
Ujrzałam przed sobą twarz drugiego chłopaka, który wczoraj w nocy próbował mnie cucić. Skuliłam się.
- Kim jesteś?
– wymamrotałam.
- Tym samym,
co Alex.
- Imię też
masz takie same?
- Jestem
Bastian. Za kilka dni powinno ci przejść. Organizm przyzwyczai się do wilgoci,
żeber nie masz połamanych, tylko trochę obtłuczone.
- Błagam
powiedz mi, co się ze mną stanie… - prosiłam łamiącym się głosem.
- Umrzesz –
wzruszył ramionami.
- Jak? –
przełknęłam ślinę.
Bastian usiadł
obok mnie i zaczął mówić przyciszonym głosem:
- Stary jak
zwykle walnie mówkę, a potem każdy z nas wbije w twoje kruche ciałko po tępo
naostrzonym nożu… będziesz błagać, żebyśmy cię dobili. Nie przebijemy ci
przecież aorty czy serca, będziesz wykrwawiać się i w męczarniach odejdziesz z
tego świata.
- Pięć noży… -
szeptałam bezwiednie.
- Skąd wiesz?
– chłopak poderwał się z łóżka. – Alex ci mówił? Chyba za bardzo się do ciebie
przywiązał, trudno mu będzie wbić swój nóż, ale na pewno będzie zabawnie. Nie
przejmuj się – spotkała go już należna kara.
Bastian z
powrotem usiadł na rogu otomany, na której leżałam. Naciągnęłam na piersi
niebieską kołdrę i chociaż każdy ruch sprawiał mi ból, starałam się odsunąć od
niego na jak największą odległość. Widząc to, tylko się zaśmiał.
- Jesteś taka
słodka i naiwna.
Złożył
lodowaty pocałunek na moim rozpalonym policzku. Nie odezwał się już. Poprawił
kołdrę i wyszedł. Słyszałam jak przekręca klucz w zamku. Poczułam się taka
bezsilna i samotna.
Przez kilka
następnych godzin trawiła mnie gorączka, ból w klatce piersiowej wciąż narastał.
Nie mogłam spać, chociaż byłam tak wyczerpana, że powieki same opadały i na
tyle obolała, że nawet ta czynność sprawiała mi cierpienie.
Nie
wiedziałam, że przez ponad godzinę Alex klęczał przy mnie, z głową wspartej na
mojej poduszce. Moje rozproszone włosy otaczały jego twarz.
Otworzyłam
oczy, nieprzytomna zobaczyłam jego szare, zmęczone oczy. Złapałam go za rękę,
na jej wewnętrznej stronie rysowały się kontury czterech ran, każda na nich
rozciągała się równolegle do poprzedniej.
- Połóż się
przy mnie – szepnęłam bez życia w głosie.
Delikatnie
przysunął mnie do ściany i ułożył się obok. Oparłam gorące czoło o jego muskularną
klatkę piersiową, a on ostrożnie objął
mnie ramieniem, bojąc się, by nie zrobić mi krzywdy. Omdlała z gorączki
oplotłam jego ciało nogami. Na szyi czułam jego gorący oddech, a lewą dłonią
gładził mój policzek. Czułam się tak spokojnie i bezpiecznie. W ramionach
mojego niedoszłego zabójcy… czułam bicie jego martwego serca.
- Lepiej ci? –
zapytał, kiedy otworzyłam oczy.
Natychmiast
odsunęłam się od niego, odejmował mnie bardzo delikatnie, więc nie stanowiło to
dla mnie problemu.
- Chyba…
- Pewnie
zastanawiasz się, co ja tu robię?
Niezauważalnie
kiwnęłam głową.
- Leżę.
Przyciągnął
mnie do siebie, nie próbowałam się bronić.
- Do niczego
nie doszło?
-
Zapamiętałabyś – zaśmiał się, pokazując równiutki rząd śnieżnobiałych zębów,
tylko trójki były dłuższe od pozostałych.
Z kieszeni
wyją srebrny scyzoryk, który przyłożył mi do szyi. Powoli przesuwał go coraz
wyżej, zatrzymał się dopiero kilka milimetrów przed moimi bladymi ze strachu
ustami.
- Nie będzie
bolało, przynajmniej nie tak bardzo – syknął.
Rozciął mi
dolną wargę, która od razu zaczęła krwawić. Poczekał aż krew dopłynie do szyi i
całując skórę wokół niej zbierał ją wargami, żeby nie skapnęła na niebieską
poduszkę. Rozluźnił żelazny uścisk, pozwalając mi tym, bym to ja przytuliła się
do niego na tyle mocno, na ile mogłam. Nie czułam bólu, obite żebra wydawały
się zdrowe, kolano zagojone, a usta mimo, że rozcięte złączyły nas w gorącym pocałunku.
Chciałam go
zakończyć, ale nie potrafiłam. Każdy związek kończył się właśnie pocałunkiem.
Często dochodziły do mnie słuchy o zakładach, z którym chłopakiem będę dłużej.
- Teraz już na
zawsze będziesz moja – szepnął, przerywając namiętny pocałunek.
- Słucham?
- Przecież o
to chodzi.
- Ale o co?
- Jeśli chcesz
żyć, nie możesz być dziewicą.
- Skąd wiesz,
że nią nie jestem?
- Wiem o tobie
więcej niż ci się wydaje. Wiedziałem przecież o Chrystianie…
- Kim jesteś?
Wampirem?
- Wampiry są
przereklamowane.
- Więc kim?
Alex nie
przestawał przysuwać się coraz bliżej. Mimo, że nie miałam szans skutecznie
bronić się przed nim, starałam się go odepchnąć. Chłopak pozwolił mi wstać. Z
trudem utrzymywałam równowagę, potargane włosy przysłaniały mi twarz. Co chwila
odgarniałam je, ale one niesfornie opadały z powrotem na rozgrzaną skórę.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, słychać było tylko mój świszczący oddech.
Opadłam z sił.
Padłam na kolana. Alex w ostatniej chwili złapał mnie, chroniąc przed
niechybnym upadkiem. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Położył mnie na
błękitnej pościeli, a kiedy chciał złożyć drugi pocałunek na moich
zakrwawionych wargach szepnęłam:
- Wynoś się
stąd…
- Nie rozumiesz…
- To ty nie
rozumiesz, nie oddam ci się. Wyjdź.
- Będziesz
tego żałować – syknął.
Chłopak wyszedł.
Dokładnie
przykryłam się kołdrą, a łzy spływały mi po policzkach, kiedy przypominałam
sobie głos Alexa.
Po kilku
minutach do pokoju wszedł Bastian. Nawet na niego nie spojrzałam.
- Widziałem
Alexa, chyba sobie nie pogadaliście – rzucił siadając obok mnie.
- Czy to źle,
że jeszcze tego nie robiłam?
- To zapewne jego
sprawka – spojrzał na moje usta, pytanie puścił mimo uszu. – Szybki jest.
Zaczął
poprawiać pościel. Przyglądał mi się jakby zaniepokojony i zdziwiony, po chwili
odpowiedział na pytanie.
- Dla ciebie
źle, dla nas dobrze.
- Kiedy mnie
zabijecie? – wydawało mi się, że tylko poruszam ustami, ale Bastian doskonale
słyszał, to co mówiłam.
- No właśnie z
tym jest problem. Będziemy musieli to trochę przesunąć.
- Noże się wam
pogubiły? – zaśmiałam się nerwowo.
W mgnieniu oka
chłopak chwycił mnie za gardło i wysyczał przez zaciśnięte zęby:
- Gdyby to ode
mnie zależało, już dawno leżałabyś martwa…
Widząc, że nie mogę złapać tchu puścił mnie i nachyliwszy się nade mną, szepną:
Widząc, że nie mogę złapać tchu puścił mnie i nachyliwszy się nade mną, szepną:
- Te noże
naprawdę są tępe…
Mimo to, że
był tak blisko mnie, nie słyszałam bicia jego serca.
- Ty jesteś
martwy… - powiedziałam przestraszona.
- Tak bardzo
cię to zaskoczyło? Każdy z nas nie żyje! – krzyknął wciąż wpatrując się we mnie
swoimi rozbieganymi oczyma.
- A Alexander?
Huk zatrzaskiwanych
w złości drzwi zmieszał się z echem mojego roztrzęsionego głosu.
Przerażona
czekałam na dzień egzekucji. W pokoju, w którym leżałam, królował mrok, nie
mogłam liczyć godzin ani dni. Alex przestał przychodzić, tylko Bastian
przynosił mi jedzenie. Nie maiłam prawa chodzić po „domu”, mogłam chodzić tylko
do przyległej do pokoju łazienki. Ciepła woda i ogromne lustro wydały mi się
luksusem. Zamykałam się tam na kilka godzin, żeby się uspokoić i chociaż na
chwilę poczuć się bezpieczna. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że to mój
koniec, a najgorsze było to, nie mogłam się bronić. Byłam bezsilna wobec mocy,
którą obdarzeni byli pobratańcy Alexa. Godziny, które spędzałam na rozmyślaniu,
mijały leniwie. Myślałam o tym, co mnie spotkało, o tym, że zostałam wybrana,
że zostanę zamordowana. Nie mogłam jednak zrozumieć, skąd wzięły się te rany na
dłoniach Alexandra. Dopiero później powiązałam to z karą, o której mówił Bastian.
Zastanawiało
mnie jeszcze jedno – kiedy leżałam z Alexem czułam jak bije jego serce, więc
nie mógłby być tym samym, co Bastian. Za każdym razem, kiedy mimowolnie dotykałam
niezagojonych jeszcze warg, wracały świeże i bolesne wspomnienia, wspomnienia
związane z Alexem – facetem, który przyczyni się do mojej śmierci, z Bastianem
– kolejnym facetem, który sprawi, że będę tonąc w morzu bólu.
Nie widziałam
nic oprócz ciemności… nie czułam nic oprócz strachu.
Usłyszałam
ciche pukanie do drzwi. Nie odpowiedziałam, bo wiedziałam, że jeżeli to Bastian
to i tak wejdzie nie czekając na zaproszenie, a Alexa po tym co mu
powiedziałam, po prostu się nie spodziewałam.
Ktoś znowu zapukał.
- Proszę…
W progu stanął
wysoki, przystojny mężczyzna cały ubrany na czarno. Skinął głową na powitanie.
Widziałam jak bije się z myślami, czekałam aż coś powie.
- Jestem Justin.
Ból przestał
mi dokuczać, więc zobaczywszy kogoś, kto może być człowiekiem, padłam na kolana
i zaczęłam błagać.
- Powiedz mi
kim jesteście, kim jest Alex, dlaczego nie możecie zabić mnie teraz? Mów wszystko,
co wiesz!
Złapałam go za
gładko zaprasowany kołnierzyk czarnej koszuli i zaczęłam nim szarpać z całej
siły. Poddawał się mojej mocy jakby nie był jednym z nich. Nie przerywał mi,
tylko parzył na mnie swoimi przenikliwymi oczami.
Opadłam z sił,
chwycił mnie w pół i usadził na łóżku jak małe dziecko.
- Spokojnie,
przestań krzyczeć.
Oparł czoło o
moje kolana. Moje dłonie położył sobie na głowę. Poczułam, że przynosi mu to
ulgę.
- Rozmawiałem
z chłopakami o tobie.
- Co mówili? –
zapytałam ożywiona.
- Prawie nic,
tylko przytakiwali, ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Przed tobą było
tu mnóstwo innych, młodych ludzi, ale zawsze byli to chłopcy, a tu taka
niespodzianka – mówił spokojnie i równo. – Dlatego tak długo czekałaś na
rozmowę ze mną.
- Ile? –
przerwałam. Spojrzał na mnie groźnie i odrzekł:
- Trzeci
dzień. Daj mi skończyć. Zazwyczaj taka rozmowa przeprowadzana jest od razu,
pierwszego dnia przy kolacji w obecności wszystkich, ale z tobą jest inaczej.
Już chciałam
znowu mu przerwać, ale wystarczyło jedno spojrzenie, żebym zamilkła.
- Jak już
wiesz, jest nas tu pięcioro – po każdym zdaniu Justin robił długą pauzę. – Żyjemy sześćset sześćdziesiąt lat, więc co jakieś
sto pięćdziesiąt lat przybywa do nas młody, silny, jeszcze niedojrzały
mężczyzna. Przez około piętnaście lat najstarszy z nas przyucza nowego do
zawodu, my tak to określamy. Alex jest najmłodszy, jest tu dopiero pięć lat,
ale z nim to jest zupełnie inna historia.
Ostatnio wszystko się zmieniło, przybycia Alexa też nikt się nie
spodziewał, można powiedzieć, że było to po prostu zbieg okoliczności. Tutaj
nikt nie liczy lat, każdy kolejny rok jest podobny do poprzedniego. Nawet nie
jestem pewien czy wszystkie demony pamiętają datę swoich „narodzin” – w
powietrzu nakreślił cudzysłów – pewnie Alex, ja też nie jestem pewien co do
swojej daty urodzenia. Ty pamiętaj o swojej.
- O mojej? –
zdziwiłam się. – Przecież pamiętam, kiedy się urodziłam.
- Nie wiem czy
po dwustu latach będzie to dla ciebie takie oczywiste, ale nie o tym mieliśmy
rozmawiać. Widzę, że masz jakieś wątpliwości. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
- Bastian
opowiadał mi, jak mnie zabijecie…
- On zawsze
tak robi, to sprawia, ze staje się szczęśliwszy – uśmiechnął się.
-
Powiedziałeś, że żyjecie.
- A to – nie
przestawał się uśmiechać. – My nie jesteśmy normalni, nie żyjemy tylko - zastanowił
się jakiego słowa użyć – trwamy.
- A Alexander?
Bastian nie chciał mi o tym mówić.
- Kiedyś w
zupełnie inny sposób zostawaliśmy powołanie do życia, to znaczy trwania. Tak
jak ludzie, matka, ojciec… Alex jest ostatni przedstawicielem tego typu demonów…
- Demonów? –
przerwałam.
- Zaraz.
Wychowywał się we wschodniej Europie, jego prababcia była człowiekiem, a
pradziadek demonem. Drugi pradziadek także był demonem, a prababcia wampirzycą
– popatrzył na moją bladą ze strachu twarz. – Dlatego próbował twojej krwi.
Takim oto sposobem Alex jest prawdopodobnie jedynym na świecie demonem, który w
jednej ósmej jest człowiekiem, w jednej ósmej wampirem i tylko w sześciu ósmych
demonem. Alex mówił mi, że się domyślasz, ale nie brałem tego na poważnie.
- Co będę tu robić?
- Będziesz
mieszkać, bo tak czy inaczej nie możemy cię zgładzić.
- A oni nie
będą chcieli tego zrobić?
- Nie, nie bój
się.
- A co z moją
szkołą? Rodziną? Ze wszystkimi, którzy mnie znali? Nie mogę tak po prostu
zniknąć. Na pewno mnie szukają.
- Oprócz
ciebie nikt tego nie pamięta, ani przyjaciele, ani rodzina. Kompletnie nikt.
Nie mogłam w
to uwierzyć. Przez chwilę milczałam.
- Bastian
wspominał jeszcze o jakimś „starym”. Kto to jest? – ledwie poruszałam wargami.
- Stary? –
zastanowił się chwilę. – Aaa, stary… to jest nasz przełożony, najstarszy z nas.
- Kiedy go zobaczę?
Znowu wsparł
głowę na moich kolanach, żeby ukryć śmiech.
- Dzisiaj przy
kolacji poznasz wszystkich. Przebierz się w to – wskazał na czarne pudło leżące
przy drzwiach.- Masz tam nowe ubranie, nie możesz przecież pokazać się w tych
podartych dżinsach.
- Alexander je
rozdarł… - szepnęłam bezradnie.
- Bez
dyskusji. Przebierz się, o osiemnastej któryś z nas przyjdzie po ciebie. Nie
spóźnij się – rzucił wychodząc.
- Skąd mam
wiedzieć, która godzina? – nie usłyszałam odpowiedzi.
Podeszłam do
drzwi, zawahałam się chwilę, ale ciekawość wzięła górę i uchyliłam je, jak
mogłam najciszej. Miałam nadzieję ujrzeć jakiś zegar, coś co chociaż w
najmniejszym stopniu podpowie mi, która godzina, ale zobaczyłam tylko ciemny
korytarz i nic oprócz mroku, który spowił to miejsce. Odpuściłam sobie te bezsensowne
i bezowocne poszukiwanie zegara. Ostrożnie podniosłam wieko dużego pudła. Moim
oczom ukazał się czarny materiał. Z jeszcze większą ostrożnością wyjęłam go z
kartonu i dopiero wtedy spostrzegłam, że to sukienka. Dopasowany gorset
zawiązywany z tyłu i prosta halka, na której układał się postrzępiony tiul.
Przyłożyłam ją do siebie. Na pierwszy rzut oka nie wydał mi się zachęcająca, w
ręcz przeciwnie odpychająca, zupełnie nie w moim stylu.
Zabrałam
pakunek i krynolinę do łazienki. Tam przy dostatecznej ilości światła dokładnie
obejrzałam prezent. Oprócz sukienki znalazłam jeszcze czarne rajstopy,
bieliznę, szpilki i złoty zegarek. Uśmiechnęłam się, kiedy spostrzegłam, że mam
jeszcze ponad dwie godziny na przygotowania.
Rozmowa z
Justinem nie za bardzo mnie uspokoiła, zostawiła jeszcze więcej niewiadomych.
Wiedziałam, że nie umrę, ale nie widziałam sensu mojego pobytu tutaj. W wirze
przygotowań starałam się nie myśleć o dalekiej przyszłości, myślałam o tym,
żeby zrobić na nich dobre wrażenie.
Łazienka była
mała i ciasna, więc znalezienie czegokolwiek stanowiło dla mnie problem, ale
postanowiłam, że będę wyglądać olśniewająco i nic nie stanie mi na przeszkodzie
do zrealizowania mojego celu.
Po krótkich
poszukiwaniach suszarki do włosów stwierdziłam, że ta łazienka w przeszłości
musiała należeć do jakiejś kobiety, która lubiła dbać o siebie. Znalazłam także
prostownicę i kilka nieużywanych maszynek do golenia.
Wzięłam
prysznic, doprowadziłam nogi do porządku i umyłam głowę. Pierwszy raz od kilu
dni robiłam to z ogromną przyjemnością. Owinęłam wilgotne ciało ręcznikiem i
wyszłam z zaparowanej łazienki. Po omacku zaczęłam słać łóżko. Potknęłam się o…
mój własny plecak. Zaskoczona podniosłam go z podłogi, po chwili zastanowienia
pobiegłam z nim do łazienki, bo która kobieta może ruszyć się z domu bez
podręcznej kosmetyczki? Zamknęłam drzwi na zamek i zaczęłam suszyć włosy, suche
wyprostowałam, a dopiero potem zabrałam się do robienia makijażu. Nałożyłam
trochę fluidu, pomalowałam na czarno oczy, usta delikatnym błyszczykiem i mój
makijaż był skończony.
Założyłam nową
bieliznę i ciemne rajstopy. Znowu wyszłam z dusznej łazienki, na świeżo
pościelonym łóżku dostrzegłam postać mężczyzny. Przestraszona cofnęłam się do
środka. Zarzuciwszy na ramiona ręcznik, wróciłam do sypialni.
Wyostrzyłam
wzrok, żeby rozpoznać gościa.
Alex
uśmiechnął się do mnie łagodnie.
Starałam się
nie zwracać na niego uwagi, poprawiwszy pościel wyszłam do łazienki.
Po chwili
usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Jest późno,
musimy już iść.
Zerknęłam na
zegarek, Alex miał racje – było już za dwie osiemnasta.
Założyłam
przygotowaną sukienkę. Nie byłam jednak w stanie dostatecznie spiąć gorsetu,
więc w pośpiechu złapałam czarne buty i niespodziewanie otworzyłam dzielące nas
drzwi, uderzając go przy tym w twarz.
- Widzę, że
naprawdę to lubisz.
Nie
odpowiedziałam, nie miałam siły.
- Dlaczego nie
związałaś gorsetu?
Zaczęłam
wciskać na stopy nowe, za małe szpilki.
- Odwróć się –
nie czekając na moją reakcję złapał mnie za ramiona i odwrócił tyłem do siebie.
Gorset ścisnął tak mocno, aż nie mogłam oddychać.
- Auł! – syknęłam.
- Nie za
mocno? Zaśmiał się.
- Przestań!
Rozluźnił
trochę materiał i związał wytrzymałą tasiemkę.
Wciąż
pamiętałam naszą ostatnią rozmowę, więc urażona próbowałam nie odpowiadać na
jego zaczepki. Mimo, że miałam trudności z oddychaniem, nie narzekałam na
ucisk.
- Załóż buty,
nie mamy czasu – wciąż mnie poganiał.
- Jak mam je
założyć skoro są za małe? – krzyknęłam, żeby się odczepił.
- Bez nich nie
wyjdziesz – zastrzegł.
- Taki mądry,
to sam je załóż! – rzuciłam w niego jednym z butów.
- Siadaj.
Widząc, ze nie
mam zamiaru tego zrobić, powalił mnie na łóżko i zaczął wciskać mi na stopy za
małe obuwie.
- Nie wyrywaj
się, masz ładnie wyglądać!
- Tak, w tych
butach? Przestań.
- Mówię – nie
wyrywaj się, inaczej nigdy tego nie zrobię. Zaraz skończę!
- Nie wrzeszcz
tak! Przestań!
- Już blisko,
daj mi chwilę.
Wyrywałam mu
się, ale Alex postanowił, że założy mi te buty, więc moje protesty puszczał mimo
uszu.
- Idioto, zostaw
mnie!
Fragment
delikatnego tiulu został mu w garści. W końcu mnie puścił.
- I co, było
tak źle?
- Rozerwałeś
je – wskazałam na pęknięte wzdłuż szwu na pięcie obuwie.
- To teraz możemy
dokończyć, chodź do mnie – złapał mnie w pół.
Usłyszeliśmy
stanowcze pukanie do drzwi.
- Jak ja mam
się im tak pokazać? – szepnęłam wyraźnie akcentując wyraz „tak”. – Nigdzie nie
idę.
- Ależ
idziesz!
Wziął mnie na
ręce, tak samo jak wtedy, kiedy niósł mnie z szopy do domu. Nawet nie
próbowałam się wyrywać.
Alex otworzył
drzwi, na progu stał Bastian.
- Wszyscy na
was czekamy – skarcił nas.
Chłopak
pokornie poszedł za Bastianem. Szliśmy długim, ciemnym korytarzem, w końcu
doszliśmy do jasnej, przestronnej jadalni. Przy dużym, drewnianym stole
siedziała trójka mężczyzn. Justin i dwójka, których jeszcze nie miałam okazji poznać.
Alex postawił
mnie na panelowej podłodze. Czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych.
Zastanawiałam się, który z nieznajomych mi demonów jest ich przełożonych,
intuicja podpowiadała mi, że to ten w ciemno fioletowej koszuli, z gładko
zaczesanymi długimi włosami.
Justin wstał i
zaczął przemawiać:
- To jest
April – przedstawił mnie. Mimowolnie poprawiłam wystrzępioną sukienkę. Za ścisły
gorset nie pozwalał mi na spokojny oddech. – Jak już wszyscy wiedzą, będzie
mieszkała razem z nami i nie przyjmuję słów sprzeciwu. Macie odnoście się do
niej z szacunkiem, od dziś jest jedną z nas – nikt nie śmiał mu przerwać. –
April, czuj się jak u siebie.
Alex odsunął
mi krzesło.
Usiadłam obok
niego i chłopaka w fioletowej koszuli.
- Jestem Jake
– wstał i starym zwyczajem pocałował wierzch mojej dłoni.
Zdziwiło mnie
jego zachowanie, ale jeszcze bardziej zdziwiło mnie, że to Justin jest ich
„szefem”. Nie spodziewałam się tego. Kiedy był w moim pokoju, wydawał mi się
taki słaby i delikatny.
Naprzeciwko
mnie siedział drugi nieznajomy mi mężczyzna. Jake widząc, moją ciekawość szepnął:
- To jest
Adam.
Bardzo
przypominał mi Christiana. Miał takie same rozpalone oczy jak on.
- Ap, może
powiesz nam dlaczego musieliśmy czekać na ciebie tak długo? – usłyszałam
szyderczy głos Bastiana.
- Miałam mały
problem – odpowiedziałam nie zwracając uwagi na jego ton.
- Alex na
pewno pomógł ci go rozwiązać? – odezwał się Adam.
- Słyszałem,
że było u was bardzo gorąco – znowu wtrącił się Bastian.
- Zamknij się!
– zdenerwowany Alex wstał od stołu, krzesło z hukiem upadło na podłogę.
- Chodź na
parking, zobaczymy kto się wtedy zamknie.
- Milcz! – syknął.
Przestraszona
patrzyłam na wyraz jego twarzy, bałam się, że może zrobić coś nieodpowiedzialnego.
- Jeszcze nie
zaczęliśmy jeść, a wy już się kłócicie. Siadać – Justin mówił cicho, ale stanowczo.
Alex podniósł
krzesło, po czym obydwoje usiedli. Czułam napiętą atmosferę panującą pośród
wszystkich uczestników wieczerzy. Gdyby nie przywołanie do spokoju przez
Justina chłopcy mogliby się pobić i to o co? O taka błahostkę? Dwóch dorosłych
facetów, którzy bez wątpienia byli w stanie zrobić sobie nawzajem krzywdę.
Alex nalał mi
zupy, potem nałożył drugie danie, usługiwał mi na każdym kroku.
Napięta
atmosfera zaczęła się rozluźniać, ale ja wciąż czułam się obco pośród demonów.
- Może sałaty?
– co chwila słyszałam cyniczny głos Bastiana.
- Może Alex
jej nałoży? – dopowiadał ze śmiechem Adam.
Chociaż
starałam się nie słuchać tych szeptów i kpin, które bardzo niedyskretnie kierowali
stronę moją i Alexa, nie miałam już siły, ani ochoty na jedzenie. I tak miało
być codziennie.
- Nie przejmuj
się… – szepnął mi Alex.
Jadłam w
całkowitym milczeniu, słuchając delikatnego głosu Justina, śmiechów Bastiana i
Adama, przymilania Jaka i równego oddechu Alexa. Chciałam go przytulić tak jak
wtedy, kiedy niósł mnie do domu, kiedy leżał obok mnie, kiedy był przy mnie.
Mimo tego, że siedział tuż obok mnie, nie miałam odwagi odezwać się do niego.
Kolacja
dobiegła końca. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim ciemnym pokoju i
zasnąć na zawsze.
Justin wstał
os stołu, podziękował wszystkim za towarzystwo i pożegnał mnie mówiąc:
- Jutro rano
postanowimy, co z tobą zrobimy, a teraz odpocznij i niczym się nie przejmuj.
- Mógłbyś
przyjść do mnie za pół godziny? – zasugerowałam cicho.
- Dobrze,
niczym się nie martw. Jack odprowadzi cię do pokoju.
Uśmiechnął się
do mnie łagodnie, złożył delikatny pocałunek na mojej dłoni i szepnął mi do
ucha:
- Wyglądasz
ślicznie, ale dlaczego nie masz butów?
- Były za małe…
- Ale sukienka
jest dobra?
- Tak, jest
świetna tylko ten tiul…
- Mało
wytrzymały, tak? – zakończył.
Zaczerwieniona
kiwnęłam głową. Jake stanął tuż za mną.
- Mogę
odprowadzić Panią do pokoju? – skłonił się nisko.
- Nie błaznuj
– skarcił go Justin.
- Pani przyda
się odrobina rozrywki.
- Tak, tak –
zaśmiałam się.
Wyszliśmy z jadalni.
Kiedy byłam już na korytarzu, odwróciłam się, by jeszcze raz zobaczyć Alexa.
Siedział przy pustym stole, z zaciśniętymi ustani i dłońmi zawieszonymi na
szyi. Justin podszedł do niego. Widziałam, jak patrzył na niego rozbieganymi
oczami, jak jego blade wargi poruszały się, kiedy szeptał.
- Pani
zmęczona? – odwróciłam głowę.
- Tak, chcę wrócić
do pokoju.
- Pani
życzenie jest dla mnie rozkazem.
Po chwili
znalazłam się w swoim pokoju. Jake włączył światło i pokornie się oddalił. Moja
sypialnia wyglądała zupełnie inaczej, niż ją sobie wyobrażałam. W kącie
naprzeciwko drzwi stało niewielkie łóżko, drewniane biurko po mojej prawej i
duża szafa z lustrem obok drzwi do łazienki. Tylko okna nie było…
Zmęczona
zdjęłam rajstopy, z sukienką nie poszło mi tak łatwo. Ponad piętnaście minut
siłowałam się z gorsetem – na marne. Postanowiłam poszukać pomocy. Na korytarzu
nie było nikogo. Ciche szepty dobiegające do mnie z salonu przyciągnęły moją
uwagę delikatnie stawiałam bose stopy na zimnej marmurowej podłodze. Kiedy
stanęłam w progu, zobaczyłam siedzących naprzeciwko siebie Alexandra i
Bastiana, Justin stał w szczycie stołu, odwrócony do mnie plecami, mówił:
- Obecność
April w naszym domu to nie powód do konfliktów między wami. Zachowujecie się
jak dzieci. Bójki przy kolacji? Do czego to podobne? Myślicie tylko o sobie nie
liczycie się z konsekwencjami.
- Ale to on
zaczął – pyskowała Bastian.
- A czy ja
mówię, że to tylko twoja wina? Obydwoje zachowujecie się jak… – nie miał już
słów. – Dlaczego tak się zachowujesz? Co w ciebie wstąpiło? Przecież to zwykły
człowiek! – patrzył ma Alexa.
- Zwykły
człowiek… – powtarzał szeptem.
- Zwykła
dziewczyna – szyderczo podkreślił Bastian.
- Mało ci
jeszcze kary? Wprowadzasz zamęt.
Alex w pokorze
znosił uwagi i zarzucenia kierowane do niego.
- To może ją
zabijmy – zasugerował Bastian. – Z chęcią to zrobię.
Wszyscy zamilkli.
Justin kazał im wstać.
- Nie chcę
więcej słyszeć o kłótni między wami o tą dziewczynę. Tu od tysiąca lat panuje
rygor i dyscyplina i wasze humory tego nie zepsują. Mam rację?
- Tak –
obydwoje zgodzili się z przełożonym.
- Macie
natychmiast się pogodzić.
Bastian objął
ramieniem Alexa i zaczął szeptać mu coś do ucha, ten pobladł i jednym ciosem
powalił go na podłogę. Uklęknął przed Justinem, pocałował jego pierścień i
wyszedł drugimi drzwiami. Chyba mnie nie zauważył.
Uciekłam do
swojej sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i oparłam o pachnące lasem drewno
głowę. Nie włączyłam światła, przyzwyczaiłam się już do ciemności. Usłyszałam pukanie.
- Kto tam? –
spytałam strwożona.
- Justin –
usłyszałam spokojny głos.
Wpuściłam go
do środka.
- Jak się czujesz?
Chciałam
powiedzieć, że świetnie, ale łzy same popłynęły mi po policzkach. Stałam naprzeciwko
niego, rozpłakana, rozdygotana, przerażona.
- Nie płacz –
nawet nie podniosłam nań oczu.
- To moja
wina… – wyjęknęłam i upadłam mu do kolan.
- Wstań –
podniósł mnie z podłogi.
- Boję się… –
przytuliłam się do niego. – Co będzie jeśli Alex będzie chciał zrobić coś Bastianowi?
- Powiem ci
więcej – nie odepchnął mnie – on może chcieć go zabić. Musze ci zadać jedno
pytanie, wiem, że to dla ciebie bardzo trudne, ale musisz odpowiedzieć.
- Między mną,
a Alexem do niczego nie doszło – powiedziałam twardo.
Uśmiechnął
pobłażliwie.
- O to
chciałem właśnie zapytać. Alexander jest zdolny do wszystkiego. To, że poznał
cię trzy dni temu nie stanowi dla niego problemu, w ręcz przeciwnie, jeszcze
bardziej go podnieca. Nie płacz już – otarł mi łzy.
- Mógłbyś
rozpiąć mi ten gorset? Alexander za mocno go ścisnął.
Odwróciłam się
do niego plecami. A ramionach czułam dotyk jego delikatnych dłoni i lodowaty oddech.
- Dzięki –
przytrzymałam sukienkę, żeby mi nie zsunęłaś się z mojego ciała.
- A dlaczego
nie miałaś butów?
- Za małe –
zaśmiałam się – ale sukienka świetna.
- Zostawiam
cię samą, odpocznij, bo jutro czeka cię ciężki dzień.
Justin
otworzył drzwi.
- Poczekaj.
Chcę jeszcze o coś spytać. Dlaczego tu nie ma okien?
- Nam nie są
potrzebne, ale jeśli chcesz to cię przeniesiemy do innego pokoju. W szafie masz
trochę ubrań.
- Dziękuję –
pocałowałam go w policzek.
- Nie trzeba było
– odpowiedział zdziwiony.
Wyszedł.
Pragnęłam
tylko się położyć, więc wzięłam szybki prysznic i w ręczniku przeszłam do
swojego pokoju. Otworzyłam szafę i nie znalazłam tam nic, co mogłoby służyć mi
za piżamę. Z braku innych wariantów wybrałam czarny podkoszulek. Wróciłam do
zaparowanej łazienki. Związałam włosy w koński ogon i wyszłam.
- Co ty tu
robisz? – szepnęłam przerażona obecnością Alexa.
- Chciałem cię
tylko zobaczyć.
- Już
zobaczyłeś, możesz już wyjść.
- Jesteś taka
urocza, kiedy się złościsz.
- Wyjdź, bo
zawołam Justina.
Chłopak
skoczył do mnie. Złapał mnie w pół i syczał:
- Teraz
Justinem będziesz się osłaniać? Wcześniej ci się podobało, a teraz wybrzydzasz.
Chciałem dla ciebie dobrze…
- Błagam cię…
wyjdź…chcę być sama…
Wiedziałam, że
mam za mało siły, by się przed nim bronić. Byłam przerażona.
- Od czterech
lat nie miałem w swoich ramionach kobiety… – moją dłoń położył sobie na lewej
piersi. – Ja też czuje.
Pocałowałam
jego rozpalone usta.
Puścił mnie.
Myślałam, że
wyjdzie, ale on nie patrząc na mnie usiadł na łóżku. Patrzyłam na niego, nie
wiedziała do czego jest zdolny. Wyszłam z pokoju zostawiając go samego.
Usiadłam na
zimnej podłodze korytarza i czekałam na… na koniec. Alex długo nie wychodził z
mojego pokoju.
W całym domu
było zupełni cicho, nawet najmniejszy szmer nie mącił tego pozornego spokoju,
pozornego, bo wewnątrz mnie wszystko się gotowało, nie mogłam myśleć, oddychać.
Bałam się wrócić do pokoju, bałam się Alexa.
Chłopak
wyszedł z mojej sypialni, minął mnie bez słowa i zniknął z szarości ciemnego
korytarza. Zmęczona wróciłam do łóżka.
Długo nie mogłam
zasnąć. Myślałam o Alexandrze i w ogóle o wszystkim, co spotkało mnie w
ostatnim czasie. Chociaż w tej ciemności nie widziałam nic, co chwila zerkałam
na czarną sukienkę. Ciekawe, który z nich mi ją kupił? Zdziwiona zastanawiałam
się, dlaczego buty były za małe a bielizna była dopasowana idealnie.
O jejuńciu! Wspaniałe!! <3
OdpowiedzUsuń