poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział X




Barek okazał się raczej kawiarnią gdzie oprócz wypicia kawy można było zjeść zawsze świeże kanapki i ciastka. Zamówiłam jeden z pięknie wyglądających mini serniczków i Cappuccino. Wbiłam dwu-ząbkowy srebrny widelczyk w malutkie arcydzieło, ale jakaś kula w gardle nie pozwoliła mi spokojnie przełknąć pierwszego kęsa. Jakaś wewnętrza obawa, a raczej intuicja podpowiadała mi, że ktoś mi się przygląda. Nie śmiałam się odwrócić. Za moimi plecami stał tylko jeden, krągły stolik, ale kiedy wchodziłam do lokalu nikt przy nim nie siedział, więc sądziłam, że wybrałam miejsce względnie bezpieczne. Teoretycznie nie miałam kogo się obawiać, ale zawsze istniało jakieś małe prawdopodobieństwo, że na swojej drodze spotkam demona albo niebywale przystojnego mężczyznę, na przykład jak ten w za ciasnym kaszmirowym sweterku.
Domyślałam się, że demony, a szczególnie Bastian, mają do mnie ukryte pretensje o to, że nie wykonuję należycie moich obowiązków, tylko żyję jakbym była ponad to. Systematycznie stłamszany głos mówiący mi o potencjalnych ofiarach, przestał być tak irytujący jak na początku. Zamiast go słuchać, uczyłam się, martwiłam to o Kelly, to o Louisa, kłóciłam się z Adamem. To było moje życie i tak jak w pracy Adama nie było miejsca dla mnie, w nim nie było miejsca na wymierzanie sprawiedliwości. Nie ja powinnam to robić, są sądy, prokuratorzy, oskarżyciele.
Upiłam łyk stygnącego Cappuccino. Spojrzałam na zegar wiszący po mojej lewej – mój mąż powinien lada chwila się tutaj pojawić. Lokal swoim wyglądem w ogóle nie pasował korporacyjnej surowości tego miejsca, tutaj było przytulnie i ciepło. Filcowe podkładki, kolorowe krzesła i ciągle unoszący się zapach świeżej kawy podkreślały ten nastrój. Specjalnie usiadłam tak, żeby móc widzieć prawie cały lokal, więc Adam nie zdołał zaskoczyć mnie swoim przybyciem. Usiadł obok mnie i skinął na kobietę obsługującą klientów.
- Nie wychodzimy? – spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a on uśmiechnął się tylko i zamówił kawę.
- Nie zjadłaś sernika, dokończ spokojnie, a ja się napiję – prawie natychmiast otrzymał swoje zamówienie. – Zostawiłaś telefon.
- Dobrze – spuściłam wzrok. Milczeliśmy przez chwilę, dopóki nie zadałam najważniejszego dla mnie w tym momencie pytania. – Kochanie, może…
- Lubię jak tak do mnie mówisz – przerwał mi na chwilę, żeby ująć moją dłoń i pocałować jej wierzch.
- Chodzi mi o to, że cały czas spędzamy w domu, chciałby gdzieś wyjechać.
Adam uśmiechnął się i jeszcze mocniej ścisnął moją dłoń. Tak obrót spraw, ze względu na kłopoty, w jakie wpakował się razem z Bastianem, okazał się dla niego korzystny. Od razu zaproponował cel podróży.
- Włochy, Hiszpania może Egipt? – w jego oczach widziałam szczerą ekscytację.
- Nie, myślałam o czymś bliżej, może Londyn? – spojrzałam na niego z ukosa.
- Stolica? – był wyraźnie zdziwiony. – Dobrze, ale następnym razem to ja wybieram dokąd jedziemy. Kiedy chciałbyś jechać? Muszę wziąć urlop, a pracuję tutaj od niedawna, nie wiem czy będzie to takie proste – pominął fakt, że już rano rozmawiał o tym ze swoją szefową i już uzyskał wstępną zgodę. Nie chciał, żebym pomyślała, że on też wpadł na pomysł wspólnego wyjazdu.
- Taki wzorowy pracownik jak ty bez problemu dostanie kilka dni wolnego, a jeśli nie to pogadam z Emilly. Na pewno się zgodzi – dodałam.
- Nie trzeba, jeszcze się zaprzyjaźnicie – uśmiechnął się i wziął do ręki białą filiżankę.
Mimo tego, że Adam intensywnie się we mnie wpatrywał, spuściłam wzrok i szybko dokończyłam słodki deser.
- Kochanie, może teraz do niej pójdziesz? – na chwilę przerwałam jedzenie.
- Dla tego słowa zrobię wszystko – położył dłoń na mojej dłoni – ale nie używaj go za często, bo się przyzwyczaję – uśmiechnął się do mnie figlarnie, właśnie w takim uśmiechu się zakochałam.
Pół godziny później siedzieliśmy już w jego samochodzie słuchając jakiejś melancholijnej melodii. Głos mało znanej piosenkarki denerwował mnie coraz bardziej, ale nie zmieniłam stacji. Kątem oka patrzyłam na Adama, który uśmiechał się jakby sam do siebie. Bez trudu uzyskał zgodę na krótki, bo tylko dwudniowy urlop, ale tak mieliśmy się z czego cieszyć, nie każdy dostałby wolne w tak szybkim czasie. Mieliśmy wyjechać w środę wieczorem. Zostało mi jeszcze nakłonienie Adama do odwiedzin sławnego Josha, którego nie miałam jeszcze przyjemności poznać osobiście.
Ku mojemu zdziwieniu mój mąż zamiast pojechać jeszcze kilkanaście metrów prosto, nagle skręcił w prawo i zanim się obejrzałam znaleźliśmy się w środku przysypanego śniegiem lasu. Nie wiem jak wytrzymał to jego samochód, ale warstwa śniegu była tak duża, że ocierała się o podwozie. Zatrzymaliśmy się, a on nerwowo rozejrzał się dookoła, by w końcu oprzeć ramię o mój fotel. Przez głowę przemknęły mi setki myśli, ale żadna nie była w stanie mnie uspokoić. Widząc mój niepokój zaczął mówić.
- Nie bój się, nie przywiozłem cię tutaj, żeby cię wykorzystać, to mogę zrobić w domu – szybko mnie pocałował – odepnij pasy, będzie ci wygodniej.
Zapadła cisza. Trochę niezręczna i krępująca cisza przerywana naszymi oddechami i skrzypiącym na drzewach śniegiem.
- Muszę ci coś powiedzieć… – bił się z myślami, którą wersję rozmowę wybrać. – Chodzi o to, że ja nigdy ci się nie oświadczyłem. Tak naprawdę jak na filmach.
- Ależ Adam, to nieważne, chociaż masz rację twoje oświadczyny były dosyć nietypowe, ale ja i tak cię kocham – spojrzałam głęboko w jego wręcz czarne tęczówki.
- Nie. Wyjdź z samochodu – bardziej rozkazał niż poprosił.
Nie zwracając uwagi na to, że mam na nogach szpilki a nie zimowe kozaki, otworzyłam drzwi. Od razu zapadłam się w śniegu po kostki. Momentalnie znalazł się przy mnie Adam i bez słowa wziął mnie na ręce, po czym posadził na masce samochodu. Nigdy nie pozwalał mi jej dotykać, a co dopiero na niej siadać. Odrzuciłam włosy do tyłu. Mężczyzna wyjął z kieszeni płaszcza telefon i białe słuchawki, niestety poplątane. Widziałam jak drżały mu ręce, więc z pomogłam mu je rozplątać. Podłączył je do telefonu, jedną słuchawkę włożył sobie do ucha, a drugą podał mi. Objęłam go zanim usłyszałam pierwsze słowa piosenki. Dobrze ją znałam – „I was born to love you”. Rozkoszowałam się każdą linijką tekstu. Po kilkunastu sekundach mężczyzna odsunął się ode mnie na odległość na jaką pozwoliły kabel. Uklęknął w śniegu i dopiero wtedy zauważyłam czarne pudełeczko topiące się w jego dłoniach. Otworzył je nie spuszczając ze mnie wzroku – nie mógł przegapić mojej reakcji.
- Ja wiem, że nie jestem zbyt romantyczny. Tutaj powinien grać kwartet smyczkowy, a nie piosenka z telefonu, powinienem zrobić to już dawno, ale kochanie… czy wyjdziesz za mnie…? – zawiesił głos, a w jego oczach zauważyłam coś na kształt łez.
- Nie – odpowiedziałam stanowczo. – Wyszłam za ciebie już dawno i teraz nie kocham cię bardziej niż wtedy. Co mi po romantycznych oświadczynach? Nasze życie nigdy nie będzie przypominało komedii romantycznej, raczej horror, ale ja za bardzo cię kocham, żeby móc się nienawidzić – szeptałam trzymając jego lodowatą twarz w dłoniach. – Ja nigdy nie marzyłam o kimś takim jak ty, jeszcze kilka miesięcy temu nie uwierzyłabym w to, że znajdę się w takim miejscu, z kimś takim jak ty… kimś tak podłym, mściwym, pozbawionym jakichkolwiek zasad moralnych.
- April, żebyś nie powiedziała o kilka słów za dużo – ostrzegł mnie instynktownie mocniej ściskając moją dłoń.
- I do tego jesteś niecierpliwy i brutalny, ale mimo to kocham cię i chcę cię kochać – złożyłam namiętny pocałunek na jego napiętych zdenerwowaniem ustach.
- Już nigdy cię nie skrzywdzę, obiecuję – przycisnął moją twarz do piersi i dodał, tak cicho, że było to wprost niemożliwe, żebym go usłyszała – już cię nie zdradzę – i pocałował mnie we włosy.
Objął mnie jeszcze ciaśniej, ale zdołałam rozpiąć guziki moje płaszcza i skierować pod niego jego dłonie. Nie chodziło mi o seks, chciałam poczuć te przenikające zimno jakim emanował. Właśnie takiego go kochałam – skutego lodem drania.



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Miałam nie zawieszać bloga, ale z powodu spraw osobistych nie byłam w stanie dokończyć rozdziału - w rezultacie notatka jest krótka. Jednakże mam nadzieję, że się spodoba i nie zostawicie jej bez komentarzy. Następny rozdział ukaże się w normalnym terminie, czyli w sobotę.
Pozdrawiam i ściskam.


9 komentarzy:

  1. W końcu doczekałam się nowego rozdziału ;)
    Oczywiście rozumiem, że musiałaś sobie zrobić krótką przerwę, ale ciesze się, że już wróciłaś, bo brakowało mi Twojego opowiadania.
    A co do rozdziału jak zawsze jest świetny. Zadziwia mnie ta nagła zmiana Adama, nigdy nie był taki kochany jak teraz. Może próbuje w taki sposób uporać się z faktem, że zdradza swoją żonę.? Albo w końcu docenił jej miłość. Już nie mogę się doczekać co dalej wymyślisz.
    I dzięki za komentarz u mnie, wiele dla mnie znaczą :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, myślałam już, że nic nie dodasz zupełnie, a tutaj miłe zaskoczenie :)
    Rany, zaskoczyło mnie zachowanie Adama :O Ciekawi mnie, skąd wziął się u niego taki wykwit emocji w stosunku do April..
    No w każdym bądź razie czekam na ciąg dalszy w sobotę.
    Buziaki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że tutaj wpadłaś, bo ja nie mogę dodać komentarza do twojego ostatniego rozdziału. Przeczytałam go i nie spodziewałam się śmieci ich obydwojga. Epilog wyszedł ci bosko mimo tak brutalnego zakończenia. Już nie mogę doczekać się twojego nowego opowiadania, mam nadzieję, że mnie o nim poinformujesz.

      Usuń
    2. oczywiście, że poinformuję ;)

      Usuń
  3. Wycieczka do Londynu ach już nie mg się doczekać co się tam wydarzy :)
    i te oświadczyny <33
    Świetny rozdział miałaś racje bardzo mi się spodobał :)
    Życzę weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. Przepraszam, że komentuję z takim opóźnieniem :(
    Rozdział genialny, naprawdę.
    Byłam zaskoczona, że Adam tak szybko się zgodził na ten wyjazd.
    Jestem bardzo ciekawa tego wypadu do Londynu.
    Co tam się wydarzy.
    Byłam zszokowana o co chodzi naszemu Adamowi, z tym zjechaniem do lasu.
    A on się chciał oświadczyć April.
    Co za pomysłowość, muzyczka z telefonu. Ha ha ha
    Nie no, bardzo oryginalnie :)
    Ciekawe, czy te jego obietnice się spełnią.
    Interesujące.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Życzę duuuużo weny.
    Buziaki, Maarit :*

    OdpowiedzUsuń
  5. komentuje.. jestem i... jestem naprawdę ciekawa co będzie dalej... pisz pisz pisz :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale ty świetnie piszesz ! ;D
    Zajrzałam przez przypadek, ale twój blog przypadł mi do gustu. :)
    Wpadnij też do mnie, jeśli masz ochotę.
    bezcelowe-marzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow. Dawno mnie tutaj nie było. Przepraszam, ale mam teraz tyle nauki, że nie wyrabiam.
    Świetny rozdział.
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział.
    http://all-you-need4.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń