poniedziałek, 23 stycznia 2012

Rozdział II




Ujrzałam przed sobą twarz drugiego chłopaka, który wczoraj w nocy próbował mnie cucić. Skuliłam się.
- Kim jesteś? – wymamrotałam.
- Tym samym, co Alex.
- Imię też masz takie same?
- Jestem Bastian. Za kilka dni powinno ci przejść. Organizm przyzwyczai się do wilgoci, żeber nie masz połamanych, tylko trochę obtłuczone.
- Błagam powiedz mi, co się ze mną stanie… - prosiłam łamiącym się głosem.
- Umrzesz – wzruszył ramionami.
- Jak? – przełknęłam ślinę.
Bastian usiadł obok mnie i zaczął mówić przyciszonym głosem:
- Stary jak zwykle walnie mówkę, a potem każdy z nas wbije w twoje kruche ciałko po tępo naostrzonym nożu… będziesz błagać, żebyśmy cię dobili. Nie przebijemy ci przecież aorty czy serca, będziesz wykrwawiać się i w męczarniach odejdziesz z tego świata.
- Pięć noży… - szeptałam bezwiednie.
- Skąd wiesz? – chłopak poderwał się z łóżka. – Alex ci mówił? Chyba za bardzo się do ciebie przywiązał, trudno mu będzie wbić swój nóż, ale na pewno będzie zabawnie. Nie przejmuj się – spotkała go już należna kara.
Bastian z powrotem usiadł na rogu otomany, na której leżałam. Naciągnęłam na piersi niebieską kołdrę i chociaż każdy ruch sprawiał mi ból, starałam się odsunąć od niego na jak największą odległość. Widząc to, tylko się zaśmiał.
- Jesteś taka słodka i naiwna.
Złożył lodowaty pocałunek na moim rozpalonym policzku. Nie odezwał się już. Poprawił kołdrę i wyszedł. Słyszałam jak przekręca klucz w zamku. Poczułam się taka bezsilna i samotna.
Przez kilka następnych godzin trawiła mnie gorączka, ból w klatce piersiowej wciąż narastał. Nie mogłam spać, chociaż byłam tak wyczerpana, że powieki same opadały i na tyle obolała, że nawet ta czynność sprawiała mi cierpienie.
Nie wiedziałam, że przez ponad godzinę Alex klęczał przy mnie, z głową wspartej na mojej poduszce. Moje rozproszone włosy otaczały jego twarz.
Otworzyłam oczy, nieprzytomna zobaczyłam jego szare, zmęczone oczy. Złapałam go za rękę, na jej wewnętrznej stronie rysowały się kontury czterech ran, każda na nich rozciągała się równolegle do poprzedniej.
- Połóż się przy mnie – szepnęłam bez życia w głosie.
Delikatnie przysunął mnie do ściany i ułożył się obok. Oparłam gorące czoło o jego muskularną klatkę piersiową, a on ostrożnie objął mnie ramieniem, bojąc się, by nie zrobić mi krzywdy. Omdlała z gorączki oplotłam jego ciało nogami. Na szyi czułam jego gorący oddech, a lewą dłonią gładził mój policzek. Czułam się tak spokojnie i bezpiecznie. W ramionach mojego niedoszłego zabójcy… czułam bicie jego martwego serca.
- Lepiej ci? – zapytał, kiedy otworzyłam oczy.
Natychmiast odsunęłam się od niego, odejmował mnie bardzo delikatnie, więc nie stanowiło to dla mnie problemu.
- Chyba…
- Pewnie zastanawiasz się, co ja tu robię?
Niezauważalnie kiwnęłam głową.
- Leżę.
Przyciągnął mnie do siebie, nie próbowałam się bronić.
- Do niczego nie doszło?
- Zapamiętałabyś – zaśmiał się, pokazując równiutki rząd śnieżnobiałych zębów, tylko trójki były dłuższe od pozostałych.
Z kieszeni wyją srebrny scyzoryk, który przyłożył mi do szyi. Powoli przesuwał go coraz wyżej, zatrzymał się dopiero kilka milimetrów przed moimi bladymi ze strachu ustami.
- Nie będzie bolało, przynajmniej nie tak bardzo – syknął.
Rozciął mi dolną wargę, która od razu zaczęła krwawić. Poczekał aż krew dopłynie do szyi i całując skórę wokół niej zbierał ją wargami, żeby nie skapnęła na niebieską poduszkę. Rozluźnił żelazny uścisk, pozwalając mi tym, bym to ja przytuliła się do niego na tyle mocno, na ile mogłam. Nie czułam bólu, obite żebra wydawały się zdrowe, kolano zagojone, a usta mimo, że rozcięte złączyły nas w gorącym pocałunku.
Chciałam go zakończyć, ale nie potrafiłam. Każdy związek kończył się właśnie pocałunkiem. Często dochodziły do mnie słuchy o zakładach, z którym chłopakiem będę dłużej.
- Teraz już na zawsze będziesz moja – szepnął, przerywając namiętny pocałunek.
- Słucham?
- Przecież o to chodzi.
- Ale o co?
- Jeśli chcesz żyć, nie możesz być dziewicą.
- Skąd wiesz, że nią nie jestem?
- Wiem o tobie więcej niż ci się wydaje. Wiedziałem przecież o Chrystianie…
- Kim jesteś? Wampirem?
- Wampiry są przereklamowane.
- Więc kim?
Alex nie przestawał przysuwać się coraz bliżej. Mimo, że nie miałam szans skutecznie bronić się przed nim, starałam się go odepchnąć. Chłopak pozwolił mi wstać. Z trudem utrzymywałam równowagę, potargane włosy przysłaniały mi twarz. Co chwila odgarniałam je, ale one niesfornie opadały z powrotem na rozgrzaną skórę. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, słychać było tylko mój świszczący oddech.
Opadłam z sił. Padłam na kolana. Alex w ostatniej chwili złapał mnie, chroniąc przed niechybnym upadkiem. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Położył mnie na błękitnej pościeli, a kiedy chciał złożyć drugi pocałunek na moich zakrwawionych wargach szepnęłam:
- Wynoś się stąd…
- Nie rozumiesz…
- To ty nie rozumiesz, nie oddam ci się. Wyjdź.
- Będziesz tego żałować – syknął.
Chłopak wyszedł.
Dokładnie przykryłam się kołdrą, a łzy spływały mi po policzkach, kiedy przypominałam sobie głos Alexa.
Po kilku minutach do pokoju wszedł Bastian. Nawet na niego nie spojrzałam.
- Widziałem Alexa, chyba sobie nie pogadaliście – rzucił siadając obok mnie.
- Czy to źle, że jeszcze tego nie robiłam?
- To zapewne jego sprawka – spojrzał na moje usta, pytanie puścił mimo uszu. – Szybki jest.
Zaczął poprawiać pościel. Przyglądał mi się jakby zaniepokojony i zdziwiony, po chwili odpowiedział na pytanie.
- Dla ciebie źle, dla nas dobrze.
- Kiedy mnie zabijecie? – wydawało mi się, że tylko poruszam ustami, ale Bastian doskonale słyszał, to co mówiłam.
- No właśnie z tym jest problem. Będziemy musieli to trochę przesunąć.
- Noże się wam pogubiły? – zaśmiałam się nerwowo.
W mgnieniu oka chłopak chwycił mnie za gardło i wysyczał przez zaciśnięte zęby:
- Gdyby to ode mnie zależało, już dawno leżałabyś martwa…
 Widząc, że nie mogę złapać tchu puścił mnie i nachyliwszy się nade mną, szepną:
- Te noże naprawdę są tępe…
Mimo to, że był tak blisko mnie, nie słyszałam bicia jego serca.
- Ty jesteś martwy… - powiedziałam przestraszona.
- Tak bardzo cię to zaskoczyło? Każdy z nas nie żyje! – krzyknął wciąż wpatrując się we mnie swoimi rozbieganymi oczyma.
- A Alexander?
Huk zatrzaskiwanych w złości drzwi zmieszał się z echem mojego roztrzęsionego głosu.
Przerażona czekałam na dzień egzekucji. W pokoju, w którym leżałam, królował mrok, nie mogłam liczyć godzin ani dni. Alex przestał przychodzić, tylko Bastian przynosił mi jedzenie. Nie maiłam prawa chodzić po „domu”, mogłam chodzić tylko do przyległej do pokoju łazienki. Ciepła woda i ogromne lustro wydały mi się luksusem. Zamykałam się tam na kilka godzin, żeby się uspokoić i chociaż na chwilę poczuć się bezpieczna. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że to mój koniec, a najgorsze było to, nie mogłam się bronić. Byłam bezsilna wobec mocy, którą obdarzeni byli pobratańcy Alexa. Godziny, które spędzałam na rozmyślaniu, mijały leniwie. Myślałam o tym, co mnie spotkało, o tym, że zostałam wybrana, że zostanę zamordowana. Nie mogłam jednak zrozumieć, skąd wzięły się te rany na dłoniach Alexandra. Dopiero później powiązałam to z karą, o której mówił Bastian.
Zastanawiało mnie jeszcze jedno – kiedy leżałam z Alexem czułam jak bije jego serce, więc nie mógłby być tym samym, co Bastian. Za każdym razem, kiedy mimowolnie dotykałam niezagojonych jeszcze warg, wracały świeże i bolesne wspomnienia, wspomnienia związane z Alexem – facetem, który przyczyni się do mojej śmierci, z Bastianem – kolejnym facetem, który sprawi, że będę tonąc w morzu bólu.
Nie widziałam nic oprócz ciemności… nie czułam nic oprócz strachu.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie odpowiedziałam, bo wiedziałam, że jeżeli to Bastian to i tak wejdzie nie czekając na zaproszenie, a Alexa po tym co mu powiedziałam, po prostu się nie spodziewałam.
Ktoś znowu zapukał.
- Proszę…
W progu stanął wysoki, przystojny mężczyzna cały ubrany na czarno. Skinął głową na powitanie. Widziałam jak bije się z myślami, czekałam aż coś powie.
- Jestem Justin.
Ból przestał mi dokuczać, więc zobaczywszy kogoś, kto może być człowiekiem, padłam na kolana i zaczęłam błagać.
- Powiedz mi kim jesteście, kim jest Alex, dlaczego nie możecie zabić mnie teraz? Mów wszystko, co wiesz!
Złapałam go za gładko zaprasowany kołnierzyk czarnej koszuli i zaczęłam nim szarpać z całej siły. Poddawał się mojej mocy jakby nie był jednym z nich. Nie przerywał mi, tylko parzył na mnie swoimi przenikliwymi oczami.
Opadłam z sił, chwycił mnie w pół i usadził na łóżku jak małe dziecko.
- Spokojnie, przestań krzyczeć.
Oparł czoło o moje kolana. Moje dłonie położył sobie na głowę. Poczułam, że przynosi mu to ulgę.
- Rozmawiałem z chłopakami o tobie.
- Co mówili? – zapytałam ożywiona.
- Prawie nic, tylko przytakiwali, ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Przed tobą było tu mnóstwo innych, młodych ludzi, ale zawsze byli to chłopcy, a tu taka niespodzianka – mówił spokojnie i równo. – Dlatego tak długo czekałaś na rozmowę ze mną.
- Ile? – przerwałam. Spojrzał na mnie groźnie i odrzekł:
- Trzeci dzień. Daj mi skończyć. Zazwyczaj taka rozmowa przeprowadzana jest od razu, pierwszego dnia przy kolacji w obecności wszystkich, ale z tobą jest inaczej.
Już chciałam znowu mu przerwać, ale wystarczyło jedno spojrzenie, żebym zamilkła.
- Jak już wiesz, jest nas tu pięcioro – po każdym zdaniu Justin robił długą pauzę. –  Żyjemy sześćset sześćdziesiąt lat, więc co jakieś sto pięćdziesiąt lat przybywa do nas młody, silny, jeszcze niedojrzały mężczyzna. Przez około piętnaście lat najstarszy z nas przyucza nowego do zawodu, my tak to określamy. Alex jest najmłodszy, jest tu dopiero pięć lat, ale z nim to jest zupełnie inna historia.  Ostatnio wszystko się zmieniło, przybycia Alexa też nikt się nie spodziewał, można powiedzieć, że było to po prostu zbieg okoliczności. Tutaj nikt nie liczy lat, każdy kolejny rok jest podobny do poprzedniego. Nawet nie jestem pewien czy wszystkie demony pamiętają datę swoich „narodzin” – w powietrzu nakreślił cudzysłów – pewnie Alex, ja też nie jestem pewien co do swojej daty urodzenia. Ty pamiętaj o swojej.
- O mojej? – zdziwiłam się. – Przecież pamiętam, kiedy się urodziłam.
- Nie wiem czy po dwustu latach będzie to dla ciebie takie oczywiste, ale nie o tym mieliśmy rozmawiać. Widzę, że masz jakieś wątpliwości. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
- Bastian opowiadał mi, jak mnie zabijecie…
- On zawsze tak robi, to sprawia, ze staje się szczęśliwszy – uśmiechnął się.
- Powiedziałeś, że żyjecie.
- A to – nie przestawał się uśmiechać. – My nie jesteśmy normalni, nie żyjemy tylko - zastanowił się jakiego słowa użyć – trwamy.
- A Alexander? Bastian nie chciał mi o tym mówić.
- Kiedyś w zupełnie inny sposób zostawaliśmy powołanie do życia, to znaczy trwania. Tak jak ludzie, matka, ojciec… Alex jest ostatni przedstawicielem tego typu demonów…
- Demonów? – przerwałam.
- Zaraz. Wychowywał się we wschodniej Europie, jego prababcia była człowiekiem, a pradziadek demonem. Drugi pradziadek także był demonem, a prababcia wampirzycą – popatrzył na moją bladą ze strachu twarz. – Dlatego próbował twojej krwi. Takim oto sposobem Alex jest prawdopodobnie jedynym na świecie demonem, który w jednej ósmej jest człowiekiem, w jednej ósmej wampirem i tylko w sześciu ósmych demonem. Alex mówił mi, że się domyślasz, ale nie brałem tego na poważnie.
- Co będę tu robić?
- Będziesz mieszkać, bo tak czy inaczej nie możemy cię zgładzić.
- A oni nie będą chcieli tego zrobić?
- Nie, nie bój się.
- A co z moją szkołą? Rodziną? Ze wszystkimi, którzy mnie znali? Nie mogę tak po prostu zniknąć. Na pewno mnie szukają.
- Oprócz ciebie nikt tego nie pamięta, ani przyjaciele, ani rodzina. Kompletnie nikt.
Nie mogłam w to uwierzyć. Przez chwilę milczałam.
- Bastian wspominał jeszcze o jakimś „starym”. Kto to jest? – ledwie poruszałam wargami.
- Stary? – zastanowił się chwilę. – Aaa, stary… to jest nasz przełożony, najstarszy z nas.
- Kiedy go zobaczę?
Znowu wsparł głowę na moich kolanach, żeby ukryć śmiech.
- Dzisiaj przy kolacji poznasz wszystkich. Przebierz się w to – wskazał na czarne pudło leżące przy drzwiach.- Masz tam nowe ubranie, nie możesz przecież pokazać się w tych podartych dżinsach.
- Alexander je rozdarł… - szepnęłam bezradnie.
- Bez dyskusji. Przebierz się, o osiemnastej któryś z nas przyjdzie po ciebie. Nie spóźnij się – rzucił wychodząc.
- Skąd mam wiedzieć, która godzina? – nie usłyszałam odpowiedzi.
Podeszłam do drzwi, zawahałam się chwilę, ale ciekawość wzięła górę i uchyliłam je, jak mogłam najciszej. Miałam nadzieję ujrzeć jakiś zegar, coś co chociaż w najmniejszym stopniu podpowie mi, która godzina, ale zobaczyłam tylko ciemny korytarz i nic oprócz mroku, który spowił to miejsce. Odpuściłam sobie te bezsensowne i bezowocne poszukiwanie zegara. Ostrożnie podniosłam wieko dużego pudła. Moim oczom ukazał się czarny materiał. Z jeszcze większą ostrożnością wyjęłam go z kartonu i dopiero wtedy spostrzegłam, że to sukienka. Dopasowany gorset zawiązywany z tyłu i prosta halka, na której układał się postrzępiony tiul. Przyłożyłam ją do siebie. Na pierwszy rzut oka nie wydał mi się zachęcająca, w ręcz przeciwnie odpychająca, zupełnie nie w moim stylu.
Zabrałam pakunek i krynolinę do łazienki. Tam przy dostatecznej ilości światła dokładnie obejrzałam prezent. Oprócz sukienki znalazłam jeszcze czarne rajstopy, bieliznę, szpilki i złoty zegarek. Uśmiechnęłam się, kiedy spostrzegłam, że mam jeszcze ponad dwie godziny na przygotowania.
Rozmowa z Justinem nie za bardzo mnie uspokoiła, zostawiła jeszcze więcej niewiadomych. Wiedziałam, że nie umrę, ale nie widziałam sensu mojego pobytu tutaj. W wirze przygotowań starałam się nie myśleć o dalekiej przyszłości, myślałam o tym, żeby zrobić na nich dobre wrażenie.
Łazienka była mała i ciasna, więc znalezienie czegokolwiek stanowiło dla mnie problem, ale postanowiłam, że będę wyglądać olśniewająco i nic nie stanie mi na przeszkodzie do zrealizowania mojego celu.
Po krótkich poszukiwaniach suszarki do włosów stwierdziłam, że ta łazienka w przeszłości musiała należeć do jakiejś kobiety, która lubiła dbać o siebie. Znalazłam także prostownicę i kilka nieużywanych maszynek do golenia.
Wzięłam prysznic, doprowadziłam nogi do porządku i umyłam głowę. Pierwszy raz od kilu dni robiłam to z ogromną przyjemnością. Owinęłam wilgotne ciało ręcznikiem i wyszłam z zaparowanej łazienki. Po omacku zaczęłam słać łóżko. Potknęłam się o… mój własny plecak. Zaskoczona podniosłam go z podłogi, po chwili zastanowienia pobiegłam z nim do łazienki, bo która kobieta może ruszyć się z domu bez podręcznej kosmetyczki? Zamknęłam drzwi na zamek i zaczęłam suszyć włosy, suche wyprostowałam, a dopiero potem zabrałam się do robienia makijażu. Nałożyłam trochę fluidu, pomalowałam na czarno oczy, usta delikatnym błyszczykiem i mój makijaż był skończony.
Założyłam nową bieliznę i ciemne rajstopy. Znowu wyszłam z dusznej łazienki, na świeżo pościelonym łóżku dostrzegłam postać mężczyzny. Przestraszona cofnęłam się do środka. Zarzuciwszy na ramiona ręcznik, wróciłam do sypialni.
Wyostrzyłam wzrok, żeby rozpoznać gościa.
Alex uśmiechnął się do mnie łagodnie.
Starałam się nie zwracać na niego uwagi, poprawiwszy pościel wyszłam do łazienki.
Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Jest późno, musimy już iść.
Zerknęłam na zegarek, Alex miał racje – było już za dwie osiemnasta.
Założyłam przygotowaną sukienkę. Nie byłam jednak w stanie dostatecznie spiąć gorsetu, więc w pośpiechu złapałam czarne buty i niespodziewanie otworzyłam dzielące nas drzwi, uderzając go przy tym w twarz.
- Widzę, że naprawdę to lubisz.
Nie odpowiedziałam, nie miałam siły.
- Dlaczego nie związałaś gorsetu?
Zaczęłam wciskać na stopy nowe, za małe szpilki.
- Odwróć się – nie czekając na moją reakcję złapał mnie za ramiona i odwrócił tyłem do siebie. Gorset ścisnął tak mocno, aż nie mogłam oddychać.
- Auł! – syknęłam.
- Nie za mocno? Zaśmiał się.
- Przestań!
Rozluźnił trochę materiał i związał wytrzymałą tasiemkę.
Wciąż pamiętałam naszą ostatnią rozmowę, więc urażona próbowałam nie odpowiadać na jego zaczepki. Mimo, że miałam trudności z oddychaniem, nie narzekałam na ucisk.
- Załóż buty, nie mamy czasu – wciąż mnie poganiał.
- Jak mam je założyć skoro są za małe? – krzyknęłam, żeby się odczepił.
- Bez nich nie wyjdziesz – zastrzegł.
- Taki mądry, to sam je załóż! – rzuciłam w niego jednym z butów.
- Siadaj.
Widząc, ze nie mam zamiaru tego zrobić, powalił mnie na łóżko i zaczął wciskać mi na stopy za małe obuwie.
- Nie wyrywaj się, masz ładnie wyglądać!
- Tak, w tych butach? Przestań.
- Mówię – nie wyrywaj się, inaczej nigdy tego nie zrobię. Zaraz skończę!
- Nie wrzeszcz tak! Przestań!
- Już blisko, daj mi chwilę.
Wyrywałam mu się, ale Alex postanowił, że założy mi te buty, więc moje protesty puszczał mimo uszu.
- Idioto, zostaw mnie!
Fragment delikatnego tiulu został mu w garści. W końcu mnie puścił.
- I co, było tak źle?
- Rozerwałeś je – wskazałam na pęknięte wzdłuż szwu na pięcie obuwie.
- To teraz możemy dokończyć, chodź do mnie – złapał mnie w pół.
Usłyszeliśmy stanowcze pukanie do drzwi.
- Jak ja mam się im tak pokazać? – szepnęłam wyraźnie akcentując wyraz „tak”. – Nigdzie nie idę.
- Ależ idziesz!
Wziął mnie na ręce, tak samo jak wtedy, kiedy niósł mnie z szopy do domu. Nawet nie próbowałam się wyrywać.
Alex otworzył drzwi, na progu stał Bastian.
- Wszyscy na was czekamy – skarcił nas.
Chłopak pokornie poszedł za Bastianem. Szliśmy długim, ciemnym korytarzem, w końcu doszliśmy do jasnej, przestronnej jadalni. Przy dużym, drewnianym stole siedziała trójka mężczyzn. Justin i dwójka, których jeszcze nie miałam okazji poznać.
Alex postawił mnie na panelowej podłodze. Czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych. Zastanawiałam się, który z nieznajomych mi demonów jest ich przełożonych, intuicja podpowiadała mi, że to ten w ciemno fioletowej koszuli, z gładko zaczesanymi długimi włosami.
Justin wstał i zaczął przemawiać:
- To jest April – przedstawił mnie. Mimowolnie poprawiłam wystrzępioną sukienkę. Za ścisły gorset nie pozwalał mi na spokojny oddech. – Jak już wszyscy wiedzą, będzie mieszkała razem z nami i nie przyjmuję słów sprzeciwu. Macie odnoście się do niej z szacunkiem, od dziś jest jedną z nas – nikt nie śmiał mu przerwać. – April, czuj się jak u siebie.
Alex odsunął mi krzesło.
Usiadłam obok niego i chłopaka w fioletowej koszuli.
- Jestem Jake – wstał i starym zwyczajem pocałował wierzch mojej dłoni.
Zdziwiło mnie jego zachowanie, ale jeszcze bardziej zdziwiło mnie, że to Justin jest ich „szefem”. Nie spodziewałam się tego. Kiedy był w moim pokoju, wydawał mi się taki słaby i delikatny.
Naprzeciwko mnie siedział drugi nieznajomy mi mężczyzna. Jake widząc, moją ciekawość szepnął:
- To jest Adam.
Bardzo przypominał mi Christiana. Miał takie same rozpalone oczy jak on.
- Ap, może powiesz nam dlaczego musieliśmy czekać na ciebie tak długo? – usłyszałam szyderczy głos Bastiana.
- Miałam mały problem – odpowiedziałam nie zwracając uwagi na jego ton.
- Alex na pewno pomógł ci go rozwiązać? – odezwał się Adam.
- Słyszałem, że było u was bardzo gorąco – znowu wtrącił się Bastian.
- Zamknij się! – zdenerwowany Alex wstał od stołu, krzesło z hukiem upadło na podłogę.
- Chodź na parking, zobaczymy kto się wtedy zamknie.
- Milcz! – syknął.
Przestraszona patrzyłam na wyraz jego twarzy, bałam się, że może zrobić coś nieodpowiedzialnego.
- Jeszcze nie zaczęliśmy jeść, a wy już się kłócicie. Siadać – Justin mówił cicho, ale stanowczo.
Alex podniósł krzesło, po czym obydwoje usiedli. Czułam napiętą atmosferę panującą pośród wszystkich uczestników wieczerzy. Gdyby nie przywołanie do spokoju przez Justina chłopcy mogliby się pobić i to o co? O taka błahostkę? Dwóch dorosłych facetów, którzy bez wątpienia byli w stanie zrobić sobie nawzajem krzywdę.
Alex nalał mi zupy, potem nałożył drugie danie, usługiwał mi na każdym kroku.
Napięta atmosfera zaczęła się rozluźniać, ale ja wciąż czułam się obco pośród demonów.
- Może sałaty? – co chwila słyszałam cyniczny głos Bastiana.
- Może Alex jej nałoży? – dopowiadał ze śmiechem Adam.
Chociaż starałam się nie słuchać tych szeptów i kpin, które bardzo niedyskretnie kierowali stronę moją i Alexa, nie miałam już siły, ani ochoty na jedzenie. I tak miało być codziennie.
- Nie przejmuj się… – szepnął mi Alex.
Jadłam w całkowitym milczeniu, słuchając delikatnego głosu Justina, śmiechów Bastiana i Adama, przymilania Jaka i równego oddechu Alexa. Chciałam go przytulić tak jak wtedy, kiedy niósł mnie do domu, kiedy leżał obok mnie, kiedy był przy mnie. Mimo tego, że siedział tuż obok mnie, nie miałam odwagi odezwać się do niego.
Kolacja dobiegła końca. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim ciemnym pokoju i zasnąć na zawsze.
Justin wstał os stołu, podziękował wszystkim za towarzystwo i pożegnał mnie mówiąc:
- Jutro rano postanowimy, co z tobą zrobimy, a teraz odpocznij i niczym się nie przejmuj.
- Mógłbyś przyjść do mnie za pół godziny? – zasugerowałam cicho.
- Dobrze, niczym się nie martw. Jack odprowadzi cię do pokoju.
Uśmiechnął się do mnie łagodnie, złożył delikatny pocałunek na mojej dłoni i szepnął mi do ucha:
- Wyglądasz ślicznie, ale dlaczego nie masz butów?
- Były za małe…
- Ale sukienka jest dobra?
- Tak, jest świetna tylko ten tiul…
- Mało wytrzymały, tak? – zakończył.
Zaczerwieniona kiwnęłam głową. Jake stanął tuż za mną.
- Mogę odprowadzić Panią do pokoju? – skłonił się nisko.
- Nie błaznuj – skarcił go Justin.
- Pani przyda się odrobina rozrywki.
- Tak, tak – zaśmiałam się.
Wyszliśmy z jadalni. Kiedy byłam już na korytarzu, odwróciłam się, by jeszcze raz zobaczyć Alexa. Siedział przy pustym stole, z zaciśniętymi ustani i dłońmi zawieszonymi na szyi. Justin podszedł do niego. Widziałam, jak patrzył na niego rozbieganymi oczami, jak jego blade wargi poruszały się, kiedy szeptał.
- Pani zmęczona? – odwróciłam głowę.
- Tak, chcę wrócić do pokoju.
- Pani życzenie jest dla mnie rozkazem.
Po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Jake włączył światło i pokornie się oddalił. Moja sypialnia wyglądała zupełnie inaczej, niż ją sobie wyobrażałam. W kącie naprzeciwko drzwi stało niewielkie łóżko, drewniane biurko po mojej prawej i duża szafa z lustrem obok drzwi do łazienki. Tylko okna nie było…
Zmęczona zdjęłam rajstopy, z sukienką nie poszło mi tak łatwo. Ponad piętnaście minut siłowałam się z gorsetem – na marne. Postanowiłam poszukać pomocy. Na korytarzu nie było nikogo. Ciche szepty dobiegające do mnie z salonu przyciągnęły moją uwagę delikatnie stawiałam bose stopy na zimnej marmurowej podłodze. Kiedy stanęłam w progu, zobaczyłam siedzących naprzeciwko siebie Alexandra i Bastiana, Justin stał w szczycie stołu, odwrócony do mnie plecami, mówił:
- Obecność April w naszym domu to nie powód do konfliktów między wami. Zachowujecie się jak dzieci. Bójki przy kolacji? Do czego to podobne? Myślicie tylko o sobie nie liczycie się z konsekwencjami.
- Ale to on zaczął – pyskowała Bastian.
- A czy ja mówię, że to tylko twoja wina? Obydwoje zachowujecie się jak… – nie miał już słów. – Dlaczego tak się zachowujesz? Co w ciebie wstąpiło? Przecież to zwykły człowiek! – patrzył ma Alexa.
- Zwykły człowiek… – powtarzał szeptem.
- Zwykła dziewczyna – szyderczo podkreślił Bastian.
- Mało ci jeszcze kary? Wprowadzasz zamęt.
Alex w pokorze znosił uwagi i zarzucenia kierowane do niego.
- To może ją zabijmy – zasugerował Bastian. – Z chęcią to zrobię.
Wszyscy zamilkli. Justin kazał im wstać.
- Nie chcę więcej słyszeć o kłótni między wami o tą dziewczynę. Tu od tysiąca lat panuje rygor i dyscyplina i wasze humory tego nie zepsują. Mam rację?
- Tak – obydwoje zgodzili się z przełożonym.
- Macie natychmiast się pogodzić.
Bastian objął ramieniem Alexa i zaczął szeptać mu coś do ucha, ten pobladł i jednym ciosem powalił go na podłogę. Uklęknął przed Justinem, pocałował jego pierścień i wyszedł drugimi drzwiami. Chyba mnie nie zauważył.
Uciekłam do swojej sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i oparłam o pachnące lasem drewno głowę. Nie włączyłam światła, przyzwyczaiłam się już do ciemności. Usłyszałam pukanie.
- Kto tam? – spytałam strwożona.
- Justin – usłyszałam spokojny głos.
Wpuściłam go do środka.
- Jak się czujesz?
Chciałam powiedzieć, że świetnie, ale łzy same popłynęły mi po policzkach. Stałam naprzeciwko niego, rozpłakana, rozdygotana, przerażona.
- Nie płacz – nawet nie podniosłam nań oczu.
- To moja wina… – wyjęknęłam i upadłam mu do kolan.
- Wstań – podniósł mnie z podłogi.
- Boję się… – przytuliłam się do niego. – Co będzie jeśli Alex będzie chciał zrobić coś Bastianowi?
- Powiem ci więcej – nie odepchnął mnie – on może chcieć go zabić. Musze ci zadać jedno pytanie, wiem, że to dla ciebie bardzo trudne, ale musisz odpowiedzieć.
- Między mną, a Alexem do niczego nie doszło – powiedziałam twardo.
Uśmiechnął pobłażliwie.
- O to chciałem właśnie zapytać. Alexander jest zdolny do wszystkiego. To, że poznał cię trzy dni temu nie stanowi dla niego problemu, w ręcz przeciwnie, jeszcze bardziej go podnieca. Nie płacz już – otarł mi łzy.
- Mógłbyś rozpiąć mi ten gorset? Alexander za mocno go ścisnął.
Odwróciłam się do niego plecami. A ramionach czułam dotyk jego delikatnych dłoni i lodowaty oddech.
- Dzięki – przytrzymałam sukienkę, żeby mi nie zsunęłaś się z mojego ciała.
- A dlaczego nie miałaś butów?
- Za małe – zaśmiałam się – ale sukienka świetna.
- Zostawiam cię samą, odpocznij, bo jutro czeka cię ciężki dzień.
Justin otworzył drzwi.
- Poczekaj. Chcę jeszcze o coś spytać. Dlaczego tu nie ma okien?
- Nam nie są potrzebne, ale jeśli chcesz to cię przeniesiemy do innego pokoju. W szafie masz trochę ubrań.
- Dziękuję – pocałowałam go w policzek.
- Nie trzeba było – odpowiedział zdziwiony.
Wyszedł.
Pragnęłam tylko się położyć, więc wzięłam szybki prysznic i w ręczniku przeszłam do swojego pokoju. Otworzyłam szafę i nie znalazłam tam nic, co mogłoby służyć mi za piżamę. Z braku innych wariantów wybrałam czarny podkoszulek. Wróciłam do zaparowanej łazienki. Związałam włosy w koński ogon i wyszłam.
- Co ty tu robisz? – szepnęłam przerażona obecnością Alexa.
- Chciałem cię tylko zobaczyć.
- Już zobaczyłeś, możesz już wyjść.
- Jesteś taka urocza, kiedy się złościsz.
- Wyjdź, bo zawołam Justina.
Chłopak skoczył do mnie. Złapał mnie w pół i syczał:
- Teraz Justinem będziesz się osłaniać? Wcześniej ci się podobało, a teraz wybrzydzasz. Chciałem dla ciebie dobrze…
- Błagam cię… wyjdź…chcę być sama…
Wiedziałam, że mam za mało siły, by się przed nim bronić. Byłam przerażona.
- Od czterech lat nie miałem w swoich ramionach kobiety… – moją dłoń położył sobie na lewej piersi. – Ja też czuje.
Pocałowałam jego rozpalone usta.
Puścił mnie.
Myślałam, że wyjdzie, ale on nie patrząc na mnie usiadł na łóżku. Patrzyłam na niego, nie wiedziała do czego jest zdolny. Wyszłam z pokoju zostawiając go samego.
Usiadłam na zimnej podłodze korytarza i czekałam na… na koniec. Alex długo nie wychodził z mojego pokoju.
W całym domu było zupełni cicho, nawet najmniejszy szmer nie mącił tego pozornego spokoju, pozornego, bo wewnątrz mnie wszystko się gotowało, nie mogłam myśleć, oddychać. Bałam się wrócić do pokoju, bałam się Alexa.
Chłopak wyszedł z mojej sypialni, minął mnie bez słowa i zniknął z szarości ciemnego korytarza. Zmęczona wróciłam do łóżka.
Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o Alexandrze i w ogóle o wszystkim, co spotkało mnie w ostatnim czasie. Chociaż w tej ciemności nie widziałam nic, co chwila zerkałam na czarną sukienkę. Ciekawe, który z nich mi ją kupił? Zdziwiona zastanawiałam się, dlaczego buty były za małe a bielizna była dopasowana idealnie.

1 komentarz: