Adam zostawił swój samochód na hotelowym parkingu – nie chciał rzucać się w oczy. Taksówka była bezpieczniejszym rozwiązaniem, chociaż mniej komfortowym. Mężczyzna wolał sam kierować niż być wożonym. Dzisiejsza noc była jedną z ważniejszych w dopiero co zaczynającym się okresie jego życia, nic nie mogło pójść nie tak. Plan był prosty, chociaż uwzględnił szczegóły związane np. z nagłą zmianą pogody.
Wsiadł do taksówki. W środku pachniało
mocnym alkoholem, pewnie poprzedni pasażer był pijany. Adam pożałował, że przed
wyjściem nie wypił jednego głębszego na rozgrzanie. Odwagi mu nie brakowało,
determinacji też, to było tylko zlecenie, kolejne morderstwo, ale pierwsze dla
Tonny’ego. Nie mógł zawieźć. Nikt nie mógł go zobaczyć. Już w wymowny sposób
zasugerował recepcjoniście, że całą noc spędził w hotelu. Powód, który podał mu
Tonny (i w który nie wierzył Adam) był śmiesznie błahy. W oficjalniej wersji
nijaki George Kenc dobierał się do nieślubnej córki Tonny’ego, o której nie
wiedziała Amber. Adam domyślał się, że to tylko test i nie wnikał w słuszność
swojego zlecenia.
Zachrypniętym głosem podał kierowcy
adres. Poddenerwowany zaciskał dłonie w pięści. W końcu zatrzymał się przed
domem jednorodzinnym. Zapłacił za kurs i pożegnawszy się z taksówkarzem ruszył
wolnym, ale pewnym krokiem. Zanim doszedł do pierwszego drzewa usłyszał
nierówne kroki kilku prawdopodobnie nawalonych facetów i bełkot pijackiej
przyśpiewki. Prawie w zupełnej ciemności poznał swoją ofiarę. Widać było, że
George wiódł prym w tej bandzie obiboków. Żaden z nich pewnie nigdy nie miał
łopaty w rękach. Adam wprawnym okiem wymierzył w młodzieńca i oddał dwa strzały
w klatkę piersiową – to powinno wystarczyć. Żadnych popisówek, czyste, szybkie
morderstwo. Zanim kompani Kenca zrozumieli co się stało, Ortiz przebiegł trzy
przecznice i dopiero tam złapał taksówkę. Opowiedział starszemu panu
przejmującą historyjkę jak to przegrał w kasynie ponad pół swojej pensji, a
potem wygrał jej trzykrotność. Żeby uwiarygodnić swoją opowieść dał mu sowity
napiwek zanim wysiał przed hotelem. Dochodziła dopiero dwunasta. Nie sądził, że
tak szybko uwinie się ze swoją robotą.
W hotelowej recepcji zamówił budzenie na
dziewiątą. Miał nadzieję, że mimo później pory jego żona jeszcze nie śpi. Dawno
nie był tak zmęczony jak tego wieczoru. Może to przez zmianę otoczenia i
pierwszym zleceniem. Jeszcze nie wiedział co powie, kiedy w końcu ktoś zapyta
go o pracę. Nie odszedł jeszcze z poprzedniej, a już zaczął następną. Musiał
mieć przykrywkę, przynajmniej na razie dla April. Justin jako pierwszy
dowiedział się o propozycji Tonny’ego, miał prawo to wiedzieć, ale nie chciał
denerwować April, jeszcze nie teraz.
Po cichu wszedł do pokoju, tak jak się
spodziewał było zupełnie ciemno. Nie włączając światła podszedł do dużego łóżka
na środku apartamentu, żeby pochylić się nad śpiącą już dziewczyną i obudzić ją
delikatnym pocałunkiem jak książę swoją Śnieżkę. Nie było jej. W szale rozbił
ozdobny wazon, a potem połamał stolik, na którym leżał telefon. Kilka drzazg
wbiło mu się w dłoń, ale to szkło rozcięło skórę. Przeklął. Nie zwracał uwagi
na to, że krew plami jasny dywan, stać go było na pokrycie strat. Miał nie pić,
przynajmniej nie przy żonie, ale teraz jej nie było. Nalewając sobie whisky zadzwonił
do Bastiana.
-
Czyżbyś już miał dosyć? – zapytał ze śmiechem zanim ten
zdążył się przywitać.
-
A żebyś wiedział. Już nie wiem co robić – przetarł czoło
wierzchem dłoni, ale i tak zostawił na nim krwawą smugę.
- O stary nie wiedziałem, że masz aż tak słabą
kondycję. Wiesz, jesteś pierwszą osobą, która dzwoni do mnie w środku nocy z
takim problemem.
-
Zamkniesz się wreszcie i dasz mi coś powiedzieć? –
już miał ochotę rzucić telefonem o ścianę.
-
Więc nie chodzi o seks.
-
Ona znowu gdzieś wyszła – przez moment wydawał się
jednocześnie tak zupełnie bezsilny i tak wściekły, że nawet gdyby nazwał ją
„dziwką” Bastian by tego nie zrozumiał.
-
Czyli jednak chodzi o seks. Szybka jest.
-
Ty się nie zgrywaj, tylko masz mi ja znaleźć – wysyczał
przez zaciśnięte zęby.
-
Jak?
-
Ja ci mam mówić jak się dziewczyn szuka? – upił spory łyk whisky.
-
Ale to ty jesteś w Londynie.
-
Masz pół godziny – poinformował i rozłączył się.
Dwadzieścia osiem minut później
dziewczyna w czarnej sukience zdejmowała już płaszcz w swoim pokoju. I nigdy
nie dowiedziała się czyjej woli wróciła do hotelu.
Pamiętałam niewiele, bo za namową Josha
piłam więcej niż zwykle. Klub, w którym się bawiliśmy wybrał chyba co drugi
młody mieszkaniec Londynu, bo było tyle ludzi, że gdyby nie znajomości mojego
nowego znajomego na wejście czekalibyśmy kilka godzin. Nie przemyślałam tylko
tego, że moje buty zupełnie nie nadają się na imprezę. Nie przejmowałam się tym
i bawiłam się świetnie dopóki ktoś nie podszedł do mnie i nie złapał mnie za
ramiona. Josh, któremu wydawało się, że był za mnie odpowiedzialny, próbował
wyjaśnić sytuację. Zamienił z tym mężczyzną kilka zdań i kazał mi iść z nim do
taksówki. Pożegnałam go buziakiem, ale byłam już tak pijana, że pocałowałam go w
usta. Zachwiałam się, ale bez słowa poszłam za tym kretynem, który przerwał mi
zabawę. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Adam nigdzie mnie nie zabierał, a
dzięki Joshowi spędziłam kilka szalonych godzin, tańcząc i niezobowiązująco
flirtując z obcymi mężczyznami. Nie patrzył na mnie w aucie, słuchał tylko
moich pretensji i potakiwał głową. Josh na pewno wiedział co robi, więc nie
miałam zamiaru uciekać. Zaprowadził mnie pod same drzwi pokoju w hotelu, w
którym się zatrzymaliśmy. Poprawił mi płaszcz i odgarnął mi włosy z twarzy
swoją dużą dłonią, miał szorstką skórę, a potem prawie siłą wepchnął mnie do
środka. W pokoju było ciemno, a ja nie mogłam poradzić sobie nawet ze zdjęciem
zasznurowanych butów.
-
Jesteś zupełnie pijana – usłyszałam głos Adama, ale nie
byłam w stanie dostrzec jego sylwetki. Zaczęłam chichotać. Usłyszałam, że
odstawia szklankę i podchodzi do mnie. Przestałam zajmować się butami i
zarzuciłam mu ramiona na szyję. Złapał mnie mocno w pół, bo inaczej od razu
znalazłabym się na podłodze. Pomógł mi dojść do łóżka, zdjąć buty, a ja wciąż
próbowałam go obejmować. Miał na sobie koszule, bawiłam się jego kołnierzykiem,
kiedy ten zaczął prawić mi kazanie.
-
W życiu nie wiedziałem większej kretynki niż ty i do tego jesteś moją żoną.
Myślałaś, że się nie dowiem? Z iloma się puściłaś? Mów do cholery! –
potrząsnął mną, a ja tylko wyrwałam się z tego uścisku i położyłam na plecach
wciąż zanosząc się śmiechem. – Mów, a nie
się śmiejesz! – próbował mnie podnieść.
-
Ale Adaś, ty też piłeś… – pogroziłam mu palcem. – Nie chciałeś mnie nigdzie zabrać, to poszłam
z nim… wiesz jak on świetnie tańczy? – poderwałam się z łóżka i zaczęłam
tańczyć na środku pokoju i muzyka nie była mi do tego zupełnie potrzebna. Mój
mąż złapał mnie tym razem dużo mocniej i nie pozwolił mi się uwolnić.
-
Uspokój się, bo zaraz będą chcieli nas stąd wyrzucić
– próbował mnie uciszyć. – Porozmawiamy
rano, rozbierz się.
-
Ale ty jesteś niegrzeczny – przestałam się śmiać, żeby wpiąć
się w jego rozgrzane whisky usta. Odsunął mnie dopiero po chwili, kiedy sam
nasycił się pocałunkiem.
-
Musisz wziąć prysznic – bardziej poprosił niż rozkazał.
-
Oj nie, jestem taka zmęczona – rzuciłam się na
łóżko – chodź tu do mnie.
-
Jesteś bardzo zmęczona – pocałował mnie w czoło – i pijana.
Nie miałam już siły, żeby otworzyć oczy
i zobaczyć niewyraźny kontur jego ciała kiedy szedł do drugiej części naszego
apartamentu gdzie znajdowała się kanapa.
Adam zamówił budzenie i śniadanie na
dziewiątą, więc właśnie o tej zwlekłam się z łóżka. Strasznie bolała mnie głowa
i nadal nie mogłam złapać równowagi. Pierwsze, co zobaczyłam to połamany stolik
i szkło na podłodze. Dopiero po chwili dostrzegłam czerwone, niekształtne
plamy. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy uświadomiłam sobie, że to krew, a drugi,
kiedy okazało się, że nie ma Adama.
Pokojówka, która przyniosła śniadanie
zaproponowała mi aspirynę i sok pomidorowy. Poprosiłam o tabletkę, ale
podziękowałam za sok. Nigdy za nim nie przepadałam. Dostałam, więc kefir,
którego także nie lubiłam. Wypiłam go duszkiem zaraz po wyjściu kobiety, a
potem wzięłam szybki, gorący prysznic, dokładnie umyłam włosy, żeby pozbyć się
zapachu alkoholu i papierosów. Zęby myłam przez prawie piętnaście minut. Założyłam
tylko bieliznę i hotelowy szlafroczek. Kiedy zaczęłam pić zimną kawę, do pokoju
wrócił Adam. Minął mnie bez słowa kierując się do łazienki. Dobrze, że nie
widziałam jak wściekły zbiera moje rzeczy z podłogi, jak wyciera zaparowane
lustro. Nie odezwał się do mnie ani jednym słowem, usiadł tylko na łóżku i
udawał, że na mnie nie patrzy. Nie zapytałam go gdzie był, wiedziałam, że mi
nie odpowie. Pewnie znowu był zajęty porachunkami ze złymi ludźmi.
Ode chciało mi się jeść. Moja głowa była
coraz cięższa tak samo jak powieki, trochę mnie mdliło, ale przeszło mi po
mocnej kawie. Nie zwracając uwagi na mojego męża, zdjęłam szlafrok i położyłam
się do łóżka. Odwrócona do niego plecami szybko zasnęłam. Czułam się tak źle,
że i tak nie miałam siły dzisiaj nigdzie wychodzić. Najgorsze było to, że nie
mogłam przypomnieć sobie wszystkich szczegółów z ubiegłej nocy.
Posłał mi delikatny uśmiech i wyszedł
zanim zdążyłam go zobaczyć. Czułam jakby ściany pokoju zbliżały się do siebie,
w głowie huczało, kiedy słyszałam najcichszy szmer, mrużyłam oczy, żeby światło
mnie nie raziło, jednak nie miałam siły wstać i zasłonić okna.
Nie wiem ile spałam, ale obudził mnie
denerwujący, natrętny sygnał przychodzącego połączenia. Nie miałam pojęcia,
gdzie znajdował się mój telefon – dopiero po chwili zlokalizowałam źródło
dźwięku. Odebrałam leżąc na podłodze obok mojego płaszcza, to Julia nie dawała
mi spać.
-
Tak? – miałam zachrypnięty głos.
-
Gdzie ty się podziewasz? Kelly ciągle o ciebie pyta
– zaczęła swój wykład, a jej słowa dochodziły do mnie z opóźnieniem.
-
Coś się stało? – zdołałam wydukać do telefonu.
-
Ona boi się Bastiana… – przerwała, żeby zmienić temat – jakoś tak dziwnie mówisz, dobrze się
czujesz?
-
Chyba jakieś przeziębienie – nie chciałam jej mówić, że
bawiłam się w klubie z obcym facetem, kiedy moja przyjaciółka wciąż leżała w
szpitalu. – Tym się nie przejmuj. On
chciał jej coś zrobić? – zapytałam spokojnie, chociaż nie chciałam usłyszeć
odpowiedzi. Miałam nadzieję, że nagle stracę zasięg albo rozładuje mi się
bateria.
-
Fizycznie z nią coraz lepiej, ale psychicznie nie może sobie z tym wszystkim
poradzić, boi się, że jej dziecko będzie takie same jak ten palant. Lekarze mówią,
że w przyszłym tygodniu będzie mogła wrócić do domu. Louis miał kolejną
operację, ale jeszcze nic nie wiadomo… – jeszcze długo
opowiadała mi o ich stanie, a ja w połowie przestałam jej słuchać, mogłam w
ogóle nie odbierać tego telefonu. Doskonale wiedziałam, że winą za wszystko
obarczała właśnie mnie, chociaż nigdy nie powiedziała mi tego wprost. Ale ja
przecież nie będę chroniła całego świata, skoro sama potrzebuję opieki.
-
Ty mnie w ogóle słuchasz? – dotarł do mnie jej
zniecierpliwiony głos.
-
Tak, tylko okropnie się czuję, zadzwonię wieczorem, przepraszam
– dodałam i odłożyłam telefon na podłogę. Skuliłam się, ale nie mogłam zasnąć. Leżałam
tak na pół-przytomna, na pół-martwa, kiedy w pokoju pojawił się Adam. Miał na
sobie świeżą, błękitną koszulę wpuszczoną w ciemne jeansy ze skórzanym paskiem.
Nieczęsto widziałam go w kolorowych koszulach, ale nie chciało mi się silić na
komplementy.
-
Dlaczego leżysz na podłodze? – zapytał beznamiętnie.
-
Bo mi się tak podoba – rzuciłam nie podnosząc głowy.
-
Dobrze, ale wychodzimy wieczorem, ktoś musi tu w końcu posprzątać. Ubierz się
jakoś… normalnie – nie wiedział jakiego słowa użyć. – Jak każda zakochana para pójdziemy do
kina. Zdążysz się przygotować w pół godziny? – stał nade mną ze skrzyżowanymi
na piersi ramionami.
-
Tak –
wymamrotałam i z trudem stanęłam na nogach. Wzięłam drugi tego dnia prysznic i
założyłam szary sweter i jeansy. Wyglądałam normalnie, ale czułam się fatalnie.
Umyłam zęby, chociaż wciąż prześladował mnie zapach wczorajszego alkoholu. Zajęło
mi to mniej niż pół godziny, ale chyba na złość Adamowi postanowiłam nie
wychodzić z łazienki dopóki zdenerwowany mnie nie zawoła. Siedziałam na brzegu
wanny gładząc nierówności powstające na swetrze. Adam zawołał mnie na kawę,
którą właśnie przyniósł ktoś z obsługi hotelowej, jednak w jego głosie nie było
słychać zniecierpliwienia. Wypiłam tylko trochę, a resztę wypił mój mąż.
-
Na jaki film idziemy?
-
A na co chodzą takie małolaty jak ty? – otworzył przede mną
drzwi. – Może będzie jakaś kreskówka,
jeszcze nie sprawdziłem repertuaru.
Pech chciał, że właśnie dzisiaj kino, do
którego poszliśmy miało w ofercie bajkę o tematyce wybitnie świątecznej. Adamowi
w ogóle nie przeszkadzało dziwne spojrzenie jakim obdarzyła nas kasjerka. Oprócz
nielicznych rodziców byliśmy najstarsi na sali kinowej. Usiadłam po prawej od
Adama, chociaż nigdy nie rozumiałam dlaczego tego pilnuje, nigdy o to nie
zapytałam. Po kilkunastu minutach zaczęła się animacja. Nie wierzyłam w to, że
Adam nie znał repertuaru, a byliśmy prawie punktualnie. Poczułam, że łapie mnie
za rękę, bardzo delikatnie ściska moje palce, ale wciąż nie odwraca się w moją
stronę. Nie wiem czy bajka była tak nudna, czy ja byłam taka zmęczona, ale
zasnęłam w trakcie seansu. Przez ten alkohol ciągle chciało mi się spać.
Obudziłam się dopiero kiedy zaczął się następny film, zdziwiłam się, że nie
zostaliśmy wyproszeni – pewnie Adam zapłacił za następne dwa bilety.
-
Przepraszam – ścisnęłam jego ramię, żeby zmusić go
do poświęcenia mi odrobiny uwagi. – Nie
powinnam była z nim wychodzić…
Pocałował mnie w czoło. Mogliśmy
pozwolić sobie na chwilę czułości, bo dzieci, które oglądały bajkę za-stąpili
fani kina akcji. Całował mnie zachłannie jak nastolatek, jak szaleńczo
zakochany chłopak.
-
Udowodnisz mi to – syknął na chwilę odrywając się od
moich ust – ale nie tutaj.
Tego filmu też nie obejrzeliśmy do
końca.
jejku jedyne na co mnie stać to stwierdzenie, że to był bardzo emocjonujący rozdział. Przepraszam za tak krótki komentarz ale nie jestem w tym najlepsza :/
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Weny ! :)
No i jest kolejny świetny rozdział. Nie mogłam się na niego doczekać. Co do treści to zaskoczyło mnie zachowanie Adama spodziewałam się, że będzie bardziej niemiły i nie wybaczy tak szybko April tego, że wyszła z hotelu i wróciła kompletnie zalana. Czyżby zaczął doceniać swoją żonę na tyle by się dla niej zmienić, czy to tylko jakaś zagrywka z jego strony. Bo czy taki bezwzględny facet jak on potrafi wiedzieć co to miłość?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko napiszesz kolejny. Życzę mnóstwo weny i pozdrawiam ;)
zachowanie w ogóle niepodobne do Adama, gdy April wyszła z hotelu.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, to przypomniały mi się trochę stare czasy, kilka miesięcy temu jak pierwszy raz wpadłam do Ciebie na bloga :)
Czekam na następny rozdział + w zapraszam na nową notkę, powinna Ci się spodobać Fanko Sukienek :)
http://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/