sobota, 9 lutego 2013

Rozdział II


3d1ceb606f8f11e180d51231380fcd7e_7_large






Obudziłam się, ale ze względu na brak okna nie byłam w stanie ocenić, która jest godzina. Nie słyszałam niczego oprócz monotonnego szumu wiatru. Przeciągnęłam się, ale nie miałam zamiaru wstawać z łóżka. Kolejny sen nie pozwalał mi spokojnie spać i chociaż to nie był koszmar z serii tych, które nawiedzały mnie, kiedy mieszkał z nami Alex, nie mogłam przestać o nim myśleć. Z braku innego zajęcia poszłam go łazienki, gdzie spędziłam ponad godzinę. Chłodna kąpiel nieco mnie orzeźwiła, ale nadal byłam podenerwowana. Stanęłam przed obszerną szafą i tak jak zawsze miałam ten sam dylemat – czarna bluzka czy czarna bluzka? Wybrałam ciemne, dżinsowe rurki i czarną bluzkę z długimi, koronkowymi rękawami.
Tak jak myślałam ani na korytarzu, ani w kuchni nie natknęłam się na nikogo. Bez pośpiechu zrobiłam sobie śniadanie i jeszcze wolniej przełykałam kolejne kęsy. Przez chwilę wpatrywałam się w pusty już talerz i nie miałam co ze sobą zrobić. Każdy z demonów miał swoje zajęcia, dokądś się spieszył, a ja? Ja mogłam dwie godziny jeść śniadanie i nie zwróciłoby to niczyjej uwagi. Odłożyłam brudne naczynia do zlewu i zaczęłam bez celu przechadzać się po domu.
Usiadłam przy stole w jadalni, gdzie zawsze odbywały się „rodzinne” kolacje. Nieruchomo czekałam na nadejście któregokolwiek z mężczyzn. Mijały minuty wydając mi się co najmniej godzinami...
- Już wstałaś – odwróciłam się.
W progu stał Bastian. Miał na sobie tylko granatowe bokserki, a w prawym ręku trzymał talerz wypełniony gorącą jajecznicą. Odwróciłam głowę, a on usiadł na przeciwko mnie. Włosy zasłoniły mi oczy.
- Długo już tak siedzisz? Jest dopiero po siódmej – mówił w przerwach pomiędzy przełykaniem kolejnych kęsów.
Nie odpowiedziałam, więc on mówił dalej:
- Masz jakieś plany na dzisiejszy dzień? – uśmiechnął się do mnie beztrosko.
- A jakie ja mam mieć plany, kiedy nie pozwalacie mi wyjść samej z domu? – zdenerwowałam się i wstałam od stołu. Obeszłam go dookoła i oparłam się ramionami o krzesło, na którym siedział chłopak.
- Nie rób scen, kto cię teraz tu trzyma? Teraz jesteś jedną z nas i możesz robić, co tylko chcesz.
- Więc ja chcę jechać na zakupy – usiadłam po jego lewej stronie.
- Teraz? – nie był zadowolony z mojego pomysłu. – Po co? Masz przecież pełno ciuchów.
- Tak, ale wszystkie są czarne. Zobacz co ja mam na sobie – odgarnęłam włosy.
- Ładnie wyglądasz, sam wybierałem tą bluzkę. Co z tego, że jest czarna? W czarnym ci do twarzy, a po drugie czarny wyszczupla – zaśmiał się.
- Uważasz, że powinnam schudnąć? – udałam obrażoną. – Zawieziesz mnie? – zrobiłam maślane oczy.
- Co będę z tego miał? – odsunął od siebie pusty już talerz. – To samo, co Adam?
- Słucham? – nie do końca wiedziałam, co ma na myśli.
- Nie udawaj, przecież wszyscy wiemy, że dzisiejszą noc też spędziłaś w jego pokoju – uśmiechnął się szeroko pokazując przy tym szereg białych zębów.
Zdenerwował mnie jeszcze bardziej. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że nie powinnam być zła na nikogo, przecież to ja sama poszłam do jego sypialni. Znowu zrobiłam coś, nie myśląc o konsekwencjach. Miałam dość bycia postrzeganą jako dziewczyna, która prześpi się z każdym. A do tego Adam już wcześniej powiedział mi, że między nami nigdy nic nie będzie, a mnie coś do niego ciągnęło.
- Nadal chcesz jechać na te zakupy? – Bastian wstał od stołu.
- Oczywiście. Myślałeś, że tak łatwo mnie zniechęcić?
- Jeśli tak bardzo chcesz. Poczekaj może się ubiorę – powiedział z sarkazmem w głosie.
- Dla mnie mógłbyś jechać nawet tak, do twarzy ci bez koszulki – komplement błyskawicznie poprawił mu humor.
Uśmiechnął się i na chwilę zostawił mnie samą. Wyniosłam naczynia do kuchni i oparłam się o zimny zlew. Byłam zadowolona z tego, że to właśnie Bastian będzie mi towarzyszył. Nie przepadałam za zakupami, ale w końcu chciałam zrobić coś innego, niż tylko ciągłe siedzenie w domu. Słysząc kroki odwróciłam się szybko, spodziewałam się zobaczyć Bastiana, ale metr ode mnie stał Adam.
- Czy w wszyscy musicie chodzić po domu w samej bieliźnie? – odwróciłam się, nie chciałam patrzeć na niego w obawie, że znowu mogłabym zrobić coś, czego będę żałować.
- Ty też...
- Nie kończ, wiem o co ci chodzi – przerwałam mu, ale uśmiechnęłam się pod nosem.
On usiadł na chłodnym blacie i włożył sobie do ust kawałek szynki, którą wcześniej wyjął z lodówki Bastian.
- Nie możesz zrobić sobie normalnej kanapki? – schowałam jedzenie do lodówki i starłam okruszki chleba.
- Mam ochotę na coś innego – zamruczał przysuwając się do mnie.
- Żebyś znowu miał czym się chwalić przed kolegami? – zapytałam z wyrzutem  w głosie.
- Co? – zmarszczył brwi. – Ja nic nie mówiłem.
- Ciekawe, bo Bastian doskonale wiedział – uderzyłam go ścierką, którą wciąż trzymałam w dłoniach.
- April... – załamał ręce. – Co ja mam ci powiedzieć – zastanawiał się na głos. – Tu jest trochę inaczej, a Bastian jest bardzo, ale to bardzo spostrzegawczy, łatwo się domyślił, a po drugie masz malinkę na szyi – odgarnął moje włosy i pocałował mnie w tym samym miejscu.
- Mówiłam ci już – wyszłam z kuchni. W korytarzu natknęłam się na Bastiana i Justina.
Pierwszy miał na sobie czarną koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami i dżinsy. Drugi jak zwykle założył czarną bluzkę i równie ciemne spodnie. Wyraz jego twarzy zaniepokoił mnie nieco, ale nie miałam już czasu na zastanawianie się co mogłoby być powodem jego zmartwień. Wyszliśmy z domu. Było już jasno i dosyć chłodno jak na wrzesień. Przyzwyczajona do podróżowania samochodem należącym do Adama, skierowałam się w jego stronę.
- Jedziemy moim – otworzył mi drzwi krwisto czerwonego auta.
Wsiadłam. Nie mogłam już dłużej wytrzymać i musiałam w końcu zadać mu to pytanie, chociaż byłam prawie pewna, że nie udzieli mi szczerej odpowiedzi.
- Mógłbyś mi coś powiedzieć? – zaczęłam, kiedy nie usłyszałam odpowiedzi, zadałam nurtujące mnie od kilku tygodni pytanie: - Co powiedziałeś Alexowi wtedy, po kolacji?
Nie spojrzał na mnie, tylko uśmiechnął się słabo i całą swoją uwagę skupił na drodze. Wiedziałam, że mi nie odpowie, ale do końca miałam nadzieję, że jednak zdarzy się cud i dowiem się dlaczego Alex tak ostro wtedy zareagował.
Po kilkunastu minutach milczenia dotarliśmy do centrum handlowego.
- Dwie godziny ci wystarczą? – zapytał otwierając przede mną drzwi.
- A nie idziesz ze mną? – zdziwiłam się. – Po pierwsze nie mam pieniędzy, a po drugie kto będzie nosił torby z zakupami? – uśmiechnęłam się słodko do niego, nie mógł odmówić.
Weszliśmy do ogromnej hali, gdzie powitała nas monotonna muzyka. Już miałam ochotę wrócić do domu, ale za bardzo chciałam mieć coś nowego, coś czego nie wybierał mi żaden z chłopaków. Dziwiłam się, że zawsze trafiają z rozmiarem ubrań, ale także, że niektóre z nich naprawdę mi się podobały. Weszliśmy do pierwszego sklepu znajdującego się po prawej od wejścia. Zanim zdążyłam się rozejrzeć, Bastian już przyniósł mi kilka wieszaków z ubraniami i kazał mi wszystko przymierzyć. Najpierw założyłam sukienkę na ramiączka sięgającą mi przed kolana. Zasunęłam suwak znajdujący się z przodu i zadowolona wyszłam z kabiny.
- Czy ty przypadkiem nie założyłaś jej tył na przód? – Bastian spojrzał na mnie z ukosa.
- Nie, to właśnie tak powinno być – ekspedientka stojąca za ladą uśmiechnęła się w jego stronę.
- Jeśli tak – skrzyżował ramiona na piersiach i kazał mi się przebrać.
Przymierzyła jeszcze jakieś sześćdziesiąt innych ubrań i za każdym prawie razem Bastian mówił, że albo jest za długa, albo za jaskrawa. I tak kupiłam sobie te rzeczy, które mi się podobały, chociaż chłopak ciągle mówił, że jeżeli to kupię, nigdzie już ze mną nie pójdzie.
Przez chwilę miałam wyrzuty sumienia, że musi on nosić torby wypełnione moimi ubraniami, ale przypomniawszy sobie o jego sile i wytrzymałości przestałam o tym myśleć. Po kilku godzinach sklepowego maratonu zatrzymaliśmy się przed sklepem z damską bielizną.
- Może ty jesteś już zmęczony? – zapytałam z udawaną troską w głosie. Miałam nadzieję, że nie wejdzie ze mną do środka.
- To już ostatni sklep, więc wytrzymam, a po drugie, kto za ciebie zapłaci?
Weszliśmy razem i tak jak myślałam, Bastian od razu wybrał to, co jego zdaniem powinnam kupić, żeby nie robić mu na złość, bez przymierzania zgodziłam się na jego propozycje. Musiałam przyznać, że mało który chłopak ma takie wyczucie stylu.
- Więc jak już ty jesteś, to wybierz dla mnie jakiś... gorset – poprosiłam go.
- Dla ciebie czy dla Adama? – nie czekając na moją odpowiedź, poszedł po odpowiednią część garderoby.
Demon zapłacił za wszystko i wyszliśmy na zewnątrz. Zapakował wszystko do samochodu.
- Jesteś głodna?
- Ewentualnie mogłabym coś zjeść, ale nie za dużo, żebym mogła zmieścić się jeszcze w te wszystkie ubrania – zaśmiałam się i zapięłam pasy. Zapinałam je odkąd Adam powiedział, że się czegoś boję, chociaż sama nie wiedziała, co chciał przez to powiedzieć.
Bastian nie miał wygórowanych żądań, więc późny obiad zjedliśmy w pobliskim kebabie. Usiedliśmy przy stoliku w rogu małej salki i rozmawialiśmy na temat zakupów. Miałam ochotę jak najszybciej wrócić do domu, więc w kilka minut wchłonęłam moją procę, kiedy to Bastian był dopiero w połowie.
- Mam nadzieję, że ty nie jesteś w ciąży, tak łapczywie jesz – zaśmiał się i wygodnie oparł na krześle.
- Nie, no skądże – wytarłam usta beżową serwetką.
Po kilku godzinach wróciliśmy do domu, gdzie czekał już na nas pozostałe demony. Bastian wniósł do środka torby z moimi rzeczami, a ja wciąż siedziałam w samochodzie wypełnionym zapachem przypominającym aromat suszonych róż. Podkuliłam nogi tak, żebym mogła oprzeć na kolanach brodę. Po kilku minutach przyszedł po mnie Bastian.
- Chcesz spędzić tu noc? – otworzył drzwi.
- A co niepokoicie się o mnie? Myślicie, że stanę się tym samym, co Alex? Upadłym demonem? – krzyknęłam w odpowiedzi.
Zła sama na siebie odepchnęłam go i wyskoczywszy z samochodu, pobiegłam na oślep. Zdezorientowany chłopak nawet nie próbował mnie gonić. Buty na wprawdzie niewysokim obcasie skutecznie utrudniały mi bieg, więc niewiele myśląc zrzuciłam je z nóg i skręciłam w stronę starej szopy, w której zamknął mnie kiedyś Alex.
Stanęłam przed drzwiami, ale nie odważyłam się na to, żeby ponowie tam wejść – przed oczami wciąż miałam jeszcze ślady mojej krwi zastygłej na betonowej podłodze.
Spędzenie nocy na zewnątrz nie było zbyt kuszące, więc zostałam tam tylko niecałe dwie godziny. Żaden z nich widocznie się o mnie nie martwił i nikt nie miała zamiaru mnie szukać, więc jeszcze bardziej zła na siebie za to, że uderzyłam Bastiana, wolnym krokiem wróciłam pod dom i usiadłam na dróżce z jasnych kamyczków.

2 komentarze: