poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział XIII







Adam zostawił swój samochód na hotelowym parkingu – nie chciał rzucać się w oczy. Taksówka była bezpieczniejszym rozwiązaniem, chociaż mniej komfortowym. Mężczyzna wolał sam kierować niż być wożonym. Dzisiejsza noc była jedną z ważniejszych w dopiero co zaczynającym się okresie jego życia, nic nie mogło pójść nie tak. Plan był prosty, chociaż uwzględnił szczegóły związane np. z nagłą zmianą pogody.
Wsiadł do taksówki. W środku pachniało mocnym alkoholem, pewnie poprzedni pasażer był pijany. Adam pożałował, że przed wyjściem nie wypił jednego głębszego na rozgrzanie. Odwagi mu nie brakowało, determinacji też, to było tylko zlecenie, kolejne morderstwo, ale pierwsze dla Tonny’ego. Nie mógł zawieźć. Nikt nie mógł go zobaczyć. Już w wymowny sposób zasugerował recepcjoniście, że całą noc spędził w hotelu. Powód, który podał mu Tonny (i w który nie wierzył Adam) był śmiesznie błahy. W oficjalniej wersji nijaki George Kenc dobierał się do nieślubnej córki Tonny’ego, o której nie wiedziała Amber. Adam domyślał się, że to tylko test i nie wnikał w słuszność swojego zlecenia.
Zachrypniętym głosem podał kierowcy adres. Poddenerwowany zaciskał dłonie w pięści. W końcu zatrzymał się przed domem jednorodzinnym. Zapłacił za kurs i pożegnawszy się z taksówkarzem ruszył wolnym, ale pewnym krokiem. Zanim doszedł do pierwszego drzewa usłyszał nierówne kroki kilku prawdopodobnie nawalonych facetów i bełkot pijackiej przyśpiewki. Prawie w zupełnej ciemności poznał swoją ofiarę. Widać było, że George wiódł prym w tej bandzie obiboków. Żaden z nich pewnie nigdy nie miał łopaty w rękach. Adam wprawnym okiem wymierzył w młodzieńca i oddał dwa strzały w klatkę piersiową – to powinno wystarczyć. Żadnych popisówek, czyste, szybkie morderstwo. Zanim kompani Kenca zrozumieli co się stało, Ortiz przebiegł trzy przecznice i dopiero tam złapał taksówkę. Opowiedział starszemu panu przejmującą historyjkę jak to przegrał w kasynie ponad pół swojej pensji, a potem wygrał jej trzykrotność. Żeby uwiarygodnić swoją opowieść dał mu sowity napiwek zanim wysiał przed hotelem. Dochodziła dopiero dwunasta. Nie sądził, że tak szybko uwinie się ze swoją robotą.
W hotelowej recepcji zamówił budzenie na dziewiątą. Miał nadzieję, że mimo później pory jego żona jeszcze nie śpi. Dawno nie był tak zmęczony jak tego wieczoru. Może to przez zmianę otoczenia i pierwszym zleceniem. Jeszcze nie wiedział co powie, kiedy w końcu ktoś zapyta go o pracę. Nie odszedł jeszcze z poprzedniej, a już zaczął następną. Musiał mieć przykrywkę, przynajmniej na razie dla April. Justin jako pierwszy dowiedział się o propozycji Tonny’ego, miał prawo to wiedzieć, ale nie chciał denerwować April, jeszcze nie teraz.
Po cichu wszedł do pokoju, tak jak się spodziewał było zupełnie ciemno. Nie włączając światła podszedł do dużego łóżka na środku apartamentu, żeby pochylić się nad śpiącą już dziewczyną i obudzić ją delikatnym pocałunkiem jak książę swoją Śnieżkę. Nie było jej. W szale rozbił ozdobny wazon, a potem połamał stolik, na którym leżał telefon. Kilka drzazg wbiło mu się w dłoń, ale to szkło rozcięło skórę. Przeklął. Nie zwracał uwagi na to, że krew plami jasny dywan, stać go było na pokrycie strat. Miał nie pić, przynajmniej nie przy żonie, ale teraz jej nie było. Nalewając sobie whisky zadzwonił do Bastiana.
- Czyżbyś już miał dosyć? – zapytał ze śmiechem zanim ten zdążył się przywitać.
- A żebyś wiedział. Już nie wiem co robić – przetarł czoło wierzchem dłoni, ale i tak zostawił na nim krwawą smugę.
-  O stary nie wiedziałem, że masz aż tak słabą kondycję. Wiesz, jesteś pierwszą osobą, która dzwoni do mnie w środku nocy z takim problemem.
- Zamkniesz się wreszcie i dasz mi coś powiedzieć? – już miał ochotę rzucić telefonem o ścianę.
- Więc nie chodzi o seks.
- Ona znowu gdzieś wyszła – przez moment wydawał się jednocześnie tak zupełnie bezsilny i tak wściekły, że nawet gdyby nazwał ją „dziwką” Bastian by tego nie zrozumiał.
- Czyli jednak chodzi o seks. Szybka jest.
- Ty się nie zgrywaj, tylko masz mi ja znaleźć – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Jak?
- Ja ci mam mówić jak się dziewczyn szuka? – upił spory łyk whisky.
- Ale to ty jesteś w Londynie.
- Masz pół godziny – poinformował i rozłączył się.
Dwadzieścia osiem minut później dziewczyna w czarnej sukience zdejmowała już płaszcz w swoim pokoju. I nigdy nie dowiedziała się czyjej woli wróciła do hotelu.
Pamiętałam niewiele, bo za namową Josha piłam więcej niż zwykle. Klub, w którym się bawiliśmy wybrał chyba co drugi młody mieszkaniec Londynu, bo było tyle ludzi, że gdyby nie znajomości mojego nowego znajomego na wejście czekalibyśmy kilka godzin. Nie przemyślałam tylko tego, że moje buty zupełnie nie nadają się na imprezę. Nie przejmowałam się tym i bawiłam się świetnie dopóki ktoś nie podszedł do mnie i nie złapał mnie za ramiona. Josh, któremu wydawało się, że był za mnie odpowiedzialny, próbował wyjaśnić sytuację. Zamienił z tym mężczyzną kilka zdań i kazał mi iść z nim do taksówki. Pożegnałam go buziakiem, ale byłam już tak pijana, że pocałowałam go w usta. Zachwiałam się, ale bez słowa poszłam za tym kretynem, który przerwał mi zabawę. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Adam nigdzie mnie nie zabierał, a dzięki Joshowi spędziłam kilka szalonych godzin, tańcząc i niezobowiązująco flirtując z obcymi mężczyznami. Nie patrzył na mnie w aucie, słuchał tylko moich pretensji i potakiwał głową. Josh na pewno wiedział co robi, więc nie miałam zamiaru uciekać. Zaprowadził mnie pod same drzwi pokoju w hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Poprawił mi płaszcz i odgarnął mi włosy z twarzy swoją dużą dłonią, miał szorstką skórę, a potem prawie siłą wepchnął mnie do środka. W pokoju było ciemno, a ja nie mogłam poradzić sobie nawet ze zdjęciem zasznurowanych butów.
- Jesteś zupełnie pijana – usłyszałam głos Adama, ale nie byłam w stanie dostrzec jego sylwetki. Zaczęłam chichotać. Usłyszałam, że odstawia szklankę i podchodzi do mnie. Przestałam zajmować się butami i zarzuciłam mu ramiona na szyję. Złapał mnie mocno w pół, bo inaczej od razu znalazłabym się na podłodze. Pomógł mi dojść do łóżka, zdjąć buty, a ja wciąż próbowałam go obejmować. Miał na sobie koszule, bawiłam się jego kołnierzykiem, kiedy ten zaczął prawić mi kazanie.
- W życiu nie wiedziałem większej kretynki niż ty i do tego jesteś moją żoną. Myślałaś, że się nie dowiem? Z iloma się puściłaś? Mów do cholery! – potrząsnął mną, a ja tylko wyrwałam się z tego uścisku i położyłam na plecach wciąż zanosząc się śmiechem. – Mów, a nie się śmiejesz! – próbował mnie podnieść.
- Ale Adaś, ty też piłeś… – pogroziłam mu palcem. – Nie chciałeś mnie nigdzie zabrać, to poszłam z nim… wiesz jak on świetnie tańczy? – poderwałam się z łóżka i zaczęłam tańczyć na środku pokoju i muzyka nie była mi do tego zupełnie potrzebna. Mój mąż złapał mnie tym razem dużo mocniej i nie pozwolił mi się uwolnić.
- Uspokój się, bo zaraz będą chcieli nas stąd wyrzucić – próbował mnie uciszyć. – Porozmawiamy rano, rozbierz się.
- Ale ty jesteś niegrzeczny – przestałam się śmiać, żeby wpiąć się w jego rozgrzane whisky usta. Odsunął mnie dopiero po chwili, kiedy sam nasycił się pocałunkiem.
- Musisz wziąć prysznic – bardziej poprosił niż rozkazał.
- Oj nie, jestem taka zmęczona – rzuciłam się na łóżko – chodź tu do mnie.
- Jesteś bardzo zmęczona – pocałował mnie w czoło – i pijana.
Nie miałam już siły, żeby otworzyć oczy i zobaczyć niewyraźny kontur jego ciała kiedy szedł do drugiej części naszego apartamentu gdzie znajdowała się kanapa. 
Adam zamówił budzenie i śniadanie na dziewiątą, więc właśnie o tej zwlekłam się z łóżka. Strasznie bolała mnie głowa i nadal nie mogłam złapać równowagi. Pierwsze, co zobaczyłam to połamany stolik i szkło na podłodze. Dopiero po chwili dostrzegłam czerwone, niekształtne plamy. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy uświadomiłam sobie, że to krew, a drugi, kiedy okazało się, że nie ma Adama.
Pokojówka, która przyniosła śniadanie zaproponowała mi aspirynę i sok pomidorowy. Poprosiłam o tabletkę, ale podziękowałam za sok. Nigdy za nim nie przepadałam. Dostałam, więc kefir, którego także nie lubiłam. Wypiłam go duszkiem zaraz po wyjściu kobiety, a potem wzięłam szybki, gorący prysznic, dokładnie umyłam włosy, żeby pozbyć się zapachu alkoholu i papierosów. Zęby myłam przez prawie piętnaście minut. Założyłam tylko bieliznę i hotelowy szlafroczek. Kiedy zaczęłam pić zimną kawę, do pokoju wrócił Adam. Minął mnie bez słowa kierując się do łazienki. Dobrze, że nie widziałam jak wściekły zbiera moje rzeczy z podłogi, jak wyciera zaparowane lustro. Nie odezwał się do mnie ani jednym słowem, usiadł tylko na łóżku i udawał, że na mnie nie patrzy. Nie zapytałam go gdzie był, wiedziałam, że mi nie odpowie. Pewnie znowu był zajęty porachunkami ze złymi ludźmi.
Ode chciało mi się jeść. Moja głowa była coraz cięższa tak samo jak powieki, trochę mnie mdliło, ale przeszło mi po mocnej kawie. Nie zwracając uwagi na mojego męża, zdjęłam szlafrok i położyłam się do łóżka. Odwrócona do niego plecami szybko zasnęłam. Czułam się tak źle, że i tak nie miałam siły dzisiaj nigdzie wychodzić. Najgorsze było to, że nie mogłam przypomnieć sobie wszystkich szczegółów z ubiegłej nocy.
Posłał mi delikatny uśmiech i wyszedł zanim zdążyłam go zobaczyć. Czułam jakby ściany pokoju zbliżały się do siebie, w głowie huczało, kiedy słyszałam najcichszy szmer, mrużyłam oczy, żeby światło mnie nie raziło, jednak nie miałam siły wstać i zasłonić okna.
Nie wiem ile spałam, ale obudził mnie denerwujący, natrętny sygnał przychodzącego połączenia. Nie miałam pojęcia, gdzie znajdował się mój telefon – dopiero po chwili zlokalizowałam źródło dźwięku. Odebrałam leżąc na podłodze obok mojego płaszcza, to Julia nie dawała mi spać.
- Tak? – miałam zachrypnięty głos.
- Gdzie ty się podziewasz? Kelly ciągle o ciebie pyta – zaczęła swój wykład, a jej słowa dochodziły do mnie z opóźnieniem.
- Coś się stało? – zdołałam wydukać do telefonu.
- Ona boi się Bastiana… – przerwała, żeby zmienić temat – jakoś tak dziwnie mówisz, dobrze się czujesz?
- Chyba jakieś przeziębienie – nie chciałam jej mówić, że bawiłam się w klubie z obcym facetem, kiedy moja przyjaciółka wciąż leżała w szpitalu. – Tym się nie przejmuj. On chciał jej coś zrobić? – zapytałam spokojnie, chociaż nie chciałam usłyszeć odpowiedzi. Miałam nadzieję, że nagle stracę zasięg albo rozładuje mi się bateria.
- Fizycznie z nią coraz lepiej, ale psychicznie nie może sobie z tym wszystkim poradzić, boi się, że jej dziecko będzie takie same jak ten palant. Lekarze mówią, że w przyszłym tygodniu będzie mogła wrócić do domu. Louis miał kolejną operację, ale jeszcze nic nie wiadomo… – jeszcze długo opowiadała mi o ich stanie, a ja w połowie przestałam jej słuchać, mogłam w ogóle nie odbierać tego telefonu. Doskonale wiedziałam, że winą za wszystko obarczała właśnie mnie, chociaż nigdy nie powiedziała mi tego wprost. Ale ja przecież nie będę chroniła całego świata, skoro sama potrzebuję opieki.
- Ty mnie w ogóle słuchasz? – dotarł do mnie jej zniecierpliwiony głos.
- Tak, tylko okropnie się czuję, zadzwonię wieczorem, przepraszam – dodałam i odłożyłam telefon na podłogę. Skuliłam się, ale nie mogłam zasnąć. Leżałam tak na pół-przytomna, na pół-martwa, kiedy w pokoju pojawił się Adam. Miał na sobie świeżą, błękitną koszulę wpuszczoną w ciemne jeansy ze skórzanym paskiem. Nieczęsto widziałam go w kolorowych koszulach, ale nie chciało mi się silić na komplementy.
- Dlaczego leżysz na podłodze? – zapytał beznamiętnie.
- Bo mi się tak podoba – rzuciłam nie podnosząc głowy.
- Dobrze, ale wychodzimy wieczorem, ktoś musi tu w końcu posprzątać. Ubierz się jakoś… normalnie – nie wiedział jakiego słowa użyć. – Jak każda zakochana para pójdziemy do kina. Zdążysz się przygotować w pół godziny? – stał nade mną ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.
- Tak – wymamrotałam i z trudem stanęłam na nogach. Wzięłam drugi tego dnia prysznic i założyłam szary sweter i jeansy. Wyglądałam normalnie, ale czułam się fatalnie. Umyłam zęby, chociaż wciąż prześladował mnie zapach wczorajszego alkoholu. Zajęło mi to mniej niż pół godziny, ale chyba na złość Adamowi postanowiłam nie wychodzić z łazienki dopóki zdenerwowany mnie nie zawoła. Siedziałam na brzegu wanny gładząc nierówności powstające na swetrze. Adam zawołał mnie na kawę, którą właśnie przyniósł ktoś z obsługi hotelowej, jednak w jego głosie nie było słychać zniecierpliwienia. Wypiłam tylko trochę, a resztę wypił mój mąż. 
- Na jaki film idziemy?
- A na co chodzą takie małolaty jak ty? – otworzył przede mną drzwi. – Może będzie jakaś kreskówka, jeszcze nie sprawdziłem repertuaru.
Pech chciał, że właśnie dzisiaj kino, do którego poszliśmy miało w ofercie bajkę o tematyce wybitnie świątecznej. Adamowi w ogóle nie przeszkadzało dziwne spojrzenie jakim obdarzyła nas kasjerka. Oprócz nielicznych rodziców byliśmy najstarsi na sali kinowej. Usiadłam po prawej od Adama, chociaż nigdy nie rozumiałam dlaczego tego pilnuje, nigdy o to nie zapytałam. Po kilkunastu minutach zaczęła się animacja. Nie wierzyłam w to, że Adam nie znał repertuaru, a byliśmy prawie punktualnie. Poczułam, że łapie mnie za rękę, bardzo delikatnie ściska moje palce, ale wciąż nie odwraca się w moją stronę. Nie wiem czy bajka była tak nudna, czy ja byłam taka zmęczona, ale zasnęłam w trakcie seansu. Przez ten alkohol ciągle chciało mi się spać. Obudziłam się dopiero kiedy zaczął się następny film, zdziwiłam się, że nie zostaliśmy wyproszeni – pewnie Adam zapłacił za następne dwa bilety.
- Przepraszam – ścisnęłam jego ramię, żeby zmusić go do poświęcenia mi odrobiny uwagi. – Nie powinnam była z nim wychodzić…
Pocałował mnie w czoło. Mogliśmy pozwolić sobie na chwilę czułości, bo dzieci, które oglądały bajkę za-stąpili fani kina akcji. Całował mnie zachłannie jak nastolatek, jak szaleńczo zakochany chłopak.
- Udowodnisz mi to – syknął na chwilę odrywając się od moich ust – ale nie tutaj.
Tego filmu też nie obejrzeliśmy do końca.

3 komentarze:

  1. jejku jedyne na co mnie stać to stwierdzenie, że to był bardzo emocjonujący rozdział. Przepraszam za tak krótki komentarz ale nie jestem w tym najlepsza :/
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jest kolejny świetny rozdział. Nie mogłam się na niego doczekać. Co do treści to zaskoczyło mnie zachowanie Adama spodziewałam się, że będzie bardziej niemiły i nie wybaczy tak szybko April tego, że wyszła z hotelu i wróciła kompletnie zalana. Czyżby zaczął doceniać swoją żonę na tyle by się dla niej zmienić, czy to tylko jakaś zagrywka z jego strony. Bo czy taki bezwzględny facet jak on potrafi wiedzieć co to miłość?
    Mam nadzieję, że szybko napiszesz kolejny. Życzę mnóstwo weny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. zachowanie w ogóle niepodobne do Adama, gdy April wyszła z hotelu.
    Tak w ogóle, to przypomniały mi się trochę stare czasy, kilka miesięcy temu jak pierwszy raz wpadłam do Ciebie na bloga :)
    Czekam na następny rozdział + w zapraszam na nową notkę, powinna Ci się spodobać Fanko Sukienek :)

    http://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń