Minął tydzień zanim zdążyłam
przyzwyczaić się do nieobecności Alexa, a raczej zdusić w sobie palące poczucie
winy wiążące się z jego śmiercią. Wybaczyć sobie nie byłam w stanie, ale
przestać myśleć – tak. Adam stał się dla mnie niewyobrażalnym wsparciem i
chociaż konsekwentnie zamykałam przed nim drzwi do mojej sypialni pozwalając mu
tylko na drobne pocałunki, nie próbował niczego na mnie wymusić. Idąc do szkoły
zamykałam się w sobie tak, że nawet Kelly czy Julia nie potrafiły odgadnąć jak
się naprawdę czuję. Moje przygnębienie tłumaczyły żalem po śmierci DJ’a i tylko
ja wiedziałam jaka była prawda.
W piątek po zajęciach jak zwykle Adam
przyjechał po mnie pod szkołę i jak zwykle czekając obserwował z kim rozmawiam
jakby chcąc usłyszeć słowa. Po kilku dniach przestałam zwracać na to uwagę.
Wsiadałam do samochodu, którego wnętrze pachniało skórą, którego kierowca witał
mnie z uśmiechem. Dzisiaj w jego oczach, oprócz codziennej radości z ponownego
spotkania, zobaczyłam podekscytowanie. Nieśmiało odwzajemniłam jego uśmiech –
nie miałam pojęcia o tym, co chodzi mu po głowie.
- Mam
dla ciebie niespodziankę – pocałował mnie w policzek po czym
jak wariat nie oglądając się na innych kierowców, wyjechał z parkingu.
- Tylko nie mów, że kupiłeś mi nowe buty – od
pewnego czasu byłam przewrażliwiona na punkcie obuwia kupowanego przez moich
pobratańców.
- To też – powiedział niedbale wskazując na
tylnie siedzenie – ale jest
coś jeszcze, sama zobacz – dodał z entuzjazmem.
Trochę zmieszana sięgnęłam na ogromne
czarno-złote pudełko i położyłam je sobie na kolanach.
- Nie
bój się, to nie bomba – zachęcił mnie widząc moje wahanie.
Uchyliłam wieko. W pierwszej chwili
nie zauważyłam nic oprócz czarnego materiału – szósty zmysł jednak od razu
odpowiedział na niezadane pytania, to była kolejna sukienka i kolejne buty.
- Nie
zapytasz z jakiej to okazji? – na ułamek sekundy spuścił wzrok
z drogi.
- Z jakiej to okazji? – powtórzyłam jego słowa.
- Nie chcesz wiedzieć, to nic ci nie powiem. Wszystkiego się
dowiesz wieczorem.
Dopiero jego ostatnie słowa zdołały
rozbudzić moją wyobraźnię. Znając gust chłopców, sukienka na pewno była
zjawiskowa, buty może ciut ciasne, ale we wszystkim musiałam wyglądać
zjawiskowo.
Po kilku minutach jazdy z zawrotną
prędkością na liczniku, znaleźliśmy się przed domem. Adam widocznie obrażony za
brak okazywanej radości, wziął ode mnie pudło, poczekał na mnie chwilę, żeby
przepuścić mnie w drzwiach frontowych. W korytarzu natknęłam się na Justina,
który rozmawiając przez telefon, gestem nakazał mi milczenie. Adam popchnął
mnie do mojego pokoju.
- Przymierz
sukienkę – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Czy
wy nie możecie kupić mi wreszcie czegoś zwykłego? – zapytałam
zanim jeszcze sukienka opuściła pudełko.
- Ona naprawdę jest prosta – powiedział to tak,
jakby byłaby to najnormalniejsza rzecz na świecie.
Adam widocznie znał inną definicję
prostoty, bo czarną sukienkę prawdopodobnie sięgającą tylko połowy ud
odsłaniała ramiona, a rękawy, których równie dobrze mogłoby wcale nie być, były
wykonane z koronki.
- Co wy macie do tych koronek? – spojrzałam na
niego z ukosa.
- Powiem tak, pobudzają wyobraźnię. A i masz być gotowa za trzy
godziny, zdążysz? – dodał ze śmiechem.
- Jeśli chcesz zaprosić mnie na romantyczną kolację, to niestety
źle trafiłeś – kompletnie nie wiedziałam czego mam się po nim
spodziewać.
- Zimno, zimno – nie zdołałam ostudzić jego
zapału. Wyszedł jeszcze bardziej podniecony.
Znowu czarna sukienka, znowu czarna
koronka, znowu czarne tajemnice, czy tutaj nic nie mogło być jasne? Otworzyłam
szafę, nawet tutaj większość moich ubrań była w ciemnych, stonowanych kolorach
lub écru, który stanowił dla mnie odmianę. Nie mogłam nie założyć tej sukienki,
więc zrezygnowana zostawiłam ją na łóżku i poszłam umyć włosy. Kiedy wokół mnie
szumiała woda, wpadłam na genialny pomysł i w ogóle nie zwracając uwagi na
przewidywane konsekwencje, zaczęłam wdrążać go w życie. Ręcznikiem zawinęłam
ociekające wodą włosy i cichutko uchyliłam drzwi na korytarz – nikogo nie było.
Naprzeciwko mojej sypialni były drzwi do małego pokoiku, do którego nigdy nie
wchodziłam. Wzięłam nową sukienkę, suszarkę do włosów i ostrożnie nacisnęłam na
klamkę, ustąpiła. Tak jak się spodziewałam pokoik rzeczywiście był bardzo mały,
a większą część jego powierzchni zajmowały dwie pralki, suszarka i półka z
rzędem proszków do prania i płynów do płukania tkanin. Zanim przed nią
kucnęłam, zamknęłam się od środka w obawie przed nadejściem któregoś z demonów.
Uważnie przejrzałam wszystkie artykuły i znalazłam to, o co mi chodziło –
wybielacz. Ani przez moment nie zastanowiłam się nad tym do czego mógł służyć
moim przyjaciołom wybielacz, skoro wciąż chodzą ubrani na czarno. Nie miałam
pojęcia jak wybiela się ubrania, ale postanowiłam zaryzykować.
Po dwóch godzinach sukienka
bezpowrotnie straciła pierwotny kolor.
Zdziwiło mnie to, że nikt nie
przyszedł zobaczyć co robię, że nikt nie słyszał jak męczę się z pralką, a
potem z suszarką, że nikt mnie nie popędza, tak jakby ich w ogóle nie było.
Cichaczem wymknęłam się z powrotem do
swojego pokoju. Założyłam białą bieliznę i odnowioną sukienkę – o to mi
chodziło. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Jeszcze tylko makijaż i włosy. Nie
mogłam się zdecydować, nie wiedziałam czy mam zrobić sobie loki czy zostawić
proste. Stanęło na prostych, po walce z pralką nie miałam już ochoty na
potyczkę z lokówką. Pomalowałam oczy na czarno i byłam już prawie gotowa.
Potrzebowałam jeszcze czegoś, co udekorowałoby całość, a mianowicie – delikatny
wisiorek. Serduszko od Alexa było idealne, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć.
Kiedy prawie klęczałam przed kolejną szufladą, usłyszałam energiczne pukanie do
drzwi. Poderwałam się z podłogi i zarzuciłam na siebie czarny szlafrok.
- Jesteś
już gotowa? – Adam był jeszcze bardziej podekscytowany.
- Prawie – stanęłam tyłem do drzwi – tylko nie mogę znaleźć tego wisiorka
od Alexa.
- Na pewno wyglądasz ślicznie, nawet bez niego. Wychodź już,
spóźnianie jest w złym guście – pohamował swoje
rozgorączkowanie.
- Od kiedy jesteś takim dżentelmenem? –zaśmiałam
się cicho.
- Każdy prawdziwy mężczyzna powinien być dżentelmenem –
odparł z powagą. Przestałam się śmiać. Chyba jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby
mówił do mnie ani do kogokolwiek innego w taki sposób. Żałowałam, że dzieliły
nas drzwi.
Doskoczyłam do szafy, zaczęłam uważnie
przeglądać się w lustrze i dopiero wtedy powiedziałam:
- Możesz już wejść.
Chłopak tylko czekał aż mu na to
pozwolę. Po ułamku sekundy był już za mną.
- Dlaczego masz na sobie to coś? – zapytał
ironicznie patrząc na mój szlafrok. – Już
dawno powinnaś to wyrzucić, ale nie teraz o tym. Musisz zrobić na wszystkich
dobre wrażenie.
- Na jakich wszystkich? –
zaskoczył mnie.
- Nie
mówiłem ci? Poznasz kilka ludzi. Ostatnio mówiłaś, że nudzisz się z nami.
- Wcale tak nie powiedziałam –
próbowałam się bronić.
- Ale
myślałaś, więc dzisiaj w nocy nie zaśniesz – objął mnie w pół.
- Zaczynam się ciebie bać – podłożyłam otwarte
dłonie na jego piersi.
- Chodźmy
już, pewnie wszyscy już są. Mówiłem ci, że nie wypada się spóźniać.
- A czy ja wyglądam na damę? Myślę, że
dama nie mieszkałaby z czwórką obcych facetów, nawet jeżeli jeden z nich udaje
dżentelmena.
- Kochanie, nie będę się dzisiaj z
tobą kłócił – mówił łagodnie – teraz
zdejmiesz ten szlafrok, ja wezmę cię pod ramię i pójdziemy razem na dół.
- Na dół? – byłam coraz
bardziej zdziwiona. – Dobrze –
ugięłam się pod ciężarem jego wzroku.
Zdjął ze mnie okrycie chroniące moją
tajemnicę. W pierwszej chwili nie zauważył zmiany, ale po kilku sekundach
uważnego przyglądania się syknął:
- Coś
ty zrobiła?
- Udoskonaliłam ją trochę. Prawda, że
ci się podoba? – zanim zdążył odpowiedzieć, pocałowałam go, wzięłam go pod
ramię i prawie wyciągnęłam z pokoju. – Chodźmy już.
Chłopak był na tyle zaskoczony, że
przez następną chwilę nic nie mówił. Mięliśmy drzwi frontowe, nie przypominałam
sobie innych drzwi, ale nic nie mówiłam. Adam najwyraźniej wiedział co robi.
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, jak zawsze sądziłam, prowadzących do
spiżarni, ale okazało się, że za nimi znajdowały się schody, a z dołu sączyła
się spokojna muzyka. Byłam jeszcze bardziej zaskoczona niż Adam, kiedy zobaczył
mnie w białej sukience.
- Masz być dla wszystkich bardzo miła i słuchać mężczyzn –
chłopak wyrwał mnie z zamyślenia.
- Kim są ci ludzie? – zaczęliśmy schodzić.
- Pierwszy błąd, to nie ludzie. To jak ty to mówisz? –
zaczął – potwory. Jeszcze
raz powtarzam, masz być miła, bo nie ręczę za siebie – syknął
popychając mnie w stronę drzwi u dołu schodów. Gdyby nie silne ramiona Adama,
uciekłabym stamtąd jak najszybciej. – Jak
mogłaś zniszczyć taką piękną sukienkę? Sam ją wybierałem –
chłopak wrócił do tematu mojego stroju.
- Jakoś ci to zrekompensuję – uśmiechem
próbowałam zatuszować malujący się na mojej twarzy strach.
- Kochanie, nie bój się, nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię
skrzywdził – pocałował mnie w czoło i delikatnym ruchem
nadgarstka otworzył przede mną drzwi i przepuścił w progu.
Pokój, do którego weszliśmy był
wielkości połowy piętra, było dosyć ciemno, więc nie byłam w stanie odgadnąć
ile osób zostało zaproszonych, co było dla mnie równoznaczne z: ile imion będę
musiała zapamiętać i na ile sztucznych uśmiechów się zmusić. Próbowałam
dokładnie rozejrzeć się po pokoju, ale Adam już prowadził mnie w stronę małej
grupki mężczyzn raczących się wiekową whisky. Każdy z nich miał na sobie ciemną
marynarkę, a pod nią białą koszulę, którą wyróżniali się na tle pozostałych
gości. Dopiero kilkanaście uporczywie wpatrujących się we mnie par oczu,
uświadomiły mi jaki błąd popełniłam zmieniając kolor sukienki. Wyglądałam jak
biała plama na czarnym materiale. Stawiałam jak najmniejsze kroki, żeby opóźnić
pierwsze spotkanie z nieznajomymi. Adam nie zwracał na to uwagi, tylko
wciąż popychał mnie do przodu. Kiedy zrównałam się z pięcioma mężczyznami,
chłopak zaczął mnie przedstawiać.
- To
jest April, nasz najnowszy nabytek – mimo, że nie patrzyłam na
niego, czułam w jego głosie dumę.
- Chyba anioł, a nie demon – najwyższy z nich
przysunął moją dłoń do swoich ust. Moją rękę po ułamku sekundy całował już
kolejny mężczyzna.
- To jest Carol, Victor, Colin, Matthew i Patrick –
mówił, kiedy witali się ze mną.
- Ja chyba gdzieś już pana widziałam –
uśmiechnęłam się do trochę wyższego ode mnie szatyna.
- Jakiego pana, mówmy sobie po imieniu. Może bruderszaft? –
zaproponował podnosząc nieznacznie szklankę do góry.
- Przykro
mi, nie pijam alkoholu – poczułam na plecach gorącą dłoń
Adama. No tak mam być miła. – Ale
dzisiaj mogę zrobić wyjątek.
Zanim zdążyłam odwrócić się w stronę
Adama, żeby poprosić go o napój, w mojej dłoni już znalazł się kieliszek.
- Pomyślałem, że kobiety takie delikatne jak ty, nie piją whisky –
to Victor zatroszczył się, żeby warunek bruderszaftu był spełniony. – Wino.
Czułam na sobie nieprzyjazny wzrok
dziewcząt siedzących na czerwonej kanapie w rogu pokoju. Niestety nie tylko one
tak na mnie patrzyły. Byłam przekonana, że gdyby Adam nie szanował tak bardzo
tych ludzi, wyrwałby im kieliszki z dłoni, nie pozwalając tym na dalsze
spoufalanie się ze mną.
Wino nie smakowało, delikatne
pocałunki nowo poznanych mężczyzn przestawały być delikatne, szepty dziewczyn
przestawały być szeptami, czułam jak Adam męczy się patrząc na to wszystko.
Kątem oka spostrzegłam Justina podążającego w naszym kierunku. Wypiłam ostatni
bruderszaft.
- Widzę, że poznaliście już naszą Ap – zwrócił
się do mężczyzn z uśmiechem.
- Tak,
wygląda jak kwiat rosnący pośród cierni – Daniel spojrzał mi
głęboko w oczy, spuściłam powieki i już miałam podziękować za komplement, ale
ubiegł mnie Adam.
- I
tak jak do kwiatu, nie można się do niej dostać, bo można się pokaleczyć…
- Może poznasz April z resztą gości? - Justin
w porę zapobiegł rozlewowi gniewu tłumionego w piersi Adama.
- Przepraszamy na chwilę – obdarowałam
wszystkich ciepłym uśmiechem.
Kiedy tylko odsunęliśmy się na kilka
metrów od grupy białych koszul, szepnęłam do Adama:
- Masz
być miły – było mi za niego wstyd. Nie miał prawa się
zachowywać, nie byłam kwiatem, a on nie był cierniami. Nie byłam jego. Sam
mówił mi, że nie mogę liczyć na związek z nim i to było dla mnie najlepszym
rozwiązaniem – nie musiałam się angażować, nie musiałam kochać, żeby być
blisko.
- To
jest April – mówił tak jakby nic się nie stało, na jego usta
wrócił uśmiech.
- Witamy w naszym gronie – odezwała się niska
szatynka. – Ja jestem Karen.
Po kilku minutach znałam już Laure,
Valerie, Elizabeth, Diane, Danielle, Rose i Eris. Ta ostatnia wyróżniała się
znacząco, chociaż tak jak wszyscy, oprócz mnie, miała na sobie czarną, ołówkową
spódnicę sięgającą przed kolano i dopasowana, czarną koszule. Niedbale
zaczesane do tyłu włosy podpowiadały mi, żeby z nią nie zadzierać – była ruda.
Rose tak jak wskazywało jej imię była
podobna do pączka młodej różyczki. Śliczne rumieńce dodawały jej uroku, tylko
równiutkie, białe ząbki przypominały kolce. Danielle była wysoką blondynką,
chyba farbowaną na co wskazywały widoczne już odrosty, ale i tak pięknie
prezentowała się w długiej sukience bez pleców. Diana wydawała się najbardziej
sympatyczna z nich wszystkich, ale po miesiącach życia z demonami, przekonałam
się jak bardzo można pomylić się oceniając ludzi po wyglądzie. Miałam wrażenie,
że gdzieś już kiedyś widziałam Elizabeth, ale nie mogłam przypomnieć sobie
gdzie. Patrząc na jej koktajlową sukienkę myślałam tylko, żeby żadna z nich nie
zapytała mnie dlaczego założyłam białą, a nie czarną sukienkę. Valerie i
Laure miały takie same oczy, musiały łączyć je więzy krwi.
- Czym
się zajmujesz? – zapytała Diana po wymianie formułek
grzecznościowych.
- Ja? – zdziwiło mnie to pytanie – ja się jeszcze uczę.
- No tak, Justin przecież coś
wspominał o tym, że jesteś młoda, ale nie wiedziałam, że aż tak –
Danielle zlustrowała mnie wzrokiem. – Ja
jestem modelką, Diana projektantką ubrań, Rose pisze, Elizabeth ma kilka
hoteli, Laure jest prawnikiem, Eris jest tymczasowo bezrobotna…
- Mam bogatego faceta, to mi wystarczy –
puściła do mnie oczko, uśmiechnęłam się nieśmiało. Nie wiedziałam, co mam o tym
wszystkim myśleć, za dużo informacji, które chciałam zapamiętać, których
zapamiętania wymagał ode mnie Adam.
- Ja jestem nauczycielką – za Danielle
dokończyła Valerie. – Konkretnie
języków obcych.
- Już dawno mówiłyśmy jej, żeby
zmieniła pracę, z jej znajomością języków bez trudu mogłaby zarobić dużo więcej
jako tłumaczka – mówiła Elizabeth.
- Lubię
przebywać z młodymi ludźmi. Dobrze znasz Adama? – zmieniła
temat. – Adam jest pulcher
homo caecus non videt flores pulcherrimi1.
- Co to znaczy? – spojrzałam
na nią z ukosa.
- To znaczy, że Adam jest przystojnym facetem, po łacinie –
uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Powiedz
coś jeszcze, masz taki piękny akcent – poprosiła Rose.
- Włoski: Bastian
voleva uccidere te, e ora non può addormentarsi senza pensare a te.2 Portugalski:
Eu me pergunto se ela sabe que Jake é gay?3 Niemiecki: Justin
sieht in dir seine früheren Fehler, würde ich nicht abgeschafft.4 Rosyjski: Аrеs хочет, чтобы вы его Афродиты.5Hiszpańki:
Mientras Alex podría enamorarse de alguien como tú? Él es tan bueno en la cama.6 Francuski:
Seuls les salopes portent des robes, probablement en couché avec chacun d'eux.7 – mówiła
spokojnie patrząc tylko na mnie. Mimo, że w dniu śmierci Alexa doskonale
rozumiałam, kiedy mówił do mnie po rosyjsku, to teraz miałam trudności. Valerie
mówiła za szybko. Uznałam, że pierwszy wyraz to imię, tylko, że nie angielskie,
a dalej coś, że chciałby, żeby ktoś kimś był dla niego i tu znowu chyba imię.
Wiedziałam, że te wszystkie słowa są skierowane tylko do mnie, ale nie byłam w
stanie ich pojąć. Na tle potoku, nic nie znaczących dla mnie wyrazów, wybijały
się tylko imiona demonów. Chciałam zapytać ją o znaczenie zdań, ale nie miałam
śmiałości, a resztę dziewczyn widocznie nie obchodził sens jej wypowiedzi,
tylko Eris uśmiechnęła się, kiedy ta mówiła ostatnie zdanie.
1 Adam jest przystojnym mężczyzną. Ślepy nie widzi pięknych
kwiatów.
2 Bastian chciał cię zabić, a teraz nie może zasnąć nie myśląc o
tobie.
3 Ciekawe czy ona już wie, że Jake jest gejem?
4 Justin widzi w tobie swoje wcześniejsze błędy, ja bym tego
nie zniosła.
5 Ares chciałby, żebyś została jego Afrodytą.
6 Jak Alex mógł zakochać się w kimś takim jak ty? Przecież
jest taki dobry w łóżku.
7 Tylko prostytutki noszą takie sukienki, pewnie spała z
każdym z nich.
- Kochanie, masz śliczną sukienkę – Valerie
objęła mnie w tali.
- Dziękuję, Adam ją wybierał – zadowolona
obróciłam się wokół własnej osi.
- Wyróżniasz się – Laure z uśmiechem podała mi
kieliszek czerwonego wina. – Na
zaproszeniach było napisane, że obowiązkowe są czarne kreacje, myślałam…
- Zobaczcie, przyszedł Arthur i Ares. Dawno ich nie widziałam –
z entuzjazmem przerwała Rose. Nie chciała, żeby Laure dokończyła. Ukrywały coś
przede mną.
Chyba jeden z Twoich dłuższych rozdziałów, czyż nie? :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i nie żałuje, bardzo fajnie piszesz.
Tak lekko się czyta.
Jestem zachwycona tym rozdziałem, z chęcią przeczytam resztę.;]
Pozdrawiam.
http://believe-in-yourself-poland.blogspot.com/
Mhhhm.♥
OdpowiedzUsuńBoskie opowiadanie.:**
Piszesz prosto, i fajnie się czyta.♥
http://w-pogonizamarzeniami.blogspot.com/
Jestem tu pierwszy raz i naprawdę mi się spodobał Twój sposób pisania :) Jak dziewczyny wcześniej wspomniały, bardzo fajnie się czyta ;*
OdpowiedzUsuńCzekam na NN i życzę dużo weny :)
No i zapraszam do mnie :)
http://mojahistoriadlaciebie.blogspot.com/
przepraszam , ze nie komentowałam, ale nie mialam konta google, a nie ma tu opcji, aby dodawac anonimowe komentarze, ale moze do rzeczy. :)
OdpowiedzUsuńNie dziwie się Ap, że znudzona tą ciągłą monotonnością, zmieniła kolor sukienki :) na jej miejscu juz dawno bym to zrobia,
dlaczego ty tak swietnie piszesz? zazdroszcze ci,
czy moglabys mnie informowac o NN na GG albo na moim blogu? GG : 35222771.
Jeśli masz ochotę, to zapraszam Cię na drugi rozdział mojego nowego opowiadania : na-drodze-do-szczescia.bloog.pl. Będzie mi miło zobaczyć twój komentarz pod dwójeczką. :-) Pozdrawiam, Jaga20098 :*