Część druga
Kocham cię kochać
Muzyka cicho sączyła się ze słuchawek,
ale i tak nie słuchałam słów kolejnej banalnej piosenki o miłości. Ileż można,
kiedy to świat nawet w ułamku nie przypomina bajki? Oparłam się o ramię Adama.
Nie przeszkadzało mu to, a mi pozwalało chociaż na chwilę odpocząć. Jechaliśmy
stałym, prawie żółwim tempem jego nienagannie czystym samochodem, w którym
bardzo lubiłam przebywać. Obiecał mi, że kiedyś nauczy mnie kierować, ale
mówił, że na razie jeszcze nie jestem gotowa nawet na lekcje dla
początkujących. Moim zdaniem zwyczajnie bał się o swoje auto
.- O czym myślisz? –zapytał
nie spuszczając wzroku z drogi.
Nie odpowiedziałam udając, że muzyka zagłusza jego słowa.
Oczywiście zapomniałam o tym, że on nie jest zwykłym facetem i wie więcej niż
by się chciało. Ściągnął mi jedną słuchawkę.
- Tak ogóle, o niczym –
opowiedziałam wymijająco.- O nim. Nie powinnaś – stwierdził.
- No tak, ale jeżeli on odszedł...- Ładnie powiedziane, odszedł – przerwał śmiejąc się.
- Ktoś musi zająć jego miejsce – westchnęłam. – On miał dopiero 27 lat i jeszcze Justin, ile mu zostało sześć, może siedem lat.
- No tak, ale jeżeli on odszedł...- Ładnie powiedziane, odszedł – przerwał śmiejąc się.
- Ktoś musi zająć jego miejsce – westchnęłam. – On miał dopiero 27 lat i jeszcze Justin, ile mu zostało sześć, może siedem lat.
- Nie jesteś za młoda na to, żeby martwić się nawet tym, co
osobiście cię nie dotyczy?
- Jasne, już ci nie przeszkadzam – włożyłam słuchawkę do ucha.
Adam miał rację, to nie ja powinnam się tym przejmować tylko Jake, ale z drugiej strony zostało jeszcze sześć lat. Myślałam, że kiedy stanę się demonem w stu procentach moje sumienie raz na zawsze zniknie, ale myliłam się – obraz konającego chłopaka wciąż stawał mi przed oczami, ale było już za późno, żeby cokolwiek zmienić.Nie śpieszyliśmy się. Nie mieliśmy po co, bo i tak Justin wiedział już, że Alexa nie ma. Bałam się jego reakcji. Zabiłam pobratańca, mojego pobratańca, za to musiała spotkać mnie jakaś kara. Na pytania na ten temat Adam odpowiadał, że ja dowiem się wszystkiego w swoim czasie. I chociaż byłam już jedną z nich wciąż traktowali mnie jak obcego, jak kogoś z kogo można się bezkarnie nabijać.Do domu wróciliśmy wieczorem dziesiątego września. Poczułam się tak, jakbym była tam po raz pierwszy. Ta sama latarnia oświetlała drogę wyłożoną miliardem kamyczków chrzęszczących przy każdym kroku, te same potężne drzwi, ta sama tajemnicza kołatka.
Adam miał rację, to nie ja powinnam się tym przejmować tylko Jake, ale z drugiej strony zostało jeszcze sześć lat. Myślałam, że kiedy stanę się demonem w stu procentach moje sumienie raz na zawsze zniknie, ale myliłam się – obraz konającego chłopaka wciąż stawał mi przed oczami, ale było już za późno, żeby cokolwiek zmienić.Nie śpieszyliśmy się. Nie mieliśmy po co, bo i tak Justin wiedział już, że Alexa nie ma. Bałam się jego reakcji. Zabiłam pobratańca, mojego pobratańca, za to musiała spotkać mnie jakaś kara. Na pytania na ten temat Adam odpowiadał, że ja dowiem się wszystkiego w swoim czasie. I chociaż byłam już jedną z nich wciąż traktowali mnie jak obcego, jak kogoś z kogo można się bezkarnie nabijać.Do domu wróciliśmy wieczorem dziesiątego września. Poczułam się tak, jakbym była tam po raz pierwszy. Ta sama latarnia oświetlała drogę wyłożoną miliardem kamyczków chrzęszczących przy każdym kroku, te same potężne drzwi, ta sama tajemnicza kołatka.
- Jak myślisz, może już śpią? – zapytałam z nadzieją w głosie.
- Boisz się – otworzył
przede mną drzwi.
Weszliśmy do pustego przedpokoju, już tam słychać było wrzaski dochodzące z salonu. Chłopcy widocznie urządzili sobie męski wieczór z horrorem w roli głównej. Mieli dobry humor. Adam kazał mi pierwszej wejść do pokoju, z uzasadnioną obawą przekroczyłam kolejny próg. Demony powitały mnie głośnymi gwizdami.
Weszliśmy do pustego przedpokoju, już tam słychać było wrzaski dochodzące z salonu. Chłopcy widocznie urządzili sobie męski wieczór z horrorem w roli głównej. Mieli dobry humor. Adam kazał mi pierwszej wejść do pokoju, z uzasadnioną obawą przekroczyłam kolejny próg. Demony powitały mnie głośnymi gwizdami.
- To wszystko? –zmarszczyłam
brwi.
- A ty czego się spodziewałaś? Że będziemy chcieli cię zabić? – zaśmiał się Bastian.
- No po tobie bym się tego najprędzej spodziewała – westchnęłam siadając pomiędzy nim a Justinem.
- Ja tu próbuję oglądać – przerwał mi Jake.
Zdziwiło mnie to, że żaden z nich nie robił mi wymówek. Było za
cicho – taka cisza przed burzą, tylko kiedy będą te upragnione grzmoty? Nie
potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Niby było normalnie, o ile normalnie
może być w domu wypełnionym czterema demonami. Próbowałam skupić się na filmie,
ale wciąż czułam na sobie baczny wzrok Bastiana. Przeprosiłam chłopaków i
poszłam do swojego pokoju. Był w takim samym stanie w jakim go opuściłam
niespełna tydzień temu. Otworzyłam szafę – wszystko było ułożone w idealnym
porządku, złożone w taką samą kostkę. Na wieszakach wisiało kilka sukienek, ale
najwięcej miejsca zajmowała ta tiulowa. Wyjęłam ją i bez wahania założyłam.
Oczywiście największym problemem okazało się zawiązanie tasiemki, więc
związałam ją tylko lekko i usiadłam na łóżku opierając podbródek na dłoniach.
- Dlaczego nie oglądasz z nami? – usłyszałam głos Justina, który zajrzał do mojego
pokoju przez uchylone drzwi.
- Nie mam ochoty –opowiedziałam
spuszczając oczy.
- Nadal kłamać nie umiesz – uśmiechnął i usiadł obok mnie. – Chodzi o Alexa, tak? Pokiwałam
głową.- Nie musisz się tym przejmować, wybrałaś swoją pierwszą ofiarę,
zabiłaś ją, więc możesz być teraz wyłącznie z siebie dumna – mówił beznamiętnie.
- Przestań! –poderwałam
się z łóżka. – Powiedź mi w
końcu, że jestem nieodpowiedzialną kretynką, która zabiła kochającego ją
faceta! I po co?! Żeby zobaczyć jak to jest! Przecież ja wam brata zabiłam! – zmęczona krzykiem opadłam z
sił. On patrzył na mnie ze zdziwieniem, ale wciąż tylko milczał.
- Nawrzeszcz na mnie wreszcie – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Widzę, że sama to zrozumiałaś, nie muszę tego robić – położył mi rękę na ramieniu. Zawiodłam się.
Miałam nadzieję na burzę z piorunami, na huragan wyrywający drzewa z
korzeniami, a doczekałam się małego kapuśniaczku.
- Dlaczego to
założyłaś? – wskazał na moją
sukienkę. – Widziałaś, Jake
oddał ją do krawca i nie ma już śladu po tym rozerwaniu.
- Po Alexie też nie ma już śladu? – zapytałam drżącym głosem.
- Nie jestem pewien, ale myślę, że tak.
- Czy kiedyś przestanę o tym myśleć? Dam sobie z tym radę? – załamałam ręce.
- Demony wszystko
potrafią – pocieszył mnie.
Justin zawiązał tasiemkę w gorsecie.
Ścisnął mnie tak samo mocno jak Alex i myśl o nim wróciła. Zaczęłam żałować, że
to zrobiłam. Nie miała do tego prawa. Chciałam jeszcze raz go zobaczyć.
Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego jaka byłam nierozsądna, jak bardzo
skrzywdziłam kogoś, kto mnie kocha. Wybiegłam z
pokoju. Drzwi do sypialni Adama były otwarte, więc weszłam. Omiotłam wzrokiem
pomieszczenie, ale nie znalazłam kluczyków. Musiały być w przedpokoju. Miałam
rację – spokojnie tam leżały. Kiedy tylko ich dotknęłam, obok mnie zjawił się
Adam. Chciał wiedzieć po co mi one, ale nie miałam zamiaru z nim o tym
rozmawiać. Wybiegłam na zewnątrz. Chociaż było chłodno, a ja miałam na sobie
tylko tiulową sukienkę, nie czułam zimna. Zgraja demonów wybiegła za mną.
- Ja
cię zawiozę gdzie tylko chcesz, ale nie jedź sama, proszę cię – słyszałam głos właściciela
samochodu.
– Dlaczego
właśnie mój? Weź kogokolwiek innego!
- Twój jest
najlepszy – opowiedziałam
równie głośno.
- Ale
ty nie umiesz prowadzić –
wtrącił się Justin.
- A kto mi
mówił, że demony potrafią wszystko?
Dobiegłam do samochodu, ale w ostatniej chwili
Adam złapał mnie swoimi żelaznymi ramionami i nie miał zamiaru mnie puszczać.
- Mówiłem
ci, wszystko tylko nie mój samochód i tak wystarczająco go zniszczyłaś –wysyczał mi do ucha.
Bez trudu mnie obezwładnił.
- Dokąd
ty właściwie chcesz jechać? –
odezwał się Jake.
- Adam,
ja chcę ten łańcuszek, który dał mi Alex.
- Jaka
ty jesteś przewidywalna –
westchnął i po chwili dodał: – Mam
go w kieszeni. Wiedziałem, że będziesz chciała go mieć, ale nie spodziewałem
się, że tak szybko.
Uradowana niczym mała dziewczynka, wyciągnęłam
srebrny skarb z jego kieszeni. Alex na pewno nie dał mi go bez powodu, a ja
chciałam mieć chociaż jedną rzecz, która by mi go przypominała. Zmieniłam się.
Świadomość, że ktoś zginął z mojej ręki nie dawała mi spokoju.
- Może
wejdziemy do domu? –
wpatrzona w małe serduszko usłyszałam zniecierpliwiony głos Bastiana.
Pozwoliłam Adamowi odprowadzić się do
drzwi. Było mi wstyd, że tak się zachowałam. Mogłam przecież spokojnie
wytłumaczyć im jak bardzo zależało mi na tym naszyjniku, ale wtedy niewątpliwie
stałabym się w ich oczach kimś na kształt wariatki o ile już nią nie
jestem.
- Przynajmniej
ślicznie wyglądasz – szepnął
cicho, kiedy znaleźliśmy się w przedpokoju.
- A
chcesz w mordę? – zdenerwowałam
się.
- Jak
ty się wyrażasz? –
syknął.
Ton jego głosu zaniepokoił mnie, ale
postanowiłam nie opowiadać na jego zaczepki. Poszłam prosto do swojego pokoju.
I nagle wszystko wydało mi się takie pospolite i niewarte uwagi. Poczułam się
taka osamotniona... Dlaczego? Bo zabiłam kogoś, kto mnie kochał i już nikt nie
będzie zabiegał o moje względy tak, jak on to robił. Zaczęło mi go brakować.
Zdjęłam sukienkę i odwiesiłam ją na
miejsce. Wzięłam długi, gorący prysznic. Na mokrej jeszcze szyi zapięłam
delikatny wisiorek. Był ciepły od ciągłego trzymania go w dłoniach.
Zastanawiało mnie tylko dlaczego Adam wiedział, żeby zabrać ze sobą łańcuszek.
Wyłączyłam światło i rzuciłam się
na chłodną pościel. Zanim zasnęłam ktoś bez pukania wszedł do mojej sypialni.
Przykryłam się kołdrą po same uszy – nie chciałam z nikim rozmawiać. Wyliczanka
– Adam, Jake, Bastian czy Justin.
- Śpisz? –syczący głos Adama. Spodziewałam się
właśnie jego.
- Widać
przecież... – szepnęłam nie
otwierając oczu. – Mógłbyś
wyjść?
Zaskoczyło mnie to, że wyszedł. Od razu, tak po prostu. Po chwili
pożałowałam, że go wyprosiłam, ale to już nie miało znaczenia. Zasnęłam, ale
sen nie przyniósł mi upragnionego spokoju. Nocne koszmary znowu zaczęły mnie
męczyć. Zlana potem obudziłam się i rozejrzałam po pokoju, miałam wrażenie, że
jakiś cień przemknął mi przed oczami. Bez sił opadłam na chłodną wciąż
poduszkę. Zmrużyłam powieki, ale nie chciałam już spać – bałam się, ale nie
wiedziałam czego. Wstałam z łóżka i po cichu wyszłam z pokoju. Na szczęście na
korytarzu nie natknęłam się na żadnego z demonów. Tak jak się spodziewałam,
drzwi do jego pokoju były otwarte. Ostrożnie nacisnęłam na klamkę, ale nie od
razu odważyłam się, żeby wyjść do środka.
- Chciałeś
ze mną rozmawiać – szepnęłam
i myśląc, że chłopak śpi odwróciłam się na pięcie.
-Wiedziałem, że przyjdziesz – usłyszałam jego ciepły głos. – Usiądź przy mnie.
Z lekką obawą usiadłam obok niego. Adam wciąż leżał
na łóżku, tylko podciągnął się na łokciach, żeby się z nią zrównać. Mimo tego,
że było ciemnio doskonale widziałam jego błyszczące, rozbiegane oczy.
- Zimno
ci?– zapytał troskliwie.
- Przyszłam,
bo chciałam pogadać, znaczy ty chciałeś –
zaczęłam się jąkać.
- Jednak
ci zimno – dał mi do
zrozumienia, żebym położyła się z nim do łóżka.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że na
niewinnym leżeniu obok siebie się nie skończy, ale pokusa była zbyt silna. Nie
odmówiłam. Miał rację – po kołdrą było znacznie cieplej. Objął mnie
ramieniem. - Będziesz
to nosić? – wziął do ręki
srebrny łańcuszek uwieńczony delikatnym serduszkiem i zaczął obracać go w
palcach. Nie przeszkadzało mi to, że jego dłonie znajdują się tak blisko mojego
dekoltu.
- Nie
wiem, może, ale chyba nie o tym chciałeś ze mną rozmawiać – spojrzałam na niego z ukosa.
- Możemy
rozmawiać o wszystkim – wziął
do ręki moją dłoń.
- Proszę
cię.
Wyrwałam moją dłoń. Nie zdziwił się,
wręcz przeciwnie był z siebie zadowolony. Powoli zaczynałam lubić te jego
droczenie się ze mną. Był taki uroczy, uśmiechał się do mnie, a kiedy ja
uważałam, że posuwał się za daleko, on mówił, że jestem naiwna i wszystko
obracał w żart. I znowu się uśmiechał tak, że nie potrafiłam się na niego
gniewać, dlatego przyszłam do niego w środku nocy i chociaż leżałam oparta o
jego nagą, gorącą pierś w ogóle nie bałam się tego, że mógłby zrobić coś wbrew
mojej woli.
- Ty
naprawdę chciałaś tam jechać, sama? –
znowu zobaczyłam nieuzasadnioną troskę w jego ciemnych oczach.
- Tak –westchnęłam. – Sama nie wiem po co.
- Dobrze
wiesz – przysunął mnie bliżej
do siebie.
- Przecież
mi na nim nie zależy –
mówiłam jakby sama do siebie. – Ja nigdy, przecież ja go... zabiłam...
Dlaczego wtedy nie miałam skrupułów? Dlaczego się nie zawahałam?
- To
już było, nie wrócisz tego –
złożył delikatny pocałunek na moim rozpalonym czole.
- Ale
to ty mnie do niego zawiozłeś –
miałam do niego żal. – To ty
mnie do tego namówiłeś.
- Nie włożyłem ci noża do ręki – podkreślił. – To
był twój wybór, teraz widzę, że nie do końca świadomy.
Znowu miał rację, to go zabiłam, a
teraz żeby nie obarczać swojego sumienia, które jeszcze nic chciało mnie
opuścić, chciałam zrzucić winę na Adama. Równie dobrze mogłabym obwiniać o to,
mężczyznę, który wykonał broń. Pogodzenie się z tym, że zabiłam człowieka nie
sprowokowałoby, aż takich wyrzutów sumienia jak zabicie Alexa.
- Przynajmniej
ty na mnie nakrzycz –
szepnęłam gorączkowo.
- Dlaczego
miałbym to robić? Przecież już zrozumiałaś, że to nie o to w tym wszystkim
chodzi. Z każdym następnym razem będzie ci lżej.
- Ale ja nie chcę następnego razu. Nigdy więcej
nie chcę tego czuć. - A co czułaś, kiedy wbijałaś
ten nóż? – ton jego
głosu znów stał się syczący, był podekscytowany.
- Trudno
to opisać – zamyśliłam się i
uśmiechnęłam lekko.
- Nigdy
nie widziałem nikogo, kto uśmiechałby się w taki sposób jak ty – znowu mnie pocałował. Jego usta w
odróżnieniu od torsu były zimne, jakby marmurowe. Nie chciałam, żeby przestawał
to robić. A on nie przestawał.
***
- Powinnaś już iść – jego ciepły, przyciszony szept wyrwał mnie ze snu.
- Nie –odszepnęłam równie cicho.
- Nie
chcesz chyba, żeby ktokolwiek wiedział o tym, co tu zaszło – zasugerował.
- Może
ty nie chcesz –
odpowiedziałam zaspana. – Jeśli
chcesz to ty sobie stąd idź.
Naciągnęłam kołdrę na twarz i nie miałam
zamiaru gdziekolwiek się stąd ruszać, ale Adam miał inne plany. Nie próbował
mnie już przekonywać, żebym dobrowolnie przeniosła się do swojej sypialni,
tylko sam ześlizgnął się z łóżka. Schylił się tak, żeby jego twarz znalazła się
na wysokości mojej i zaczął coś szeptać,a raczej mruczeć – nie byłam w stanie
go zrozumieć. Podniósł mnie lekko i zaniósł do mojej sypialni. Delikatnie
położył mnie na łóżku i rozejrzał się po ciemnym pokoju. Zmęczona zmrużyłam
powieki i nieprzytomnie wtuliłam się w Morfeuszowe objęcia.
Adam nie wyszedł z pokoju, jak się tego
spodziewałam, tylko został i klęknął przede mną. Nie czułam jak opuszki jego
palców błądzą po mojej szyi, jak znowu mruczy coś niezrozumiale.
Z niecierpliwością czekam na kolejną cześć.To jest super.:) Szybko pisz, pisz. :)
OdpowiedzUsuńTo co tu napisałaś jest świetne! Bardzo podoba mi się twoja różnodność słownictwa, czego często brakuje dziewczynom prowadzącym takie blogi.
OdpowiedzUsuńbędę tu wpadać, zapraszam do mnie: http://kraina-psychopatow.blogspot.com/
Przeczytałam dopiero ten rozdział i jest naprawdę świetny. Gdy będe miała wolny czas napewno nadrobię zaległości ;D
OdpowiedzUsuńhttp://cynamoooo.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńheej♥ zapraszam do mnie ;D super blog, pisz czekam z niecierpliwością ;d