sobota, 16 lutego 2013

Rozdział III








- Ładnie to tak bić starszych? – zza pleców usłyszałam syczący głos Adama. Był zdenerwowany.
- Przepraszam – szepnęłam podnosząc jeden kamyk z miliona pozostałych leżący obok niego.
- Nie mnie powinnaś przepraszać, tylko Bastiana. O mało nie połamałaś mu żeber.
- Alex też kiedyś o mało nie połamał mi żeber – westchnęłam cicho myśląc, że mój głos nie dotrze do uszu chłopaka.
Czułam, że moje słowa zdenerwowały go bardziej aniżeli sama napaść na Bastiana. Ze złością kopnął kilka kamyków, które z jękiem upadły kilka metrów dalej. Próbowałam nie zwracać uwagi na to, co robił tylko spojrzałam w niebo. Słońce chyliło się już ku zachodowi ospale pokonując swoją odwieczną podróż. Było tak samo zniewolone jak ja. Porównywanie się do słońca – szczyt egoizmu, bo jak można porównywać siebie, tak małą, nic nieznaczącą istotę do czegoś, co daje wszystkim życie.
Słysząc dźwięk wciąż przypominający mi kruszenie lodu, odwróciłam się w jego stronę.
- Mógłbyś przestać? –poprosiłam flegmatycznie.
Dopiero po chwil ukucnął przede mną i zaczął bawić się moimi dłońmi. Gładził je delikatnie opuszkami palców, przykładał do drżących ust. Siedziałam nieruchomo wpatrując się w moje bose stopy. Pożałowałam tego, że zostawiłam buty. Adam jakby domyślając się, że właśnie o nich myślę, zapytał:
- Dlaczego je wyrzuciłaś? Jeżeli rozmiar się nie zgadzał, to mogłaś po prostu powiedzieć –zaśmiał się pokazując przy tym rząd białych zębów.
Na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
Adam pomógł mi podnieść się z ziemi i razem wyruszyliśmy na poszukiwanie moich butów. Po kilu krokach poczułam się niczym Arielka, której każdy krok sprawiał jeszcze większy ból niż poprzedni, tylko że ona robiła to dla księcia, a ja żeby znaleźć buty.
Oparłam się o jego ramię i jeszcze mocniej przygryzłam dolną wargę.
- Pomóc ci? – zanim zdążyłam odpowiedzieć, wziął mnie na ręce.
Byłam na niego zła za to, że potraktował mnie jak dziecko, ale zdając sobie sprawę z tego jak trudno byłoby mi iść samej, otwarcie nie protestowałam. Wbiłam za to paznokcie w jego kark, co chłopak skomentował tylko krótkim syknięciem. Zanim jego krew zdążyła zaschnąć tworząc przy tym kilka unikatowych, szkarłatnych plamek na opuszkach moich palców, w odwecie przycisnął mnie mocno do siebie. Stanowczo za mocno. Gdybym mogła, słyszałbym bicie jego serca.
- Nie słyszysz?
- Lubię ciszę – uważnie rozglądał się dookoła, kiedy to ja wpatrywałam się w jego twarz.
- Ja już nie słyszę –zawładnął mną paniczny strach, tylko nie wiedziałam przed czym.
- Ja już nawet tego nie pamiętam.
- Jak można zapomnieć? Przecież o prosty rytm – zaczęłam wybijać go dłonią na ramieniu Adama. Ten bez słowa zrzucił mnie na ziemię.
- Adam? – jęknęłam.
- Ty jeszcze pamiętasz jak to jest, kiedy bije – obszedł dookoła moje ciało i ukucnął przy mnie. Nawet na mnie nie patrząc, mówił dalej. – Kiedy się boisz bije szybciej, albo zastyga w bezruchu. Ja już nigdy...
- Nie musisz mi tego mówić.
- Alexander był lepszy ode mnie – nie wiedziałam czy pyta czy stwierdza – jego zdaniem – oczywisty fakt.
- Boję się ciebie –szepnęłam widząc jego rozbiegane źrenice, trzęsące się usta, dłonie zaciskające się w pięści.
- Był lepszy, bo słyszałaś – wziął do ręki moją dłoń, rozprostował i położył sobie na piersi. –Nie zaprzeczaj, wiem.
- Przestań, boję się ciebie coraz bardziej – wyszeptałam, ale chciałam, żeby mówił dalej, jego głos taki syczący, sprawiał, że mimo strachu czułam się bezpiecznie.
- Lubię kiedy kłamiesz –wysyczał całując moją dłoń, po czym wziął mnie na ręce.
Byłam pewna, że kiedy znajdziemy się w domu, Adam natychmiast postawi mnie na podłodze, ale myliłam się. Przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie i zaniósł do mojego pokoju. Byłam tak zmęczona, że przestałam zwracać na niego uwagę i zaczęłam się rozbierać. On patrzył na mnie z zainteresowaniem, ale nie odważył się powiedzieć ani jednego słowa. Zapomniawszy o nim zamknęłam się w łazience. Po kilkunastu minutach wyszłam w czarnym szlafroku na sobie. Adam siedział oparty o moje łóżko, z dłońmi zawieszonymi na szyi. Pod wieloma względami przypominał mi wtedy Alexa. W jego zachowaniu doszukiwałam się wyimaginowanych podobieństw i coraz częściej widziałam coś, czego nie było.
- Długo czekałeś? –zaczęłam.
- Nie czekałem na ciebie, chciałem chwilę pomyśleć.
- Właśnie w moim pokoju? Nie masz swojego?
- Już wychodzę, nie będę ci przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz – w porę ugryzłam się w język. – Zostań – położyłam się do łóżka.
- Nadal jesteś tylko naiwną idiotką – rzucił wstając z podłogi.
- Nie masz prawa tak o mnie mówić! – chciałam krzyknąć, gdy ten zamykał za sobą drzwi, ale z mojej krtani wydobył się tylko nic nieznaczący syk.
Wtuliłam się w chłodną pościel i chociaż byłam potwornie zmęczona, długo nie mogłam zasnąć. Za dużo obrazów bezustannie, z zawrotną prędkością przewijało się w moich myślach. Ospale podniosłam głowę z poduszki i oparłam się na ramionach. Spojrzałam w ciemność otaczającą mnie z każdej strony, niezmierną, przygniatającą mnie ciemność, która zasnuwała wszelkie drogi ucieczki. Zasnęłam snem porwanym i niespokojnym. Zaraz po przebudzeniu lekko zerwałam się z łóżka i po omacku trafiłam do drzwi. Jak najciszej prześlizgnęłam się zimnym korytarzem do pokoju, w którym spodziewałam się zostać Adama. Ciemność nie pozwalała zobaczyć mi sylwetki mężczyzny, ale byłam pewna, że leży na środku swojego ogromnego łóżka i pogrążony we śnie nie myśli o niczym.
Podeszłam do niego. Leżał na plecach, jego jedno ramie podtrzymywało głowę, kiedy to drugie leżało nieruchomo wzdłuż ciała. Spojrzałam w jego zamknięte powiekami oczy. Przez chwilę wahałam się, ale nie mogłam dłużej czekać – obudziłam go namiętnym pocałunkiem. Zanim otworzył oczy, chwycił mnie w pół i położył na kołdrze obok siebie. Byłam jeszcze bardziej zaskoczona niż on.
- Spodziewałeś się mnie – stwierdziłam nieusatysfakcjonowana. Na co Adam się tylko uśmiechnął. – Przyszłam, bo mam prośbę – przytuliłam się do niego.
- No tak, stajesz się taka jak my, interesowna – westchnął z uśmiechem.
- Zawieź mnie dokądś – powiedziałam celowo mijając spojrzenia chłopaka.
- Ja też nie jestem bezinteresowny, co z tego będę miał? – przygarnął mnie jeszcze mocniej do siebie.
- Co tylko będziesz chciał – rzuciłam oswabadzając się z uścisku, przeskoczyłam przez łóżko i znalazłam się przy drzwiach.
- Ale jest tak zimno – próbował się wymigać, ale widząc moją zaciętą minę, zczołgał się na podłogę.
Kiedy znalazłam się na korytarzu też poczułam, że robi się chłodno. Bez namysłu wbiegłam do swojej sypialni i założyłam spodnie wiszące na oparciu krzesła. Idąc nieszerokim holem stanęłam przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Adama. Uspokoiłam się słysząc cichy szelest kroków – nie spał. Udałam się do kuchni. Włączyłam światło, które oślepiło mnie na ułamek sekundy i zabrałam się do przygotowania gorącej kawy dla Adama i aromatycznego Cappuccino dla siebie. Popijając napój usiadłam przy stole. Adam zaskoczony moją troską usiadł obok mnie i nawet nie spróbował, odsunął od siebie kupek.
- Nie pijam kawy – wyjaśnił krótko.
- To może Cappuccino?
- Jedziemy już? – zapytał obojętnie.
- Już – zostawiłam na stole niedopite Cappuccino i wyszłam za nim z kuchni.
Po kilku minutach znaleźliśmy się w jego srebrnym samochodzie i wtedy padło trudne dla mnie pytanie.
- Dokąd? – Adam zacisnął zsiniałe palce na kierownicy.
- Nie wiem – zapięłam pasy.
- Więc obudziłaś mnie tylko po to, żebyśmy poszli do samochodu i z powrotem wrócili do domu? – w jego głosie słychać było na przemian to irytację to kpinę.
- Są tu zgliszcza jakiegoś lasu?
- Słucham? – zaciekawiło go moje wyrwane z kontekstu pytanie.
- Chciałabym, żebyś właśnie tam mnie zabrał – powiedziałam spokojnie patrząc w niebo.
- I może jeszcze mam cię tam zostawić? –zaśmiał się.
- Możesz zostać tam ze mną, ale najpierw musimy tam dojechać. Pamiętasz jakiś pożar? – zapytałam z nadzieją w głosie.
Nie odpowiedział tylko ruszył. Uporczywie wpatrywałam się w jego twarz, ale ona jak zawsze nie zdradzała żadnych emocji, zawsze, kiedy tego potrzebowałam, nie mówiła zupełnie nic. Tyle razy widziałam wymalowaną na niej kpinę, szyderczy uśmiech.
Po kilku minutach auto zatrzymało się z piskiem opon na jakiejś sporadycznie uczęszczanej leśnej dróżce. Dobrze, że przed wyjściem zdążyłam założyć wygodne adidasy – nie miałam ochoty na darmowy pilling stóp. Nie zauważyłam kiedy Adam wyszedł z samochodu, usłyszałam tylko dźwięk zamykanych za nim drzwi. Widok zniszczonego lasu przyprawił mnie o nieprzyjemne dreszcze. Nie chciałam wychodzić z auta, za bardzo się bałam. Tylko czego? Ten widok był dziwnie znajomy, więc jak można bać się czegoś, co już się zna?
Srogie spojrzenie Adama zmusiło mnie do wyjścia.
Było zimno. Przez niewidoczne chmury przebijały liczne nocne oczy. Nieśmiało zbliżyłam się do pierwszych zwęglonych pni drzew, po których wspinały się już młode latorośle. Chłopak śledził każdy mój niepewny gest. Weszłam głębiej.
- Zgubisz się – usłyszałam za sobą syczący głos Adama. – Kobiety nie mają dobrej orientacji w terenie.
Nie zwracałam uwagi na jego przestrogi –szłam dalej bezwładnie ocierając się o obumarłe drzewa. Poczułam na plecach dłoń mojego „opiekuna”, który nie chciał pozwolić na to, żebym szła dalej. Zrzuciłam ją bez słowa. Położyłam dłoń na jednym z pni, był taki gorący jakby przed chwilą się jeszcze żarzył. Cofnęłam rękę. Nagle poczułam, że z każdej strony otacza mnie coraz to większy gorąc, że dłużej już nie wytrzymam. Zaczęłam obracać się w kółko, ale nie wiedziałam, w którą stronę mam uciekać. Gdyby nie Adam osunęłabym się na ziemię i pozwoliłabym niewidzialnym płomieniom na spalenie żywcem. Chłopak widząc to, co się ze mną działo, wziął mnie na ręce i wybiegł ze mną na zapomnianą przez wszystkich ścieżkę.
- To tutaj, możemy już wracać – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Adam mimo, że nie do końca rozumiał słowa, które wypowiedziałam, pomógł mi wejść do samochodu i nachylając się nade mną, żeby zapiąć mi pasy, pocałował moje rozdygotane wargi. Zalała mnie fala przejmującego gorąca.

1 komentarz:

  1. http://hold-me-love-me.blogspot.com zapraszam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń