sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział XIII





Zbiegowisko powoli się rozchodziło, tylko szef lokalu wygrażał uczestnikom walki, że swoim zachowaniem płoszą mu klientów. Podbiegłam do nich i najpierw podziękowałam mężczyźnie za przerwanie bójki, ten uśmiechnął się do mnie i niby to żartem, powiedział:
- Pilnuj tych byków, bo gotowi są się pozabijać.
Adam rzucił mi pogardliwe spojrzenie i udając słanianie się na nogach, poszedł z powrotem do baru, do swojej blondynki. Trzasnął drzwiami, a ja zostałam przy Fredzie.
- Gdzie pan mieszka? Odprowadzę pana – zaproponowałam.
- Już pytasz mnie o adres? – próbował nie tracić poczucia humoru.
- Ależ pan dowcipny, to poważna sprawa, a jeżeli ma pan jakieś złamanie? – pomogłam usiąść mu na trawie.
- Nic mi nie jest, tylko ten łuk brwiowy, bardzo krwawi? – skierował twarz w moją stronę i podniósł podbródek.
- To trzeba opatrzyć. Do mnie jest za daleko, musimy iść do pana – przykucnęłam obok niego.
- Dobrze – zgodził się niechętnie – mieszkam kilka domów stąd. Dobrze bije się ten młody, trenował coś?
- Nie, z resztą nie wiem i już mnie to nie obchodzi. Odprowadzę pana, opatrzymy rany i znikam i tak ma pan przeze mnie wystarczająco dużo kłopotów – ogarnęło mnie palące poczucie winy.
- Nie przejmuj się tym, sam go zaczepiłem, ale jest coś, co możesz dla mnie zrobić – był tak pokiereszowany, że nawet delikatny uśmiech sprawiał mu ból – będziesz mówiła do mnie na ty.
- Dobrze… Fred – wstaliśmy. – Znowu zanosi się na deszcz – spojrzałam w szarzejące niebo.
- To bogowie będą płakać nad szczęśliwym losem ludzi. Oni nie lubią, kiedy nam dobrze się wiedzie.
- Mi nie wiedzie się dobrze – podtrzymywałam go w pół.
Widział, że chce coś powiedzieć, ale zrezygnował. Próbował przerzucać ciężar ciała na prawą nogę, widocznie lewa bardziej ucierpiała. Z każdym krokiem szliśmy coraz wolniej, a niebo przybierało coraz ciemniejsze barwy. Ne lubiłam deszczu, ale tylko on mógł zmyć krew z moich dłoni. Wiedziałam, że źle robię idąc z nim do jego domu, że za bardzo się z nim spoufalam. Był ode mnie dużo starszy, pewnie mógłby być moim ojcem, ale miał w sobie coś pociągającego, coś co sprawiało, że chciałam na niego patrzeć i słuchać jego głosu.
Znaleźliśmy się przed drzwiami, kiedy pierwsze krople deszczu zaczęły pojawiać się na naszych twarzach. Jego dom był podobny do wszystkich innych znajdujących się w tej okolicy – starych i trochę zaniedbanych, ale mimo to całkiem ładny. Weszliśmy do środka i od razu przeszliśmy do kuchni, żeby zająć się obmywaniem ran.
- Chyba nie jesteś stąd, nie widziałem cię jeszcze – pozwolił mi na pomoc przy zdjęciu płaszcza, a potem szarego swetra. Oprócz obrażeń na twarzy miał jeszcze zadrapania na dłoniach i liczne siniaki. Znalazłam wodę utlenioną.
- Niedawno się tutaj wprowadziłam. Szkoła zajmuje mi większość czasu.
- Jesteś głodna? W barze nie zdążyłaś zjeść naleśników – zmienił temat. – Po co pytam, na pewno jesteś głodna, zaraz zrobię jakiś obiad.
- Nie, ja powinnam już iść, będą się o mnie niepokoić – bandażowałam jego prawą dłoń.
- Kto? Ten facet? – spojrzał na mnie zaskoczony.
- Może ma pan rację, nie jestem gotowa, żeby tam wrócić – usiadałam na krześle.
- Mieszkasz z nim, a nie z rodzicami?
- Tak, z nim i jego… kuzynami, razem jest nas pięcioro – zawahałam się na chwilę. – Ja nie mam rodziców.
- Wyrazy współczucia.
- Nie potrzebnie, już się do tego przyzwyczaiłam, ale ja już powinnam iść. Pańska żona się panem zajmie – wstałam.
- Ależ ja nie mam żony – pomachał mi przed oczami dłońmi pozbawionymi jakiejkolwiek ozdoby. – A po drugie nie wypuszczę cię bez obiadu i to w taką pogodę. Jeżeli bardzo chcesz to potem odwiozę cię do domu.
- Dobrze, ale ja zrobię coś do jedzenia, a pan odpocznie – zaproponowałam, chociaż moje zdolności kulinarne pozostawiały wiele do życzenia. – Nie potrzebie się pan z nim bił.
- Znowu mówisz do mnie na pan, jestem Fred albo Freddie. Nie będziesz gotowała, zamówimy pizzę. Owoce morza czy peperonii?
- Peperonii.
Kiedy wyszedł na korytarz miałam okazję rozejrzeć się po jego kuchni, panował w niej nienaganny porządek wynik albo częstego sprzątania, albo w ogóle nie używania tego pomieszczenia. Nie było tu żadnych śladów ewentualnych domowników czy lokatorów. Blado-pomarańczowe ściany idealnie współgrały z jasnymi meblami, przez marmurowe płytki było mi zimno w stopy, ktoś nie szczędził na dekorowaniu tego domu. Fred wreszcie pojawił się w drzwiach.
- Podoba ci się? – oparł się o framugę.
- Tak – opowiedziałam lekko zmieszana. – Mogę zapytać czym pan się zajmuje?
- Aktualnie mam wakacje, ale przejdźmy do salonu, nie wypada przyjmować gości w kuchni.
- Naturalnie.
Salon był jeszcze piękniejszy niż kuchnia. Ogromna kanapa na środku zachęcała do odpoczynku, kominek przyciągał wzrok, tylko okna od podłogi do sufitu wychodzące na mały ogródek przypominały o wciąż padającym deszczu. Usiedliśmy na skurzanej sofie i w krępującym milczeniu czekaliśmy na dostawce pizzy. Chciałam zadać mu mnóstwo pytań, ale nie mogłam zdobyć się na odwagę, żeby wypowiedzieć je na głos, jeszcze więcej pytań miałam do Adama.
Znajdowałam się w domu zupełnie obcego mężczyzny, mężczyzny, który wierząc w swoją siłę chciał pobić Adama. Nie, moje myśli za często krążyły wokół jego osoby.
- Dlaczego mężczyźni kłamią? – spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
- Trudne pytanie – przysunął się do mnie – nie wiem czy znam odpowiedź. Nie mówią prawdy, bo to wygodniejsze, nie muszą się tłumaczyć, narażać na kłótnie, przynajmniej na razie. Potem przychodzi dzień, w którym i tak wy się o wszystkim dowiadujecie i jest jeszcze gorzej. Dla wygody, żeby zrobić wam przyjemność, z przyzwyczajenia. Na przykład kiedy swoim słodkim głosem pytasz co liczy się bardziej wygląd czy wnętrze bez wahania odpowiadają, że wnętrze, chociaż zastanawiają się jak wyglądasz bez bluzki. Ale ja oczywiście taki nie jestem – uśmiechnął się do mnie figlarnie, mogłabym przysiąść, że właśnie o tym myślał. – My nie kłamiemy, my mówimy to, co chcecie usłyszeć. Nie nasza wina, że chcecie słuchać takich głupot.
- Bardzo zabawne – westchnęłam. – Wczoraj poprosił mnie o rękę, a dzisiaj spotkał się z jakąś pustą blondynką – płacząc spontanicznie wtuliłam się w jego obolałe ramiona. – Przepraszam, nie powinnam, muszę już iść – momentalnie się odsunęłam.
- Cała przyjemność po mojej stronie. April nie wypuszczę cię dopóki nie zjemy.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Nasz obiad – puścił mi oko i wyszedł, żeby zaraz wrócić z pudełkiem w rękach.
Zjedliśmy szybko stygnącą pizzę i długo jeszcze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, przechodząc od śmiechu do płaczu. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale po kilku godzinach rozmowy oczy zaczęły mi się kleić.
- Napijesz się czegoś mocniejszego? – zaproponował.
- Nie, ja nie piję alkoholu, ale jeżeli pan chce, to proszę bardzo – kiedy sobie nalewał ja zaczęłam mówić o sobie – miałam kilku chłopców przed nim, ale z żadnym z nich nie łączyło mnie coś tak specyficznego, nawet nie wiem jak mam to określić – przyciągnęłam kolana na brody – czasem miałam wrażenie, że mnie kocha potem, że nienawidzi, już sama nie wiem.
- Poprosił cię o rękę – znowu usiadł obok mnie.
- Bo myślał, że jestem w ciąży… – szepnęłam tak cicho, że ledwie mnie usłyszał.
- Jesteś zmęczona, za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Nawet nie wiedział jak wiele prawdy było w tym stwierdzeniu. Na zewnątrz rozpętała się burza, co kilka minut słychać było grzmoty, a do salonu wdzierał się niepokojące błyski.
- Niebo się gniewa, więc może nie denerwujmy go bardziej i niech pan odwiezie mnie do domu – wstałam.
- Nie ma mowy. Sama mówiłaś, że nie masz po co tam wracać.
- Ale jutro szkoła – kogo ja oszukiwałam, nauka nie była żadnym wytłumaczeniem.
- Nic się nie stanie jeżeli nie pójdziesz do szkoły. Rano cię odwiozę, ty ochłoniesz i on też. Przepraszam, nie mogę mówić o nim tak bezosobowo, jak on ma na imię?
- Adam.
- Dobrze bije się ten Adam – powiedział jakby do siebie. – Łazienka, drzwi ostatnie po prawej. Zaraz przyniosę ci jakiś ręcznik i może jaką piżamę.

5 komentarzy:

  1. Super! :D
    Fred jest bardzo troskliwy, aż zastanawia mnie czy robi to bezinteresownie, czy ma cichą nadzieję na jakiś mały epizod w swojej sypialni. ^^
    Na prawdę nie wiem co mam myśleć o Adamie.
    A Ap też chyba już nie wie co ma robić. :/
    czekam na kolejne :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam małe pytanko.
      Czy nie dałoby się czegoś zrobić z tym kodem do komentarzy?
      Zlikwidować. Mnie na przykład strasznie irytują.

      Usuń
    2. Moja koleżanka prowadzi tego bloga, ja tylko pisze tekst, więc ją o to poproszę. Dzięki za sugestię.

      Usuń
  2. Hej! Nie, jeszcze nie czytałam, ale mam w planach zrobić to jutro, ze względu na to iż jest tu już trochę tych rozdziałów... Poza tym patrząc na rozdział powyżej, zapowiada się ciekawa lekturka. :)
    Póki co, chciałabym cię poinformować, że u mnie niedawno pojawił się wreszcie rozdział pierwszy - jeśli jesteś nadal zainteresowana to zapraszam. :)
    www.zapach-strachu.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    PS Rozważałaś może opcję dodania zakładki/podstrony "SPAM"? ^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Naprawdę, ten Fred jest trochę za słodki... Ap po powrocie będzie miała nieźle przechlapane, jak nie wróci na noc. Tylko jak się to potoczy...?
    Odpisuj szybko, już się nie mogę doczekać :D

    OdpowiedzUsuń