sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział XV







Obudziłam się dopiero w połowie drogi powrotnej do domu. Strasznie bolała mnie głowa i kark, bo jak zwykle źle się ułożyłam. Adam nie zauważył, że otworzyłam już oczy tylko nadal mruczał jedną z tych nieznośnych, świątecznych piosenek. Wyraźnie miał dobry humor – nie często widziałam go w takim stanie. Udawałam, że nadal drzemię, żeby móc słuchać jego kojącego głosu, ale znowu zasnęłam zanim skończył następną piosenkę.
Adam nie przejmował się mną, bo myślał o czymś zupełnie innym, a mianowicie o nadchodzących świętach. Pamiętał lata, kiedy jako mały chłopiec szukał z ojcem choinki, a potem wszyscy chodzili na coroczne przedstawienie w jego szkole. Chociaż nigdy nie brał w nim udziału z nostalgią wspominał te wydarzenie. Jego młodsza siostra zakładała wtedy najlepsze sukienki i zaróżowionymi policzkami biegała po scenie. Co się z nią stało? Nigdy nie próbował odpowiedzieć sobie na to pytanie, bo ona była normalna i już dawno została pochowana. Jego matka też. Z ojcem stracił kontakt. Wrócił do nucenia piosenek, jeszcze tylko kilka godzin i wróci do swojego domu. Nagle wpadł mu do głowy szalony pomysł, który zaraz porzucił, przecież nie mogli tak po prostu się wyprowadzić. Jutro wigilia Bożego Narodzenia, a on nie miał jeszcze prezentów, nawet dla żony. Żaden z nich nie wierzył w Boga, ale zachowali tradycje – wspólna kolacja, prezenty były nieodłączną częścią ich życia.
W tym roku się spóźnił, kiedy prowadził mnie do moje sypialni cały dom wypełniał już zapach świeżego świerku. Justin kupił drzewko kilka godzin wcześniej, ale jeszcze go nie ubrał, więc wysoka choinka samotnie stała w pokoju telewizyjnym. Adam pomógł mi się rozebrać, położył do jego łóżka i pocałowawszy mnie w czoło wyszedł.
- Mieliście wrócić później – Justin podał mu kubek z herbatą.
- Właśnie, chciałem z tobą porozmawiać – usiedli przy stole. – A gdzie są Bastian i Gabe?
- Pojechali po ostatnie prezenty. Coś się stało, prawda? Chyba dałeś jej coś na sen.
- April miała wypadek. Wydawało jej się, że widziała krew…
- A widziała? – spojrzał na niego podejrzliwie.
- Tak, znaczy cała łazienka była we krwi, ale…
- Wmówiłeś jej, że nic nie było? Adam, za dobrze cię znam, żebyś cokolwiek przede mną ukrywał. Nie powinieneś tego robić. I tak ją okłamujesz.
- Nie przyszedłem do ciebie, żebyś mnie oceniał, tylko mi pomógł. Nie mam pojęcia skąd wzięła się tak krew – załamał ręce.
- Napij się herbaty. Adam, siła podświadomości, ona ma za duże poczucie winy, żeby przejść z tym do porządku dziennego. Ona jeszcze długo nie będzie taka jak my. Musisz dać jej czas – powiedział łagodnie.
- Mam jej nie namawiać? – wypił kolejny łyk. Gorąca herbata przyjemnie rozlała się po jego przyzwyczajonym do wódki gardle.
- Nie, niech sama zdecyduje, jest jeszcze za słaba. Musi odpocząć.
- Będziesz teraz w domu? – zmienił temat.
- Tak, w końcu jest niedziela.
- To dobrze, muszę kupić jej prezent, a nie chcę, żeby była sama kiedy się obudzi. Zrobisz jej herbatę, dawno takiej nie piłem, i posiedź z nią. Będę najpóźniej o piętnastej.
- Dobrze. Dzisiaj też spotkasz się z Lili?
- Jeszcze nie wiem – wstali w tym samym momencie, poklepali się po ramieniu, po czym Adam szybko opuścił jadalnię.
Zakupy, mimo tego, że to była niedziela i tłum ludzi wypełniał najbliższą galerię handlową, po której właśnie chodził teraz Adam, poszły mu całkiem szybko. Na szczęście drobiazgi dla najbliższych zapakowała urocza ekspedientka, która nie spuszczała wzroku z przystojnego klienta. Adam nie przejmował się nią, ale wypatrywał drobnej blondynki, z którą był umówiony, jednak spotkał się z nią dopiero na parkingu. Bez słowa wsiadła do jego samochodu.
- Też robiłaś ostatnie zakupy? – zauważył papierową torebkę, którą położyła sobie na kolanach.
- Tak, to dla ciebie – uśmiechnęła się do niego wyjmując z niej czerwone pudełeczko – ale obiecaj, że otworzysz dopiero we wtorek.
- Naprawdę uwierzysz w moją obietnicę? – zapytał obracając prezent w dłoniach.
- Nie i tak zrobisz co będziesz chciał. Jak się ma twoja żona? – w jej głosie słychać było wyraźną nutę zazdrości.
- Dobrze, jeszcze mnie nie zostawiała – zaśmiał się ze swojego kiepskiego żartu.
- Wszystko przed wami, w razie czego wiesz gdzie mieszkam – oparła się o jego ramię.
- Skończyłem z tym – powiedział szorstko, ale jej nie odepchnął.
- Na pewno? – pocałowała go.
- Tak – dopiero wtedy ją od siebie odsunął i dodał chłodno – skończyłem i nawet ty tego nie zmienisz.
- Więc po co chciałeś się ze mną spotkać? – poczuła się urażona.
Adam przez chwilę przypatrywał się jej bez słowa. Miała na sobie rozpięty płaszcz, spod którego wystawała czerwona sukienka, jej włosy zakrywały część wykończonego koroną dekoltu. Pomyślał, że jego żona wyglądałby w niej jeszcze bardziej ponętnie.
- Przez pewien czas spotykałaś się z Joshem – zaczął – czy on cię zdradzał?
- Nie powinieneś o to pytać – teraz to ona zmieniła ton na bardziej oficjalny. – To jest nasza sprawa.
- Ale to dla mnie bardzo ważne.
- Myślałam, że ja jestem dla ciebie ważna, ale nie, najpierw musiałam się dzielić tobą z… z nią, a teraz zupełnie cię straciłam – nie mogła się opanować, żeby dać upust swojej furii uderzyła go w twarz.
- Uspokój się – złapał ją za rękę, ale było już a późno – nigdy niczego ci nie obiecywałem.
- Nie chcę z tobą rozmawiać ani o niej, ani o Joshu, a jeżeli znowu cię zdradziła, to w pełni sobie na to zasłużyłeś – chciała uderzyć go jeszcze raz, ale tym razem zdążył ja powstrzymać.
- Mam ci pomóc czy sama wyjdziesz? – mocno ściskał jej nadgarstki. – Wariatka! – rzucił, kiedy ona zatrzasnęła drzwi do samochodu.
Ortiz nie miał zamiaru czekać z rozpakowaniem prezentu o świąt, nie miał pojęcia co znajdowało się w małym pudełeczku, więc rozwiązał wstążkę, kiedy tylko samochód wzburzonej Lili zniknął z parkingu. Przez chwilę myślał, że to niebezpieczne, żeby teraz prowadziła, ale szybko o niej zapomniał. Podniósł wieczko. W środku znajdowały się srebrne spinki do mankietów. Miał już bardzo podobne, ale nie wyrzucił prezentu, tylko pudełeczko, żeby April nie miała podstaw do podejrzeń. Wrócił do samochodu i oparł głowę o kierownicę. Poczuł się bardzo zmęczony, zmęczony udawaniem, ale nie chciał tego przerywać jeszcze nie teraz i najważniejsze – nie mógł powiedzieć April prawdy. Skończył ze zdradami, przynajmniej na razie. Chciał kochać tylko ją i tylko ją kochał, ale inne kobiety nadal go pociągały na przykład ta nowa sekretarka z poprzedniej pracy. Nadal miał jej numer i skasował go zanim zdążył pomyśleć co robi, a potem usunął wszystkie numery kobiet, z którymi kiedykolwiek się kochał.
Wrócił do domu tak jak mówił – przez piętnastą. W korytarzu spotkał Bastiana. Chłopak w szarym dresie opierał się o ścisnę jakby na niego czekał. Przejechał otwartą dłonią po włosach, które i tak nie ugięły się pod naciskiem.
- Nowa stylówka, czyli nowa dziewczyna – odwiesił płaszcz – ale muszę ci powiedzieć, że wyglądasz jak pajac. Dziewczynki lecą na kołnierzyki – poprawił swój.
- Strasznie mocne leki jej dałeś – od razu zmienił temat.
- Musiała odpocząć. Nadal śpi? – odwiesił płaszcz.
- Nie, Justin u niej jest. Kupiłeś coś dla mnie? – spojrzał na torby.
- Tak, mam chałwę – wyjął opakowanie sezamowego przysmaku. – Co z Kelly?
- Po świętach wychodzi ze szpitala, ten jej niedorozwinięty brat też przeżyje. Nie chodzę do szpitala, żeby jej nie denerwować, podobno i tak już się mnie boi – zaśmiał się.
- Sam jesteś niedorozwinięty, będziesz miał dziecko.
- Właśnie ja, a nie ty – popchnął go i gdyby nie pojawienie się młodego Włocha na pewno doszłoby do bójki.
- Dobrze, że już jesteś, zaraz będzie obiad – udał, że nie czuje napiętej atmosfery – właśnie miałem iść po April i Justina, może ty Adam pójdziesz? – chciał ich jak najszybciej rozdzielić – Bastian pomoże mi z talerzami.
- Możesz schować to gdzieś w kuchni? – podał mu swoje zakupy.
Wchodząc do swojego pokoju Adam nie spodziewał się, że zastanie tam mnie wtuloną w ramiona Justina. Nie odskoczyłam od niego jak na każdym z tych banalnych filmów i nie próbowałam mu nic tłumaczyć. Nadal byłam śpiąca i nie rozumiałam wszystkiego, co mówił do mnie demon.
- Mógłbyś zabrać ręce od mojej żony? – Ortiz bardziej rozkazał niż zapytał. Nie podobało mu się to, że na wpół przytomna, nie do końca świadoma pozwalam, żeby Justin mnie obejmował. Mogłam już przyzwyczaić się do tego, że kiedy się budzę nie ma obok mnie mojego męża, a jednak jego nieobecność zawsze mnie zaskakiwała. Dzisiaj było tak samo, kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Justina siedzącego na łóżku. Opierał się plecami o ścianę i czytał jakąś książkę. Od razu domyśliłam się, że Adam kazał mu przy mnie czuwać. Nie rozmawialiśmy o tym, co wydarzyło się wczoraj, chociaż byłam pewna, że już wiedział, za to zaczął opowiadać mi o tym jak spędzają razem święta. Wieczorem mieliśmy ubrać choinkę, ale nie wiedziałam czy będę czuła się na siłach. Justin stanowczo zabronił mi picia kawy i wtedy dowiedziałam się, że Adam dał mi leki uspokajające. Byłam zaskoczona, ale z drugiej strony zrobił to dla mojego dobra.
- April nie mogła doczekać się twojego powrotu.
- Właśnie widzę. Kochanie, założysz jakieś ubranie i coś zjemy, już wszystko jest dobrze, jestem przy tobie – pomógł mi wstać. Jego oczy były jeszcze bardziej rozognione niż zwykle, ale nie miałam siły, żeby zwrócić na to uwagę, potykałam się co kilka kroków. Nie wiedziałam, że Adam przemycił mi takie mocne leki, chociaż zdawałam sobie sprawę, że inaczej bym tak długo nie spała. Ledwo zasnęłam wczoraj wieczorem.
- Kochanie, lepiej się już czujesz? – wyjął z szafy czarny sweter i czarne spodnie dla mnie. Uśmiechnęłam się, kiedy odwrócił się, żebym mogła spokojnie się ubrać.
- Adaś, widziałeś mnie bez niczego, a teraz udajesz, że cię to krępuje?
- Po prostu nie chcę zrobić nic czego bym później żałował. Jesteś taka delikatna – zdążyłam się ubrać, po czym przytuliłam się do niego od tyłu. On wziął moje dłonie w swoje i pocałowawszy je, położył sobie na piersiach.
- Ty też. Jestem taka zmęczona… położymy się po obiedzie?
- Tak moje kochanie, ja też muszę odpocząć. Kocham cię, wiesz?
- Wiem – westchnęłam.
Podczas obiadu nie mogłam pozbyć się uczucia, że wciąż jestem bacznie obserwowana, tym razem jednak nie tylko przez Adama, co czego byłam przyzwyczajona, ale i Justin nie spuszczał ze mnie wzroku. Z trudem udawałam, że mi to nie przeszkadza, ale byłam zbyt zmęczona, żeby zareagować. Nawet to, że mój mąż był już na granicy furii i widać było, że chce się rzucić na demona, nie wyprowadziło mnie z równowagi. Musiałam dostać cholernie dużą dawkę. Gabe próbował rozładować napięcie.
- Gdzie trzymacie ozdoby?
- Są w kuchni, wieczorem poszukamy, a rano ubierzemy choinkę – odpowiedział spokojnie. – Wyborny makaron, bardzo lubię szpinak – pochwalił jedzenie – powinieneś częściej gotować.
- Adam, odprowadzisz mnie do pokoju? – oparłam się o jego ramię.
- Jeszcze nie zjadłaś – Gabe chciał zatrzymać mnie przy stole.
- Ja cię odprowadzę – zaproponował Bastian i zanim zdążyłam zaprotestować już odsuwał mi krzesło.
- Przyjdę do ciebie za kilka minut – Adam przelotnie pocałował mnie w ramie zasłonięte ciepłym swetrem. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Nie wiem jak ty tutaj wytrzymujesz – zamknął za nami drzwi – bez okna. Tu nawet dobrze przewietrzyć nie można. Chcesz się przebrać, tak? Załóż to – w mgnieniu oka wyciągnął z szafy czarną haleczkę, którą kupiłam jeszcze z Jakem. Na chwilę zniknęłam w łazience, a w tym samym czasie Bastian przeglądał mój telefon. Trochę wstydziłam się wystąpić przed nim w tak skąpym stroju, ale poprawiłam włosy i wróciłam do pokoju. Usłyszałam przeciągłe gwizdnięcie.
- Nie gwiżdż w pokoju – skarciłam go. – Podoba ci się? – obróciłam się przed nim.
- Nie powinienem patrzeć – zasłonił sobie oczy tak jak robią to małe dzieci na filmach dla dorosłych – ale masz takie piękne uda – pogładził mnie po jednym z nich, a ja się nawet nie odsunęłam. Nie wiedziałam co robię, dopiero kiedy jego język znalazł się w moich ustach, a dłonie wciąż pieściły moją skórę, wyplątałam się z jego ciasnych objęć. – Dokończymy później – przesłał mi całusa w powietrzu i miął się w drzwiach z moim mężem.
- Tęskniłaś? – zmrużył oczy widząc mnie w samej bieliźnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – uwielbiałam stawać na palcach, żeby móc go pocałować, on wtedy zamykał mnie w szczelnym uścisku tak, że brakowało mi tchu, chociaż ciężko było doprowadzić demona do bezdechu. Jego ramiona znajdowały się zawsze na wysokości mojej tali, nigdy niżej. – Kocham cię.
- Znowu budzi się w tobie ten sentymentalizm. Zmęczona?
- Tak, ale zostań – nie przerywając pocałunków zdjął koszule i spodnie. W samum podkoszulku był niezwykle pociągający, więc sama przesunęłam jego dłoń tam, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się ręce jego brata.
- Na pewno czujesz się na siłach? – odsunął się ode mnie na chwilę.
- Kochanie, jeżeli sama zaciągam cię do łóżka, to znaczy, że tego chcę. Drugi raz nie pozwolę ci się wykorzystać. Opowiedz mi bajkę – poprosiłam kładąc się na plecach tak, żeby on leżąc na boku mógł całować mnie w szyję.
- Dawno, dawno temu była sobie mała dziewczynka, która bardzo nie lubiła spać sama… – całował mnie coraz niżej, odsunęłam jego głowę.
- Zakończenie tej historii znam, chcę inną – zaczęłam bawić się wykończeniem stanika.
- Dobrze… Dawno temu była sobie mała dziewczynka, która ciągle chodziła w czerwonych sukienkach, dosłownie miała bzika na ich punkcie, miała też siedmiu braci, którzy byli strasznie niscy…
- Krasnoludki? – przerwałam mu z zainteresowaniem.
- Tak, ale oni nie są tutaj najważniejsi. Ta dziewczynka miała długie włosy, a zła macocha przetrzymywała ją w wieży w środku ciemnego lasu. Pewnego nie przyplątał się do niej jakiś książe, któremu ojciec kazał znaleźć żonę. Zakochał się w niej, kiedy tylko usłyszał jej słodki głos.
- Więc jej nie widział? – zwróciłam się w jego stronę.
- Nie, ale postanowił, że ją uratuje. Musiał najpierw pokonać jej braci, ale byli tacy mali, że nie musiał się nawet wysilać. Wtedy przybyła zła macocha na smoku ziejącym żywym ogniem. Chciała zamienić go w kamień, bo oczywiście miała magiczne moce, ale on w ostatniej chwili wyjął magiczne zwierciadło i odbił urok…
- A skąd książe miał lusterko?
- Dostał od matki, nieważne. Chcesz wiedzieć, co było dalej? – pokiwałam głową. – Urok został rzucony na smoka. Macocha trochę się zdenerwowała i zaczęła rzucać w niego zatrutymi jabłkami, więc przyszedł leśniczy i zamknął ją na dwadzieścia cztery za zakłócanie porządku. Książe nie miał już przeszkód, ale ta wieża była strasznie wysoka, a biedaczek miał lęk wysokości. Jednak bardzo chciał zobaczyć jak wygląda jego wybranka.
- Ona miała długie włosy – podsunęłam mu pomysł.
- Tak, ale nie używała odżywki i były bardzo słabe. Wtedy zobaczył, że po lesie chodzi mała dziewczynka. Miała na imię Małgosia, a że nie miała swojego życia postanowiła pomóc naszemu księciu i wezwała strażaków.
- A co z Jasiem? – przysunęłam się do niego.
- A Jasia zjadły motyle – szybko uciął temat brata Małgosi – a wracając, przyjechali strażacy i bohatersko uratowali dziewczynę. W tym czasie książe flirtował sobie z Gośką, chociaż była od niego sporo młodsza. W rezultacie książe wziął ślub z Małgosią.
- A co z dziewczyną z wieży? – oburzyłam się słysząc takie zakończenie.
- Wzięła ślub ze strażakiem, ale w nocy pod pretekstem wizyt u chorej babci spotykała się z księciem. Macocha przeszła załamanie nerwowe, leśniczy wynajął wieżę dla swojej teściowej, a krasnoludki zostały sprzedane do Niemiec i tam siedzą w ogródkach a wieczorami robią imprezy przy zraszaczach.
- A co ze smokiem? – nie pozwoliłam mu się pocałować.
- A… Przyszedł Dratewka i pomyślał, że wszystkim wmówi, że to on pokonał tego smoka, więc z bestii zrobiono eksponat muzealny, a chłopak trzepał na tym niezłą forsę. Kupił jacht i miał dziewczyn na pęczki. Małgośka zerwała dla niego z księciem, w międzyczasie strażak ukuł się wrzecionem i zasnął na sto lat. Ona nie miała zamiaru czekać, więc wzięła rozwód, żeby móc wziąć ślub z księciem, a potem urodzić mu szóstkę dzieci, koniec.
- Piękna, ale nie pomieszały ci się trochę bajki – próbowałam powstrzymać chichot – i trochę lata…?
- To była nowoczesna bajka dla grzecznej dziewczynki – pocałował mnie w czoło. – Jesteś grzeczna?
- Tak, ale chyba jestem trochę zmęczona i ty też. Daj buziaka.
- Zawsze uważałem, że całowanie jest przyjemniejsze od seksu.
- Kłamiesz, ale doceniam – przytuliłam się mocno do niego. Bardzo nie chciałam spać sama, nie po tym co stało się poprzedniego wieczoru. Moja wyobraźnia podsuwała mi kolejne niespokojne wizje, chociaż za wszelką cenę próbowałam je odganiać. Bliskość Adama koiła psychiczny ból.
- Kochanie nigdy więcej nie całuj się z Bastianem – wyszeptał spokojnie. Dobrze, że nie widział mojej zaskoczonej miny, bo przecież skąd on mógł to wiedzieć. Wyczuł moje zdumienie – Nie denerwuj się, nie jestem zły – znowu pocałował mnie w czoło – i ja wiem więcej niż ci się wydaje.
- Kochasz mnie trochę?
- Trochę jeszcze tak, ale mam ochotę się napić. Nie zasypiaj – odsunął mnie od siebie i bezgłośnie wstał z łóżka, a ja o nic więcej nie pytałam, chociaż tak dużo chciałam wiedzieć.
Wrócił po kilku minutach. Czuć było nie tylko wyborną whisky, którą zwykł pić, ale też nikotynę. Zanim położył się obok mnie, otworzył okno – było już ciemno i chłodniej niż w ciągu dnia, ale jemu to nie przeszkadzało wychylać się w samym podkoszulku. Patrzyłam na niego, ale poruszając jedynie wargami nie byłam w stanie nic powiedzieć. W końcu położył się obok mnie, jego ciało było lodowate, a na dłoniach wciąż pozostawały resztki roztopionego śniegu. Syknęłam cicho, kiedy wsunął mi rękę pod cienką halkę.
- Wypiłem podwójną, więc nie obchodzi mnie to czy tego chcesz czy nie – wymruczał mi do ucha i jednym szarpnięciem rozerwał to, co miałam na siebie. Dotyk jego zimnych dłoni podniecał mnie coraz bardziej i chociaż nie miałam zamiaru mu odmawiać, zrzuciłam je z tali. Natychmiast znalazłam się na plecach, w ciemności widziałam jedynie jego rozognione oczy. Chyba wypił potrójną a nie podwójną, inaczej by się tak nie zachowywał. Czasami przerażało mnie to jak szybko mój mąż przechodzi z jednego stanu do drugiego. Teraz powinien zrobić mi awanturę a nie kochać się ze mną, jednak przestawałam o tym myśleć, kiedy tylko on zaczynał całować moją szyję.
- Och Adam – jęknęłam oplatając udami jego biodra, a on ugryzł mnie w ramię. Znowu znalazłam się w niebie, bo seks z nawet pijanym Adamem, był do niego najlepszą drogą. Nie żałowałam nawet naszego pierwszego razu, kiedy to wydawało mi się, że mam zobowiązania w stosunku do Alexa.
- Wiesz, rozmawiałam z Justinem – zaczęłam opowiadać, żeby przerwać tą denerwującą ciszę – powiedział, że te moje omamy mogą się powtarzać,  ale to nie jest tak poważne jak mi się wydawało. Powiedział, że znowu mogę mieć koszmary i chciałabym, żebyś zawsze spał ze mną.
- Dobrze Ap. Postaram się być przy tobie. Chyba obydwoje jesteśmy już zmęczeni – westchnął.
- Tak, dobranoc – chciałam się do niego przytulić, ale on pocałował mnie tylko w czoło i odwrócił się bez słowa. Nie wiedziałam co znowu zrobiłam źle. Dlaczego znowu się ode mnie odsunął. Byłam pewna, że następnego dnia rano nie będzie go obok mnie, co więcej kiedy obudzę się w środku nocy on nie zrobi nic, żeby mnie uspokoić. Wstałam, żeby założyć inną piżamę – koszulki nocne były jedyną częścią mojej garderoby, które miały prawo znajdować się w pokoju męża. On w tym czasie założył bokserki. Nie chciałam płakać, ale to było silniejsze ode mnie.

6 komentarzy:

  1. Ubóstwiam twojego bloga i podziwiam cię za ogromną wyobraźnię :) szkoda tylko, że tak rzadko dodajesz nowe rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już dawno przeczytałam poprzedni rozdział, ale nie skomentowałam go od razu i potem jakoś wyleciało mi to z głowy, przepraszam. Teraz zrobię to od razu, by znów nie przeoczyć. Rozdział ten jak i poprzedni jest świetny, uwielbiam Twój sposób pisania. Nie mogę tylko uwierzyć w tą nagłą zmianę Adama, skąd u niego taka troska? Zdecydowanie bije od niego zadziwiający spokój, przecież to do niego nie podobne. Wygląda na to, że się zmienił, ale czy demon jest w sanie tego dokonać ?
    Czekan z niecierpliwością na kolejny i życzę mnóstwo weny. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, świetny rozdział i naprawdę masz talent dziewczyno.!
    Mimo wszystko zauważyłam tylko błędy interpunkcyjne, ale to drobny szczegół.
    Sama czasami te błędy popełniam, bo lecę tak zwanie na wyczucie. ;P
    Zapraszam do mnie ;)
    Pojawił się już nowy rozdział ;)
    http://in-chasing-the-dream-1999.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początek to przystojniaki na zdjęciu odwróciły moją uwagę hehe ^^
    Świąteczna atmosfera, dobry humor Adama.
    Okłamywanie April w sprawie tej krwi w łazience nie było chyba najlepszym rozwiązaniem, zgadzam się z Justinem.
    Co to za blondynka z którą się umówił? Strasznie napalona na Niego...
    Szkoda mi April zachowanie Adama mnie zaskakuje z rozdziału na rozdział.
    Ile jeszcze będzie musiała płakać? :(

    Życzę weny i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. kurde, szkoda mi April, ona ciągle tylko płacze.. w ogóle, to co to za siksa ;wwwwwwwwww;

    modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Heeej. Jejku, zabij mnie normalnie. Taki wstyd. Jak ja mogłam tyle czasu nie komentować Twojego świetnego bloga ;( Co ze mnie za czytelniczka. Żadna :( Więc z całego serduszka ♥ Cię PRZEPRASZAM.
    Dobrze, że nie doszło do nieczego między Ap i Joshem. To byłby błąd, duży błąd.
    Adam to taki, trochę zimny koleś, ale widać, że kocha April i jest zazdrosny o innych. Jestem z niego dumna, że nie uległ tamtej dziewczynie z auta. Brawa dla niego. Tym zaplusował sobie u mnie.
    Ta sytuacja w parku, trochę to było dziwne. Moim zdaniem on nie powinien wywierać takiego nacisku na April. Zabójstwa - jak on chce żyć w takim świństwie, w takim świecie, to niech żyje, ale niech nie wciąga w to swojej żony. On jest nienormalny. Chce zniszczyć jej psychikę chyba. Już pierwszej zbrodni nie wytrzymała, już ma koszmary i strach. Tego właśnie chce Adam? Chce ją zniszczyć? Jeżeli tak, to gratuluję mu pomysłu, naprawdę.
    I jeszcze robi z niej wariatkę. Że niby nie ma krwi, jak jest. Jak tak dalej pójdzie, to nasza główna bohaterka wyląduje w psychiatryku.
    Szkoda mi Kelly, biedna dziewczyna. Niech Bastian najlepiej nie zbliża się do niej i do dziecka. Kolejny psychol rodzinny. Zrytą banię ma równo. Zero odpowiedzialności za sytuację, dzieciak, po prostu dzieciak.
    I jeszcze się przywala do Ap, to już kompletny absurd. A to, że ona go nie odepchnęła, to już inna bajka.
    Jestem ciekawa skąd Adam wiedział, że doszło do pocałunku, może ich widział, a może zna swojego brata. Sama nie wiem.
    Rozbawiła mnie ta mieszanka bajek w wykonaniu Adama. Hahaha. Podziwiam Cię za wymyślenie czegoś takiego. Jesteś niesamowita.
    Komentarz krótki, wybacz. Ale jakoś moja wena do komentarzy podupada.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Jeszcze raz baaardzo przepraszam za zwłokę w komentowaniu.
    Życzę duużo weny i wesołych świąt ;)
    Buziaki, Twoja, wielka fanka Maarit :*

    OdpowiedzUsuń