Muzyka szczelnie wypełniała ogromny gmach, w którym mieściło się publiczne liceum, gorące rytmy nie pozwalały uczniom na bezczynne podpieranie ścian. Ścisk i duchota panująca na sali skutecznie zniechęciły mnie do dalszych tańców. Uprzejmie odmawiałam proszącym mnie do tańca chłopcom i z trudem przedzierałam się przez niezmierną gęstwinę ludzkich ciał.
Odetchnęłam głęboko dopiero,
kiedy znalazłam się na pustym korytarzu. Przez otwarte okna wpadał ciepły,
letni już wiatr, przynosząc mi świeże powietrze i otrzeźwiając mnie z
dyskotekowej gorączki. Poprawiałam włosy i skierowałam się do jednego z kilku
otwartych okien, gdy usłyszałam ciche kroki, których echo zagłuszała głośna
muzyka sącząca się z sali obok. Nie zważając na nie, oparłam rozpalone czoło o
zimną szybę. Kroki stawały się coraz głośniejsze, nagle ucichły zupełnie.
Czułam jego gorący oddech na chłodnej już skórze. Odwróciłam się powoli i
zobaczyłam rozpalone oczy Christiana.
- Myślałem, że ze mną zatańczysz,
a ty jak zwykle mnie zbyłaś – szepnął, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Widocznie nie zasłużyłeś na
taki zaszczyt.
Uśmiechnął się do mnie słodko i
zaczął poruszać moim wiotkim ciałem w rytm muzyki. Zarzuciłam ręce na jego
ramiona i dałam się ponieść emocjom, które przeszywając ciało chłopaka przeszły
na mnie.
Całując moją szyje nie przestawał
szeptać:
- Jaka ty jesteś piękna… i tak
cudownie pachniesz… kocham cię… wypełniasz moje życie… co ja mówię… jesteś nim…
Pozwalałam mówić mu, że mnie
kocha, ale kiedy zadawał to pytanie mi, nigdy nie zaprzeczałam ani nie
potwierdzałam. Robiłam nadzieję… po prostu dobrze się bawiłam. Przez pewien
czas myślałam, że było to spowodowane lękiem przed tym, że to ktoś mnie
skrzywdzi, więc zanim zdążył to zrobić, ja pierwsza zrywałam. Po kilku
„związkach” przestałam tak to odbierać, przestałam o tym myśleć.
- Mógłbyś przestać? – delikatnie
odepchnęłam go od siebie.
Zamiast posłuchać prośby,
popatrzył mi w oczy.
- Dlaczego nie pozwalasz mi,
żebym całował twoje usta?
Milczałam.
Opuszkami palców muskał skórę
wokół warg, przyzwał swoje suta, po chwili odsuwał je z powrotem jakby wahał
się czy zaryzykować czy nie.
Nie pozwoliłam mu na to.
- Mówiłam, że nie… - położyłam
palce na jego rozgrzanych ustach.
- No dobrze…
Przycisnął mnie mocno do siebie i
zrobił to, czego najmniej się spodziewałam. Pocałował mnie.
Chrystian od razy znalazł się pół
metra ode mnie, jakby obawiał się mojej reakcji. Ja zamiast zacząć krzyczeć czy
okładać go pięściami, przysunęłam się do niego i szepnęłam słodko:
- Dupek – oblizałam wargi i
chciałam odejść, ale powstrzymało mnie silne ramię chłopaka. Przyparł mnie do
lodowatej szyby i zaczął nachalnie całować. Próbowałam się wyrwać i na próbowanie
się skończyło, nie miałam tyle siły.
- Przestań – szeptałam
gorączkowo.
- Przecież wiem, że tego chcesz.
Modliłam się tylko, żeby ktoś
przyszedł, ktokolwiek…
Po kilkunastu sekundach, kiedy
Chrystian rozluźnił uścisk odepchnęłam go z całej siły i uderzyłam okienną ramą
w twarz. Zamroczyło go na krótki, ale wystarczający czas, żebym zdążyła uciec.
Łzy pociekły mi po policzkach.
Wpadłam na wypełnioną ludźmi salę, głośna muzyka oszołomiła mnie i przez krótką
nie mogłam złapać tchu. Zmrużyłam oczy, wszystko zaczęło wirować… poczułam
tylko jak obsuwam się na podłogę.
Otworzyłam
oczy, to znaczy chyba je otworzyłam, bo nie widziałam nic oprócz ciemności
otaczającej mnie z każdej strony. Najpierw nie czułam nic, a po chwili czułam
już każdy mięsień mojego wątłego ciała. Leżałam na czymś twardym i śliskim.
Wilgotne, przesiąknięte siarką powietrze drażniło moje nozdrza i gardło.
Dusiłam się biorąc coraz to większe hausty, moja klatka piersiowa podnosiła się
z ogromnym trudem. Krople lodowatego potu spływały mi po twarzy rosząc przy tym
piekące oczy, zamazując i tak mało widoczny obraz.
Próbowałam
podnieść dłoń, ale poczułam zaciskający się na nadgarstku gruby sznur, druga
ręka także była unieruchomiona. Węzeł wieńczący linę, którą ktoś oplótł kostki,
był rozluźniony, więc bez problemu uwolniłam nogi. Leżałam na wznak, trzęsąc
się z zimna i ze strachu.
Usiłowałam
cokolwiek sobie przypomnieć. Wystarczyło, ze zmrużyłam powieki, aby oczyma
wyobraźni zobaczyć coś, co wydarzyło się zanim znalazłam się tutaj, a obraz znikał
tak szybko, jak szybko znika odblask błyskawicy, który zostawia po sobie tylko
kilkusekundową ciszę i strach przed jej władczą matką. Widziałam słońce, jakiś
samochód, moją szkołę i obcego, młodego mężczyznę.
Zaczęłam
krzyczeć, wołać o pomoc, ale nikt nie przyszedł. Przeklinałam dzień, w którym
wyszłam z domu, dzień, w którym przyszłam na świat, dzisiejszy dzień. Ludzi,
który nie chcieli mi pomóc i tych, przez których znalazłam się tutaj.
Usłyszałam
ciche skrzypniecie drzwi. Pot operlił moje czoło, nie widziałam kogo lub czego
mam się spodziewać. Podkurczyłam nogi i znieruchomiałam ze strachu czekałam…
Cała gama
przeróżnych dźwięków… poczułam inny zapach, zapach mężczyzny ze wspomnień.
- Za luźno cię
związali – usłyszałam syczący głos.
Podłoga trzęsła
się dudniącym echem potężnych kroków. Siła jaką je stawiał mogłaby bez trudu
powalić rozwścieczonego byka, bałam się pomyśleć, o tym co może zrobić mi.
- Mógłbym
powiedzieć ci, że nic ci się tu nie stanie, ale to nie do końca byłaby prawda –
zaśmiał się rozwiązując pętla zaciśnięte na moich nadgarstkach. Wydawało mi się
jakby mówił sam do siebie, ale każde słowo było skierowane do mnie. – A szkoda,
bo jesteś taka śliczna.
Jedną ręką
rozerwał sznur i podniósł mnie jakbym ważyła przynajmniej kilkanaście kilogramów
mniej. Nie miałam siły opierać się jego muskularnym ramionom. Trzymał mnie z
żelaznym uścisku, z którego nie miałam szansy się wyrwać.
Przez uchylone
drzwi wpadało przygaszone światło latarni, poczułam przypływ świeżego
powietrza. Oddychanie przychodziło mi z niemałym trudem, co chwila krztusiłam
się i łykałam coraz więcej powietrza. Nie przynosiło to ulgi.
Myślałam, że
śnie, ale to nie był sen kończący się o świcie, to była rzeczywistość, która
miała skończyć się w godzinę mojej śmierci.
Nagle zrobiło
mi się zimno, potwornie zimno, ogrzewało mnie tylko ubranie i ciepły, równy
oddech niosącego mnie mężczyzny. Próbowałam uspokoić swój, ale nadal krztusiłam
się i wciągałam nosem chłodne powietrze.
Wyszliśmy na
zewnątrz. Była noc. Na niebie świeciły miliony gwiazd, a w samym środku
czarnego sklepienia wisiał księżyc. Sam jeden pośród niezliczonej liczby swoich
dzieci.
- Słyszę, że
już ci lepiej.
Nie mogłam
wydusić z siebie ani jednego słowa. Mając nadzieję, ze zauważy kiwałam głową.
Za to powróciły mi siły. Do tej pory to on trzymał mnie mocno, a moje ciało
bezwiednie spoczywało w jego ramionach. Objęłam go prawą ręką, a lewą dłoń
położyłam ma jego piersi. Przestałam odczuwać niską temperaturę.
- Gdzie
jesteśmy? – wymamrotałam.
Nie
odpowiedział. Tylko ciche gwizdanie wiatru i wycie wilków odbijające się echem
od skał zakłócało ciszę.
- Gdzie
jesteśmy?!? – Próbowałam wydostać się z jego objęć.
- Dowiesz się
na miejscu – szepnął niewzruszenie.
Zaczęłam
machać nogami, a rękami odpychać się od jego klatki piersiowej, ale on ścisnął
mnie na tyle mocno, aż nie mogłam złapać tchu..
- Uspokój się
– wciąż mówił równym, syczącym głosem, nie wyrażając przy tym żadnych emocji.
- Chcesz mnie
zabić? – ponowiłam próbę rozluźnienia jego potężnych ramion – bez rezultatów.
- Ja nie.
Nie
wiedziałam, co powiedzieć. Jeśli on nie chce mnie zabić, to chce zrobić to ktoś
inny, więc dlaczego to właśnie on mnie niesie? I dokąd?
- Daleko
jeszcze? – przestałam się wiercić.
Lampa
oświecała tylko wąską dróżkę przed jego stopami. Nie widziałam nic oprócz ich…
Jego twarz wciąż była dla mnie zagadką okrytą mrokiem nocy.
Próbowałam
rozejrzeć się dookoła, ale silne ramiona skutecznie unieruchomiły moje wątłe
ciało. Chciałam odgadnąć wyraz jego twarzy. Przebłysk nikłego światła na kilka
sekund oświetlił jego skórę. Poprzez lewy policzek, od kącika ust do brwi
rysował się ciemny kontur niezagojonej blizny. Chciałam zapytać o nią, ale
sparaliżował mnie strach.
Chłopak nadal
szedł równym tempem, nie rozglądając się i nie zwracając na mnie uwagi. Tak mi
się tylko wydawało, bo bacznie obserwował moją twarz, słuchał przyśpieszonego
oddechu i kołatania zlęknionego serca.
W oddali
zamigotało słabe światełko, które stopniowo zwiększało swoje rozmiary. Byliśmy
coraz bliżej, bliżej siebie i celu.
Na kilkanaście
metrów przed tajemniczym budynkiem, chłopak postawił mnie na ziemi. Poprawiłam
ubranie i zaczęłam uważnie przyglądać się nieznajomemu. Pod stopami czułam
drobny piasek, a w powietrzu nasilał się zapach siarki i wilgoci.
- Mógłbyś mi
to wytłumaczyć?
- Wszystkiego
się dowiesz. Wierz mi, nie chcesz wiedzieć tego teraz – syknął.
- To w takim
razie może mi się łaskawi przedstawisz?
- Ja jestem
spokojny, ale do nich lepiej tak nie mów.
- Do nich? –
spytałam zdezorientowana. – Ilu was jest?!?
- Tylko pięciu,
a wracając do twojego pytania, nazywam się Aleksander Gagarin.
- Czyli Alex?
- Może być.
- Alex, co wy
chcecie ze mną zrobić? – rozpacz przepełniała moje słowa.
Nie uzyskałam
odpowiedzi. Światło mrugające do nas z oddali nie oświetlało miejsca, w którym
byliśmy. Nie miałam szansy dostrzec jego twarzy, by cokolwiek z niej wyczytać.
Chłopak wziął
kilka głębokich wdechów i niespodziewanie wziął mnie na ręce. Z moich piersi
wydobył się przerwany krzyk.
- Puść!...
Pożałowałam
tego, że wydałam właśnie taki rozkaz, bo Alex natychmiast posłuchał, a ja
runęłam na ziemię. Bolało mnie całe ciało, każdy mięsień. Poczułam, jak coś
ciepłego spływa mi po lewej nodze.
Z trudem
próbowałam wstać.
- Lepiej
usiądź.
Zacisnął ręce
na krwawiącym kolanie. Od razu poczułam ulgę, a on bacznie przyglądając się
moim oczom, usiadł naprzeciwko mnie. Chciał podwinąć jedna z nogawek moich
dżinsów, ale te okazały się zbyt wąskie. Rozerwał je jednym duchem dłoni.
Patrzył na mnie, tak jakby zaraz miał się na mnie rzucić. Oblizał wargi.
Opuszkami palców rozmazywał krew po skórze. Słyszałam bicie jego serca, miałam
wrażenie, ze moje się zatrzymało. Zlękniona spuściłam wzrok, bałam się otworzyć
oczy. Próbowałam podkurczyć nogi, ale jego dłonie i ból nie pozwoliły mi na
wykonanie nawet najdelikatniejszego ruchu.
Alex oblizał
zakrwawione palce.
- Po prostu
lubię smak krwi – syknął.
Przełknęłam
ślinę. Bałam się nawet oddychać.
- Nie bój się,
przecież ja cię nie zabiję – zaśmiał się, widząc lęk w moich oczach.
- I właśnie
tego boję się najbardziej.
Chłopak znowu
wziął mnie na ręce i nie zważając na to, ze moja krew kapie na jego spodnie,
przyciskał mnie do siebie jeszcze bardziej i rozkoszował się jej zapachem. Jego
ramionach czułam się bezpieczni, chociaż wiedziałam, że za kilka godzin mogę zginąć.
Stanęliśmy
przed potężnymi, drewnianymi drzwiami. Stara, zniszczona kołatka od razu
przyciągnęła mój wzrok. Chociaż rdza przyćmiła jej dawną świetność, wzbudziła
we mnie podziw i uznanie. Płaskorzeźba przedstawiała warz starca oplecioną
liśćmi. Mimo nocnych ciemności doskonale widziałam i czułam ponury nastrój
jakim emanował ten budynek.
- Teraz się
nie odzywaj.
Weszliśmy do
środka. Chłopak nie przepuścił mnie w drzwiach, nie zapalił światła. Dopiero
upewniwszy się, że nikogo nie ma, zaczął szeptać:
- Oni nie
wiedzą, że przyprowadziłem cię tutaj, myślą, ze nadal jesteś zamknięta.
- Oni…
- Moi
pobratańcy.
Gorączkowo
rozglądał się po pokoju. Nie wiedziałam, jak on może dostrzec cokolwiek, kiedy
ja nie widziałam nic. Czułam tylko jego dłoń na mojej wychłodzonej skórze. W
jednej chwili przypomniałam sobie, co robiłam zanim znalazłam się tutaj.
- Co z nimi?
Co im zrobiliście? A Chrystian? Tylko nie mów, że go zabiłeś… - ukryłam w
dłoniach zapłakaną twarz.
- Ja nie…
- O co tu do
jasnej cholery chodzi? – przestałam się bać.
- Nie krzycz –
zasłonił mi usta dłonią. – Zostałaś wybrana.
- Co z
Chrystianem? – wyksztusiła.
- Dlaczego tak
bardzo ci na nim zależy? Widząc was razem odniosłem wrażenie, że chyba nie jest
ci, aż tak bliski. I jeszcze jak uderzyłaś go tym oknem – zaśmiał się.
- Żyje?
- Tak –
odpowiedział oschle.
Zostawił mnie
samą na środku. Szukał czegoś, otwierając wszystkie szafki, wysuwając szuflady,
kiedy mi trudno było postawić chociaż jeden, pewny krok.
Widząc moją
niepewność i nieporadność, włączył światło.
Usiadłam na
dużym, beżowym fotelu. Otaczały mnie piękne, misterni wykonane rzeźby i obrazy,
przedstawiające jakiś ludzi. Wzdłuż trzech ścian rozciągał się jeden, ogromny,
drewniany Rega. Czułam na sobie przenikliwy wzrok sportretowanych postaci.
Alex wciąż
klęczał przed jedną z licznych szuflad, nie widziałam jego twarzy. Odwrócił się
i podszedł do mnie z apteczką w ręku.
Jego szare
oczy utkwione były w moich oczach. Patrzyła na mnie z niewyobrażalną czułością…
Na ustach miał jeszcze moją krew.
Milczeliśmy.
- Kiedy dowiem
się czegoś więcej?
Brak
odpowiedzi.
- Błagam… -
szepnęłam.
- Musimy się
przygotować.
- Co? – nie
widziałam powiązania między moim pytaniem, a jego odpowiedzią.
- Nie mogą cię
tak zobaczyć.
- To już
przestaje być zabawne, chcę do domu…
- To jest twój
dom.
Amok –
zaczęłam okładać go pięściami, ale moje ciosy napotykały potężne muskuły i
siłę, z którą moja nie mogła się równać. Odepchnął mnie na tyle mocno, że
upadłam na podłogę. Próbowałam złapać oddech, ale ból, jaki sprawiało mi nabieranie
powietrza był niewyobrażalny. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Na zmianę
przymykałam i otwierałam powieki. Alex klęczał pochylony nade mną. Widziałam
jego wyciągnięte w moją stronę ręce, słyszałam głos, ale to wszystko docierało
do mnie z opóźnieniem.
- Ap…
Delikatnie
sprowadzał czy mam całe zebra, upewniwszy się, że nie złamał mi żadnej kości,
zostawił mnie samą. Po kilku minutach zobaczyłam rozmazaną twarz jeszcze jednej
osoby. Nieznajomy przewrócił mnie na bok, żebym mogła oddychać, Alex wciąż
trzymał mnie za rękę i szeptał:
- Co ja
zrobiłem? Jak mogłem? Gniew na mnie spadnie… nie zasypiaj… nie śpij… jesteś
silna, silniejsza niż ja… co ja zrobiłem…
Zamknęłam
oczy.
wow... strasznie ciekawe i wciągające o.O Zwykle jak trafiam na blogi z opowiadaniami to po jednym rozdziale nie chce się więcej czytać, ale tutaj jest inaczej. Ciekawy pomysł i porządny styl pisania :)
OdpowiedzUsuń________________________________________
http://kolorowacodziennosc.blogspot.com/
jakie to jest świetne! słowa są tak bosko dobrane że aż chce się czytać!
OdpowiedzUsuńwow! To jest gienialne! Muszę wszystkie rozdziały przeczytać!
OdpowiedzUsuńMasz talent!
OdpowiedzUsuń