Kilka godzin przed planowanym wyjazdem dostałam od Juli wiadomość, która jednocześnie mnie ucieszyła i zmartwiła do tego stopnia, że przed kilka minut tępo wpatrywałam się w ciemny wyświetlacz telefonu. dopiero kiedy Adam nieśmiało zapukał do drzwi mojej sypialni ocknęłam się, żeby móc spojrzeć w jego stronę.
- April,
coś nie tak? Nie możemy jechać? – zmartwił się. – Kochanie, nie możemy tego
przełożyć.
- Muszę
jechać do szpitala – upuściłam telefon na podłogę.
- Masz
rację, nie wyglądasz najlepiej, jesteś strasznie blada – podszedł do mnie,
chwycił mnie za nadgarstek, a drugą rękę przyłożył mi do czoła.
- Nie…
Kelly się wybudziła… właśnie Julia dzwoniła – specjalnie pominęłam drugą
informację.
- Ubierz
się i zaraz cię do niej zawiozę – przejął się i od razu wyszedł z pokoju.
Schyliłam
się po telefon, na szczęście nic mu się nie stało. Za to ja byłam w totalnej
rozsypce. Z jednej strony to nie była moja wina, że Bastian uwiódł moją
przyjaciółkę, ale z drugiej strony ja nie zrobiłam nic, żeby temu zapobiec. Nie
powinnam do tego dopuścić. Założyłam sweter i wyszłam na korytarz, gdzie czekał
już na mnie Adam z moim płaszczem. Pomógł mi go założyć.
-
Powinnaś się cieszyć – zauważył.
- Tak,
bo przecież i Kelly, i dziecko są zdrowi – tłumaczyłam bardziej sobie niż jemu.
– Wiesz Louis też się obudził, co będzie jak wniesie oskarżenie? Ja nie chcę
cię stracić i widywać się z tobą raz w tygodniu.
-
Kochanie, ja jestem bezpieczny, nawet nie dotknąłem tego kretyna, ale jeżeli
dowiem się, że jakimś cudem zgubiłaś się i trafiłaś do jego sali, to bardzo się
zdenerwuję – mówił dobitnie i bardzo wyraźnie przesadnie akcentując każde
słowo. – I nie wiem kto bardziej ucierpi: on, ty czy ja. Chodźmy już, bo robi
się późno. Przynajmniej dobrze, że wróciłaś wcześniej ze szkoły.
Nieczęsto
mówił do mnie w ten sposób, ale zawsze przyprawiało mnie to o niepokojące
dreszcze, tak też było w tej chwili. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że
chciałabym iść do niego, dopiero kiedy mój mąż powiedział to na głos, zaczęłam
się nad tym zastanawiać, a kiedy wchodziliśmy na teren szpitala byłam w stanie
to zrobić. Adam uznał, że jego odwiedziny będą zbędne, więc wolał zostać na
korytarzu, a mi dodał otuchy szybkim buziakiem w policzek. W pierwszej chwili
nie zauważyłam zmiany w sali, do której ostatni rzadko zaglądałam – wciąż
pachniało tak samo, a bezwładne ciało dziewczyny było połączone kilkoma
kabelkami z urządzeniami, których nazw nawet nie było sensu się domyślać.
Poprawiłam szeleszczący fartuch i usiadłam na niewygodnym krześle obok jej
łóżka.
- Moi
rodzice… już poszli…? – usłyszałam jej bardzo słaby głos.
- Nie
wiem, nie widziałam ich na korytarzu – powiedziałam prawdę.
- To
dobrze… jesteś sama? – przełknęła ślinę, a ja pokiwałam głową, chociaż nie
byłam pewna czy jej zmęczone oczy to zauważyły. – Chcę… chcę, żebyś wiedziała,
że to nie przez ciebie… Ja sama do tego… doprowadziłam… Pozwoliłam mu na to…
-
Kochanie, nie myśl o tym. Musisz odpoczywać – przerwałam jej. – Teraz
najważniejsze jest twoje dziecko. Wiesz, że wszystko z nim w porządku? –
uśmiechnęłam się nie pozwalając łzom spłynąć po moich policzkach. – Niedługo
wrócisz do domu.
- April…
ty nie rozumiesz… moje dziecko… malutkie dziecko nie będzie miało ojca…
- Nie
myśl o tym, myśl o tym, że to cud, że przeżyło – wzięłam jej dłoń i delikatnie
ścisnęłam – tylko to jest teraz ważne.
-
Zawołaj moją mamę… proszę… – szepnęła zanim zamknęła oczy.
Wróciłam
na korytarz. Adam od razu znalazł się obok mnie wpatrując się we mnie pytająco.
- Proszę
cię, znajdź jej mamę i ją tutaj przyprowadź – załamana osunęłam się na krzesło.
Nie wiedziałam, że taka krótka wizyta tak bardzo mnie zmęczy. – Ja zostanę.
Mój mąż
odszedł bez słowa, żeby zniknąć w poszukiwaniu kobiety. Miałam tylko nadzieję,
że nie natknie się na jej ojca – z tego na pewno wynikłaby kłótnia. Na widzenie
się z Louisem nie miałam szansy, ani tym bardziej siły, a wiedząc, do czego
zdolny jest Adam, nie chciałam ryzykować. Czekając usłyszałam dźwięk przychodzącego
smsa. Na wyświetlaczu widniała koperta z podpisem „Bastian”. Chcąc nie chcąc,
kliknęłam – „To prawda?”. Nie zastanawiając się odpisałam – „Jeśli chodzi ci o
Kelly, to tak. Co ty jej zrobiłeś? Ona uważa, że to jej wina.” Nie doczekałam
się odpowiedzi, a dzwonienie tylko pogorszyłoby sprawę. W końcu usłyszałam
kroki – to Adam i rodzice Kelly. Oniemiałam na ich widok. Nie zauważyłam śladów
krwi, poszarpanych ubrań czy roztrzepanych włosów, jednym słowem wyglądali
normalnie. Przywitałam się z nimi delikatnym skinięciem głowy. Widząc w jakim
jestem stanie nie próbowali zacząć rozmowy, tylko od razu weszli do sali. Adam
nachylił się nade mną.
- Chcesz
porozmawiać?
- Nie,
chcę, żebyś mnie pocałował… wracajmy do samochodu – wstałam zanim spełnił moją
prośbę. Bez słowa otwierał mi każde kolejne drzwi, nawet te do samochodu.
Widząc, że nie mam zamiaru założyć płaszcza, włączył klimatyzację, żebym nie
zmarzła.
- Adam,
proszę cię, jedźmy jak najszybciej do domu, czeka nas długa podróż –
powiedziałam, widząc, że ten otwiera usta.
Mimo, że
nasz dom od szpitala dzieliło zaledwie trzydzieści minut jazdy, próbowałam
zasnąć, niestety bezskutecznie. Bastian w ogóle nie poczuwał się do
odpowiedzialności, za to Kelly brała całą winę na siebie. Nie pasowała do
naszego świata, była za słaba psychicznie, żeby udźwignąć takie życie, ale
odkąd dowiedziała się, że jest w ciąży została jego częścią. Nie wyobrażałam
sobie nawet jak potoczą się jej losy po porodzie, na pewno Justin nie pozwoli
jej na samodzielne wychowanie dziecka, ale czy Bastian będzie się w to mieszał?
Przestałam o tym myśleć kiedy Adam wjechał na podwórze. Przede mną wyskoczył z auta,
żeby móc otworzyć mi drzwi. Byłam trochę otępiała emocjami i zapachem unoszącym
się w szpitalu, więc pozwoliłam się odprowadzić.
- Miałem
ci o tym powiedzieć wcześniej, ale chyba nie będziesz miała nic przeciwko temu,
żebyśmy zjedli wczesną kolację z moim znajomym? – zapytał pomagając mi zdjąć
płaszcz.
- Nie –
odpowiedziałam bez zastanowienia, bo to była jedna z tych nielicznych okazji, w
których mogłam poznać jego kolegów. – Mam jednak nadzieję, że nie będziemy tam
za długo.
- Też
mam taką nadzieję – powiedział jakby do siebie. – Jesteś już spakowana? –
kiwnęłam głową. – Więc wyjeżdżamy za dwadzieścia minut.
Nie
miałam pojęcia z kim mieliśmy się spotkać, dopiero kiedy Adam zręcznie
zaparkował samochód na najdroższym osiedlu przed jednym z najbardziej okazałych
budynków pomyślałam, że jest to typowo biznesowa wizyta po godzinach, w której
między kęsami dań o wartości tygodniowej pensji przeciętnego pracownika omawiane
są ważniejsze kwestie dotyczące firmy. Kiedy Adam obwieścił nasze przybycie za
pomocą dzwonka do drzwi, ja poprawiłam kwiecisty szalik, żeby jak najlepiej
prezentować się przed jego znajomym. Otworzyła nam starsza pani w wieku około
pięćdziesięciu lat. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc nasze nazwisko, wzięła
od nas nasze płaszcze, po czym poprowadziła nas do salonu. Dom gospodarza był
zupełnie inny niż ten, w którym mieszkałam. Trochę za dużo kontrastu, mieszały
się tutaj drogie antyki i kiczowate ozdóbki, ale sam dom bardzo mi się podobał,
a najbardziej okna zajmujące całe ściany. W końcu pojawili się znajomi mojego
męża – dosyć gruby mężczyzna i jego partnerka. Zadbana kobieta na oko młodsza
od niego o co najmniej dziesięć lat przywitała mnie serdecznym uściskiem i
zwyczajem, którego osobiście nie lubiłam, przyłożyła swój policzek do mojego.
Potem wręcz rzuciła się na mojego męża. Poczułam to okropne ukucie zazdrości
gdzieś w okolicach serca widząc jak ona go obejmuje. Niestety Adamowi nie
przeszkadzała je wylewność.
-
Nazywam się Tonny, a to moja żona Amber – przedstawił się siebie i długonogą,
farbowaną blondynkę. – Byłby mi miło gdybyśmy zwracali się do siebie po
imieniu, dobrze April? – zdziwiłam się tym, że zna moje imię, ale skinęłam
głową. – W takim razie zapraszam do stołu.
Adam
odsunął mi krzesło, ale wciąż nie przestawał wpatrywać się to w Tonny’ego, to w
Amber. Byłam zbyt zdenerwowana, żeby zwrócić uwagę na to co jem i jak
wyśmienitym winem to popijam. Równie dobrze mogły być to zwykłe naleśniki, a
nie mini roladki faszerowane kawiorem. Mężczyźni zachowywali wszystkie zasady
salonowej kurtuazji i zaczęli rozmowę po skończeniu przystawki. W oczekiwaniu
na danie główne poruszyli temat jakiegoś arcyważnego meczu. Nie przypominałam
sobie, żeby Adam oglądał coś takiego w domu, ale doskonale znał wynik
spotkania, nazwiska piłkarzy i trenerów. Zwróciłam się w stronę Amber. Z bliska
nie wyglądała już tak zachwycająco – widać było ślady botoksu i dużej ilości
makijażu.
- Macie
piękny dom – zastosowałam się do prośby Tonny’ego.
- Sama
dobierałam dodatki – widać, że była dumna ze swojej pracy. Nie skomentowałam
tandetnych bibelotów, tylko przeszłam do kolejnego tematu. Okazało się, że para
ma pięcioletnią córkę imieniem Ana i dwunastoletniego Jamesa z poprzedniego
małżeństwa. Zdziwiłam się bezpośredniością i otwartością tej prawie obcej mi
kobiety, ale prawdziwy szok przeżyłam kiedy zapytała mnie czy planujemy dzieci,
bo ona może polecić mi świetnego ginekologa.
W międzyczasie
zdjęliśmy wyborne polędwiczki w sosie, którego smaku nie byłam w stanie
zidentyfikować, po czym zaprosił Tonny zaprosił Adama do swojego gabinetu, a ja
zostałam sama z Amber. Kiedy kobieta ubrana w dopasowany czerwony kostium oprowadzała
mnie po parterze ich ogromnego domu, a ja zmuszona byłam się uśmiechać, Adam
siedział w ciemnobrązowym, skurzanym fotelu w klimatycznej bibliotece, którą
wypełniał zapach starych książek, zapewne bezcennych białych kruków. Gospodarz
poczęstował go cygarem i bez ogródek przeszedł do sedna sprawy.
- Zastanowiłeś
się nad moją propozycją? Zauważyłam, że ta ślicznotka, którą przyprowadziłeś
miała obrączkę na palcu. To naprawdę twoja żona? – pochylił się nad nim, żeby
móc spojrzeć mu w oczy. Nie usiadł jednak, bowiem uważał, że stojąc ma przewagę
nad rozmówcą. – Trochę młoda jest, czyżby coś zmusiło was do ślubu? – zaśmiał
się.
-
Zgadzam się – pominął wzmiankę o przyczynie swojego ślubu – ale jeszcze nie
teraz. Musisz dać mi trochę czasu. Teraz wyjeżdżamy i muszę zwolnić się z
pracy.
-
Rozumiem, najważniejsze, że się zgadzasz. Masz swoją broń?
- Mam.
- Jest
legalna?
- Jedna
jest, a druga nie – patrzył na niego bystrym wzrokiem.
- Coraz
bardziej mi się podobasz – chwycił go za kark i przyciągnął do siebie. – Taki
młody, a tak dobrze zna życie. A właśnie skąd znasz mój prywatny numer?
- Mam
swoje sposoby – uśmiechnął się uradowany niewypowiedzianą na głos pochwałą.
- Pewnie
nasze kobiety świetnie się bawią, ale przejdźmy do salonu – zaproponował mocno
ściskając jego dłoń. – Mam nadzieję, że to będzie bardzo udana współpraca.
Po kilku
minutach przestałam uważnie słuchać Amber, ale z grzeczności nie przerywałam
jej namiętnego monologu o nieinteresujących mnie wazonikach i innych ozdóbkach.
Dopiero kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, z ulgą zwróciłam się w stronę
mężczyzn:
-
Myślałam, że już do nas nie wrócicie – na szczęście nie zabrzmiało to jako
pretensja, czego trochę się obawiałam.
- Nie
moglibyśmy zostawić takich pięknych kobiet – zaśmiał się mój mąż całując mnie w
policzek. Wyraźnie czułam zapach niedawno wypalonego tytoniu. – Niestety musimy
już podziękować za gościnę, długa droga nas jeszcze dzisiaj czeka.
Pożegnaliśmy
się i jakieś piętnaście minut później zapinałam już pasy. Dopiero później
zaczęłam żałować, że od razu nie usiadłam z tyłu, wtedy mogłabym się przespać,
ale nie chcąc denerwować Adam zmrużyłam oczy próbując nie słuchać piosenek,
które właśnie leciały w radiu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w pokoju
hotelowym, a dopiero rano znaleźć Josha. Dotknęłam dłonią kieszeni spodni, żeby
upewnić się, że tam wciąż jest świstek papieru, na którym Gabriele zapisał mi
jego adres.
W końcu dodałaś nowy rozdział. Już nie mogłam się doczekać, bo tak długo nic nie dodawałaś.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to genialny jest. Fajnie, że jednak wyjechali i oby udało się April znaleźć Josha.
Czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że pojawi się szybko.
Pozdrawiam :)
Heeej. Przepraszam, że komentuję dopiero dzisiaj. Wybacz :/
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny w każdym calu.
Cieszę się, że Kelly się wybudziła i wszystko z nią, jak i dzieckiem jest w porządku.
Wkurza mnie, że Adam czasem w pewien sposób grozi April. No, ale cóż zrobić. Taki on już jest, może kiedyś się zmieni. W końcu każdy ma dwie strony, to lepszą i tą gorszą.
A jednak Adam zgodził się na propozycję Tonny'ego. Nie wiem czy to dobry pomysł i co na to jego żona.
Podjął decyzję bez jakiejkolwiek rozmowy z nią.
Ciekawe co wyniknie z ich współpracy, bo coś intuicja mówi mi, że nic dobrego. Ale może się mylę. Oby.
Mam nadzieję, że April uda się odnaleźć Josha. Trzymam kciuki.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Życzę Ci baaaardzo duuuużo weny.
Buziaki, Maarit :*
ej,ej,ej,ej,ej,ej,ej gdzie są następne rozdziały? ;_________;
OdpowiedzUsuńhttp://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/