sobota, 9 marca 2013

Rozdział VI






Minął tydzień zanim zdążyłam przyzwyczaić się do nieobecności Alexa, a raczej zdusić w sobie palące poczucie winy wiążące się z jego śmiercią. Wybaczyć sobie nie byłam w stanie, ale przestać myśleć – tak. Adam stał się dla mnie niewyobrażalnym wsparciem i chociaż konsekwentnie zamykałam przed nim drzwi do mojej sypialni pozwalając mu tylko na drobne pocałunki, nie próbował niczego na mnie wymusić. Idąc do szkoły zamykałam się w sobie tak, że nawet Kelly czy Julia nie potrafiły odgadnąć jak się naprawdę czuję. Moje przygnębienie tłumaczyły żalem po śmierci DJ’a i tylko ja wiedziałam jaka była prawda.
W piątek po zajęciach jak zwykle Adam przyjechał po mnie pod szkołę i jak zwykle czekając obserwował z kim rozmawiam jakby chcąc usłyszeć słowa. Po kilku dniach przestałam zwracać na to uwagę. Wsiadałam do samochodu, którego wnętrze pachniało skórą, którego kierowca witał mnie z uśmiechem. Dzisiaj w jego oczach, oprócz codziennej radości z ponownego spotkania, zobaczyłam podekscytowanie. Nieśmiało odwzajemniłam jego uśmiech – nie miałam pojęcia o tym, co chodzi mu po głowie.
- Mam dla ciebie niespodziankę – pocałował mnie w policzek po czym jak wariat nie oglądając się na innych kierowców, wyjechał z parkingu.
Tylko nie mów, że kupiłeś mi nowe buty – od pewnego czasu byłam przewrażliwiona na punkcie obuwia kupowanego przez moich pobratańców.
To też – powiedział niedbale wskazując na tylnie siedzenie – ale jest coś jeszcze, sama zobacz – dodał z entuzjazmem.
Trochę zmieszana sięgnęłam na ogromne czarno-złote pudełko i położyłam je sobie na kolanach.
- Nie bój się, to nie bomba – zachęcił mnie widząc moje wahanie.
Uchyliłam wieko. W pierwszej chwili nie zauważyłam nic oprócz czarnego materiału – szósty zmysł jednak od razu odpowiedział na niezadane pytania, to była kolejna sukienka i kolejne buty.
- Nie zapytasz z jakiej to okazji? – na ułamek sekundy spuścił wzrok z drogi.
Z jakiej to okazji? – powtórzyłam jego słowa.
Nie chcesz wiedzieć, to nic ci nie powiem. Wszystkiego się dowiesz wieczorem.
Dopiero jego ostatnie słowa zdołały rozbudzić moją wyobraźnię. Znając gust chłopców, sukienka na pewno była zjawiskowa, buty może ciut ciasne, ale we wszystkim musiałam wyglądać zjawiskowo.
Po kilku minutach jazdy z zawrotną prędkością na liczniku, znaleźliśmy się przed domem. Adam widocznie obrażony za brak okazywanej radości, wziął ode mnie pudło, poczekał na mnie chwilę, żeby przepuścić mnie w drzwiach frontowych. W korytarzu natknęłam się na Justina, który rozmawiając przez telefon, gestem nakazał mi milczenie. Adam popchnął mnie do mojego pokoju.
- Przymierz sukienkę – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Czy wy nie możecie kupić mi wreszcie czegoś zwykłego? – zapytałam zanim jeszcze sukienka opuściła pudełko.
Ona naprawdę jest prosta – powiedział to tak, jakby byłaby to najnormalniejsza rzecz na świecie.
Adam widocznie znał inną definicję prostoty, bo czarną sukienkę prawdopodobnie sięgającą tylko połowy ud odsłaniała ramiona, a rękawy, których równie dobrze mogłoby wcale nie być, były wykonane z koronki.
Co wy macie do tych koronek? – spojrzałam na niego z ukosa.
Powiem tak, pobudzają wyobraźnię. A i masz być gotowa za trzy godziny, zdążysz? – dodał ze śmiechem.
Jeśli chcesz zaprosić mnie na romantyczną kolację, to niestety źle trafiłeś – kompletnie nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać.
Zimno, zimno – nie zdołałam ostudzić jego zapału. Wyszedł jeszcze bardziej podniecony.
Znowu czarna sukienka, znowu czarna koronka, znowu czarne tajemnice, czy tutaj nic nie mogło być jasne? Otworzyłam szafę, nawet tutaj większość moich ubrań była w ciemnych, stonowanych kolorach lub écru, który stanowił dla mnie odmianę. Nie mogłam nie założyć tej sukienki, więc zrezygnowana zostawiłam ją na łóżku i poszłam umyć włosy. Kiedy wokół mnie szumiała woda, wpadłam na genialny pomysł i w ogóle nie zwracając uwagi na przewidywane konsekwencje, zaczęłam wdrążać go w życie. Ręcznikiem zawinęłam ociekające wodą włosy i cichutko uchyliłam drzwi na korytarz – nikogo nie było. Naprzeciwko mojej sypialni były drzwi do małego pokoiku, do którego nigdy nie wchodziłam. Wzięłam nową sukienkę, suszarkę do włosów i ostrożnie nacisnęłam na klamkę, ustąpiła. Tak jak się spodziewałam pokoik rzeczywiście był bardzo mały, a większą część jego powierzchni zajmowały dwie pralki, suszarka i półka z rzędem proszków do prania i płynów do płukania tkanin. Zanim przed nią kucnęłam, zamknęłam się od środka w obawie przed nadejściem któregoś z demonów. Uważnie przejrzałam wszystkie artykuły i znalazłam to, o co mi chodziło – wybielacz. Ani przez moment nie zastanowiłam się nad tym do czego mógł służyć moim przyjaciołom wybielacz, skoro wciąż chodzą ubrani na czarno. Nie miałam pojęcia jak wybiela się ubrania, ale postanowiłam zaryzykować.
Po dwóch godzinach sukienka bezpowrotnie straciła pierwotny kolor.
Zdziwiło mnie to, że nikt nie przyszedł zobaczyć co robię, że nikt nie słyszał jak męczę się z pralką, a potem z suszarką, że nikt mnie nie popędza, tak jakby ich w ogóle nie było.
Cichaczem wymknęłam się z powrotem do swojego pokoju. Założyłam białą bieliznę i odnowioną sukienkę – o to mi chodziło. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Jeszcze tylko makijaż i włosy. Nie mogłam się zdecydować, nie wiedziałam czy mam zrobić sobie loki czy zostawić proste. Stanęło na prostych, po walce z pralką nie miałam już ochoty na potyczkę z lokówką. Pomalowałam oczy na czarno i byłam już prawie gotowa. Potrzebowałam jeszcze czegoś, co udekorowałoby całość, a mianowicie – delikatny wisiorek. Serduszko od Alexa było idealne, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Kiedy prawie klęczałam przed kolejną szufladą, usłyszałam energiczne pukanie do drzwi. Poderwałam się z podłogi i zarzuciłam na siebie czarny szlafrok.
- Jesteś już gotowa? – Adam był jeszcze bardziej podekscytowany.
Prawie – stanęłam tyłem do drzwi – tylko nie mogę znaleźć tego wisiorka od Alexa.
Na pewno wyglądasz ślicznie, nawet bez niego. Wychodź już, spóźnianie jest w złym guście – pohamował swoje rozgorączkowanie.
Od kiedy jesteś takim dżentelmenem? –zaśmiałam się cicho.
Każdy prawdziwy mężczyzna powinien być dżentelmenem – odparł z powagą. Przestałam się śmiać. Chyba jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby mówił do mnie ani do kogokolwiek innego w taki sposób. Żałowałam, że dzieliły nas drzwi.
Doskoczyłam do szafy, zaczęłam uważnie przeglądać się w lustrze i dopiero wtedy powiedziałam:
Możesz już wejść.
Chłopak tylko czekał aż mu na to pozwolę. Po ułamku sekundy był już za mną.
Dlaczego masz na sobie to coś? – zapytał ironicznie patrząc na mój szlafrok. – Już dawno powinnaś to wyrzucić, ale nie teraz o tym. Musisz zrobić na wszystkich dobre wrażenie.
- Na jakich wszystkich? – zaskoczył mnie.
- Nie mówiłem ci? Poznasz kilka ludzi. Ostatnio mówiłaś, że nudzisz się z nami.
- Wcale tak nie powiedziałam – próbowałam się bronić.
- Ale myślałaś, więc dzisiaj w nocy nie zaśniesz – objął mnie w pół.
Zaczynam się ciebie bać – podłożyłam otwarte dłonie na jego piersi.
- Chodźmy już, pewnie wszyscy już są. Mówiłem ci, że nie wypada się spóźniać.
- A czy ja wyglądam na damę? Myślę, że dama nie mieszkałaby z czwórką obcych facetów, nawet jeżeli jeden z nich udaje dżentelmena.
- Kochanie, nie będę się dzisiaj z tobą kłócił – mówił łagodnie – teraz zdejmiesz ten szlafrok, ja wezmę cię pod ramię i pójdziemy razem na dół.
- Na dół? – byłam coraz bardziej zdziwiona. – Dobrze – ugięłam się pod ciężarem jego wzroku.
Zdjął ze mnie okrycie chroniące moją tajemnicę. W pierwszej chwili nie zauważył zmiany, ale po kilku sekundach uważnego przyglądania się syknął:
- Coś ty zrobiła?
- Udoskonaliłam ją trochę. Prawda, że ci się podoba? – zanim zdążył odpowiedzieć, pocałowałam go, wzięłam go pod ramię i prawie wyciągnęłam z pokoju. – Chodźmy już.
Chłopak był na tyle zaskoczony, że przez następną chwilę nic nie mówił. Mięliśmy drzwi frontowe, nie przypominałam sobie innych drzwi, ale nic nie mówiłam. Adam najwyraźniej wiedział co robi. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, jak zawsze sądziłam, prowadzących do spiżarni, ale okazało się, że za nimi znajdowały się schody, a z dołu sączyła się spokojna muzyka. Byłam jeszcze bardziej zaskoczona niż Adam, kiedy zobaczył mnie w białej sukience.
Masz być dla wszystkich bardzo miła i słuchać mężczyzn – chłopak wyrwał mnie z zamyślenia.
Kim są ci ludzie? – zaczęliśmy schodzić.
Pierwszy błąd, to nie ludzie. To jak ty to mówisz? – zaczął – potwory. Jeszcze raz powtarzam, masz być miła, bo nie ręczę za siebie – syknął popychając mnie w stronę drzwi u dołu schodów. Gdyby nie silne ramiona Adama, uciekłabym stamtąd jak najszybciej. – Jak mogłaś zniszczyć taką piękną sukienkę? Sam ją wybierałem – chłopak wrócił do tematu mojego stroju.
Jakoś ci to zrekompensuję – uśmiechem próbowałam zatuszować malujący się na mojej twarzy strach.
Kochanie, nie bój się, nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził – pocałował mnie w czoło i delikatnym ruchem nadgarstka otworzył przede mną drzwi i przepuścił w progu.
Pokój, do którego weszliśmy był wielkości połowy piętra, było dosyć ciemno, więc nie byłam w stanie odgadnąć ile osób zostało zaproszonych, co było dla mnie równoznaczne z: ile imion będę musiała zapamiętać i na ile sztucznych uśmiechów się zmusić. Próbowałam dokładnie rozejrzeć się po pokoju, ale Adam już prowadził mnie w stronę małej grupki mężczyzn raczących się wiekową whisky. Każdy z nich miał na sobie ciemną marynarkę, a pod nią białą koszulę, którą wyróżniali się na tle pozostałych gości. Dopiero kilkanaście uporczywie wpatrujących się we mnie par oczu, uświadomiły mi jaki błąd popełniłam zmieniając kolor sukienki. Wyglądałam jak biała plama na czarnym materiale. Stawiałam jak najmniejsze kroki, żeby opóźnić pierwsze spotkanie z nieznajomymi. Adam nie zwracał na to uwagi, tylko wciąż popychał mnie do przodu. Kiedy zrównałam się z pięcioma mężczyznami, chłopak zaczął mnie przedstawiać.
- To jest April, nasz najnowszy nabytek – mimo, że nie patrzyłam na niego, czułam w jego głosie dumę.
Chyba anioł, a nie demon – najwyższy z nich przysunął moją dłoń do swoich ust. Moją rękę po ułamku sekundy całował już kolejny mężczyzna.
To jest Carol, Victor, Colin, Matthew i Patrick – mówił, kiedy witali się ze mną.
Ja chyba gdzieś już pana widziałam – uśmiechnęłam się do trochę wyższego ode mnie szatyna.
Jakiego pana, mówmy sobie po imieniu. Może bruderszaft? – zaproponował podnosząc nieznacznie szklankę do góry.
- Przykro mi, nie pijam alkoholu – poczułam na plecach gorącą dłoń Adama. No tak mam być miła. – Ale dzisiaj mogę zrobić wyjątek.
Zanim zdążyłam odwrócić się w stronę Adama, żeby poprosić go o napój, w mojej dłoni już znalazł się kieliszek.
Pomyślałem, że kobiety takie delikatne jak ty, nie piją whisky – to Victor zatroszczył się, żeby warunek bruderszaftu był spełniony. – Wino.
Czułam na sobie nieprzyjazny wzrok dziewcząt siedzących na czerwonej kanapie w rogu pokoju. Niestety nie tylko one tak na mnie patrzyły. Byłam przekonana, że gdyby Adam nie szanował tak bardzo tych ludzi, wyrwałby im kieliszki z dłoni, nie pozwalając tym na dalsze spoufalanie się ze mną.
Wino nie smakowało, delikatne pocałunki nowo poznanych mężczyzn przestawały być delikatne, szepty dziewczyn przestawały być szeptami, czułam jak Adam męczy się patrząc na to wszystko. Kątem oka spostrzegłam Justina podążającego w naszym kierunku. Wypiłam ostatni bruderszaft.
Widzę, że poznaliście już naszą Ap – zwrócił się do mężczyzn z uśmiechem.
- Tak, wygląda jak kwiat rosnący pośród cierni – Daniel spojrzał mi głęboko w oczy, spuściłam powieki i już miałam podziękować za komplement, ale ubiegł mnie Adam.
- I tak jak do kwiatu, nie można się do niej dostać, bo można się pokaleczyć…
- Może poznasz April z resztą gości? - Justin w porę zapobiegł rozlewowi gniewu tłumionego w piersi Adama.
Przepraszamy na chwilę – obdarowałam wszystkich ciepłym uśmiechem.
Kiedy tylko odsunęliśmy się na kilka metrów od grupy białych koszul, szepnęłam do Adama:
- Masz być miły – było mi za niego wstyd. Nie miał prawa się zachowywać, nie byłam kwiatem, a on nie był cierniami. Nie byłam jego. Sam mówił mi, że nie mogę liczyć na związek z nim i to było dla mnie najlepszym rozwiązaniem – nie musiałam się angażować, nie musiałam kochać, żeby być blisko.
- To jest April – mówił tak jakby nic się nie stało, na jego usta wrócił uśmiech.
Witamy w naszym gronie – odezwała się niska szatynka. – Ja jestem Karen.
Po kilku minutach znałam już Laure, Valerie, Elizabeth, Diane, Danielle, Rose i Eris. Ta ostatnia wyróżniała się znacząco, chociaż tak jak wszyscy, oprócz mnie, miała na sobie czarną, ołówkową spódnicę sięgającą przed kolano i dopasowana, czarną koszule. Niedbale zaczesane do tyłu włosy podpowiadały mi, żeby z nią nie zadzierać – była ruda.
Rose tak jak wskazywało jej imię była podobna do pączka młodej różyczki. Śliczne rumieńce dodawały jej uroku, tylko równiutkie, białe ząbki przypominały kolce. Danielle była wysoką blondynką, chyba farbowaną na co wskazywały widoczne już odrosty, ale i tak pięknie prezentowała się w długiej sukience bez pleców. Diana wydawała się najbardziej sympatyczna z nich wszystkich, ale po miesiącach życia z demonami, przekonałam się jak bardzo można pomylić się oceniając ludzi po wyglądzie. Miałam wrażenie, że gdzieś już kiedyś widziałam Elizabeth, ale nie mogłam przypomnieć sobie gdzie. Patrząc na jej koktajlową sukienkę myślałam tylko, żeby żadna z nich nie zapytała mnie dlaczego założyłam białą, a nie czarną sukienkę. Valerie i Laure miały takie same oczy, musiały łączyć je więzy krwi.
- Czym się zajmujesz? – zapytała Diana po wymianie formułek grzecznościowych.
Ja? – zdziwiło mnie to pytanie – ja się jeszcze uczę.
- No tak, Justin przecież coś wspominał o tym, że jesteś młoda, ale nie wiedziałam, że aż tak – Danielle zlustrowała mnie wzrokiem. – Ja jestem modelką, Diana projektantką ubrań, Rose pisze, Elizabeth ma kilka hoteli, Laure jest prawnikiem, Eris jest tymczasowo bezrobotna…
Mam bogatego faceta, to mi wystarczy – puściła do mnie oczko, uśmiechnęłam się nieśmiało. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć, za dużo informacji, które chciałam zapamiętać, których zapamiętania wymagał ode mnie Adam.
Ja jestem nauczycielką – za Danielle dokończyła Valerie. – Konkretnie języków obcych.
- Już dawno mówiłyśmy jej, żeby zmieniła pracę, z jej znajomością języków bez trudu mogłaby zarobić dużo więcej jako tłumaczka – mówiła Elizabeth.
- Lubię przebywać z młodymi ludźmi. Dobrze znasz Adama? – zmieniła temat. – Adam jest pulcher homo caecus non videt flores pulcherrimi1.
- Co to znaczy? – spojrzałam na nią z ukosa.
To znaczy, że Adam jest przystojnym facetem, po łacinie – uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Powiedz coś jeszcze, masz taki piękny akcent – poprosiła Rose.

- Włoski: Bastian voleva uccidere te, e ora non può addormentarsi senza pensare a te.Portugalski: Eu me pergunto se ela sabe que Jake é gay?3 Niemiecki: Justin sieht in dir seine früheren Fehler, würde ich nicht abgeschafft.4 Rosyjski: Аrехочетчтобы вы его Афродиты.5Hiszpańki: Mientras Alex podría enamorarse de alguien como tú? Él es tan bueno en la cama.6 Francuski: Seuls les salopes portent des robes, probablement en couché avec chacun d'eux.7 –  mówiła spokojnie patrząc tylko na mnie. Mimo, że w dniu śmierci Alexa doskonale rozumiałam, kiedy mówił do mnie po rosyjsku, to teraz miałam trudności. Valerie mówiła za szybko. Uznałam, że pierwszy wyraz to imię, tylko, że nie angielskie, a dalej coś, że chciałby, żeby ktoś kimś był dla niego i tu znowu chyba imię. Wiedziałam, że te wszystkie słowa są skierowane tylko do mnie, ale nie byłam w stanie ich pojąć. Na tle potoku, nic nie znaczących dla mnie wyrazów, wybijały się tylko imiona demonów. Chciałam zapytać ją o znaczenie zdań, ale nie miałam śmiałości, a resztę dziewczyn widocznie nie obchodził sens jej wypowiedzi, tylko Eris uśmiechnęła się, kiedy ta mówiła ostatnie zdanie.


1 Adam jest przystojnym mężczyzną. Ślepy nie widzi pięknych kwiatów.
Bastian chciał cię zabić, a teraz nie może zasnąć nie myśląc o tobie.
3 Ciekawe czy ona już wie, że Jake jest gejem?
4 Justin widzi w tobie swoje wcześniejsze błędy, ja bym tego nie zniosła.
5 Ares chciałby, żebyś została jego Afrodytą.
6 Jak Alex mógł zakochać się w kimś takim jak ty? Przecież jest taki dobry w łóżku.
7 Tylko prostytutki noszą takie sukienki, pewnie spała z każdym z nich.

Kochanie, masz śliczną sukienkę – Valerie objęła mnie w tali.
Dziękuję, Adam ją wybierał – zadowolona obróciłam się wokół własnej osi.
Wyróżniasz się – Laure z uśmiechem podała mi kieliszek czerwonego wina. – Na zaproszeniach było napisane, że obowiązkowe są czarne kreacje, myślałam…
Zobaczcie, przyszedł Arthur i Ares. Dawno ich nie widziałam – z entuzjazmem przerwała Rose. Nie chciała, żeby Laure dokończyła. Ukrywały coś przede mną.

4 komentarze:

  1. Chyba jeden z Twoich dłuższych rozdziałów, czyż nie? :)
    Przeczytałam i nie żałuje, bardzo fajnie piszesz.
    Tak lekko się czyta.
    Jestem zachwycona tym rozdziałem, z chęcią przeczytam resztę.;]
    Pozdrawiam.
    http://believe-in-yourself-poland.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Mhhhm.♥
    Boskie opowiadanie.:**
    Piszesz prosto, i fajnie się czyta.♥

    http://w-pogonizamarzeniami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem tu pierwszy raz i naprawdę mi się spodobał Twój sposób pisania :) Jak dziewczyny wcześniej wspomniały, bardzo fajnie się czyta ;*
    Czekam na NN i życzę dużo weny :)

    No i zapraszam do mnie :)
    http://mojahistoriadlaciebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. przepraszam , ze nie komentowałam, ale nie mialam konta google, a nie ma tu opcji, aby dodawac anonimowe komentarze, ale moze do rzeczy. :)
    Nie dziwie się Ap, że znudzona tą ciągłą monotonnością, zmieniła kolor sukienki :) na jej miejscu juz dawno bym to zrobia,
    dlaczego ty tak swietnie piszesz? zazdroszcze ci,
    czy moglabys mnie informowac o NN na GG albo na moim blogu? GG : 35222771.


    Jeśli masz ochotę, to zapraszam Cię na drugi rozdział mojego nowego opowiadania : na-drodze-do-szczescia.bloog.pl. Będzie mi miło zobaczyć twój komentarz pod dwójeczką. :-) Pozdrawiam, Jaga20098 :*

    OdpowiedzUsuń