sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział XVIII







Dwa miesiące później.


Zamiast uważnie słuchać wykładu na temat nudnych rządów króla Henryka VII Tudora, przyglądałam się moim idealnie pomalowanym paznokciom i uciekałam myślami gdzieś daleko poza klasę. Wyglądało na to, że nie tylko mnie nudzi lekcja, bo na mojej ławce wylądował świstek papieru a na nim koślawe pismo Julii – „Zrywamy się z ostatniej lekcji, idziesz z nami?” . Odwróciłam się w jej stronę i przecząco pokiwałam głową, nie mogłam ze względu na Adama. Ostatnio zaczęło się nam układać, nie mogłam tego zepsuć. Pech chciał, że historyk zobaczył jak kręcę się w ławce i z cynicznym uśmiechem na twarzy oznajmił mi, że jeżeli jestem aż tak zainteresowana piętnastowieczna Anglią, to z przyjemnością zostanę po lekcjach i przeczytam życiorysy wszystkich władców z dynastii Tudorów. Tak oto zostałam ukarana za wagary, na które nie poszłam. Grzecznie doczekałam końca tej lekcji i następnej, a potem skierowałam się do klasy, w której czekał już na mnie nauczyciel. Po drodze kupiłam sobie gorącą czekoladę. Oczywiście większość moich znajomych zajadała teraz pizzę albo jakieś inne niezdrowe jedzenie i mimo mrozu popijała je zimną colą.
Mój nauczyciel miał na sobie beżową marynarkę z łatami na łokciach i sprane jeansy. W ręku trzymał kubek z kawą, pewnie tak jak ja chciał się trochę rozgrzać, niestety jego uśmiech nie był nawet letni. Minęłam go w drzwiach, po czym usiadłam w pierwszej ławce, gdzie czekały już na mnie materiały. Mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie jakby rozkoszowała się tym, że musiałam zostać, do tej pory nie dawałam mu żadnych pretekstów do zatrzymania mnie po lekcjach, a że usidlił już prawie wszystkich, to przyszła kolej na mnie. Kątem oka dostrzegłam, że bierze do rąk dzisiejszą gazetę i popijając kawę przestaje poświęcać mi należytą uwagę. Myślałam, że przez całą godzinę będzie stał nade mną pilnując czy na pewno czytam o królowej Marii czy Elżbiecie, a tu takie miłe zaskoczenie.
Życiorysy rodziny Tudorów przewijał się już przez dziesiątki rąk, więc był pognieciony, w kilku miejscach podpisany czy pomazany. Spojrzałam na pierwszą stronę, pomiędzy drugą a trzecia linijką ktoś napisał: –  Jeżeli to czytasz, to znaczy, że odznaczyłeś się niesubordynacją i miałeś czelność zakłócać spokój na niezwykle ciekawej lekcji.” – uśmiechnęłam się sama do siebie, ale nie miałam zamiaru czytać dalej, przeglądałam tylko stos kartek zwracając uwagę na najciekawsze portrety belfra i złote myśli tłamszonych niesprawiedliwością uczniów. Tak minęła mi prawie cała godzina. Na końcu ostatniej strony obok przyczyny śmierci któregoś z władców tymi samymi literami co na pierwszej było napisane – „Dotrwałeś do końca czy przewertowałeś kartki?”, a obok coś co mnie zastanowiło, mianowicie był to malutki rysuneczek z niewyraźną siódemką w środku. Podniosłam głowę znad ławki, żeby zobaczyć dlaczego nauczyciel kaszle.
- Widzę, że zaciekawiły cię te notatki. Cieszy mnie to, ale możesz już iść – wziął do ręki kubek.
- Nie, to znaczy tak – poprawiłam się – ma pan rację, muszę już iść.
Jeszcze raz rzuciłam okiem na notatki i wyszłam z klasy. Na korytarzu stał zniecierpliwiony Adam.
- Czekam na ciebie od godziny, dzwoniłem, ale ty oczywiście nie raczysz odebrać – zarzucił mi.
Faktycznie, nie pomyślałam o tym, żeby poinformować go o tym, że później kończę. Wyjęłam z torby telefon – prezent od Bastiana – sześć nieodebranych połączeń.
- Przepraszam cię, musiałam zostać, bo nauczycielowi nie podobało się moje zachowanie.
- Co zrobiłaś? – odsunął mnie od siebie na odległość ramion.
- Odwróciłam się do Julii i on to zobaczył – westchnęłam.
- To jest tak głupie, że aż ci wierzę – przytulił mnie i pocałował w czoło. – Wolałbym jednak, żebyś następnym razem do mnie zadzwoniła, nie traciłbym tyle czasu na czekanie.
Wziął mnie za rękę i wyszliśmy przed budynek. Cienka warstwa śniegu pokryła już cały dziedziniec i  parking przed szkołą, malutkie płatki unosiły się w powietrzu. Słońce chyliło się już ku zachodowi rzucając złoto-pomarańczowe promienie na białe połacie.
- Wiesz, że niedługo będą święta? – zapytałam wsiadając do samochodu.
- Wiesz, że zmarł Miguel Calero ? – wziął ode mnie torbę i rzuciwszy ją na tylnie siedzenie znowu mnie pocałował.
- Nie mam pojęcia kto to jest ten cały Calero – zapięłam pasy.
Trochę zdenerwowana tym, że zignorował moją wzmiankę o świętach, patrzyłam jak uciekają oszronione drzewa rosnące wzdłuż drogi. Tak bardzo chciałam ubrać choinkę, patrzeć jak rośnie ciasto, tak jak kiedyś. Wtedy wszystko było proste, teraz też będzie – postanowiłam kładąc rękę na kolanie Adama. Ten uśmiechnął się do mnie i pochylił się, żeby znowu pocałować mnie w policzek.
- Uwielbiam kiedy taka jesteś.
- Jaka? – nieznaczenie przechyliłam głowę w bok.
- Właśnie taka ja teraz. Nie często jesteś dla mnie miła. Czym sobie na to zasłużyłem?
- Tym, że darzysz mnie uczuciem, którego nie potrafisz nazwać
- Masz rację, tak bardzo cię nienawidzę – na chwilę przyciągnął mnie do siebie.
W domu był tylko Bastian, który wziął wolne, żeby przedłużyć sobie świąteczny urlop. Usłyszawszy, że idziemy wyszedł nam na spotkanie do przedpokoju. Miał na sobie zabawny, czerwony sweter pokryty białym, nordyckim wzorem, spod którego wystawały białe mankiety i kołnierzyk, a przez lewe ramię przewiesił ścierkę. Brakowało mu tylko fartuszka godnego perfekcyjnej pani domu. Adam próbując tłumić śmiech, pomógł mi zdjąć płaszcz, w końcu zapytał otwarcie:
- A ty co robisz?
- Przecież to nasze pierwsze wspólne święta, a święta bez pierników to nie święta – przeszliśmy do kuchni.
- Jakoś do tej pory nie przeszkadzało ci, że ciastka kupował Justin – powiedział patrząc na bałagan. Wszędzie była rozsypana mąka i kakao, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu i chyba imbiru.
- Dobrze, że wyglądasz lepiej, niż pieczesz – podsumowałam, po czym pocałowałam go w umazany mąką policzek.
Adam zasłonił oczy dłonią jak robią to małe dzieci, którym rodzice nie pozwalają oglądać scen dla dorosłych. Dawno w naszym domu nie było tak spokojnie jak dzisiaj, więc korzystając z okazji poprosiłam Adama, żeby zawiózł mnie na zakupy, a co za tym idzie – zapłacił z nie. Bastian zmęczony lenistwem zaoferował się, że to on mnie zabierze, zawahałam się, ale zobaczywszy jego proszące oczy i ulgę na twarzy Adama, zgodziłam się. Chciał się trochę rozerwać, więc po kilkugodzinnych slalomie pomiędzy wieszakami i pułkami, postawiliśmy iść na kręgle. Pierwszy raz tak wcześnie zrobiłam świąteczne zakupy, chociaż nie byłam pewna czy wybrane przeze mnie prezenty spodobają się chłopcom. Zdziwiło mnie tylko to, że Bastian nawet nie próbował namówić mnie na pokazanie mu podarunku przeznaczonego dla niego. Uśmiechnął się tylko widząc torbę, którą trzymałam w dłoni wychodząc ze sklepu, do którego nie pozwoliłam mu wejść.
Po trzygodzinnych zakupach zmęczona wygodnie rozsiadłam się na kanapie i patrzyłam jak Bastian dumny ze swojego sweterka i w wypożyczonych butach do kręgli popisuje się swoimi umiejętnościami. Spojrzałam na moje stopy, też musiałam założyć te niepasujące zupełnie do niczego, buty. Nagle Bastian złapał mnie za rękę i wbrew moim sprzeciwom wyciągnął mnie na środek i wcisnął do ręki ciężką kulę.
- Przecież ja nie potrafię grać – chciałam mu ją oddać.
- Ależ umiesz – dodał mi otuchy promiennym uśmiechem. – Zdejmij tylko ten pierścionek.
- Masz rację – zsunęłam z palca srebrny krążek i posłusznie mu go podałam. Włożył go do kieszeni, a ja za pierwszym razem zdołałam zbić tylko dwa kręgle, ale i tak cieszyłam się jak szalona.

10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział tylko troszkę mało się w nim dzieje. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. to Ap jednak przeżyła? o.O
    zaskoczenie. :)
    jednak po między Ap a Adamem nareszcie się dobrze układa, :)
    ale trochę głupiego nauczyciela historii mają. :/
    ech, ja też bym sobie w kręgle zagrała! ;P
    u ciebie święta, a u mnie wiosna. podobnie ja na dworze. :)
    ps. mam małą propozycję. co ty na to, aby to twoim blogu pojawiła się nowa zakładka? z bohaterami ściślej mówiąc, było ich dużo i z pewnością niektórzy albo nowi czytelnicy mogą się trochę pogubić.
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale super!
    Strasznie fajnie piszesz :)
    Bardzo mi się podoba Twój styl. Denerwujący nauczyciel :p
    Pozdrawiam
    justikiki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale głupi nauczyciel.. ;/ fajny rozdział, trochę nudny, ale i tak ubóstwiam Cię za tego bloga :)
    aa ja się nagrałam wczoraj w kręgle.. muahah :D
    dobra, nie zanudzam już :) pisz szybko! :D

    mojahistoriadlaciebie.blogspot.com

    Pozdrawiam, Basia :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem szczerze , jak dla mnie za długie rozdziały. Ale masz talent do pisani.;) Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny rozdział . ;d masz talent do pisania ;) obserwuję i czekam na kolejny rozdział ;d zapraszam do mnie http://swwagiie.blogspot.com/ : *

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurde. Żałuję, że nie miałam możliwości czytania tego od pierwszego rozdziału. Postaram się jednak to nadrobić, bo zaciekawiła mnie Twoja twórczość. Masz talent. I bądź pewna, że będę tu częściej zaglądała.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie, http://trzeci-wymiar1990.blogspot.com/
    Mam nadzieję, że pozostawisz po sobie jakiś znak. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jak każdy Twój! Jest świetny. Troszkę nie było mnie u Ciebie, więc muszę to nadrobić. Gorąca czekolada.. Uwielbiam! ♥.♥ - O wiele bardziej wolę ją niż właśnie np. pizzy albo coś podobnego.
    Ciesze się, że między April a Adamem się fajnie układa. Wreszcie ulga. Ja też nigdy nie umiałam grać w kręgle - znaczy, jak będę miała farta to i 8 mogę zbić, ale tak czy owak lubię w nie grać. :D
    Jeśli znalazłabyś troszkę czasu, by skomentować mojego bloga to bardzo proszę, bo przecież sama wiesz jakie to jest ważne. Odwdzięczę się tym samym :)
    http://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz fajny styl, oby tak dalej! :) piszesz ciekawie
    obserwujemy?
    http://imrefashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny rozdział..ale chyba się spóźniłam z czytaniem :P

    zajrzyj też do mnie! http://cos-dla-romantyczek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń