sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział XXII


- Co się tak wystroiłeś? Na ślub idziesz? – zaśmiałam się widząc Adama w czarnym garniturze, białej koszuli i z krawatem oplatającym jego szyję. On poszedł do mnie powoli i opierając się ramionami o blat zmusił mnie do tego, żebym spojrzała mu prosto w oczy.
- Żebyś wiedziała – opowiedział, a ja odwróciłam się i sięgnęłam po biały kubek wypełniony mlecznym Cappuccino.
- A jaka kretynka chciałby za ciebie wyjść? – upiłam łyk.
- Tak się składa, że ty – pocałował mnie w odsłonięte ramię. O mało się nie zakrztusiłam. Kubek wypadł mi z drżącej dłoni rozsypując się na miliony malutkich kawałeczków, a Cappuccino poplamiło moje ulubione spodnie i idealnie wypastowane pantofle Adama. Zaśmiałam się nerwowo szukając w myśli odpowiedniej odpowiedzi na jego nietypowe oświadczyny.
- Mogę zadać ci osobiste pytanie? – odwróciłam się do niego. – Czy ty nie jesteś przypadkiem pod wpływem jakiś środków odurzających?
- A uczucie do ciebie też się liczy? – objął mnie w tali i przycisnął do piersi. Poczułam się jak maleńka dziewczyna, która bezpieczeństwo znajduje w ramionach ojca, tylko że ja nie miałam ojca, ale Adama, który zastępował mi cały świat. Przypomniałam sobie jak widziałam go z Lili, jak bardzo mnie to bolało i już chciałam powiedzieć, że nic z tego, ale nie myśląc o konsekwencjach pokiwałam głową. To był dzień, w którym zdałam sobie sprawę z tego, że nawet w tym przeklętym domu mogę być szczęśliwa.
- Ale jak? W kościele? – zadałam prozaiczne pytanie. – Przecież tak nie można. A goście, moja matka?
- Ależ ty nie masz już matki. Zostawiłaś ją tak samo jak twój ojciec zostawił was – pogłaskał mnie po włosach. – Gości nie będzie, tylko my, Justin i Bastian. Zauważyłem, że nie przepadasz za moimi znajomymi.
- A Jake?
- Powiedział, że nie będzie patrzył na tą farsę. W moim pokoju jest sukienka dla ciebie, powinna być czarna, ale w białym też będzie ci do twarzy.
- Teraz? Nie za szybko? Przecież ja jestem nieprzygotowana, ludzie miesiącami przygotowują się do ślubu, a ty dajesz mi kilka godzin…
- Dokładnie dwie godziny dwadzieścia minut – przerwał mi patrząc na swój szwajcarski zegarek, za którego wartość można byłoby kupić jeden z lepszych samochodów.
- Adam po co to wszystko? – ogarnęły mnie wątpliwości.
- Bo nie wierzysz w to, że jesteś dla mnie najważniejsza – pocałował moje nieprzyzwyczajone do delikatnych pocałunków usta.
- Jestem za młoda na ślub.
- Jeśli nie jesteś za młoda na seks, to jesteś wystarczająco dorosła, żeby za mnie wyjść – pocałował mnie w kącik ust.
Przekupieni pracownicy urzędu cywilnego udzielili nam ślubu w niespełna piętnaście minut. Bez formalności, wystarczyły jedynie nasze podpisy i zaświadczenia o  wolnym stanie cywilnym. Mimo że nie był to ślub kościelny, mój partner zadbał o to, żeby oczy wszystkich zwrócone były tylko na mnie. Miałam na sobie cudowną sukienkę z białej koronki sięgającą ziemi, włosy upięte w niezbyt misterny kok, żeby nie zasłaniały mi szyi i dekoltu, ale musiałam mieć lekki szal okrywający plecy i tylko część ramion.
- I ślubuję ci… – z podniecenia nie mogłam skupić się na tym co mówi mój przyszły mąż. Wszystko potoczyło się tak szybko. Patrząc mu w oczy powtórzyłam słowa przysięgi, kiedy tylko powiedziałam „tak” porwał mnie w objęcia i całował tak jak jeszcze nigdy dotąd, kochał tak jak mi się nawet nie śniło. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie powiedział wprost, że mnie kocha. Pomimo tego, że dzień ślubu powinien być najpiękniejszym dniem w życiu, wspomnienie tych gorących pocałunków przyćmiło samą ceremonię. Nigdy już nie miałam przypomnieć sobie wszystkich słów Adam.
Bastian podał mi kwiaty i całując w policzek szepnął miły komplement, a Justin wręczając mi małe pudełeczko owinięte niebieskim papierem, dodał:
- Bądź dobrą żoną, on gotowy jest cię zmienić – bynajmniej nie chodziło mu o rozwód, ale o wyraźny wpływ Adama na mnie. Pozwoliłam, żeby pocałował mnie w czoło i podziękowałam, bo wiedziałam, że musiał udzielić Adamowi zgodę na tą uroczystość.
Adam wziął mnie na ręce i zaniósł do wynajętego samochodu, w taki dzień nie chciał prowadzić, chciał zająć się tylko mną. Pomachałam chłopcom na pożegnanie i przymknęłam oczy rozkoszując się miękkością skóry, mocnym zapachem jego perfum i bąbelkami szampana pękającymi w zetknięciu z moim podniebieniem.
Jedno pytanie wciąż zaprzątało mi głowę, nawet kiedy w hotelu przed recepcją goście i obsługa zaczęli nam gratulować i życzyć szczęścia na nowej drodze życia. Do pensjonatu jechaliśmy ponad godzinę, bo Adam uznał, że ten w naszym mieście jest za skromny. Jednak podróż nie dłużyła się nam, bo mój mąż na zmianę prawił mi komplementy i całował przyciskając do piersi, a podstarzały szofer z uśmiechem wciąż zerkał w lusterko, dopóki nie ograniczył jego pola widzenia ruchomą, czarną szybą.
Adam wynajął najpiękniejszy i co za tym idzie najdroższy pokój, żebym  mogła poczuć się jak prawdziwa księżniczka. Pozwolił boyowi wnieść nasze dwie skromne walizeczki i z satysfakcją zawiesił na klamce tabliczkę z napisem „Nie przeszkadzać” po czym usiadł na ogromnym łóżku przykrytym atłasową narzutą. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął srebrną papierośnicę i identycznie zdobioną zapalniczkę. Zapalił papierosa wciągając dym głęboko do płuc i wydychając w moją stronę. Denerwował mnie tym, ale ja nigdy nie zwróciłam mu uwagi na temat jego postępującego nałogu. Przyciągnął mnie do siebie i patrzył na mnie tak, jakby tylko zachwycał się moją sukienką, bez słowa.
- Ile miałeś żon? – zapytałam bystro patrząc na jego twarz doszukując się reakcji. Nie był zaskoczony, ale nie od razu odpowiedział. Uśmiech na chwilę zniknął z jego twarzy, zaciągnął się. – To nic nie zmieni.
- Jeżeli sądzisz, że to nic nie zmieni, to dlaczego pytasz? – wstał, żeby móc patrzeć mi w oczy bez zbędnego nadwyrężania karku. – Musisz pytać mnie o to w taką noc? Jest tyle dni w roku, a ty wybrałaś właśnie ten? Komu chcesz zepsuć noc poślubną, mi czy sobie? Tak, miałem dziesięć żon. To chciałaś usłyszeć, że nie jesteś jedyną? Nie mam dwudziestu pięciu, tylko trzysta. A i dodaj do tego wszystkie dziwki, które przypadkiem znalazły się w moim łóżku. Zaliczałem matki, potem ich piękne córki i jeszcze piękniejsze wnuczki.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale mówił to z takim emanującym spokojem, że sama usiadłam na łóżku i kiwnięciem głowy przyznałam mu rację.
Adam ociężałym krokiem poszedł w stronę okrągłego stolika podtrzymywanego przez trzy finezyjnie wygięte nogi. Na szklanym blacie stała wcześniej przygotowana schłodzona butelka jednego z droższych szampanów, ale nie sięgnął po nią, tylko przeszedł przez cały pokoju i z małego barku wyjął pół litra.
- Weźmiesz jeden łyk, a będziesz spał na podłodze – powiedziałam twardo. Nawet się nie odwrócił.
- Chyba ty – zrezygnowawszy z kieliszka, przechylił butelkę. – Pieprzone feministki, robicie z nas idiotów, nazywacie szowinistycznymi świniami, domagacie się równego traktowania, a jak się zachowujecie? Wielka pani nie będzie spała na podłodze, a ja już mogę.  Kto przepuszcza w drzwiach, kto płaci za kolacje, kto kupuje kwiaty, do kogo są pretensje, kiedy zapomni o rocznicy? A i jeszcze, kiedy przestajemy patrzeć wam w oczy, to od razu zboczeniec. Idź do diabła – trzasnął wypełnioną do połowy butelką w podłogę. Szkło rozbiło się i razem z kroplami wódki rozprysło po pokoju, w końcu jego było stać na dewastowanie apartamentów. Kiedy pił tak szybko, procenty od razu zaczynały pulsować w jego pozornie spokojnym ciele.
Zniknął za drzwiami prowadzącymi do ogromnej łazienki, a ja świadoma poniesionej porażki usiadłam na łóżku. Z trudem zdjęłam sukienkę i w samej bieliźnie, wybranej przez Adama specjalnie na tą okazję, wślizgnęłam się pod jedwabną pościel. Spodziewałam się, że on zaraz wróci do pokoju i zwinne ominie potłuczone szkło, po czym położy się obok mnie. Zrobił tak jak sądziłam. Mimo mroku panującego w apartamencie, zdołałam zauważyć, że pożegnał się z eleganckim garniturem – miał na sobie tylko ciemne bokserki. Leżał na wznak, ale czułam drażniący zapach wódki, z którym przegrały jego perfumy.
- Nadal chcesz, żebym spał na podłodze? – wsunął dłonie pod głowę, żebym mogła zobaczyć jego napięte mięśnie. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Wiem, że w naszym związku moje zdanie nic nie znaczy – przyjęłam inną taktykę.
- Już nie jesteś feministką?
- Jestem twoją żoną, a to zabrania jakichkolwiek innych praktyk.
- Nie żartuj ze mną w ten sposób, bo jeszcze długo nie będziesz mogła spać na plecach – jego oczy błysnęły złowrogo – przyciągnął mnie do siebie. – Przepraszam – szepnął całując mnie w czoło.
- Takim pocałunkiem nic nie zmienisz – rozchyliłam usta w oczekiwaniu na prawdziwy pocałunek, czyli słodkie preludium tego, do czego miał doprowadzić mnie tej nocy. Nasze ogniste temperamenty sprawiały, że godziliśmy się tak samo szybko jak kłóciliśmy.
Po cudownych przeprosinach mój mąż podszedł do okna, uchylił je nieznacznie, ale do pokoju i tak wdarły się podmuchy mroźnego wiatru. Odetchnął świeżym powietrzem i poszedł do łazienki, żeby zaraz wrócić z papierośnicą i zapalniczką w ręku. Zapalił papierosa, w ciemnym pokoju widać było tylko żarzący się tytoń i mgławe światło ulicznych lamp. Znowu poczułam się szczęśliwa, ale tylko przez tą krótką chwilę między jedną a drugą kłótnią.


sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział XXI





Rano opuścił mnie pijacki amok, a na jego miejscu pojawił się ból głowy podsycany próbami przypomnienia sobie poprzedniej nocy. Leżałam sama w łóżku, ale ten fakt nie był w stanie mnie uspokoić, ponieważ brak jakiegokolwiek ubrania nie sugerował samotnie spędzonej nocy. Jednak nie musiałam długo czekać, bo w drzwiach pojawiło się rozwiązanie zagadki i co więcej trzymało w rękach tacę z jedzeniem. Fred zdążył się już dokładnie ogolić i przygotować dla nas śniadanie, ale nie zdążył się ubrać, myślałam, że było to typowe tylko dla demonów, widać myliłam się. Zamiast podać mi posiłek, postawił czarną tacę na małym stoliczku nocnym, a sam usiał obok mnie.
- Dobrze spała moja księżniczka? – pocałował mnie w czoło.
- Nie mów tak głośno – każde jego słowo docierało do mnie ze zdwojoną siłą rozrywając mi czaszkę.
- Mówiłem ci, że nie powinnaś tyle pić – szeptał – ale kto by mnie słuchał, tyle lat doświadczenia, tyle butelek wódki, przecież nie piłem tego na marne.
- Nie żartuj – mój wzrok mimowolnie spoczął na jego dobrze zbudowanej klatce piersiowej. – Czy my… no wiesz?
- Tak, nawet kilkukrotnie – odsłonił zęby w zadziornym uśmiechu.
Adaś – tylko to słowo przyszło mi do głowy. Zniżyłam się do jego poziomu, żeby go poniżyć, a poniżyłam wyłącznie siebie. Fred próbując odgadnąć o czym myślałam i spojrzał mi w oczy i najczulszym głosem na jakiego było go stać wymamrotał:
- Obiecuję ci, że nikt już cię nie skrzywdzi.
Nikt nie mógł ustrzec mnie przed samą sobą, a to właśnie ja stanowiłam dla siebie największe zagrożenie. Odkąd zaczęłam słyszeć te przeklęty głosy, które były naturalną częścią trwania demonów, z całej siły próbowałam je stłamsić nie mogąc uświadomić sobie, że ta destrukcyjna siła obraca się przeciwko mnie. Nie oczekiwałam od niego, że stanie się dla mnie tarczą, liczyłam na to, że mnie wysłucha i na tym się skończy. Nie chciałam, żeby przeze mnie stał się wrogiem moich przyjaciół, którzy bez mrugnięcia okiem gotowi są go zabić.
- Która godzina? – wróciłam do rzeczywistości.
- Po dziewiątej – widząc, że nerwowo szukam swojego ubrania, dodał – nie wyjdziesz stąd dopóki nie powiesz mi prawdy.
- O co ci chodzi? – czyżby dowiedział się o moich demonicznych zdolnościach? Zadrżałam na samą myśl. – Przecież ci wszystko opowiedziałam.
- Powiesz mi prawdę, ale o tym – położył dłoń na moich plecach prawie w całości pokrytymi śladami po niedawno gojących się ranach.
- Nie chcę o tym mówić, boli mnie głowa – wróciłam do pozycji leżącej, żeby uniemożliwić mu patrzenie mi w oczy. Wyjaśnienie pochodzenia tych znamion wiązało się opowiedzeniem okoliczności ich powstania o czym nie mogłam mu powiedzieć.
- Nie chcesz mówić? Dobrze, może inaczej cię przekonam – pocałował mnie, a ja mimo braku spirytusu we krwi, który mógłby w znacznym stopniu usprawiedliwić moje zachowanie, pozwoliłam, żeby jego język pieścił moje podniebienie.
- Mam męża – ta myśl nie dawała mi spokoju, powtarzana w kółko nie pozwoliła mi o sobie zapomnieć i coraz bardziej przeszkadzała w rozkoszowaniu się kolejnymi pieszczotami, aż w końcu wypowiedziałam ją na głos. Fred usłyszawszy te dwa magiczne słowa odskoczył ode mnie jak oparzony. Nie wiedziałam czy był bardziej zdziwiony czy zły, że powiedziałam mu o tym tak późno. Nie spodziewał się, że osiemnastoletnia dziewczyna może być już mężatką.
- Jesteś żoną tego idioty? – z trudem zadał to pytanie.
- To nie jest idiota – mimo wszystko nie mogłam pozwolić na to, żeby ktoś tak o nim mówił.
- To wszystko wyjaśnia – zaczął chodzić po pokoju. – Co ja zrobiłem. Ten idiota, o przepraszam twój mężulek – poprawił się ironicznie – powiedział mi, że jeżeli dotknę cię, kiedy będziesz jego własnością, to mnie zabije i teraz już wiem co miał na myśli.
- Fred, ja wiem, że on nie żartował.
- Myślisz, że boję się takiego chłystka? – uspokoił się. – Za kogo on się uważa sądząc, że ta obrączka czyni cię jego własnością – załapał mnie za rękę, żeby zobaczyć srebrny symbol naszego związku.
- Ty jeszcze nie wiesz do czego on jest zdolny – okryłam się kołdrą i wyszłam z pokoju.
- Wiem, że uważa, że może bezkarnie bić kobiety  krzyczał za mną. – To mi wystarczy.
Po chwili obydwoje byliśmy już w kuchni, ale tym razem kompletnie ubrani. Zjedliśmy szybkie śniadanie, po czym Fred zgodził się odwieść mnie do Julii pozostawiając zemstę na później. Pożegnał mnie wymuszonym pocałunkiem i kilkoma obelgami kierowanymi pod adres Adama po czym pozwolił mi wysiąść kilka domów dalej, żeby rodzice przyjaciółki nie zobaczyli jego samochodu. Podbiegłam do okna, przez które wczoraj wyszłam w nadziei, że Julia go nie zamknęła. Bez trudu znalazłam się w jej pokoju, a ona zrobiła coś czego ja się nie spodziewałam – przytuliła mnie mówiąc:
- Źle robisz, ale nic więcej nie powiem – oparłam podbródek o jej ramię.
Po kilku minutach ustaliłyśmy wspólną wersję wydarzeń, a punktualnie o 10 przed jej domem pojawił się srebrny samochód Adama. Już w pokoju słychać było jego grzeczną rozmowę z rodzicami mojej przyjaciółki, jeszcze raz przepraszał i dziękował za gościnę. Poczułam delikatne ściśnięcie w dołku, ale przełknęłam ślinę, wyprostowałam się i powitałam go ciepłym uściskiem. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wyszliśmy z domu, żeby za kilka sekund znaleźć się w klimatyzowanym aucie.
- Trzeba jakoś zagospodarować pokój, który zostawił Jake. Nie powinien stać pusty.
- Jeśli znowu chcesz rozmawiać ze mną o dzieciach, to daruj sobie – odburknęłam i odwróciłam głowę. – Wiesz co ja o tym myślę.
- Wiem i to mnie niepokoi – był nadzwyczaj spokojny, a jego głos wyzbył się sarkazmu, okrucieństwa i podłości, którymi na co dzień był przepełniony. – Myślałem nad tym całą noc, no może prawie – uśmiechnął się niezauważalnie – i doszedłem do wniosku, że ty się po prostu boisz.
- Tak, ostatnio znowu się ciebie boję – teraz to ja ironizowałam.
- Byłabyś beznadziejną matką, sama jesteś jeszcze dzieckiem i to tobą trzeba się opiekować – nie przerywając jazdy, odwrócił moją głowę i pocałował mnie w usta.
- Sama sobie poradzę – wyrwałam mu się.
- Odkąd Jake się wyprowadził w naszym domu jest coraz ciszej… – westchnął rozczarowany moją reakcją.
- Nie wracaj do tematu dziecka – ta krótka podróż dłużyła mi się niemiłosiernie, ale nie miałam możliwości opuszczenia auta. Wreszcie dotarliśmy do domu, pierwsza zatrzasnęłam za sobą drzwi.
- Nie trzaskaj drzwiami – krzyknął. – Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną gówniarą jaką znam, lepiej wracaj do pieczenia swoich plastikowych ciastek! – krzyknął mi na odchodnym. Ja poszłam do domu, a on został dokładnie oglądając swój samochód.
Justin usłyszawszy, że wróciłam wyszedł na korytarz. Miał na sobie czarną, idealnie dopasowaną koszulę, ale bez krawata i niezmiennie złote spinki. Wyglądał tak jakby wybierał się na bardzo ważne spotkanie, a nie jakby miał całą sobotę spędzić w czterech ścianach. Uśmiechnął się widząc mnie w jeansach i pogniecionej koszulce z amerykańską flagą.
- Napijesz się czegoś czy Adam nie pozwolił ci zmarznąć? – zaproponował.
Zdenerwował mnie tak bardzo, że aż się gotowałam w środku. Kac maskowany przy Adamie dał mi o sobie znać, więc chciałam jak najszybciej z powrotem położyć się do łóżka i zapomnieć o tym do czego doszło między mną a Fredem. Mój mąż nie miał prawa się o tym dowiedzieć, ale tajemnice miały to do siebie, że prędzej czy później wychodziły na jaw. Wolałam, żeby później.
- Nie dziękuje – odmówiłam. – Muszę się położyć, krótko spałam.
- Czuję. Ile wypiłyście? Może przyniosę ci coś na kaca i jakieś tabletki na ból głowy? – zapytał z troską.
- O tak…
Już chciałam iść do mojego pokoju, kiedy zatrzymał mnie jego głos. Zostałam chociaż nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nim.
- I co o tym sądzisz?
- O czym? – wymamrotałam.
- O nowym członku rodziny – powiedział zdziwiony moją niewiedzą, był pewien, że Adam już przekazał mi tą wiadomość.

_____________

Drogie czytelniczki i czytelnicy, mimo, że opowiadanie się kończy, ja nie zamykam wątków, tylko je otwieram. W związku z tym proszę Was o wskazówki dotyczące nowej postaci (czy to ma być kobieta czy mężczyzna itp. oczywiście chodzi mi też o cechy charakteru i ewentualnie rolę w opowiadaniu). Jeżeli macie jakieś sugestie co do zakończenia to także z chęcią je przeczytam.


sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział XX






- April, proszę cię, idź po Adama – z oszołomienia wyrwał mnie spokojny głos Justina. – Tylko… albo nie, lepiej go nie denerwuj.
Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć i chociaż obawiałam się impulsywnej reakcji niedoszłego ojca wolałam po niego iść niż słuchać tego, co Justin ma do powiedzenia prawdziwemu ojcu. Wstałam od stołu, w korytarzu zarzuciłam na siebie kurtkę i wzięłam płaszcz dla Adama. Kiedy wychodziłam z salonu Bastian uśmiechnął się do mnie blado, nie chciał, żebym słyszała jak dostaje reprymendę. Wiedziałam, że na zwykłej rozmowie się nie skończy.
Otwierając drzwi prawie przyczyniłam się do upadku Adama – mógł się o nie nie opierać. W ostatnie chwili podtrzymał się o ścianę. Wyjął papierosa z ust, żeby mnie pocałować, ale odkręciłam głowę uniemożliwiając mu pocałunek w usta, musnął jedynie mój policzek. Widząc niepewność w moich oczach cofnął się dwa kroki.
- Bastian zmajstrował dziecko jakiejś dziwce, tak?
- Tak i nie – zdenerwował mnie nazywając Kelly w taki sposób. Podałam mu okrycie. Wściekły zapinał kolejne guziki.
- A ja głupi miałem nadzieję, że jesteś w ciąży, co więcej, że jesteś w ciąży ze mną, że mnie kochasz. Już myślałem, że będę trzymał te maleństwo na rękach, uczył je grać w piłkę…
- I zabijać ludzi – przerwałam mu.
- Nie masz pojęcia o czym ty mówisz – złapał mnie za ramiona i mocno potrząsnął – nie wiesz… nie znasz życia, jesteś jeszcze za małą gówniarą, żeby to zrozumieć i jeszcze śmiesz mówić, że będę złym ojcem. A jaką ty byłabyś matką? Kochać kogoś takiego jak ty to przekleństwo!
- Puść mnie – poprosiłam łamiącym się głosem. – Proszę cię puść mnie.
- Oczywiście – pocałował moje ręce w miejscach gdzie jeszcze przed chwilą zaciskały się jego palce. Nie przeszkadzało mu to, że i tak nie czuję jego ust przez kurtkę. – Chodź do pokoju – wymruczał mi do ucha.
- Adam, nie. To dla mnie za dużo, Kelly jest moją przyjaciółką, a teraz będzie miała dziecko z Bastianem.
- Pójdziesz teraz do mojego pokoju – rozkazał.
- Tobie chodzi tylko o jedno, a ja nie jestem twoją zabawką – przycisnął mnie mocno do siebie.
- Nie jesteś moją zabawką, ale moją żoną, a to do czegoś zobowiązuje – całował moje wargi rozgrzanymi ustami nie zważając na to, że próbuję mu się wyrwać. – A teraz grzecznie pójdziesz ze mną do mojej sypialni i będziemy długo starać się o potomka.
- Zawieś mnie do Julii albo pójdę do niej na piechotę.
Musiało upłynąć kilkanaście sekund zanim Adam zrozumiał czego od niego żądałam. Spojrzał na mnie z ukosa i już chciał się na mnie rzucić, ale powstrzymał go odgłos otwieranych drzwi. Justin stał w progu wyraźnie zdziwiony naszą obecnością. Bastian stał za nim ze spuszczoną głową.
- Myślałem, że poszliście na spacer albo przynajmniej zamknęliście się w pokoju. Róbcie co chcecie, ale my musimy się przejść – wypchnął przyszłego ojca na zewnątrz.
- Tak się składa, że właśnie Adam odwozi mnie do Julii.
- Może najpierw do niej zadzwoń – zaproponował.
Adam sprowokowany jego wzrokiem podał i swój telefon. Z pamięci napisałam numer przyjaciółki, na szczęście od razu odebrała. Po krótkiej wymianie uprzejmości okłamałam ją mówiąc, że w naszym domu pękła rura i zalała kilka pokoi, w tym także mój. Oczywiście zgodziła się na nocowanie. W czasie rozmowy on wciąż patrzył na mnie mając nadzieję, że dziewczyna odmówi.
Po kilku minutach, w czasie których zdążyłam zapakować do sportowej torby najpotrzebniejsze rzeczy, siedzieliśmy w klimatyzowanym samochodzie. Pierwsza małżeńska kłótnia. Westchnęłam cicho, czym zwróciłam na siebie jego uwagę, ale on miał minę zawodowego pokerzysty. Jak można było kochać kogoś takiego? Zatrzymał się przed jej domem i pożegnał mnie przelotnym pocałunkiem.
- Będę po ciebie o 10 – postanowił.
Odjechał z piskiem opon. Nawet nie byłam w stanie wyobrazić sobie jak teraz się czuł, a czuł się jak skopany, porzucony pies.
Julia powitała mnie serdecznym uściskiem wyrażając tym szczere ubolewanie nad zniszczonym pokojem. Dom jej rodziców był mniejszy od domu demonów, ale o wiele bardziej przytulny, a oni czekali na mnie w korytarzu, bardzo cieszyli się, że poznali koleżankę jedynej córki. Uprzejmie podziękowałam im za gościnę i poszłam z Julią do jej pokoju. Podała mi kubek wypełniony gorącą czekoladą. Usiadłam na jej ogromnym łóżku przykrytym niebieską narzutą i zaczęłam opowiadać o katastrofie.
- Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale ja nie będę u ciebie nocować – powiedziałam otwarcie.
- Pokłóciłaś się z Adamem? – zapytała z troską w głosie.
- Można tak powiedzieć. Wyjdę przez okno, nie martw się o mnie, będę tutaj o 9. Jakby ktoś pytał całą noc spędziłam u ciebie – nie czekając na jej odpowiedz wyskoczyłam przez okno – tylko szybko zgaś światło, żeby twoim rodzicom nie przyszło do głowy, żeby nas odwiedzić. To dla mnie bardzo ważne, pamiętaj jesteś moją przyjaciółką – dodałam i mimo nocy bez trudu trafiłam do domu Freda, na szczęście mieszkał tylko kilka domów dalej.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że posunęłam się do obrzydliwego szantażu, ale z Julią mimo tego, że była moją przyjaciółką nie mogłam rozmawiać na temat ciąży Kelly, o której pewnie nie wiedziała i wszystkich niuansach z nią zawiązanych. Wciąż mając w pamięci słowa Freda, kiedy oferował mi swoją pomoc, nacisnęłam na dzwonek do drzwi. Otworzył mi nieogolony, zaspany, zasłaniający granatowym szlafrokiem niekompletną piżamę trzydziestosześciolatek. Widząc mój rozmazany makijaż bez słowa wpuścił mnie do środka. Pomógł mi zdjąć kurtkę i zaprowadziwszy do gustownie urządzonego salonu wskazał mi kanapę. Usiadłam, a on nalał wino do dwóch kieliszków, ale nie od razu podał ten przeznaczony dla mnie. Usiał obok mnie i zapytał podejrzliwie:
- Jesteś w ciąży?
- Następny… oświadczam, że nigdy nie była w ciąży i teraz też nie spodziewam się dziecka – krzyknęłam.
- Więc dlaczego masz na sobie ciążową sukienkę? Adam pomylił rozmiar? – podał mi szkoło.
Wypiłam do dna i poprosiłam o więcej. Po kilku kieliszkach byłam na tyle pijana, żeby móc podać mu powód mojej niespodziewanej wizyty i na tyle trzeźwa, żeby nie mówić mu wszystkiego. Opowiedziałam mu skróconą wersję wydarzeń i wtulając się w jego potężne ramiona płakałam cicho żaląc się na mój los.
- Chcesz u mnie spać? – podniósł mój podbródek, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Tak, nie chcę do niego dzisiaj wracać, jemu zależy tylko na jednym – bełkotałam. Gdyby nie Fred, który wypił zaledwie jeden czy dwa kieliszki, nie trafiłabym do pokoju. Tylko on mnie rozumiał, nie potępiał, nie krytykował, nie pouczał, był obok mnie. Ledwie trzymając się na nogach zarzuciłam mu ramiona na szyję. Mężczyzna pomógł mi zdjąć sukienkę, ale ja nadal nie rozluźniłam uścisku. On już nawet nie udawał, że nie patrzy na moje piersi ledwie powstrzymując się przez rzuceniem mnie na plecy.
- Nie powinnaś tyle pić – próbował położyć mnie do łóżka.
- Tak, bo potem jestem łatwiejsza, już ktoś mi to mówił, jeszcze ktoś zrobi mi krzywdę – zachichotałam i zrobiłam obrażoną minę o jaką pokusić się może jedynie mała dziewczyna. – Buzi w czółko i dobranoc.

Najpierw złożył delikatny pocałunek na moim czole, potem wyprostował się, zgasił światło i już miał wyjść z pokoju, kiedy zatrzymał się w progu i odwrócił na pięcie. Kręciło mi się w głowie, coś szumiało, więc zamknęłam oczy gdy jego pełne usta wpięły się w moje przesiąknięte winem wargi. Całował tak samo zachłannie jak Adam. Po chwili jego ubrania leżały już na podłodze, a ja pozwoliłam mu, żeby zdjął ze mnie bieliznę, którą kupił mi Adam. Nie widziałam jego rozpalonych oczu wystarczyło mi, że czuła na sobie jego gorący oddech i ręce.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Libster Blog Award


   Witam!

   Z reguły nie piszę tego rodzaju postów, ale powodu podwójne nominacji do Libster Blog Award, musiałam złamać regułę. Bloggerki o nicku Stysia L (blog) oraz (blog sprawiły mi tym ogromną radość, więc teraz wywiążę się ze słodkiego obowiązku odpowiadając na 22 pytana.

   Pytania Stysi L:

1. Jaki jest Twój ulubiony strój?
Sukienka - biała, krótka i bez ramiączek. Uważam, że dziewczyny powinny chodzić w sukienkach, a nie zmieniać się w chłopczyce.

2. Jaki jest Twój ulubiony program telewizyjny?
Jeżeli chodzi o takie programy jak "Must be the music" czy "Mam talent", to nie oglądam.

3. Czym zazwyczaj jeździsz?
Autobusem - spędzam w nim ponad godzinę dziennie, ale za rok mam zamiar zdać na prawo jazdy, więc trzymajcie za mnie kciuki.

4. Ulubiony film?
Hmm... "Przeminęło z wiatrem" i "Ojciec Chrzestny".

5. Ulubiona piosenkarka?
Taylor Swift, chociaż wolę słuchać mężczyzn.

6. Ulubiony piosenkarz?
Freddie Mercury - chociaż nie żyje od przeszło 20 lat nadal go kocham.

7. Gdzie wyjeżdżasz na wakacje?
Prawdopodobnie zostanę w domu. Jestem domatorką.

8. Kim chcesz zostać w przyszłości?
Trudne pytanie - nie mam pojęcia.

9. Jaką książkę ostatnio czytałaś? 
"Sycylijczyk" M. Puzo, a teraz czytam "Powrót Ojca Chrzestnego", M. Winegardner

10. Jakie jest Twoje przezwisko/ksywka?
Nie mam, wszyscy zwracają się do mnie po imieniu.

11. 3 rzeczy jakie zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę?
1. Jacht, żebym mogła wrócić do domu,
2. Laptop najlepiej z dostępem do Internetu, żebym nadal mogła pisać,
3. Dużo czekolady.

   Pytania :

1. Opisz siebie w kilku zdaniach.
Hmm... Jestem strasznie leniwa :) Mam brązowe włosy i oczy, niestety noszę okulary, mam trochę zadarty nos, to chyba wszystko.

2. Ulubione potrawy?
Gołąbki, pierogi z kapustą, zrazy - ogólnie lubię jeść :)

3. Twoje marzenia?
Po pierwsze wydać książkę, po drugie wyjść za mąż.

4. Masz kilka blogów czy tylko ten?
To jedyny blog, który prowadzę.

5. Co byś w sobie zmieniła?
Cerę, wadę wzroku, wymieniałabym jedynki. Dodałabym sobie pewności siebie i pracowitości.

6. Twoje ulubiony kraj na świecie?
Zawsze chciałam jechać do Rosji i na własne oczy zobaczyć Plac Czerwony, Pałac Zimowy, Kreml (przynajmniej z daleka) i wiele innych i oczywiście spędzić tydzień w kolei transsyberyjskiej.

7. Kochasz swoich rodziców?
Oczywiście, chociaż często się z nimi nie zgadam.

8. Twój styl ubierania?
Tak jak wcześniej wspominałam uwielbiam sukienki, dziewczęce spódniczki i marzę o prawdziwym gorsecie, ale nie noszę leginsów.

9. Ulubiony kolor?
Zależy od nastroju - czarny, niebieski, biały.

10. Nienawidzisz jakieś osoby?
Nie sądzę, za niektórymi nie przepadam, ale nie mogę nazwać tego nienawiścią.
"Kocham wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zostali odkupieni" Pascal

11. Masz dużo przyjaciół?
Oddanych przyjaciół nie mam, ale mam cudowne koleżanki.










piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział XIX




             Do domu wróciliśmy po dwudziestej pierwszej, byłam już trochę zmęczona, więc z przyjemnością pozwoliłam wyręczyć się w noszeniu zakupów. Otworzyłam drzwi przed obładowanym torbami Bastianem i z ulgą zdjęłam buty. Zdziwiły nas cisza i półmrok panujący w środku, więc mężczyzna położywszy zakupy na podłodze zaczął skradać się do salonu. Spodziewaliśmy się włamywaczy, a spotkaliśmy czekających na nas Adama i Justina. Ten drugi wstał, położył mi dłonie na ramionach i w ojcowskim geście złożył pocałunek na moim czole. Zaskoczona spojrzałam na Adama. Miał taki łagodny wyraz twarzy, uśmiechał się lekko mrużąc oczy.
- Bardzo się cieszymy – powiedział, a drugi demon wstał od stołu i bez słowa pocałował mnie siarczyście. Zakręciło mi się w głowie i upadłabym gdyby nie podtrzymały mnie jego ramiona. Uwielbiałam kiedy całował mnie w taki sposób. Nie wiedziałam o co mu chodziło, ale kiedy już odzyskałam równowagę jeszcze mocniej wpięłam się w jego zmysłowe usta.
- To najpiękniejszy prezent jaki mogłaś mi dać – wyszeptał biorąc oddech.
- Bastian ci już powiedział? – wymownie spojrzałam na towarzysza moich zakupów. – To miała być niespodzianka, miałeś dowiedzieć się dopiero w święta.
- Jesteś wspaniała – ujął moją twarz w dłonie i jeszcze raz mnie pocałował.
Justin zniecierpliwiony kilkuminutowym pocałunkiem zakaszlał, żeby zwrócić na siebie naszą uwagę. W tym czasie Bastian przytaszczył do salonu moje łupy.
Adam oderwał się ode mnie, jego oczy były jeszcze bardziej rozognione niż zawsze, przyłożył mi palec do ust i powiedział, żebym nigdzie się nie ruszała. Justin odsunął mi krzesło i pomógł usiąść. Miał na sobie białą koszulę, ale bez krawata, tylko złote spinki migotały przy mankietach. Ostatni raz w białej koszuli widziałam go na ślubie, więc wyglądało na to, że dzisiaj też jest bardzo ważny dzień. Po chwili demon z powrotem znalazł się w pokoju, ale tym razem z dwoma wielkimi, różowym pudłami.
- To jest prezent dla ciebie – postawił je na stole przede mną.
- Ale do świąt jeszcze daleko – zauważył Bastian.
- A kto po południu piekł pierniki? – odciął się. – Kochanie otwórz, ale najpierw to mniejsze – podsunął mi jedno z pudełek.
Ostrożnie rozerwałam papier jakbym obawiała się co najmniej bomby atomowej, ale w środku jak zwykle był materiał, czyli kolejna sukienka, ale tym razem nie czarna, tylko jasno-niebieska. Ucałowałam go w oba policzki, chociaż wiedziałam, że spodziewał się bardziej wylewnego podziękowania.
- Adam, nie trzeba było.
- Ależ to nie jest prezent tylko ode mnie, podziękuj też Justinowi.
Już chciałam rzucić mu się na szyję, ale ten powstrzymał mnie mówiąc, że mam ją jak najszybciej przymierzyć. Wyjęłam ją z kartonu i zwróciłam się do drzwi.
- Jeszcze buty – Bastian podał mi delikatne, beżowe baleriny.
Nie obcasy? Wreszcie nauczyłam się chodzić na szpilkach, a oni nagle kupują mi płaskie buty. To wszystko było co najmniej podejrzane, ale nie chciałam psuć tej „rodzinnej” atmosfery. Zapaliłam światło w moim pokoju i już po kilku sekundach za zasuwałam już suwak z biegnący wzdłuż lewego boku. Wydawała mi się trochę za duża w niektórych miejscach, ale cóż nawet Adam może się kiedyś mylić. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze, założyłam buty i krokiem modelki weszłam do salonu.
- Wiedziałem, że będziesz cudownie wyglądała – Adam objął mnie w pół. – A teraz usiądź i otwórz drugi prezent.
Zdziwiła mnie przesadna grzeczność mojego faceta, ale nie chciałam go urazić jakimś komentarzem, więc w milczeniu rozpakowałam drugi podarunek. Wszyscy trzej usiedli wokół mnie i z niecierpliwością w oczach mnie ponaglali. Moje oczy przybrały rozmiary dwóch spodków.
- Co to jest? – wyjęłam balsam na rozstępy, oliwkę do masażu antycellulitowego i dziesiątki innych kosmetyków. – Sugerujesz, że jestem… gruba?
Roześmiał się i nie zważając na to, że zła zrzuciłam jego dłoń z mojego uda, położył ją tam jeszcze raz.
- Nie powinnaś się teraz denerwować – pocałował mnie w ramię.
Justin był zaszokowany moim zachowaniem, a Bastian – prezentem.
- Adam, powiedz mi, ale tylko jednym zdaniem, o co tu chodzi – próbowałam zachować spokój.
- Nie musisz udawać, ja już wszystko wiem i jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Bałaś mi się o tym powiedzieć? Kochanie, dlaczego? Wiem, że czasem jestem nieprzewidywalny, ale ty nie musisz się mnie obawiać. Nigdy nie zrobię ci krzywdy – pocałował wierzch mojej dłoni.
- Adam poczekaj z tymi pieszczotami – przerwał Justin – czyli to nie ty? – spojrzał na mnie.
- Co nie ja? Kupiłam Adamowi zegarek, ale to nie powód, żeby kupować mi kremy na rozstępy.
- Nie jesteś w ciąży? – Adam spojrzał mi głęboko w oczy. Rozejrzałam się po obecnych – Justin spokojnie czekał na moją odpowiedź, a twarz Bastiana przybrała kredowy kolor.
- Nie, skąd wam to przyszło do głowy?
- A to? – wyjął z kieszeni test ciążowy uprzednio włożony do plastikowego woreczka, tak tylko Adam mógł wpaść na coś takiego. – Ale to nie jest moje – odparłam.
- Przecież nie moje, ani nie Justina i sądzę, że Bastiana też nie. Rozumiem, że na razie nie chciałaś obwieszczać nam tej wiadomości, ale nie mogłem się powstrzymać – znowu mnie pocałował.
- Adam, co ty nadpobudliwy jesteś? – w końcu zdołał wyprowadzić go z równowagi. – Wyjdź sam albo ja ci pomogę.
Wiedziałam, że jedynie wzrokiem mogę poprosić Adama, żeby został – rozkaz Justina nawet w formie prośby był rozkazem i żaden z nas nie mógł się do niego nie dostosować. Mój mąż posłusznie opuścił salon, a Justin zanim zaczął mówić, odczekał aż usłyszymy trzask zamykanych drzwi frontowych.
- To prawda, Adam znalazł ten test w koszu i pierwszą myślą jaka przyszła nam do głowy to, że właśnie ty jesteś w ciąży. Jeśli chciałaś zrobić mu niespodziankę, to trzeba było lepiej go ukryć – uśmiechnął się na chwilę, ale zaraz spoważniał – powiedz prawdę. Boisz się Adama, tak? Nie masz pewności czy to jego dziecko?
Milczałam przyglądając się swoim dłoniom.
- Nie chcesz rozmawiać przy Bastianie? – spojrzał na niego wymownie.
W głowie kołatały mi się dziesiątki myśli, ale żadna z niech nie była na tyle odpowiednia, żeby wypowiedzieć ją na głos. Czekałam, aż któryś z nich powie coś pierwszy, któryś stanie w mojej obronie, wytłumaczy to, czego ja nie byłam w stanie wyjaśnić. Wyprostowałam się na krześle.
- Nie, jej nie chodzi o mnie – zamiast mnie odpowiedział Bastian.

Adam chodził w kółko przed domem. Zdenerwowany zaczął łamać palce – to nie spodobałoby się April – powiedział sam do siebie po czym sięgnął po srebrną papierośnicę i taką samą zapalniczkę. Zanim zapalił papierosa złamał kilka z nich, ręce tak mu się trzęsły, że nie był w stanie rozniecić ognia. Wiadomość o ciąży była dla niego jak grom z jasnego nieba, ale od dawna nic nie wbiło się w jego chłonny umysł z taką siłą. Wycieńczony ogromem emocji oparł się ramieniem o drzwi jakby chciał usłyszeć, o czym mówi Justin. Przypominał sobie te wszystkie noce, które spędzał na niekończących się pocałunkach i te wieczory, kiedy jego wierność była narażona na próby. Westchnął patrząc w niebo. Zaczęło robić się zimno.
- To nie jest test April – powiedział spokojnie Bastian.
- Sebastianie Lowinie co chcesz nam przez to powiedzieć? – Justin przeniósł na niego swój wzrok.

- To Kelly – zawiesił głowę na ramionach, ale nie był załamany, po prostu nie mógł znieść jego spojrzenia.

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział XVIII







Dwa miesiące później.


Zamiast uważnie słuchać wykładu na temat nudnych rządów króla Henryka VII Tudora, przyglądałam się moim idealnie pomalowanym paznokciom i uciekałam myślami gdzieś daleko poza klasę. Wyglądało na to, że nie tylko mnie nudzi lekcja, bo na mojej ławce wylądował świstek papieru a na nim koślawe pismo Julii – „Zrywamy się z ostatniej lekcji, idziesz z nami?” . Odwróciłam się w jej stronę i przecząco pokiwałam głową, nie mogłam ze względu na Adama. Ostatnio zaczęło się nam układać, nie mogłam tego zepsuć. Pech chciał, że historyk zobaczył jak kręcę się w ławce i z cynicznym uśmiechem na twarzy oznajmił mi, że jeżeli jestem aż tak zainteresowana piętnastowieczna Anglią, to z przyjemnością zostanę po lekcjach i przeczytam życiorysy wszystkich władców z dynastii Tudorów. Tak oto zostałam ukarana za wagary, na które nie poszłam. Grzecznie doczekałam końca tej lekcji i następnej, a potem skierowałam się do klasy, w której czekał już na mnie nauczyciel. Po drodze kupiłam sobie gorącą czekoladę. Oczywiście większość moich znajomych zajadała teraz pizzę albo jakieś inne niezdrowe jedzenie i mimo mrozu popijała je zimną colą.
Mój nauczyciel miał na sobie beżową marynarkę z łatami na łokciach i sprane jeansy. W ręku trzymał kubek z kawą, pewnie tak jak ja chciał się trochę rozgrzać, niestety jego uśmiech nie był nawet letni. Minęłam go w drzwiach, po czym usiadłam w pierwszej ławce, gdzie czekały już na mnie materiały. Mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie jakby rozkoszowała się tym, że musiałam zostać, do tej pory nie dawałam mu żadnych pretekstów do zatrzymania mnie po lekcjach, a że usidlił już prawie wszystkich, to przyszła kolej na mnie. Kątem oka dostrzegłam, że bierze do rąk dzisiejszą gazetę i popijając kawę przestaje poświęcać mi należytą uwagę. Myślałam, że przez całą godzinę będzie stał nade mną pilnując czy na pewno czytam o królowej Marii czy Elżbiecie, a tu takie miłe zaskoczenie.
Życiorysy rodziny Tudorów przewijał się już przez dziesiątki rąk, więc był pognieciony, w kilku miejscach podpisany czy pomazany. Spojrzałam na pierwszą stronę, pomiędzy drugą a trzecia linijką ktoś napisał: –  Jeżeli to czytasz, to znaczy, że odznaczyłeś się niesubordynacją i miałeś czelność zakłócać spokój na niezwykle ciekawej lekcji.” – uśmiechnęłam się sama do siebie, ale nie miałam zamiaru czytać dalej, przeglądałam tylko stos kartek zwracając uwagę na najciekawsze portrety belfra i złote myśli tłamszonych niesprawiedliwością uczniów. Tak minęła mi prawie cała godzina. Na końcu ostatniej strony obok przyczyny śmierci któregoś z władców tymi samymi literami co na pierwszej było napisane – „Dotrwałeś do końca czy przewertowałeś kartki?”, a obok coś co mnie zastanowiło, mianowicie był to malutki rysuneczek z niewyraźną siódemką w środku. Podniosłam głowę znad ławki, żeby zobaczyć dlaczego nauczyciel kaszle.
- Widzę, że zaciekawiły cię te notatki. Cieszy mnie to, ale możesz już iść – wziął do ręki kubek.
- Nie, to znaczy tak – poprawiłam się – ma pan rację, muszę już iść.
Jeszcze raz rzuciłam okiem na notatki i wyszłam z klasy. Na korytarzu stał zniecierpliwiony Adam.
- Czekam na ciebie od godziny, dzwoniłem, ale ty oczywiście nie raczysz odebrać – zarzucił mi.
Faktycznie, nie pomyślałam o tym, żeby poinformować go o tym, że później kończę. Wyjęłam z torby telefon – prezent od Bastiana – sześć nieodebranych połączeń.
- Przepraszam cię, musiałam zostać, bo nauczycielowi nie podobało się moje zachowanie.
- Co zrobiłaś? – odsunął mnie od siebie na odległość ramion.
- Odwróciłam się do Julii i on to zobaczył – westchnęłam.
- To jest tak głupie, że aż ci wierzę – przytulił mnie i pocałował w czoło. – Wolałbym jednak, żebyś następnym razem do mnie zadzwoniła, nie traciłbym tyle czasu na czekanie.
Wziął mnie za rękę i wyszliśmy przed budynek. Cienka warstwa śniegu pokryła już cały dziedziniec i  parking przed szkołą, malutkie płatki unosiły się w powietrzu. Słońce chyliło się już ku zachodowi rzucając złoto-pomarańczowe promienie na białe połacie.
- Wiesz, że niedługo będą święta? – zapytałam wsiadając do samochodu.
- Wiesz, że zmarł Miguel Calero ? – wziął ode mnie torbę i rzuciwszy ją na tylnie siedzenie znowu mnie pocałował.
- Nie mam pojęcia kto to jest ten cały Calero – zapięłam pasy.
Trochę zdenerwowana tym, że zignorował moją wzmiankę o świętach, patrzyłam jak uciekają oszronione drzewa rosnące wzdłuż drogi. Tak bardzo chciałam ubrać choinkę, patrzeć jak rośnie ciasto, tak jak kiedyś. Wtedy wszystko było proste, teraz też będzie – postanowiłam kładąc rękę na kolanie Adama. Ten uśmiechnął się do mnie i pochylił się, żeby znowu pocałować mnie w policzek.
- Uwielbiam kiedy taka jesteś.
- Jaka? – nieznaczenie przechyliłam głowę w bok.
- Właśnie taka ja teraz. Nie często jesteś dla mnie miła. Czym sobie na to zasłużyłem?
- Tym, że darzysz mnie uczuciem, którego nie potrafisz nazwać
- Masz rację, tak bardzo cię nienawidzę – na chwilę przyciągnął mnie do siebie.
W domu był tylko Bastian, który wziął wolne, żeby przedłużyć sobie świąteczny urlop. Usłyszawszy, że idziemy wyszedł nam na spotkanie do przedpokoju. Miał na sobie zabawny, czerwony sweter pokryty białym, nordyckim wzorem, spod którego wystawały białe mankiety i kołnierzyk, a przez lewe ramię przewiesił ścierkę. Brakowało mu tylko fartuszka godnego perfekcyjnej pani domu. Adam próbując tłumić śmiech, pomógł mi zdjąć płaszcz, w końcu zapytał otwarcie:
- A ty co robisz?
- Przecież to nasze pierwsze wspólne święta, a święta bez pierników to nie święta – przeszliśmy do kuchni.
- Jakoś do tej pory nie przeszkadzało ci, że ciastka kupował Justin – powiedział patrząc na bałagan. Wszędzie była rozsypana mąka i kakao, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu i chyba imbiru.
- Dobrze, że wyglądasz lepiej, niż pieczesz – podsumowałam, po czym pocałowałam go w umazany mąką policzek.
Adam zasłonił oczy dłonią jak robią to małe dzieci, którym rodzice nie pozwalają oglądać scen dla dorosłych. Dawno w naszym domu nie było tak spokojnie jak dzisiaj, więc korzystając z okazji poprosiłam Adama, żeby zawiózł mnie na zakupy, a co za tym idzie – zapłacił z nie. Bastian zmęczony lenistwem zaoferował się, że to on mnie zabierze, zawahałam się, ale zobaczywszy jego proszące oczy i ulgę na twarzy Adama, zgodziłam się. Chciał się trochę rozerwać, więc po kilkugodzinnych slalomie pomiędzy wieszakami i pułkami, postawiliśmy iść na kręgle. Pierwszy raz tak wcześnie zrobiłam świąteczne zakupy, chociaż nie byłam pewna czy wybrane przeze mnie prezenty spodobają się chłopcom. Zdziwiło mnie tylko to, że Bastian nawet nie próbował namówić mnie na pokazanie mu podarunku przeznaczonego dla niego. Uśmiechnął się tylko widząc torbę, którą trzymałam w dłoni wychodząc ze sklepu, do którego nie pozwoliłam mu wejść.
Po trzygodzinnych zakupach zmęczona wygodnie rozsiadłam się na kanapie i patrzyłam jak Bastian dumny ze swojego sweterka i w wypożyczonych butach do kręgli popisuje się swoimi umiejętnościami. Spojrzałam na moje stopy, też musiałam założyć te niepasujące zupełnie do niczego, buty. Nagle Bastian złapał mnie za rękę i wbrew moim sprzeciwom wyciągnął mnie na środek i wcisnął do ręki ciężką kulę.
- Przecież ja nie potrafię grać – chciałam mu ją oddać.
- Ależ umiesz – dodał mi otuchy promiennym uśmiechem. – Zdejmij tylko ten pierścionek.
- Masz rację – zsunęłam z palca srebrny krążek i posłusznie mu go podałam. Włożył go do kieszeni, a ja za pierwszym razem zdołałam zbić tylko dwa kręgle, ale i tak cieszyłam się jak szalona.