czwartek, 26 stycznia 2012

Rozdział IV



 
Na chłodnej skórze dłoni poczułam delikatny pocałunek. Delikatny jak muśnięcie skrzydeł motyla czy dotyk płatka śniegu. Myśląc, że to może być tylko sen, bałam się otworzyć oczu. Subtelnym pocałunkom nie było końca, przerywał je tylko cichy szept:
- Tęskniłem… nawet nie wiesz jak bardzo… tak dawno… tyle czasu minęło… już myślałem, że zrobiłem to, o co prosiłaś…
Podniósł na mnie szare oczy i wrócił do całowania.
- Moja Ap… wiesz, przecież, że każde twoje… życzenie jest dla mnie rozkazem… każde spełnię…
Znowu popatrzył na mnie, ale jego oczy nie były już przepełnionych miłością, bezpowrotnie zniknął blask, wstąpiła żądzą i nienawiść.
- Nawet to… jestem twoim poddanym… sługą na każde skinienie…
W uśmiechu odsłonił jak śnieg białe zęby, po czym wbił je w przegub mojej dłoni. Ani jedna kropelka krwi nie spłynęła po skórze – każdą, nawet najmniejszą wyssał chłopak.
Kiedy leżałam już martwa, on oblizał wargi i złożył gorący pocałunek na moich sinych ustach, pozostawiając na nich odrobinę krwi.
- Do usług moja Pani… – skłonił się nisko i wyszedł.
Obudziłam się w ciemnym pokoju. Pot spływał mi po rozgrzanej skórze, oddychając krztusiłam się, nie mogłam złapać tchu. Oblizałam suche usta i poczułam dziwny smak, smak krwi.
- Alex… – szepnęłam.
W drzwiach zamajaczyła niewyraźną postać. Pewnie kroczyła przez pokój i usiadła na łóżku tuż obok mnie. Udawałam, że śpię.
- Przychodzę do ciebie każdej nocy, żeby móc cię tylko zobaczyć – mówił półgłosem – żeby zobaczyć jak niespokojnie śpisz, leczyć ból oddechem z twoich ust, wiedzieć, że żyjesz, że cię nie zabiłem, mówić ci to każdej samotnej nocy.
Bałam się poruszyć, by Alex nie odgadł, że nie śpię.
Chłopak mówił dalej.
- Ile dałbym by zapomnieć, żebyś ty zapomniała… nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym cofną czas… te dwa tygodnie, każdą godzinę mojego życia wypełnił ból i cierpienie, nigdy sobie tego nie wybaczę. Ważne, że żyjesz… Chociaż jestem silnym facetem, a ty tylko drobną i słabą dziewczyną boje się spojrzeć ci w oczy. Moja Ap…
Ostatnie słowa powiedział tak samo jak w moim śnie.
Był tak blisko, a zarazem tak daleko.
Złożył delikatny pocałunek na mojej dłoni i wyszedł. Po kilku sekundach echo jego cichych kroków przestało odbijać się od ścian.
Przychodził do mnie każdej nocy od ponad dwóch tygodni, wyprostowałam się na łóżku, więc teraz jest już pewnie początek lipca. Na dworze pewnie jest cieplutko, dopiero zaczyna się lato.
Nagle zapragnęłam wyjść na zewnątrz, zobaczyć coś więcej oprócz czterech ścian, kogoś oprócz Justina, ale równocześnie z nadejściem tej myśli nadeszło zmęczenie. Natychmiast zasnęłam.
 Szereg kolejnych dni mijał mi tylko na spożywaniu posiłków, szybkiej toalecie i na śnie. W dzień zbierałam siły, żeby móc czuwać nocą czekając na rutynowe odwiedziny Alexa, zawsze przychodził o drugiej zero dwa, nigdy się nie spóźniał. Od nocy, w której odkryłam, że codziennie do mnie przychodzi z niepokojem czekałam na niego. Wciąż powtarzał to samo, że żałuje, przeprasza i kończył słowami „moja Ap”. Za każdym razem chciałam mu przerwać, ale nie miałam odwagi.
Czasami przychodził też Justin, rzadziej Bastian, który patrzył na mnie jak na trędowatą, jakbym to ja była wszystkiemu winna, niestety miał rację, bo byłam.
Jedzenie przynosili mi na zmianę, każdy zachowywał się inaczej.
Adam – wchodził bez słowa, zostawiał posiłek, żeby po chwili wrócić. Nie patrzy na mnie, brzydził się mnie.
Bastian – siadał na łóżku i patrzył jak jem, od czasu do czasu rzucił jakąś kąśliwą uwagę na temat mnie czy Alexa. Czasem nie mówił nic.
Jake – próbował mnie rozśmieszyć, ale widząc, że jego starania są bezowocne, przestał. Opowiadał mi o tym, co się dzieje na dworze, o upale panującym na zewnątrz, kiedy w domu panował chłód. To właśnie jego odwiedziny najbardziej mnie męczyły, próbował zachowywać się jakby nic się nie stało, kiedy do mnie z ogromną siłą powracały wspomnienia obciążające sumienie.
Justin – zachowywał się normalnie… czasem pocieszał, kiedy nie chciałam rozmawiać milczał razem ze mną. Nie był nachalny, nie naciskał.
Najbardziej brakowało mi Alexandra.
W nocy z szóstego na siódmego lipca przespałam odwiedziny Alexa.
Trzęsącymi dłońmi odsunął białą pościel, żeby zrobić sobie miejsce obok mnie. Usiadł najdelikatniej jak tylko mógł. Przyglądał mi się z ogromną uwagą i skupieniem rysującymi się na twarzy. Wyrównał swój oddech tak, aby wdychać „moje” powietrze. Nachylił się nisko nade mną i gładząc mój policzek, mówił:
- Odkąd zobaczyłem cię wtedy… taką bezbronną, prawie bez życia, związaną sznurami, kiedy widziałem z jaką trudnością oddychałaś. Wtedy widziałem w tobie zwykłą śmiertelniczkę, taką samą jak poprzednich ludzi, który pojawiali się tutaj. Teraz widzę piękną, odważną kobietę, której zawsze mi brakowało… te przelotne znajomości, romanse – nie byłem w stanie się zaangażować. Boję się spojrzeć ci w oczy, bo nie wiem co w nich zobaczę.
Uklęknął przede mną. Długo milczał zbierają się w sobie, szukając odpowiednich słów. Szeptał bardzo cicho.
- Nawet nie wiesz Ap jak bardzo chciałbym leżeć tu obok ciebie, być tak blisko, słyszeć echo twojego nieustannie bijącego serca, chociaż mogłem je zatrzymać. Dla ciebie…
Małe zawiniątko delikatnie wsunął pod moją białą poduszę. Jeszcze długo patrzył jak spokojnie śpię, równo oddycham.
Zatrzymał się w drzwiach i powiedział zupełnie innym tonem niż wcześniej – lekkim i beztroskim.
- Doskonale wiem kiedy śpisz, a kiedy nie… – bezszelestnie zamknął za sobą drzwi.
Pierwszy raz od czasu „wypadku” nie przyśnił mi się koszmar tylko… zupełnie nic. Spałam spokojnie, żadna negatywna myśl nie nawiedziła mnie tej nocy mimo tego, obudziłam się niewyspana i podenerwowana, każdy mięsień dawał o sobie znać, każda, nawet najdrobniejsza kosteczka i staw „pykały” przy wykonywaniu ruchów.
Chciałam udać się na śniadanie, ale zorientowawszy się, że nie jestem w stanie, tylko przekręciłam się na drugi bok. Długo nie czekałam na pierwszy posiłek – Adam pojawił się jakieś piętnaście minut po moim przebudzeniu. Nie wyszedł od razu jak to miał w zwyczaju tylko stanął w progu i przyglądał mi się z uwaga.
- Smaczne?
Zakrztusiłam się słysząc zadane mi pytanie. Chłopaka najwyraźniej rozbawiła moja reakcja, zamiast mi pomóc tylko się uśmiechnął.
- A mama nie mówiła ci, że powinnaś dokładnie gryźć za nim będziesz chciała coś połknąć?
Zdziwienie kompletnie odebrało mi mowę, głos Adama słyszałam może tylko ze dwa razy i to nigdy nie mówił do mnie. Zawsze był taki poważny, zamknięty w sobie. Przecież prawie nic o nim nie wiedziałam. On wiedział o mnie zaskakująco dużo.
- Skąd ta nagła zmiana?
- O co ci chodzi? – oparł się o framugę drzwi.
- O co mi chodzi? Chodzi mi o to, że się zmieniłeś.
- Myślisz tak, bo po prostu nie wiesz jaki naprawdę jestem. Ta sytuacja przy kolacji to nie było tak jak myślisz, to Bastian ma głupie pomysły, a ja nie wiedziałem czego mam się spodziewać – odparł na swoje usprawiedliwienie.
- Spodziewałeś się, że rzucę się na was i będę próbowała was zabić? – zakpiłam przerywając jedzenie.
Adam poczuł się urażony. Utkwił wzrok w podłodze.
- Skończyłaś? – jego ton znowu był szorstki i nieprzyjemny.
- A nie widać? – nie chciałam się z nim kłócić, ale miniona noc nie nastrajała mnie pozytywnie. Nie do końca wiedziałam czy to dlatego, bo nie widziałam Alexa, czy dlatego bo mój sen wypełniła pustka, żadnego skowytu wilków, czerwiącej się krwi, czy bólu przeszywającego moje ciało.
- To niech łaskawa Pani raczy mnie w swojej ogromnej łaskawości, łaskawie zawołać kiedy już skończy.
Nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się pod nosem.
Znowu zostałam sama. Miałam wrażenie, że otaczające mnie ściany rejestrują każdy mój ruch, słyszą najcichszy szmer, wyczuwają moje emocje. Od tygodni nie miałam możliwości rozmowy z kimś naprawdę bliskim, z kimś kto mnie rozumie. Justin zachowywał się jak mój przyjaciel, ale ja wiedziałam, że nigdy nim nie będzie. Wspierał mnie, radził, pozwalał wypłakiwać się na swoim ramieniu, bronił mnie przed szyderczym wzrokiem Bastiana, przed zagrażającą mojemu życiu miłością Alexa.
- Już! – pusty dom wypełniło echo mojego głosu. Adam natychmiast pojawił się w moim pokoju. Bez słowa zabrał tacę z niedokończonym posiłkiem i znowu zostałam sama.

Kilka minut po czternastej, Justin zapukał do drzwi. Ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a szczególnie z nim odeszła bezpowrotnie. On i tak wszedł do środka. Zaniepokoiło mnie to, że nie przyniósł i obiadu – zapowiadała się dłuższa rozmowa.
- Bastian mówił mi, że już ci lepiej. Niedługo będziesz mogła wrócić do swojej sypialni. Jake przygotował dla ciebie niespodziankę.
- Jeśli to znowu za małe buty, to ja tu zostaję – odwróciłam twarz do ściany.
- Wiedziałem, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać. A miałem dla ciebie ważna wiadomość. Jeśli nie chcesz, to oczywiście mogę wyjść.
- Mów.
- Rozmawiałem o tobie z Alexem. Chce się z tobą zobaczyć, ale kazał mi wymusić na tobie malutką obietnicę. Musisz przyrzec, że już nigdy, a przynajmniej nie w najbliższym czasie, nie zachowasz się tak – zawahał się – nieodpowiedzialnie.
- Dobrze – szepnęłam.
- A teraz opowiedz mi, co Alex robił u ciebie w nocy.
Odwróciłam się do niego i z lekkim niepokojem zaczęłam tłumaczyć, że nic nie wiem, chociaż wiedziałam, że było to bezcelowe, bo Justin doskonale to wiedział, a pytał mnie tylko po to, aby mnie zdenerwować. Czasami miałam wrażenie, że zachowuje się tak jak Bastian.
- Alex chce się z tobą zobaczyć jutro wieczorem. Będziesz gotowa na rozmowę z nim?
- Chyba… – szepnęłam.
- To jesteście umówieni i z tym wiąże się niespodzianka dla ciebie. Proszę nie zrób przykrości Jake’owi. Namęczył się z wyborem.
- Czyli znowu sukienka z tiulu?
- Nie, ta jest koronkowa. Alex padnie jak cię w niej zobaczy.
- Nie byłabym tego taka pewna – Justin nie słyszał ostatnich słów. Wyszedł.
Nie mogłam doczekać się następnego dnia. Z jednej strony bałam się spotkania z Alexem, z drugiej czułam, że muszę go zobaczyć choćby tylko, po to, żeby go przeprosić.
Przełożony demonów miał rację – sukienka, którą kupił dla mnie Jake była prześliczna. Długo patrzyłam na swoje lustrzane odbicie zanim zdecydowałam się, żeby zawołać do pokoju Justina, który miał ocenić to, jak wyglądam.
Sukienka tylko na pierwszy rzut oka wydawała się prosta i dystyngowana, ale to było tylko złudzenie. Mocna szarfa przewiązana w tali lekko marszczyła ciemny, wijący się do samej ziemi materiał. Zupełnie zabudowany dekolt wypełniała delikatna, czarna koronka.
- Już jestem gotowa! – krzyknęłam nie spuszczając wzroku z mojej sukienki. Odgarnęłam włosy z ramion i czekałam na demona.
Wczoraj po południu z powrotem przeniosłam się do mojej sypialni. Przyzwyczaiłam się do braku słońca, więc przestałam przekonywać moich „przyjaciół” do wykuwania w ścianie okna, nie zgodziłam się także na przeprowadzkę, do której nakłaniał mnie Bastian.
Alex przestał przychodzić, na próżno czekałam na niego każdej nocy.
Na biodrze poczułam delikatny dotyk czyjeś dłoni. W lustrze obok mojego odbicia nie dostrzegłam nikogo więcej. Przerażona przełknęłam ślinę – bałam się odwrócić głowę.
- Nie spodziewałem się, że będziesz wyglądała aż tak pięknie… – usłyszałam przyciszony głos Alexa. Objął mnie pewnie, a ja nadal nie miał odwagi spojrzeć mu w oczy. Moje serce biło coraz szybciej, oddech przyśpieszył. 
Nie wiedziałaś, że wampirów nie widać w lustrach? – oparł podbródek na moim ramieniu. Delikatnie przechyliłam głowę w lewą stronę. Zmrużyłam powieki, kiedy zaczął całować moją szyję.
 – Już nie pamiętam jak spakuje twoja skóra – rozciął ją ostrym kłem. Z mikroskopijnej ranki wypłynęła krew. Ogarnęła mnie panika, chciałam wyrwać się z jego przeklętych objęć, a on tylko się zaśmiał.
 – W domu nie ma nikogo…


Stałam nieruchomo parząc jak w szkle odbija się moja sylwetka, jak czarna suknia faluje przy każdym dotyku Alexa, jak krew znika z mojej bladej skóry.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię – odwrócił mnie przodem do siebie. W reszcie zobaczyłam jego twarz. Spodziewałam się ujrzeć zimne i ogarnięte rządzą oczy, a zobaczyłam przepełnione miłością. Uśmiechnął się przepraszająco.
Nie poruszyłam się. Patrzyłam na niego nieprzytomnymi ze strach oczami, oddychałam spokojnie i równo.
- Widzisz, nawet kiedy w ustach czuję smak twojej krwi potrafię się powstrzymać.
- Ile bezbronnych ludzi musiało za to zapłacić? – szepnęłam ledwo poruszając wargami.
Chłopak mocno się zmieszał.
- Nikogo nie zbiłem.
Stałam przed nim w całkowitym milczeniu. Alex położył swoją dłoń ma moich plecach, przez cieniutką koronkę doskonale czułam ciepło jego skóry.
- Ap powiedz coś! – krzyknął z nadzieją w głosie.
- Co mam powiedzieć? – krzyczałam prawie płacząc.
Alex patrzyłna mnie z niepokojem, obawiał się mojej reakcji, nie wiedział, czego ma się spodziewać.
- Przyszedłeśdo mnie po dwóch tygodniach i czego się spodziewasz? Że rzucę się przed tobą na kolana i w podzięce zacznę całować cię po stopach? – powstrzymywałam łzy. – Nie zapomniałam i nigdy nie zapomnę, że chciałeś mnie zabić!
- Co? Nie zapomniałaś, że chciałem cię zabić, ale już zapomniałaś, że to ty mnie do tego zmusiłaś? – Alex popchnął mnie na łóżko.
- I znowu to zrobiłeś! – zwały czarnego materiału nie pozwalały mi wstać. – Jak tylko sięsprzeciwiam pokazujesz na co cię stać, a tylko to potrafisz. Chcesz uświadomićmnie, że w każdej chwili możesz zakatować mnie na śmierć?
Uklęknąłprzede mną.
- Kilka gładkich słówek i myślisz, ze zbajerujesz każdą dziewczynę? Wstawaj!
- Czy ty naprawdę nie możesz zrozumieć, że ja cię kocham?
- Mam gdzieśtwoją miłość! – nie miałam pojęcia dlaczego tak powiedziałam.
Uklęknęłam przed nim. Objął mnie mocno i nie zważając na to, co powiedziałam kilka sekund wcześniej zaczął składać na moich ustach gorące pocałunki.
- Przestań… -szepnęłam wbrew sobie.
Zaczął całowaćmoją szyję.
- Pragnę cię…
- Nie możemy tego zrobić, a jak ktoś przyjdzie? – próbowałam pohamować jego żądze.
- Mówiłem ci,że nikogo nie ma… – znalazł mały suwak wszyty w delikatny materiał z boku sukienki.
- Powiedziałam nie! – krzyknęłam stanowczo.
Zaskoczony chłopak natychmiast przestał nalegać.
- Może twoim poprzednim dziewczynom pasowało twoje zachowanie, ale ja nie będę na każde twoje skinienie. Ile ty masz lat? – próbowałam wstać z łóżka. – Zachowujesz sięjak rozkapryszony dzieciak, jak nie prośbą to groźbą, tak? Uderzysz mnie? Każdy idiota to potrafi, a ty co? Lepszy jesteś, bo jesteś demonem?
- Ap, kochanie… – patrzył na mnie zdumiony.
- Teraz to kochanie, a jak cię potrzebowałam to cię nie było!
- Myślisz, że tylko tobie było trudno? – Alexowi puściły nerwy. – Ja się nie liczę, ważna jesteś tylko ty. Uważasz, że nie wiem o tym, że nie spałaś, kiedy do ciebie przychodziłem? Nie kłam!
- A ty święty jesteś? Kto chciał mnie zabić?
- Tak najłatwiej, teraz całą wieczność będziesz wypominała mi, że chciałem to zrobić?
- Całąwieczność? Przecież umrę za sześćdziesiąt lat albo ty mnie skatujesz na śmierć.
Spodziewałam się kolejnego wybuchu złości, krzyków i wypominań, Alex nagle pobladł i zacisnął wargi w niewyraźnym grymasie bólu. Złość całkowicie zniknęła z jego twarzy.
- O co chodzi?– zaniepokoiłam się.
Cisza. Tylko na ustach chłopaka pojawił się cień nikłego uśmiechu.
- Człowieku, o co chodzi? – potrząsnęłam go za ramiona.
- Kocham cię… - usłyszałam w odpowiedzi.
- Przecież nie o to pytam –odgarnęłam włosy, które opadły mi na twarz.
- Zrobiłem kolacje, powinnaś cośzjeść – mówił wpatrując się w moje usta.
- Nigdzie nie idę, powiedz, o co chodzi – szeptałam roztrzęsiona.
Złapał mnie mocno i przytulił do rozgrzanej piersi. Straciłam siły na dalszą kłótnie, omdlała pozwoliłam Alexowi, by zaniósł mnie do salonu, gdzie czekał na nas nakryty czarnym obrusem stół.
Zostałam posadzona na krześle, na którym siedziałam podczas pierwszej kolacji. Alex usiadł naprzeciwko mnie. Nie miałam ochoty na posiłek, ale zmuszona wzrokiem ukochanego sięgnęłam po odrobinę sałaty. Alex nie jadł, wciąż patrzył na mnie. Miałam wrażenie, że wie o czym myślę.
- Już nie jestem głodna – wymamrotałam kończąc porcję sałatki.
- Powinnaświęcej jeść – może nieświadomie, ale tymi słowami wypowiedzianymi dobitnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem, zmusił mnie do nałożenia kolejnej porcji. Pokornie zjadłam kawałek ryby z ugotowanym na sypko białym ryżem i małą ilością warzyw.
- Dlaczego ty nie jesz? – ośmieliłam się zapytać.
- Już jadłem.
Nasze mieszające się oddechy umierały w grobowej cichości, w której pogrążony był cały dom.
- O czym myślisz? – wytarłam usta serwetką w kolorze ekri.
- O tobie –ledwie poruszył sinymi wargami, które zagryzał, jakby powstrzymując się przed czymś, czego nie chciał zrobić, jakby chciał bólem sobie tego zakazać.
- O mnie? –uśmiechnęłam się – a co dokładnie?
- Chciałbym ci o czymś opowiedzieć – znowu jego ton był stanowczy i bezwzględny.
Poderwał sięod stołu, żeby wziąć mnie na ręce i przenieść na kanapę ustawioną w rogu pokoju. Czułam, że zmęczył go ten wysiłek, ale byłam tak oszołomiona, że nie zwróciłam na to uwagi. Położył się obok mnie, na dywanie.
- Od zawsze byłem demonem – zaczął mówić – nigdy nie poznałem innego życia, do tej chwili. Jesteś pierwszą osobą, którą naprawdę pokochałem… Moja matka – nie kochałem jej, a powinienem, bo dała mi życie, tylko, że ja tego życia nie doceniałem, wręcz nienawidziłem go tak samo jak matkę, jak ojca, który nas zostawił. To od niego nauczyłem się tego wyrachowania i obojętności, dzięki niemu bez wyrzutów sumienia zabijałem tych ludzi. Co ja mówię? Ja nigdy nie miałem sumienia –uśmiechnął się słabo. – Kiedy dowiedziałem się kim, a właściwie czym jestem chciałem się zabić, ale nie tak łatwo zabić demona, teraz już wiem jak to zrobić, ale wtedy jako ośmiolatek nie maiłem o tym pojęcia.
Zniekształcone myśli krążyły po mojej głowie.
- Kiedyświerzyłem, wydawało mi się, że potrafię kochać, ale to były tylko niczym niepotwierdzone domysły. Pamiętam jak kiedyś ojciec opowiadał mi o mojej prababci, pamiętam jątylko z jego nieco już zatartych wspomnień, żadnego zdjęcia – znowu uśmiechnąłsię blado. – Nataszka była taka jak ty, była człowiekiem. Dzięki niej moje serce wciąż bije. Poznała mojego pradziadka, kilka miesięcy po ślubie, ślubie z mężczyzną, którego chyba kochała. Nawiązał się pomiędzy nimi płomienny romans, którego żadne nie było w stanie przerwać. W końcu Nataszka powiedziała dość,ale było już za późno – zaszła w ciąże. Jej mąż nigdy się o tym nie dowiedział,bo po prostu nie zdążył – tu Alex zrobił długą pauzę.
- Co sięstało? – szepnęłam bezdźwięcznie. Z jednej strony chciałam znać odpowiedź, ale z drugiej wiedziałam przejmujący ból na jego twarzy, który próbował zatuszowaćmało przekonującym uśmiechem.
- Aleksander Gagarin go … - znowu przerwał – zabił.
- To przykre –wyrwało mi się.
- Przykre? –zaśmiał się. Czułam, że chce powiedzieć coś jeszcze, ale wrócił do kontynuowania opowieści. – Justin pewnie ci już o tym mówił. Aleksander zabił go z zazdrości, bo Nataszka chciała od niego odejść, wrócić do męża, ułożyć sobie życie od nowa, ale wiadomość o dziecku pokrzyżowała jej plany. Gagarin się wściekł i delikatnie mówić, unieszkodliwił rywala.
- Jak go zabił?
- Nie wiem, Nataszka znalazła go, kiedy był już martwy, a koroner stwierdził zawał serca. Prababcia wiedział, że to nie mogła być prawda. Nikomu nic nie udowodniono, bardzo dobrze się maskował. Przez cały okres ciąży był przy niej, pomagał i wspierał. Wybaczyła mu… – zawiesił głos – temu potworowi – dokończył.
- Byli szczęśliwi?
- Może. Nataszka zmarła, kiedy rodziła dziadka, a Aleksander nadawszy dziecku swoje nazwisko zniknął.
- Pewnie tęsknisz?
- Nie mam za kim… – podsumował. – Później dziadek poznał babcię, która była w połowie demonem, a w połowie wampirem, ale tej historii nie znam, nigdy nikt o tym nie mówił. Zawsze chciałem wiedzieć coś więcej, ale moi pobratańcy starannie zatarli wszelkie ślady, nie chcą, żebym o tym wiedział. Potem było jużnormalnie, o ile można tak powiedzieć. Jedyny wnuk Gagarina zaczął spotykać sięz kobietą, która została moją matką. Ivett była w pełni demonem, urodziła mnie i podrzuciła swojej rodzinie mieszkającej na obrzeżach wschodniej Rosji. Tam sięwychowywałem, dorastałem, nawet uczęszczałem do prawosławnego kościoła, dziśjestem ateistą, bo jak demon może wierzyć w Boga…
- Dlaczego mi to mówisz?
- Chciałem,żebyś wiedziała o mnie coś więcej.
- Twój ojciec, poznałeś go kiedyś?
Wykrzywił usta w nieudolnym uśmiechu.
- Wolałzabawiać się z jakimiś dziwkami, niż zajmować się własnym synem – powiedziałtwardo
- Jak możesz tak mówić o własnym ojcu? – oburzyły mnie jego słowa.
- Tak samo jak on mógł mnie zostawić. Czy zrobiłby to gdyby naprawdę mnie kochał? Jego nieobecność wychowała mnie na takiego demona jakim jestem.
Ukucnął tużobok mnie, czoło oparł na jednej z moich delikatnych dłoni.
- Widziałem go tylko raz, na jego pogrzebie. Miałem wtedy piętnaście lat, zaledwie piętnaście…
- Na pogrzebie?
- Tak, przez całe swoje życie udawał przykładnego chrześcijanina, a dokładniej katolika. Mój ojciec podobno był bardzo skomplikowanym człowiekiem, o przepraszam, nazywając tą istotę człowiekiem obrażam wszystkich ludzi żyjących na świecie. Tak więc…ta karykatura demona grał kogoś innego przed całym światem, żeby w nocy iść i zabijać „winnych”. Wyjechałem z Rosji i postanowiłem zamieszkać tutaj, osiem lat temu poznałem Justina, byłem już wtedy świadom tego, czym jestem i do czego jestem zdolny, ale dopiero rok temu zdecydowałem się, żeby zamieszkać z chłopakami. Były takie miesiące, które mijały mi na włóczeniu się po mieście, podrywaniu panienek i zabijaniu…
- Jestem bardzo zmęczona – szepnęłam cicho.
- Dobrze – westchnął.
Popatrzył na mnie tymi swoimi pięknymi, szarymi oczami wypełnionymi bólem i tęsknotą za miłością, której nigdy nie doznał.
- Zanieś mnie do mojego pokoju – poprosiłam.
Alex wziąłmnie na ręce i nie spuszczając wzroku z mojej twarzy podążył w stronę sypialni. Mimo, że był tak blisko mnie czułam dystans między nami, ogromny dystans.
- Mógłbyś mi pomóc? – zapytałam nieśmiało, kiedy znaleźliśmy się na miejscu.
Delikatnie rozsunął suwak. Spodziewałam się namiętnego pocałunku, kilku gorących słów, ale Alex był zimy. Nie miałam pojęcia z czego wynikła ta nagła zmiana jego stosunku do mnie, chyba nie chciałam wiedzieć.
Stałam przed nim w samej bieliźnie, u moich stup leżał czarny materiał. Starałam się oddychaćspokojnie, ale świadomość, że Alex jeszcze chwilę temu pragnął mnie ponad wszystko, nie pozwoliła mi na zachowanie pełnej kontroli nad moim ciałem.
- Powinnaś siępołożyć – widziałam jak bije się ze sobą, jak ostatkiem sił powstrzymuje sięprzed zrobieniem kolejnego kroku.
Cofnął się.
- Ja też muszęodpocząć – rzucił na odchodnym.
Kiedy zamknąłza sobą drzwi, zapadła cisza, której nie mącił nawet mój oddech.
Zastanawiałam się dlaczego Alex opowiedział mi o tym wszystkim… Zmęczona i skołowana położyłam się do łóżka. Nie minęło kilka minut zanim usłyszałam bardzo ciche szuranie. Po chwili dźwięk ustał. Jeszcze kilka razy budziłam się w nocy, żeby gorączkowo rozejrzeć się po ciemnym pokoju, zlękniona znowu wtulić się w poduszkę i zasnąć pełna obaw i niepewności.

środa, 25 stycznia 2012

Rozdział III




 
- Pewnie już jedli – stwierdziłam, kiedy zobaczyłam pusty salon. W przyległej kuchni też nikogo nie zastałam.
Postanowiłam udać się na małą wycieczkę po nowym domu. Szłam po woli, nie przejmując się niczym – nie było żadnego demona. Salon już widziałam, więc nic nie przyciągnęło mojego mojej uwagi, skierowałam się do kuchni. Poczułam głód, przypominałam sobie słowa Justina, że to teraz też mój dom, więc zaczęłam przygotowywać sobie coś do jedzenia. W lodówce był taki duży wybór jedzenia, że nie mogłam zdecydować się na nic konkretnego. Oparłam się o drzwiczki i wybrałam lekki jogurt. Po szybkim śniadaniu wybrałam się na dalsze zwiedzanie. Spotkało mnie ogromnie rozczarowanie – każde drzwi były zamknięte na klucz. Zrezygnowana wróciłam do pokoju. Jeszcze raz przejrzałam ubrania, które dostałam do mojej nowej „rodziny” i stwierdziłam, że nie były takie złe, tylko wszystkie były czarnie. Założyłam, więc sukienkę na ramiączka z odciętą talią, sięgająca do kolan, ale oczywiście nie mogłam znaleźć butów w odpowiednim rozmiarze – wszystkie były za małe. Założyłam czarne stópki i jedyne obuwie w dobrym rozmiarze – baleriny, w których byłam na dyskotece.
Zdecydowanie nacisnęłam na złotą klamkę, ale drzwi wejściowe nie miały najmniejszego zamiaru poddać się mojej sile. Zamknęli mnie w domu, ale nie przewidzieli, że ją jeszcze okna. Z łatwością otworzyłam najbliższe z nich i ostrożnie weszłam na parapet, po kilku sekundach znalazłam się na dworze. Coś mnie tchnęło i wróciłam do środka – postanowiłam zostawić wiadomość dla moich kochanych demonów. W przedpokoju odnalazłam plik zielonych karteczek i kilka długopisów. Zaczęłam pisać:

Moje drogie Demonki – Justinie, Jak’u, Adamie, Bastianie i Alexie…. :)
Postanowiłam wybrać się na wycieczkę po domu, ale zamknęliście wszystkie pokoje i nawet drzwi wyjściowe. Myśleliście, że nie uda mi się wyjść? Byliście w błędzie – wyszłam przez okno. Jeżeli jednak nie wrócę do dwunastej, zacznijcie mnie szukać.
Wasza Ap

Zostawiłam kartkę w widocznym miejscu i wyszłam.
W oddali słychać było przytłumiony śpiew ptaków, który przynosił letni wiatr; było chłodno jak na późny czerwiec. Drobny piasek zgrzytał pod podeszwami moich butów. Bez celu krążyłam po dużym podwórku, zaglądałam wszędzie, gdzie tylko mogłam, gdzie drzwi były otwarte. Po godzinie spacerowania doszłam do szopy, w której byłam przetrzymywana. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu drzwi otworzyły się bez najmniejszego oporu. Bałam się wejść ośrodka, ale ciekawość była silniejsza niż jakikolwiek strach. Ostrożnie stawiałam stopy na podłodze, starałam się zachowywać jak najciszej, w końcu nie mogłam być stuprocentowo pewna tego, że nie zastanę tu nikogo.
- Hej… jest tu ktoś?…. – szepnęłam.
Doszłam do miejsca, w którego kiedyś leżąc umierałam ze strachu. Nikłe światło docierające do mnie z dworu oświetlało ten fragment podłogi, więc doskonale widziałam grube sznury i ogniwa łańcucha przyspawanego płytek metalu zatopionych w lodowatym betonie. Nagły przypływ wspomnień, poczułam, że nie wytrzymam tam ani chwili dłużej.
Przebiegłam do domu. Zapłakana weszłam przez okno, zamknęłam je dokładnie i spostrzegłszy, że na stoliku była jeszcze pozostawiona przeze mnie kartki, zgniotłam ją w dłoni. Oznaczało to, że jeszcze nie wrócili, więc spokojnie obtarłam łzy z bladych policzków i skierowałam się do mojej sypialni.
Drogę zagrodził mi Bastian – jednak wrócili.
- A gdzie to Panienka spacerowała?
Chciałam go minąć, ale złapał mnie za ramie.
- Nie uciekaj, przecież nic ci nie zrobię – szepnął mi do ucha. – Myślisz, że nie wiem, że wczoraj podsłuchiwałaś?
- Dlaczego Alex cię uderzył? – popatrzyłam mu w oczy. Przestałam się bać – najwyżej mnie zabije, bo ile warte było moje życie?
Nachyli się nade mną i jeszcze mocniej ścisnął moje ramię.
- Nie domyślasz się? Jesteś taka inteligentna – oblizał wargi.
- April już wróciła? – usłyszeliśmy głos jednego z demonów.
- Tak, właśnie rozmawiamy – Bastian od razu mnie puścił.
W drzwiach jednego z pokojów, do których nie weszłam, stanął Adam.
- A gdzie reszta? – zmieniłam temat.
- Są w pracy – odparł Bastian ze śmiechem.
- Pracują?
Kpiący uśmiech ani na chwilę nie znikał z jego twarzy.
- Musimy przecież coś jeść.
- Alex ma ułatwione zadanie – zaczął Adam – w jednej szóstej jest wampirem…
- W jednej ósmej – przerwałam.
Chłopak przysunął się do mnie i musnął wargami moją szyję. Odruchowo odsunęłam się od demona.
- Wy zabijacie?... – szepnęłam prawie nie poruszając wargami.
- Wiesz jaka to adrenalina? To poczucie, że nikt nie jest silniejszy od ciebie, żaden śmiertelnik cię nie pokona, aż chce się żyć!
- I Alex też…. – nie miałam siły ani odwagi dokończyć pytania, słowo „zabija” nie chciało przejść mi przez gardło.
Chłopcy jakby na złość zwlekali z odpowiedzią, chociaż doskonale wiedzieli, że sprawia mi to ból, niewyobrażalny ból duszy.
- Mówiłem, żebyś nie rzucał się na tego faceta, tylko sobie rękę rozwaliłeś – usłyszeliśmy dobitny głos Justina.
- Wiesz, że jestem głodny… Teraz, kiedy jest u nas Ap boję się, że to ona będzie następna – wyrazicie słyszałam drżący półszept Alexa. Krew ze zranionej ręki obficie kapała na dywan w przedpokoju. Przełożony demonów od razu zauważył naszą niespodziewaną obecność. Wyprostował się.
- Przecież, prawie ją zabiłem – po każdym zdaniu robił długa pauzę, jakby napierając siły, by wypowiedzieć kilka następnych słów sprawiających ból jemu i mi. – Było tak blisko. Masz rację, chciałem ją zabić, ale… – nie skończył.
Spojrzał na mnie.
Bez chwili wahania podeszłam do niego odważnym, pewnym krokiem. Odepchnęłam Justina, który uważnie przyglądał się temu, co robiłam, bez najmniejszego oporu cofnął się do tyłu.
- Jak możesz być taki… taki… – nie wiedziałam jak go nazwać, żaden przymiotnik w pełni nie oddawał jego zachowanie, dokładnie nie opisywał jego charakteru, nie mówił o jego pozornej miłości, którą mnie darzył.
Milczał. Słychać było tylko kołatanie mojego serca, mój nierówny oddech i odgłos rozbryzgiwanych na podłodze kropel jego krwi, które w ciszy wsiąkały w jasny dywan, pozostawiając po sobie miliony nieregularnych plamek. Alex był jak ten dywan, tylko krew była zupełnie inna. Krew niewinnych ludzi nieustannie plamiła jego sumienie, o ile je miał. Zabijał innych, żeby w chwili załamania nie zabić mnie.
Bez zastanowienia wyjęłam z kieszeni jego spodni srebrny scyzoryk, ten sam, którym kilka dni temu rozciął mi usta.
- Jeśli uważasz, że masz prawo odbierać życie, to zabierz moje.
Stalowe ostrze wbiłam w skórę powyżej nadgarstka.
Alex udawał, że tego nie widzi. Dokładnie obwiązywał rękę bandażem, ukląkł przede mną i już miałam nadzieję, że chociaż na mnie spojrzy, zaprzeczy albo potwierdzi moje przypuszczenia. Skrzętnie zbierał krew z dywanu. Daremnie, moja krew mieszała się z jego.
Widziałam, jak porusza nozdrzami wdychają zapach mojej krwi.
Pozostałe demony z nieukrywanym zainteresowaniem przyglądali się nam oczekując na dalszy rozwój wypadków.
- Na co czekasz? Zrób to!
Rzucił się na mnie jak wygłodniała puma na bezbronne zwierzę, pewna swojej siły i przewagi nad ofiarą. Powalił mnie na ziemię i zaczął wypijać moją krew. Poddałam mu się… nie broniłam, nie krzyczałam, czułam jak życie wraz z krwią wypływa z moje ciała i karmi Alexandra.
 Nie widziałam jak Justin z Adamem próbowali odciągnąć go ode mnie, jak próbowali chronić moje kruche, nic nieznaczące życie.
- Coś ty zrobiła?!? – krzyczał do mnie Justin.
Bastian jak zahipnotyzowany przyglądał się scenie mojej śmierci. Śmierci w ramionach demona, wampira i człowieka w jednej osobie, który zabija mnie na mój wyraźny rozkaz…
Półmartwa leżałam na zakrwawionym dywanie. Nie straciłam przytomności, doskonale słyszałam, o czym mówią, ale nie mogłam zareagować.
- Kretynie! Zabiłeś ją!
Szarpali się nade mną, popychali i krzyczeli obwiniając się nawzajem. Grad wyzwisk i obelg odbijał się echem od ścian.
Z ogromnym trudem odciągnęli go ode mnie. Widziałam, jak Alex rzuca się, próbuje wyrwać z ciasnych objęć Justina i Adama, a potem jakby opadły z sił zsuwa się im na ramiona, by z dwojona mocą uderzyć jeszcze raz.
Z jego warg spływała krew, która gryzła się z bladością jego twarzy. Patrzył na mnie pożądliwym wzrokiem, czułam, że pragnie nie tylko mojej krwi, ale i mnie… mnie jako kobiety, której nie miał od czterech długich lat.
Zniknęli. Dochodziły do mnie przytłumione dźwięki, urwane słowa, których znaczenia nie byłam w stanie odgadnąć. Zakończyło je głośne trzaśnięcie drzwiami i odgłos zamykanych drzwi, które miały chronić mnie przed Alexem.
Bastian uklęknął obok mnie. Patrzyłam na niego nieprzytomnymi oczami, oddychałam powoli i spokojnie. Czułam jakbym była w najbezpieczniejszym miejscu na świecie, jakby nic mi nie zagrażało. Ból zmniejszał się w miarę upływu czasu, aż w końcu całkowicie zniknął. Zmęczona wtuliłam się w Morfeuszowe objęcia.




- Chyba się już obudziła.
Odruchowo naciągnęłam kołdrę na klatkę piersiową, ale dziesiątki kabelków krępowały moje ruchy. Otaczały mnie białe ściany, zewsząd czuła sterylną czystość i zapach świeżo wykrochmalonej pościeli.
Jake siedział na krześle kilka niedaleko mnie. Uchylone drzwi otworzyły się na oścież – w progu stanął Justin. Jak zwykle spokojny i delikatny, tylko wyraz jego oczu się zmienił, nie były już takie pogodne i dobre, bił od nich chłód i dystans.
Spojrzał na chłopaka, który od razu wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Justin nie spuszczał ze mnie wzroku, usiadł na krześle i długo nic nie mówił.
- Po jaką cholerę to zrobiłaś?
Odwróciłam twarz do ściany.
- Odpowiadaj! – słyszałam zdenerwowanie w jego głosie. – Co chciałaś nam tym udowodnić? Chyba chciałaś dowieśćjak bardzo jesteś nieodpowiedzialna i głupia? Co ty sobie wyobrażałaś? Że nie będzie chciał cię zabić czy wręcz przeciwnie – liczyłaś na to? Matkę Teresę z siebie robisz? Nie udawaj, że aż tak bardzo obchodzi cię życie innych ludzi. Tysiące z nich umiera i tysiące się rodzi.
- Ile z tych tysięcy zabił Alex?– szepnęłam.
- Skąd mam to wiedzieć? Pewnie nawet Alex tego nie wie.
- Kiedy go zobaczę?
- Alex nie jest jeszcze gotowy na rozmowę z tobą, ma ogromne poczucie winy.
- Błagam cię – złapałam go za rękę – powiedz mu, że chce go zobaczyć…
- Jesteś zmęczona, nie wiesz, co mówisz.
- Muszę go zobaczyć – w oczach Justina znowu zagościła dobroć i pobłażliwość. Cień uśmiechu pojawił się na jego bladej twarzy.
- Przekażę, ale nic nie obiecuję– pogładził mnie po głowie.
Jeszcze długo po wyjściu przełożonego demonów, leżałam w półmroku bijąc się z myślami. Wciąż przed oczami widziałam kredowy odcień twarzy Alexa, jego rozpalone oczy i przekrwione usta.
Zdałam sobie sprawę, co tak naprawdę zrobiłam. Już nie liczyło się to, że mogłam umrzeć, ale to, że to właśnie Alex miałby pozbawić mnie życia. To jemu wyrządziłam krzywdę, nawet nie potrafiłam wyobrazić sobie, co on może teraz przeżywać. Chociaż Justin nie powiedział mi wprost, że Alex obwinia mnie o to, co się stało, byłam przekonana, że właśnie tak jest. Co gorsza czułam, że pozostałe demony maja podobne zdanie, co do mojego zachowanie i mają zupełną rację. Oczami wyobraźni widziałam już kpiący uśmiech Bastiana, rozpalone oczy Adama i opartą na dłoniach pochyloną głowę Alexa, szarość jego oczu i ten przeszywający moje bijące ostatkiem sił serce, chłód…
Tak bardzo chciałam z kimśporozmawiać, ale nie miałam nikogo bliskiego, w nadal obcym i wrogim dla mnieświecie demonów.
Sen nie przyniósł mi ukojenia, sen płytki i krótki, co chwila przerywany nagłymi pobudkami, zrywałam sięzalana potem, roztrzęsiona, nie wiedząc czy to sen czy jawa, nadal chciałam uciekać. Koszmary powtarzały się z tym, że każdy następny nieznacznie różniłsię od poprzedniego, najistotniejsze szczegóły były takie same – wszystkie sny wieńczyła moja śmierć, śmierć zadana przez zwierzęta, żadne mojej krwi.
Biegłam przez ciemny las, tylko gwiazdy wskazywał mi drogę, którą powinnam wybrać. W oddali zamajaczył jakiś cień. Przyśpieszyłam. Ostatkiem sił iść dopadłam do starego domu, który, miałam nadzieję zapewni mi azyl. Energicznie zapukałam, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko wycie wilków i szum wiatru. Odnalazłam klamkę, jednak zanim zacisnęłam na niej roztrzęsione palce zawahałam się, ale strach był silniejszy niż racjonalne myślenie. Drzwi zaskrzypiały opornie dając mi do zrozumienia, że nie powinnam tam wchodzić. Przywitała mnie fala gorąca. Duszne powietrze po chwili zmieszało się z moim przyśpieszonym oddechem. Bałam się postawić stopy na spróchniałej podłodze. Z lękiem przekroczyłam próg. Stare deski jęknęły. Lodowaty podmuch wiatru zatrzasnął z mną ciężkie drzwi, które nie miały siły mu się oprzeć. Poczułam przypływ nadziei, strach robił się coraz mniejszy. Po chwili jednak obawy wróciły, zalał mnie zimny pot, kiedy pod drzwiami małej chatki w samym środku lasu zaczęły wyć wilki. Stanęłam tyłem do wejścia. Całym moim ciałem przywarłam do pleśniejącego drewna. Na szyi czułam lodowaty oddech wiatru, gorący oddech dzikich zwierząt. Bałam się mrugnąć, oddychanie stanowiło dla mnie ogromny problem. Rozejrzałam się po chacie. Mrok zamazał przedmioty, które być może mogłyby uratować mi życie. Wyostrzyłam wzrok… lśniąca kłódka leżała na stole, na wyciągnięcie ręki. Znowu poczułam ulotny przypływ nadziei. Sięgnęłam po zamek nie odrywając drugiej dłoni od drzwi. Odetchnęłam myśląc, że to już koniec koszmaru.
Spokój w moim sercu nie zagościł na długo. Podmuch z ogromną siłą otworzył okno. Szklana tafla chroniąca mnie przed mieszkańcami lasu roztrzaskała się na miliony kawałków. Łzy popłynęły mi po policzkach. Przerażenie, niepokój, lęk i panika napełniły całą moją duszę. Nie potrafiłam oddychać. Następny podmuch okrutnego wiatru zaatakował drzwi. Zamknęłam oczy nie chcąc patrzyć już na zamazane kształty, zniekształcone myśli krążyły po mojej głowie. Jedna za drugą fala zimnego powietrza wlewała się przez otwarte okno. Strach i ziąb przeszywały moje ciało na wylot. Grube, lecz spróchniałe i zapleśniałe drzwi, sypiące sięcegły, słomiany dach i otwarte okno dzieliło mnie od wygłodniałych zwierząt. Kłódka połyskiwała w świetle księżyca wlewającego się do chaty pogrążonej w mroku.
Wilki znowu zaczęły wyć. Ptaki lecące na skrzydłach wiatru nie dodawały mi otuchy. Kołatające serce podchodziło mi do gardła, bałam się coraz bardziej. Uświadomiłam sobie, że nie ma dla mnie ratunku. Podeszłam do drzwi. Nie chciałam czekać na śmierć. Nie chciałam konać z głodu lub zamarznąć. Zaczęłam mocowaćsię z klamka, ale kłódka, która miała mnie chronić utrudniła mi tylko osiągnięcie celu. W ciemnościach nie miałam szans, by odnaleźć klucz, który mógłby skrócićmoją mękę. Ostatnią nadzieja zostało okno. Oparłam się o ramę, z której wystawały ostre odłamki szkła. Nie zważając na rozdzierający ból, krew sączącąsię z moich dłoni wyszłam na zewnątrz. Wilki od razu wyczuły krew kapiącą naśnieg. Największy ze stada popatrzył na mnie swoimi dobrymi, psimi oczami i poprzez ciche, ale wyraźne warknięcie dał sygnał do ataku. Kiedy pozostałe wilki warcząc zataczały koło wokół mnie, ten odsunął się, żeby nadzorowaćswoich towarzyszy.
Pierwszy zaatakował najmniejszy z wilków. Podchodził do mnie powoli, rozkoszował się moim strachem, przyglądał mi sięuważnie, jakby chciał odgadnąć moje myśli, jakby przewidywał moje ruchy. Ani na chwilę nie odrywał ode mnie swoich szarych oczu. Pozostałe, równie czujne wilkiśledziły, każdy mój ruch. Poczułam tylko jak ostry kieł napastnika wbił się w moja ciało. Upadłam na śnieg czerwony od mojej krwi…
Ocknęłam się żałując, że to był tylko sen.
To nie byłostatni koszmar, który nawiedził mnie po wyjściu Justina. Wystarczało, że przymknęłam zmęczone powieki, a już boski Morfeusz pochwycał mnie w swoje ramiona.
Na twarzy czułam ciepłe promienie jesiennego, chylącego się ku zachodowi słońca. Rozkoszowałam oczy pięknymi widokami, zapachem liści i nadchodzącego ze wschodu zmierzchu. Leżałam na wilgotnej od rosy trawie wpatrując się w fioletoworóżowe niebo, nie myśląc o niczym, niczym się nie przejmując. Nagle zerwał się silny wiatr. Chciałam poderwać się z ziemi, ale jakaś niewidzialna siła przytrzymywała mnie bez ruchu. Nad sobą ujrzałam szare ślepia dzikiego zwierzęcia, który swojąinteligencją przewyższał nie jednego mojego rówieśnika czy dorosłego. Pies bez szelestnie obchodził moje unieruchomione ciało.
Słońce zaszło za horyzont. Cały świat spowił mrok, nawet gwiazdy przysłoniły przygnane przez szalejącą wichurę chmury.
Widziałam jak jego nozdrza poruszają się rytmicznie, kiedy wdychał mój zapach. Wiedziałam, że zaraz rzuci się do ataku.
Wiatr rozwiewał mi włosy, lodowaty pot operlił czoło.
Lęk przerodziłsię w strach, strach w przerażenie.
Bestia spojrzała mi prosto w oczy, chłód szarości tęczówek zmroził krew w moich żyłach. Chociażbestia wciąż pozostała bestią, wydał mi się jakby wystraszona, to, czego miała zaraz dokonać najwyraźniej ją przerosło.
Wilk położyłprzednią, prawą łapę na mojej piersi sygnalizując tym swoje zwycięstwo nade mną. Zawył przeciągle, ale nadal nie przystąpił do ataku. Nachylił się nade mnąi szorstkim językiem dotknął mojej szyi. Białe kły wbił tuż nad obojczykiem, nie odrywając ich od mojej bladej z przerażenia skóry, nakreślił dwie równoległe do siebie rysy. Po kilku setnych sekund lodowata krew zaczęła czerwienić się na mojej skórze. Żądna mojego życia bestia zlizała jąchropowatym językiem. Do ostatniej chwili łudziłam się, że przeżyje, nawet nie wiedziałam, jak bardzo mogłam się mylić.
Zwierze jeszcze raz wbiło zakrwawione kły w moje wątłe, delikatne ciało. Ciągle robiło tylko płytkie rany, czekając z ostatnim ciosem na odpowiedni moment, jakby jego celem nie była tylko chęć pożywienia się świeżym mięsem, ale rozkoszowanie sięwidokiem mojego konania.
Krew, którąskrupulatnie zlizywał wilk, coraz obficiej wytryskiwała z moich ran.
Niespodziewanie zwierze wymierzyło ostatni, śmiertelny cios. Szczęką objął moją szyję i bardzo powoli zatapiał w niej zęby.
Zostawił mnie krwawiącą i z czerwonym od mojej krwi zniknął w mroku nocy.
Zabił mnie wyłącznie dla samej przyjemności płynącej z mordowania.

 

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Rozdział II




Ujrzałam przed sobą twarz drugiego chłopaka, który wczoraj w nocy próbował mnie cucić. Skuliłam się.
- Kim jesteś? – wymamrotałam.
- Tym samym, co Alex.
- Imię też masz takie same?
- Jestem Bastian. Za kilka dni powinno ci przejść. Organizm przyzwyczai się do wilgoci, żeber nie masz połamanych, tylko trochę obtłuczone.
- Błagam powiedz mi, co się ze mną stanie… - prosiłam łamiącym się głosem.
- Umrzesz – wzruszył ramionami.
- Jak? – przełknęłam ślinę.
Bastian usiadł obok mnie i zaczął mówić przyciszonym głosem:
- Stary jak zwykle walnie mówkę, a potem każdy z nas wbije w twoje kruche ciałko po tępo naostrzonym nożu… będziesz błagać, żebyśmy cię dobili. Nie przebijemy ci przecież aorty czy serca, będziesz wykrwawiać się i w męczarniach odejdziesz z tego świata.
- Pięć noży… - szeptałam bezwiednie.
- Skąd wiesz? – chłopak poderwał się z łóżka. – Alex ci mówił? Chyba za bardzo się do ciebie przywiązał, trudno mu będzie wbić swój nóż, ale na pewno będzie zabawnie. Nie przejmuj się – spotkała go już należna kara.
Bastian z powrotem usiadł na rogu otomany, na której leżałam. Naciągnęłam na piersi niebieską kołdrę i chociaż każdy ruch sprawiał mi ból, starałam się odsunąć od niego na jak największą odległość. Widząc to, tylko się zaśmiał.
- Jesteś taka słodka i naiwna.
Złożył lodowaty pocałunek na moim rozpalonym policzku. Nie odezwał się już. Poprawił kołdrę i wyszedł. Słyszałam jak przekręca klucz w zamku. Poczułam się taka bezsilna i samotna.
Przez kilka następnych godzin trawiła mnie gorączka, ból w klatce piersiowej wciąż narastał. Nie mogłam spać, chociaż byłam tak wyczerpana, że powieki same opadały i na tyle obolała, że nawet ta czynność sprawiała mi cierpienie.
Nie wiedziałam, że przez ponad godzinę Alex klęczał przy mnie, z głową wspartej na mojej poduszce. Moje rozproszone włosy otaczały jego twarz.
Otworzyłam oczy, nieprzytomna zobaczyłam jego szare, zmęczone oczy. Złapałam go za rękę, na jej wewnętrznej stronie rysowały się kontury czterech ran, każda na nich rozciągała się równolegle do poprzedniej.
- Połóż się przy mnie – szepnęłam bez życia w głosie.
Delikatnie przysunął mnie do ściany i ułożył się obok. Oparłam gorące czoło o jego muskularną klatkę piersiową, a on ostrożnie objął mnie ramieniem, bojąc się, by nie zrobić mi krzywdy. Omdlała z gorączki oplotłam jego ciało nogami. Na szyi czułam jego gorący oddech, a lewą dłonią gładził mój policzek. Czułam się tak spokojnie i bezpiecznie. W ramionach mojego niedoszłego zabójcy… czułam bicie jego martwego serca.
- Lepiej ci? – zapytał, kiedy otworzyłam oczy.
Natychmiast odsunęłam się od niego, odejmował mnie bardzo delikatnie, więc nie stanowiło to dla mnie problemu.
- Chyba…
- Pewnie zastanawiasz się, co ja tu robię?
Niezauważalnie kiwnęłam głową.
- Leżę.
Przyciągnął mnie do siebie, nie próbowałam się bronić.
- Do niczego nie doszło?
- Zapamiętałabyś – zaśmiał się, pokazując równiutki rząd śnieżnobiałych zębów, tylko trójki były dłuższe od pozostałych.
Z kieszeni wyją srebrny scyzoryk, który przyłożył mi do szyi. Powoli przesuwał go coraz wyżej, zatrzymał się dopiero kilka milimetrów przed moimi bladymi ze strachu ustami.
- Nie będzie bolało, przynajmniej nie tak bardzo – syknął.
Rozciął mi dolną wargę, która od razu zaczęła krwawić. Poczekał aż krew dopłynie do szyi i całując skórę wokół niej zbierał ją wargami, żeby nie skapnęła na niebieską poduszkę. Rozluźnił żelazny uścisk, pozwalając mi tym, bym to ja przytuliła się do niego na tyle mocno, na ile mogłam. Nie czułam bólu, obite żebra wydawały się zdrowe, kolano zagojone, a usta mimo, że rozcięte złączyły nas w gorącym pocałunku.
Chciałam go zakończyć, ale nie potrafiłam. Każdy związek kończył się właśnie pocałunkiem. Często dochodziły do mnie słuchy o zakładach, z którym chłopakiem będę dłużej.
- Teraz już na zawsze będziesz moja – szepnął, przerywając namiętny pocałunek.
- Słucham?
- Przecież o to chodzi.
- Ale o co?
- Jeśli chcesz żyć, nie możesz być dziewicą.
- Skąd wiesz, że nią nie jestem?
- Wiem o tobie więcej niż ci się wydaje. Wiedziałem przecież o Chrystianie…
- Kim jesteś? Wampirem?
- Wampiry są przereklamowane.
- Więc kim?
Alex nie przestawał przysuwać się coraz bliżej. Mimo, że nie miałam szans skutecznie bronić się przed nim, starałam się go odepchnąć. Chłopak pozwolił mi wstać. Z trudem utrzymywałam równowagę, potargane włosy przysłaniały mi twarz. Co chwila odgarniałam je, ale one niesfornie opadały z powrotem na rozgrzaną skórę. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, słychać było tylko mój świszczący oddech.
Opadłam z sił. Padłam na kolana. Alex w ostatniej chwili złapał mnie, chroniąc przed niechybnym upadkiem. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Położył mnie na błękitnej pościeli, a kiedy chciał złożyć drugi pocałunek na moich zakrwawionych wargach szepnęłam:
- Wynoś się stąd…
- Nie rozumiesz…
- To ty nie rozumiesz, nie oddam ci się. Wyjdź.
- Będziesz tego żałować – syknął.
Chłopak wyszedł.
Dokładnie przykryłam się kołdrą, a łzy spływały mi po policzkach, kiedy przypominałam sobie głos Alexa.
Po kilku minutach do pokoju wszedł Bastian. Nawet na niego nie spojrzałam.
- Widziałem Alexa, chyba sobie nie pogadaliście – rzucił siadając obok mnie.
- Czy to źle, że jeszcze tego nie robiłam?
- To zapewne jego sprawka – spojrzał na moje usta, pytanie puścił mimo uszu. – Szybki jest.
Zaczął poprawiać pościel. Przyglądał mi się jakby zaniepokojony i zdziwiony, po chwili odpowiedział na pytanie.
- Dla ciebie źle, dla nas dobrze.
- Kiedy mnie zabijecie? – wydawało mi się, że tylko poruszam ustami, ale Bastian doskonale słyszał, to co mówiłam.
- No właśnie z tym jest problem. Będziemy musieli to trochę przesunąć.
- Noże się wam pogubiły? – zaśmiałam się nerwowo.
W mgnieniu oka chłopak chwycił mnie za gardło i wysyczał przez zaciśnięte zęby:
- Gdyby to ode mnie zależało, już dawno leżałabyś martwa…
 Widząc, że nie mogę złapać tchu puścił mnie i nachyliwszy się nade mną, szepną:
- Te noże naprawdę są tępe…
Mimo to, że był tak blisko mnie, nie słyszałam bicia jego serca.
- Ty jesteś martwy… - powiedziałam przestraszona.
- Tak bardzo cię to zaskoczyło? Każdy z nas nie żyje! – krzyknął wciąż wpatrując się we mnie swoimi rozbieganymi oczyma.
- A Alexander?
Huk zatrzaskiwanych w złości drzwi zmieszał się z echem mojego roztrzęsionego głosu.
Przerażona czekałam na dzień egzekucji. W pokoju, w którym leżałam, królował mrok, nie mogłam liczyć godzin ani dni. Alex przestał przychodzić, tylko Bastian przynosił mi jedzenie. Nie maiłam prawa chodzić po „domu”, mogłam chodzić tylko do przyległej do pokoju łazienki. Ciepła woda i ogromne lustro wydały mi się luksusem. Zamykałam się tam na kilka godzin, żeby się uspokoić i chociaż na chwilę poczuć się bezpieczna. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że to mój koniec, a najgorsze było to, nie mogłam się bronić. Byłam bezsilna wobec mocy, którą obdarzeni byli pobratańcy Alexa. Godziny, które spędzałam na rozmyślaniu, mijały leniwie. Myślałam o tym, co mnie spotkało, o tym, że zostałam wybrana, że zostanę zamordowana. Nie mogłam jednak zrozumieć, skąd wzięły się te rany na dłoniach Alexandra. Dopiero później powiązałam to z karą, o której mówił Bastian.
Zastanawiało mnie jeszcze jedno – kiedy leżałam z Alexem czułam jak bije jego serce, więc nie mógłby być tym samym, co Bastian. Za każdym razem, kiedy mimowolnie dotykałam niezagojonych jeszcze warg, wracały świeże i bolesne wspomnienia, wspomnienia związane z Alexem – facetem, który przyczyni się do mojej śmierci, z Bastianem – kolejnym facetem, który sprawi, że będę tonąc w morzu bólu.
Nie widziałam nic oprócz ciemności… nie czułam nic oprócz strachu.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie odpowiedziałam, bo wiedziałam, że jeżeli to Bastian to i tak wejdzie nie czekając na zaproszenie, a Alexa po tym co mu powiedziałam, po prostu się nie spodziewałam.
Ktoś znowu zapukał.
- Proszę…
W progu stanął wysoki, przystojny mężczyzna cały ubrany na czarno. Skinął głową na powitanie. Widziałam jak bije się z myślami, czekałam aż coś powie.
- Jestem Justin.
Ból przestał mi dokuczać, więc zobaczywszy kogoś, kto może być człowiekiem, padłam na kolana i zaczęłam błagać.
- Powiedz mi kim jesteście, kim jest Alex, dlaczego nie możecie zabić mnie teraz? Mów wszystko, co wiesz!
Złapałam go za gładko zaprasowany kołnierzyk czarnej koszuli i zaczęłam nim szarpać z całej siły. Poddawał się mojej mocy jakby nie był jednym z nich. Nie przerywał mi, tylko parzył na mnie swoimi przenikliwymi oczami.
Opadłam z sił, chwycił mnie w pół i usadził na łóżku jak małe dziecko.
- Spokojnie, przestań krzyczeć.
Oparł czoło o moje kolana. Moje dłonie położył sobie na głowę. Poczułam, że przynosi mu to ulgę.
- Rozmawiałem z chłopakami o tobie.
- Co mówili? – zapytałam ożywiona.
- Prawie nic, tylko przytakiwali, ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Przed tobą było tu mnóstwo innych, młodych ludzi, ale zawsze byli to chłopcy, a tu taka niespodzianka – mówił spokojnie i równo. – Dlatego tak długo czekałaś na rozmowę ze mną.
- Ile? – przerwałam. Spojrzał na mnie groźnie i odrzekł:
- Trzeci dzień. Daj mi skończyć. Zazwyczaj taka rozmowa przeprowadzana jest od razu, pierwszego dnia przy kolacji w obecności wszystkich, ale z tobą jest inaczej.
Już chciałam znowu mu przerwać, ale wystarczyło jedno spojrzenie, żebym zamilkła.
- Jak już wiesz, jest nas tu pięcioro – po każdym zdaniu Justin robił długą pauzę. –  Żyjemy sześćset sześćdziesiąt lat, więc co jakieś sto pięćdziesiąt lat przybywa do nas młody, silny, jeszcze niedojrzały mężczyzna. Przez około piętnaście lat najstarszy z nas przyucza nowego do zawodu, my tak to określamy. Alex jest najmłodszy, jest tu dopiero pięć lat, ale z nim to jest zupełnie inna historia.  Ostatnio wszystko się zmieniło, przybycia Alexa też nikt się nie spodziewał, można powiedzieć, że było to po prostu zbieg okoliczności. Tutaj nikt nie liczy lat, każdy kolejny rok jest podobny do poprzedniego. Nawet nie jestem pewien czy wszystkie demony pamiętają datę swoich „narodzin” – w powietrzu nakreślił cudzysłów – pewnie Alex, ja też nie jestem pewien co do swojej daty urodzenia. Ty pamiętaj o swojej.
- O mojej? – zdziwiłam się. – Przecież pamiętam, kiedy się urodziłam.
- Nie wiem czy po dwustu latach będzie to dla ciebie takie oczywiste, ale nie o tym mieliśmy rozmawiać. Widzę, że masz jakieś wątpliwości. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
- Bastian opowiadał mi, jak mnie zabijecie…
- On zawsze tak robi, to sprawia, ze staje się szczęśliwszy – uśmiechnął się.
- Powiedziałeś, że żyjecie.
- A to – nie przestawał się uśmiechać. – My nie jesteśmy normalni, nie żyjemy tylko - zastanowił się jakiego słowa użyć – trwamy.
- A Alexander? Bastian nie chciał mi o tym mówić.
- Kiedyś w zupełnie inny sposób zostawaliśmy powołanie do życia, to znaczy trwania. Tak jak ludzie, matka, ojciec… Alex jest ostatni przedstawicielem tego typu demonów…
- Demonów? – przerwałam.
- Zaraz. Wychowywał się we wschodniej Europie, jego prababcia była człowiekiem, a pradziadek demonem. Drugi pradziadek także był demonem, a prababcia wampirzycą – popatrzył na moją bladą ze strachu twarz. – Dlatego próbował twojej krwi. Takim oto sposobem Alex jest prawdopodobnie jedynym na świecie demonem, który w jednej ósmej jest człowiekiem, w jednej ósmej wampirem i tylko w sześciu ósmych demonem. Alex mówił mi, że się domyślasz, ale nie brałem tego na poważnie.
- Co będę tu robić?
- Będziesz mieszkać, bo tak czy inaczej nie możemy cię zgładzić.
- A oni nie będą chcieli tego zrobić?
- Nie, nie bój się.
- A co z moją szkołą? Rodziną? Ze wszystkimi, którzy mnie znali? Nie mogę tak po prostu zniknąć. Na pewno mnie szukają.
- Oprócz ciebie nikt tego nie pamięta, ani przyjaciele, ani rodzina. Kompletnie nikt.
Nie mogłam w to uwierzyć. Przez chwilę milczałam.
- Bastian wspominał jeszcze o jakimś „starym”. Kto to jest? – ledwie poruszałam wargami.
- Stary? – zastanowił się chwilę. – Aaa, stary… to jest nasz przełożony, najstarszy z nas.
- Kiedy go zobaczę?
Znowu wsparł głowę na moich kolanach, żeby ukryć śmiech.
- Dzisiaj przy kolacji poznasz wszystkich. Przebierz się w to – wskazał na czarne pudło leżące przy drzwiach.- Masz tam nowe ubranie, nie możesz przecież pokazać się w tych podartych dżinsach.
- Alexander je rozdarł… - szepnęłam bezradnie.
- Bez dyskusji. Przebierz się, o osiemnastej któryś z nas przyjdzie po ciebie. Nie spóźnij się – rzucił wychodząc.
- Skąd mam wiedzieć, która godzina? – nie usłyszałam odpowiedzi.
Podeszłam do drzwi, zawahałam się chwilę, ale ciekawość wzięła górę i uchyliłam je, jak mogłam najciszej. Miałam nadzieję ujrzeć jakiś zegar, coś co chociaż w najmniejszym stopniu podpowie mi, która godzina, ale zobaczyłam tylko ciemny korytarz i nic oprócz mroku, który spowił to miejsce. Odpuściłam sobie te bezsensowne i bezowocne poszukiwanie zegara. Ostrożnie podniosłam wieko dużego pudła. Moim oczom ukazał się czarny materiał. Z jeszcze większą ostrożnością wyjęłam go z kartonu i dopiero wtedy spostrzegłam, że to sukienka. Dopasowany gorset zawiązywany z tyłu i prosta halka, na której układał się postrzępiony tiul. Przyłożyłam ją do siebie. Na pierwszy rzut oka nie wydał mi się zachęcająca, w ręcz przeciwnie odpychająca, zupełnie nie w moim stylu.
Zabrałam pakunek i krynolinę do łazienki. Tam przy dostatecznej ilości światła dokładnie obejrzałam prezent. Oprócz sukienki znalazłam jeszcze czarne rajstopy, bieliznę, szpilki i złoty zegarek. Uśmiechnęłam się, kiedy spostrzegłam, że mam jeszcze ponad dwie godziny na przygotowania.
Rozmowa z Justinem nie za bardzo mnie uspokoiła, zostawiła jeszcze więcej niewiadomych. Wiedziałam, że nie umrę, ale nie widziałam sensu mojego pobytu tutaj. W wirze przygotowań starałam się nie myśleć o dalekiej przyszłości, myślałam o tym, żeby zrobić na nich dobre wrażenie.
Łazienka była mała i ciasna, więc znalezienie czegokolwiek stanowiło dla mnie problem, ale postanowiłam, że będę wyglądać olśniewająco i nic nie stanie mi na przeszkodzie do zrealizowania mojego celu.
Po krótkich poszukiwaniach suszarki do włosów stwierdziłam, że ta łazienka w przeszłości musiała należeć do jakiejś kobiety, która lubiła dbać o siebie. Znalazłam także prostownicę i kilka nieużywanych maszynek do golenia.
Wzięłam prysznic, doprowadziłam nogi do porządku i umyłam głowę. Pierwszy raz od kilu dni robiłam to z ogromną przyjemnością. Owinęłam wilgotne ciało ręcznikiem i wyszłam z zaparowanej łazienki. Po omacku zaczęłam słać łóżko. Potknęłam się o… mój własny plecak. Zaskoczona podniosłam go z podłogi, po chwili zastanowienia pobiegłam z nim do łazienki, bo która kobieta może ruszyć się z domu bez podręcznej kosmetyczki? Zamknęłam drzwi na zamek i zaczęłam suszyć włosy, suche wyprostowałam, a dopiero potem zabrałam się do robienia makijażu. Nałożyłam trochę fluidu, pomalowałam na czarno oczy, usta delikatnym błyszczykiem i mój makijaż był skończony.
Założyłam nową bieliznę i ciemne rajstopy. Znowu wyszłam z dusznej łazienki, na świeżo pościelonym łóżku dostrzegłam postać mężczyzny. Przestraszona cofnęłam się do środka. Zarzuciwszy na ramiona ręcznik, wróciłam do sypialni.
Wyostrzyłam wzrok, żeby rozpoznać gościa.
Alex uśmiechnął się do mnie łagodnie.
Starałam się nie zwracać na niego uwagi, poprawiwszy pościel wyszłam do łazienki.
Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Jest późno, musimy już iść.
Zerknęłam na zegarek, Alex miał racje – było już za dwie osiemnasta.
Założyłam przygotowaną sukienkę. Nie byłam jednak w stanie dostatecznie spiąć gorsetu, więc w pośpiechu złapałam czarne buty i niespodziewanie otworzyłam dzielące nas drzwi, uderzając go przy tym w twarz.
- Widzę, że naprawdę to lubisz.
Nie odpowiedziałam, nie miałam siły.
- Dlaczego nie związałaś gorsetu?
Zaczęłam wciskać na stopy nowe, za małe szpilki.
- Odwróć się – nie czekając na moją reakcję złapał mnie za ramiona i odwrócił tyłem do siebie. Gorset ścisnął tak mocno, aż nie mogłam oddychać.
- Auł! – syknęłam.
- Nie za mocno? Zaśmiał się.
- Przestań!
Rozluźnił trochę materiał i związał wytrzymałą tasiemkę.
Wciąż pamiętałam naszą ostatnią rozmowę, więc urażona próbowałam nie odpowiadać na jego zaczepki. Mimo, że miałam trudności z oddychaniem, nie narzekałam na ucisk.
- Załóż buty, nie mamy czasu – wciąż mnie poganiał.
- Jak mam je założyć skoro są za małe? – krzyknęłam, żeby się odczepił.
- Bez nich nie wyjdziesz – zastrzegł.
- Taki mądry, to sam je załóż! – rzuciłam w niego jednym z butów.
- Siadaj.
Widząc, ze nie mam zamiaru tego zrobić, powalił mnie na łóżko i zaczął wciskać mi na stopy za małe obuwie.
- Nie wyrywaj się, masz ładnie wyglądać!
- Tak, w tych butach? Przestań.
- Mówię – nie wyrywaj się, inaczej nigdy tego nie zrobię. Zaraz skończę!
- Nie wrzeszcz tak! Przestań!
- Już blisko, daj mi chwilę.
Wyrywałam mu się, ale Alex postanowił, że założy mi te buty, więc moje protesty puszczał mimo uszu.
- Idioto, zostaw mnie!
Fragment delikatnego tiulu został mu w garści. W końcu mnie puścił.
- I co, było tak źle?
- Rozerwałeś je – wskazałam na pęknięte wzdłuż szwu na pięcie obuwie.
- To teraz możemy dokończyć, chodź do mnie – złapał mnie w pół.
Usłyszeliśmy stanowcze pukanie do drzwi.
- Jak ja mam się im tak pokazać? – szepnęłam wyraźnie akcentując wyraz „tak”. – Nigdzie nie idę.
- Ależ idziesz!
Wziął mnie na ręce, tak samo jak wtedy, kiedy niósł mnie z szopy do domu. Nawet nie próbowałam się wyrywać.
Alex otworzył drzwi, na progu stał Bastian.
- Wszyscy na was czekamy – skarcił nas.
Chłopak pokornie poszedł za Bastianem. Szliśmy długim, ciemnym korytarzem, w końcu doszliśmy do jasnej, przestronnej jadalni. Przy dużym, drewnianym stole siedziała trójka mężczyzn. Justin i dwójka, których jeszcze nie miałam okazji poznać.
Alex postawił mnie na panelowej podłodze. Czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych. Zastanawiałam się, który z nieznajomych mi demonów jest ich przełożonych, intuicja podpowiadała mi, że to ten w ciemno fioletowej koszuli, z gładko zaczesanymi długimi włosami.
Justin wstał i zaczął przemawiać:
- To jest April – przedstawił mnie. Mimowolnie poprawiłam wystrzępioną sukienkę. Za ścisły gorset nie pozwalał mi na spokojny oddech. – Jak już wszyscy wiedzą, będzie mieszkała razem z nami i nie przyjmuję słów sprzeciwu. Macie odnoście się do niej z szacunkiem, od dziś jest jedną z nas – nikt nie śmiał mu przerwać. – April, czuj się jak u siebie.
Alex odsunął mi krzesło.
Usiadłam obok niego i chłopaka w fioletowej koszuli.
- Jestem Jake – wstał i starym zwyczajem pocałował wierzch mojej dłoni.
Zdziwiło mnie jego zachowanie, ale jeszcze bardziej zdziwiło mnie, że to Justin jest ich „szefem”. Nie spodziewałam się tego. Kiedy był w moim pokoju, wydawał mi się taki słaby i delikatny.
Naprzeciwko mnie siedział drugi nieznajomy mi mężczyzna. Jake widząc, moją ciekawość szepnął:
- To jest Adam.
Bardzo przypominał mi Christiana. Miał takie same rozpalone oczy jak on.
- Ap, może powiesz nam dlaczego musieliśmy czekać na ciebie tak długo? – usłyszałam szyderczy głos Bastiana.
- Miałam mały problem – odpowiedziałam nie zwracając uwagi na jego ton.
- Alex na pewno pomógł ci go rozwiązać? – odezwał się Adam.
- Słyszałem, że było u was bardzo gorąco – znowu wtrącił się Bastian.
- Zamknij się! – zdenerwowany Alex wstał od stołu, krzesło z hukiem upadło na podłogę.
- Chodź na parking, zobaczymy kto się wtedy zamknie.
- Milcz! – syknął.
Przestraszona patrzyłam na wyraz jego twarzy, bałam się, że może zrobić coś nieodpowiedzialnego.
- Jeszcze nie zaczęliśmy jeść, a wy już się kłócicie. Siadać – Justin mówił cicho, ale stanowczo.
Alex podniósł krzesło, po czym obydwoje usiedli. Czułam napiętą atmosferę panującą pośród wszystkich uczestników wieczerzy. Gdyby nie przywołanie do spokoju przez Justina chłopcy mogliby się pobić i to o co? O taka błahostkę? Dwóch dorosłych facetów, którzy bez wątpienia byli w stanie zrobić sobie nawzajem krzywdę.
Alex nalał mi zupy, potem nałożył drugie danie, usługiwał mi na każdym kroku.
Napięta atmosfera zaczęła się rozluźniać, ale ja wciąż czułam się obco pośród demonów.
- Może sałaty? – co chwila słyszałam cyniczny głos Bastiana.
- Może Alex jej nałoży? – dopowiadał ze śmiechem Adam.
Chociaż starałam się nie słuchać tych szeptów i kpin, które bardzo niedyskretnie kierowali stronę moją i Alexa, nie miałam już siły, ani ochoty na jedzenie. I tak miało być codziennie.
- Nie przejmuj się… – szepnął mi Alex.
Jadłam w całkowitym milczeniu, słuchając delikatnego głosu Justina, śmiechów Bastiana i Adama, przymilania Jaka i równego oddechu Alexa. Chciałam go przytulić tak jak wtedy, kiedy niósł mnie do domu, kiedy leżał obok mnie, kiedy był przy mnie. Mimo tego, że siedział tuż obok mnie, nie miałam odwagi odezwać się do niego.
Kolacja dobiegła końca. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim ciemnym pokoju i zasnąć na zawsze.
Justin wstał os stołu, podziękował wszystkim za towarzystwo i pożegnał mnie mówiąc:
- Jutro rano postanowimy, co z tobą zrobimy, a teraz odpocznij i niczym się nie przejmuj.
- Mógłbyś przyjść do mnie za pół godziny? – zasugerowałam cicho.
- Dobrze, niczym się nie martw. Jack odprowadzi cię do pokoju.
Uśmiechnął się do mnie łagodnie, złożył delikatny pocałunek na mojej dłoni i szepnął mi do ucha:
- Wyglądasz ślicznie, ale dlaczego nie masz butów?
- Były za małe…
- Ale sukienka jest dobra?
- Tak, jest świetna tylko ten tiul…
- Mało wytrzymały, tak? – zakończył.
Zaczerwieniona kiwnęłam głową. Jake stanął tuż za mną.
- Mogę odprowadzić Panią do pokoju? – skłonił się nisko.
- Nie błaznuj – skarcił go Justin.
- Pani przyda się odrobina rozrywki.
- Tak, tak – zaśmiałam się.
Wyszliśmy z jadalni. Kiedy byłam już na korytarzu, odwróciłam się, by jeszcze raz zobaczyć Alexa. Siedział przy pustym stole, z zaciśniętymi ustani i dłońmi zawieszonymi na szyi. Justin podszedł do niego. Widziałam, jak patrzył na niego rozbieganymi oczami, jak jego blade wargi poruszały się, kiedy szeptał.
- Pani zmęczona? – odwróciłam głowę.
- Tak, chcę wrócić do pokoju.
- Pani życzenie jest dla mnie rozkazem.
Po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Jake włączył światło i pokornie się oddalił. Moja sypialnia wyglądała zupełnie inaczej, niż ją sobie wyobrażałam. W kącie naprzeciwko drzwi stało niewielkie łóżko, drewniane biurko po mojej prawej i duża szafa z lustrem obok drzwi do łazienki. Tylko okna nie było…
Zmęczona zdjęłam rajstopy, z sukienką nie poszło mi tak łatwo. Ponad piętnaście minut siłowałam się z gorsetem – na marne. Postanowiłam poszukać pomocy. Na korytarzu nie było nikogo. Ciche szepty dobiegające do mnie z salonu przyciągnęły moją uwagę delikatnie stawiałam bose stopy na zimnej marmurowej podłodze. Kiedy stanęłam w progu, zobaczyłam siedzących naprzeciwko siebie Alexandra i Bastiana, Justin stał w szczycie stołu, odwrócony do mnie plecami, mówił:
- Obecność April w naszym domu to nie powód do konfliktów między wami. Zachowujecie się jak dzieci. Bójki przy kolacji? Do czego to podobne? Myślicie tylko o sobie nie liczycie się z konsekwencjami.
- Ale to on zaczął – pyskowała Bastian.
- A czy ja mówię, że to tylko twoja wina? Obydwoje zachowujecie się jak… – nie miał już słów. – Dlaczego tak się zachowujesz? Co w ciebie wstąpiło? Przecież to zwykły człowiek! – patrzył ma Alexa.
- Zwykły człowiek… – powtarzał szeptem.
- Zwykła dziewczyna – szyderczo podkreślił Bastian.
- Mało ci jeszcze kary? Wprowadzasz zamęt.
Alex w pokorze znosił uwagi i zarzucenia kierowane do niego.
- To może ją zabijmy – zasugerował Bastian. – Z chęcią to zrobię.
Wszyscy zamilkli. Justin kazał im wstać.
- Nie chcę więcej słyszeć o kłótni między wami o tą dziewczynę. Tu od tysiąca lat panuje rygor i dyscyplina i wasze humory tego nie zepsują. Mam rację?
- Tak – obydwoje zgodzili się z przełożonym.
- Macie natychmiast się pogodzić.
Bastian objął ramieniem Alexa i zaczął szeptać mu coś do ucha, ten pobladł i jednym ciosem powalił go na podłogę. Uklęknął przed Justinem, pocałował jego pierścień i wyszedł drugimi drzwiami. Chyba mnie nie zauważył.
Uciekłam do swojej sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i oparłam o pachnące lasem drewno głowę. Nie włączyłam światła, przyzwyczaiłam się już do ciemności. Usłyszałam pukanie.
- Kto tam? – spytałam strwożona.
- Justin – usłyszałam spokojny głos.
Wpuściłam go do środka.
- Jak się czujesz?
Chciałam powiedzieć, że świetnie, ale łzy same popłynęły mi po policzkach. Stałam naprzeciwko niego, rozpłakana, rozdygotana, przerażona.
- Nie płacz – nawet nie podniosłam nań oczu.
- To moja wina… – wyjęknęłam i upadłam mu do kolan.
- Wstań – podniósł mnie z podłogi.
- Boję się… – przytuliłam się do niego. – Co będzie jeśli Alex będzie chciał zrobić coś Bastianowi?
- Powiem ci więcej – nie odepchnął mnie – on może chcieć go zabić. Musze ci zadać jedno pytanie, wiem, że to dla ciebie bardzo trudne, ale musisz odpowiedzieć.
- Między mną, a Alexem do niczego nie doszło – powiedziałam twardo.
Uśmiechnął pobłażliwie.
- O to chciałem właśnie zapytać. Alexander jest zdolny do wszystkiego. To, że poznał cię trzy dni temu nie stanowi dla niego problemu, w ręcz przeciwnie, jeszcze bardziej go podnieca. Nie płacz już – otarł mi łzy.
- Mógłbyś rozpiąć mi ten gorset? Alexander za mocno go ścisnął.
Odwróciłam się do niego plecami. A ramionach czułam dotyk jego delikatnych dłoni i lodowaty oddech.
- Dzięki – przytrzymałam sukienkę, żeby mi nie zsunęłaś się z mojego ciała.
- A dlaczego nie miałaś butów?
- Za małe – zaśmiałam się – ale sukienka świetna.
- Zostawiam cię samą, odpocznij, bo jutro czeka cię ciężki dzień.
Justin otworzył drzwi.
- Poczekaj. Chcę jeszcze o coś spytać. Dlaczego tu nie ma okien?
- Nam nie są potrzebne, ale jeśli chcesz to cię przeniesiemy do innego pokoju. W szafie masz trochę ubrań.
- Dziękuję – pocałowałam go w policzek.
- Nie trzeba było – odpowiedział zdziwiony.
Wyszedł.
Pragnęłam tylko się położyć, więc wzięłam szybki prysznic i w ręczniku przeszłam do swojego pokoju. Otworzyłam szafę i nie znalazłam tam nic, co mogłoby służyć mi za piżamę. Z braku innych wariantów wybrałam czarny podkoszulek. Wróciłam do zaparowanej łazienki. Związałam włosy w koński ogon i wyszłam.
- Co ty tu robisz? – szepnęłam przerażona obecnością Alexa.
- Chciałem cię tylko zobaczyć.
- Już zobaczyłeś, możesz już wyjść.
- Jesteś taka urocza, kiedy się złościsz.
- Wyjdź, bo zawołam Justina.
Chłopak skoczył do mnie. Złapał mnie w pół i syczał:
- Teraz Justinem będziesz się osłaniać? Wcześniej ci się podobało, a teraz wybrzydzasz. Chciałem dla ciebie dobrze…
- Błagam cię… wyjdź…chcę być sama…
Wiedziałam, że mam za mało siły, by się przed nim bronić. Byłam przerażona.
- Od czterech lat nie miałem w swoich ramionach kobiety… – moją dłoń położył sobie na lewej piersi. – Ja też czuje.
Pocałowałam jego rozpalone usta.
Puścił mnie.
Myślałam, że wyjdzie, ale on nie patrząc na mnie usiadł na łóżku. Patrzyłam na niego, nie wiedziała do czego jest zdolny. Wyszłam z pokoju zostawiając go samego.
Usiadłam na zimnej podłodze korytarza i czekałam na… na koniec. Alex długo nie wychodził z mojego pokoju.
W całym domu było zupełni cicho, nawet najmniejszy szmer nie mącił tego pozornego spokoju, pozornego, bo wewnątrz mnie wszystko się gotowało, nie mogłam myśleć, oddychać. Bałam się wrócić do pokoju, bałam się Alexa.
Chłopak wyszedł z mojej sypialni, minął mnie bez słowa i zniknął z szarości ciemnego korytarza. Zmęczona wróciłam do łóżka.
Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o Alexandrze i w ogóle o wszystkim, co spotkało mnie w ostatnim czasie. Chociaż w tej ciemności nie widziałam nic, co chwila zerkałam na czarną sukienkę. Ciekawe, który z nich mi ją kupił? Zdziwiona zastanawiałam się, dlaczego buty były za małe a bielizna była dopasowana idealnie.