko, prawie bezgłośnie, żeby hałasem nie zwrócić na siebie
niczyjej uwagi, biuro nie było miejscem skłaniającym do długich pieszczot, ale
szybkich, niezobowiązujących numerków.
Kiedy blondynka
doprowadzała bluzkę do porządku, Adam zawinął zużytą prezerwatywę w chusteczkę,
nie mógł wyrzucić jej do kosza w swoim gabinecie, bo to mogłoby spowodować
lawinę niepotrzebnych domysłów, nawet jeżeli natknęłaby się na nią sprzątaczka.
Dyskretne wyrzucenie jej do kosza na korytarzu czy w toalecie odsunęłoby
wszelkie oskarżenia.
- Był pan
cudowny – dziewczyna nadal stała bardzo blisko niego, ale tym razem
poprawiał już cieniutki paseczek. Adam wstał, gdyby nie szpilki byłby wyższy od
niej o głowę, pochylił się nad nią zmuszając ją, żeby oparła się o blat i
całując wsunął jej język do ust. Jeden raz mu nie wystarczył, ale ponowne figle
na biurku mogłyby okazać się zbyt ryzykowne. Blondynka oplotła jego biodra
nogami czekając, aż ten ponownie będzie chciał pozbawić jej bielizny, ale
przeliczyła się. Adam ją puścił.
- Sądzę, że
powinnaś już iść – niechętnie wstała, lecz spełniła jego
delikatną prośbę, tym bardziej, że odprowadził ją do drzwi i za nim je otworzył
klepnął ją w pupę i pocałował, żeby mogła zapamiętać smak tytoniu osiadłego na
jego ustach.
Kobieta wyszła,
a on cofnął się do gabinetu. Uchylił jedno z okien i opierając się o ścianę
wyciągnął srebrną papierośnicę i zapalił kolejnego już tego dnia papierosa
popijając go ostygłą kawą. Zaciągnął się głęboko, jednak głośne rozmowy na
korytarzu nie pozwalały mu w pełni rozkoszować się swoim nałogiem.
Wąski korytarz
wydał się jeszcze węższy, ponieważ zebrała się w nim większa część pracowników
i o dziwo byli to sami mężczyźni. Adam dopiero po kilki sekundach zdołał
zauważyć długie ciemne włosy i ich właścicielkę.
Mimo dokładnego
planu, który przedstawiła mi Emilly miałam problem ze znalezieniem biura mojego
męża, więc zamiast gubić się w labiryncie drzwi, wolałam zapytać kogoś o drogę.
Tym kimś okazał się blondyn z gładko zaczesanymi włosami i okularami na nosie
trzymający zielony segregator pod pachą.
-
Przepraszam, gdzie tutaj mogę znaleźć Adama Ortiza?
-
Przepraszam, ale kim pani jest? – spojrzał na mnie znad szkieł. – Kto panią tu wpuścił?
Mężczyzna miał
koło czterdziestki, a blond włosy okazały się bardziej siwe niż blond i mimo
początkowej nieufności zdobyłam się na dowcip.
- Przekupiłam
ochroniarza – powiedziałam przyciszonym głosem – a
potem wjechałam tutaj windą, tam na pewno jest mnóstwo moich odcisków, muszę je
szybko zetrzeć – nie musiałam
długo czekać na jego reakcję, zaczął się serdecznie śmiać czym sprowadził na
korytarz swoich kolegów. Zanim przyszli zdążyłam się przedstawić czym wywołałam
jeszcze szerszy uśmiech na jego twarzy.
- Słuchajcie,
to jest żona naszego Adama – mężczyźni otoczyli mnie w kółku. Każdy z
nich miał na sobie garnitur albo elegancki sweter i każdy z nich właśnie teraz
zrobił sobie przerwę w pracy.
- Nie
chciałam robić takiego zamieszania – trochę się speszyłam – chciałam tylko przynieść prezent.
- Prezent? – niepotrzebnie wyjawiłam im cel mojej
wizyty. – Co to jest?
Nie mogłam się
nie ugiąć i pokazałam im ramkę, a w niej moje zdjęcie. Po rozmowie z Emilly
właśnie to nie dawało mi spokoju, a mianowicie to, że w pracy Adama nie ma dla
mnie miejsca. Mój portret w metalicznej oprawce był idealny, żeby postawić go na
biurku obok tuzina teczek.
Kiedy zdjęcie
krążyło z rąk do rąk, w naszym gronie pojawiła się młoda blondynka w brunatnej
spódnicy sięgającej przed kolano. Nie zauważyłam skąd do nas przyszła, ale
byłam przekonana, że jest zwykłą sekretarką a nie wysoko postawioną panią
prezes. W jej oczach była jakby ciągła niepewność przeplatana z chęcią walki.
- Może ja
zaprowadzę panią do męża? – uśmiechnęła się do mnie oferując pomoc.
- Irene,
momencik, to niepowtarzalna okazja – zaczął jeden z nich.
- Zobaczymy
co powie szef kiedy zobaczy jak pilnie pracujecie.
- Szef?
Myślałam, że Emilly Dave jest szefową – byłam zdziwiona.
- Emilly to
wiceprezes, a pan Dave – wyjaśniał blondyn w okularach – czyli jej ojciec jest głównym
dowodzącym.
Rozmawialiśmy
jeszcze chwilę, nie wiedziałam, że mój mąż ma takich sympatycznych
współpracowników. W ogóle Adam bardzo mało mówił mi o swojej pracy, to był dla
nas swoisty rodzaj tabu, tak jak polowania, a raczej morderstwa i bijatyki
podjudzane duża ilością dobrego alkoholu.
- Kochanie,
co ty tutaj robisz? – najpierw usłyszałam głos, a potem
zobaczyłam zmarszczone czoło Adama.
- Chciałam
zrobić ci małą niespodziankę i chyba mi się udało – wspięłam się na palce, żeby pocałować go w policzek. – To dla ciebie – podałam mu prezent.
Uśmiechał się,
ale wiedziałam, że jest to wymuszony sztuczny uśmiech na, który zdecydował się
tylko ze względu na to, że wciąż byliśmy w towarzystwie jego znajomych z pracy.
Nie sądziłam, że aż tak nie będzie podobała mu się moja niezapowiedziana
wizyta, do ostatniej chwili miałam nadzieję, że jednak się ucieszy i znowu się
pomyliłam. Bardziej ucieszyłby go test ciążowy z pozytywnym wynikiem.
- Twoja żona
jest tak młoda, że można byłoby posądzić cię o pedofilię – zaśmiał się byczek, który chyba celowo założył sweter o
rozmiar za mały. Wyglądem przypominał raczej aktora z Hollywoodzkich produkcji,
a nie zwykłego pracownika w jednej z wielu korporacji. Kątem oka zauważyłam
brak obrączki na jego palcu, mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Kochanie,
może przejdziemy do mojego gabinetu – objął mnie ramieniem jakby chciał
pokazać, że jestem jego własnością i nikt nie ma prawa się do mnie zbliżyć.
Mimo to, uśmiechał się nadal i dodał: – Jeszcze
nauczysz się tutaj takich słów, które mogłabyś użyć przeciwko mnie – czym wywołał nową fale śmiechu.
Pożartowaliśmy
jeszcze przez chwilę, po czym osobiście pożegnałam się z każdym z siedmiorga
kolegów mojego męża oraz ucałowałam Irene w policzek. Kiedy tylko Adam zamknął
za sobą drzwi do biura, od razu zrzucił maskę sztucznej sympatii i zacisnął
wargi. Udałam, że tego nie widzę i wygodnie rozsiadłam się na karmelowej
kanapie stojącej po prawej stronie. Zsunęłam ze stup szpilki i pozwoliłam im
nierówno upaść na dywan. Adam usiadł na obitym czarną skórą fotelu.
- Nie
musiałaś tutaj przychodzić, właśnie jak ty się tutaj dostałaś?
-
Uśmiechnęłam się do Gabriele’a – wsunęłam dłonie pod kark i patrzyłam jak
unosi się i opada moja klatka piersiowa obleczona w turkusowy sweter.
- Mam
nadzieję, że tylko się uśmiechnęłaś – mruknął do siebie, po czym mówił na głos – Nie powinnaś być teraz w
szkole, z tego co wiem nie skończyłaś jeszcze lekcji.
- Oni chyba
mają rację, czasem wydaje mi się, że jesteś za stary na mojego męża – westchnęłam.
-
Przemilczałem to, że grzebałaś w moich rzeczach, że rozmawiałaś o nas z moją
szefową, ale nigdy więcej nie przychodź do mnie do pracy – powiedział spokojnie, ale bardzo
stanowczo.
- Dobrze
Adam, nie wiedziałam, że tego nie lubisz – powiedziałam z prawdziwą skruchą w głosie.
Podniosłam się z kanapy i podeszłam do niego.
- Trudno,
przyszłaś. Kończę dopiero za pół godziny, szkoda, że nie powiedziałaś
wcześniej, mógłbym zapytać czy mogę wyjść wcześniej – odwrócił się ode mnie.
- Wtedy nie
byłoby niespodzianki – zrobiło mi się przykro, ale po ułamku
sekundy poczułam gniew przenikający każdą komórkę mojego organizmu. – Wiesz, ludzie robią sobie
niespodziani, zaskakują się, a ty co? Odkąd jesteś moim mężem co chwilę pijesz
z chłopakami albo… – chciałam
powiedzieć „chodzisz na dziwki”, ale się powstrzymałam. – Ludzie się po prostu kochają, a ty
jesteś po prostu beznadziejny.
Zapadło głuche
milczenie. Wróciłam na moje miejsce na kanapie, położyłam się, ale tym razem
odwrotnie tak, żebym nie mogła go widzieć. Skupiłam się na moim oddechu. Jak to
możliwe, że on tak świetnie udawał? Co jeśli to wszystko było jednym, wielkim
kłamstwem? Adam powinien zostać aktorem a nie moim mężem. Najpiękniejsze i
najgorsze chwile w moim życiu spotkały mnie właśnie z nim i nie byłam w stanie
z niego zrezygnować. Szukałam dowodów na jego zdradę, bo sama czułam się winna,
a nie dlatego, że byłam zazdrosną żoną. Gdybym wtedy nie poznała Freda, gdybym
piła wtedy tyle wina, do niczego by nie doszło… Właśnie, Fred. Z czasem
przestałam obarczać siebie winą za to co się stało – on wykorzystał pijaną
dziewczynę.
Wyjęłam z
torebki telefon, znalazłam numer dawnego kochanka z zamiarem napisania do niego
wiadomości. Wysłałam tylko adres kawiarni, datę i godzinę. Potem napisałam do
Julii pytając czy nie ma nowych wieści w sprawie nadal nieprzytomnej Kelly,
wiadomo było tylko, że dziecko cudem przeżyło, a organizm dziewczyny nadal jest
bardzo słaby.
Nie słyszałam,
że Adam do mnie podszedł. Zauważyłam go dopiero, gdy wyrwał mi z rąk moją
komórkę i nie dając mi czasu na reakcję zaczął mnie całować. Kanapa była wąska
nawet dla jednej osoby, a co dopiero kiedy on znalazł się nade mną. Wygięłam
się nieznacznie, żeby nie przerywając pocałunku mógł wsunąć ręce pod moje
plecy. Momentalnie zrobiło mi się gorąco i przeszedł mnie podniecający dreszcz.
Chciałam, żeby całował mnie tak całymi godzinami, wtedy byłam skłonna mu
wszystko wybaczyć.
- A jak ktoś
przyjdzie? – zapytałam szeptem, kiedy jego ręce
znalazły się pod miętową wełną.
- Masz rację – nagle się wyprostował, chociaż nigdy aż
tak nie przejmował się moimi uwagami. – Pracuję
jeszcze tylko pół godziny, więc dokończymy w domu albo nawet w samochodzie
jeśli chcesz – ustabilizował
oddech. – Poczekaj na
mnie w barku na dole, jeżeli będziesz miała problem ze znalezieniem drogi, to
na pewno pomoże ci jakiś mój znajomy –
uśmiechnął się.
- A jeśli
zacznie mnie podrywać? – zapytałam zalotnie, hamując gniew
spowodowany tym, że będę musiała jeszcze poczekać na dalszy ciąg.
- Nikt nie
będzie cię zaczepiał – wstał, żeby móc wziąć z biurka marker. – Zobaczysz… – podwinął rękaw mojego swetra i
zaczął pisać na prawym przedramieniu dużymi, czarnymi literami: „Żona A.
Ortiza. Jego i tylko jego”. Uśmiechnęłam się widząc takie wyznanie miłości, ale
pocałowałam go jeszcze raz w nadziei, że pozwoli mi zostać. Podał mi jednak
szpilki i pomógł je założyć. – Nie
gniewaj się już na mnie.
- Przeprosisz
mnie jak będziemy sami – posłałam mu całusa w powietrzu, a on
udał, że go złapał.
- Wolę
bardziej materialne dowody miłości – mruknął, więc odwróciła się i zatopiłam
usta w jego ustach.